Tego dnia nigdy nie zapomnę – sierpień 2016 roku, warsztaty, które prowadziłam w przepięknym miejscu otoczonym starym parkiem. W przerwie pomiędzy zajęciami, gdy nalewałam do szklanki wodę z plastrami cytryny i listkami świeżej mięty, podeszła do mnie jedna z uczestniczek. Szczupła, filigranowa blondynka o oczach pełnych ciepła i mądrości. Stanęła obok mnie i zaczęła spokojnie opowiadać.
„Wiesz jak na ciebie trafiłam? – zaczęła. To było w ubiegłym roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Od 11 lat chorowałam na Hashimoto. Przez bardzo długi czas nie wiedziałam o tym, nie wiedziałam co mi jest, ponieważ choroba nie była odpowiednio zdiagnozowana. Cierpiałam z powodu wielu ostrych stanów zapalnych, cierpiałam na chroniczne zmęczenie, depresje, miałam problemy z jedzeniem, tyłam i puchłam bez powodu i doświadczałam wielu innych problemów zdrowotnych. Mimo to każdego roku cała rodzina przyjeżdżała do mnie na święta. Jednak tym razem czułam się tak źle, że nie byłam w stanie udźwignąć przygotowania świąt. Powiedziałam o tym mojemu mężowi i przeprosiłam go za to, że nie będę w ogóle niczego przygotowywała. „Kochanie, przecież my ci we wszystkim pomożemy, będziemy robili wszystko razem!” Przekonywał mnie (mamy dwóch synów). Bezskutecznie. W końcu się poddał „Dobrze kochanie, rozumiem…”.
Czułam się fatalnie fizycznie i psychicznie, miałam strasznego doła,. „Tylko cud może mnie uratować!” – pomyślałam i zaczęłam gorąco się modlić do Jezusa o pomoc. O jakąś wskazówkę, o wsparcie.
Resztką sił wybrałam się do Empiku, licząc na to, że trafię na jakąś książkę, zdanie, które wskaże mi drogę, podniesie mnie z kolan. Gdy tylko weszłam do sklepu od razu rzuciła mi się w oczy książka pod tytułem „Smak świąt”.
„O, jakaś Maciąg pisze o świętach. A cóż modelka wie o gotowaniu! Jeszcze jedna celebrytka piszę książkę kulinarną…” I przeszłam obok niej obojętnie szukając mojego skarbu i wybawienia. Długo chodziłam pomiędzy regałami, które dosłownie uginały się od książek. Brałam wiele z nich do rąk, przeglądałam, jednak żadna z nich nie miała w sobie tego „czegoś”, co mogłam odczytać jako skierowane specjalnie dla mnie. Zrezygnowana udałam się w kierunku wyjścia, gdy znowu trafiałam na „Smak świąt’. „Przecież ja w tym roku nie robię świąt!” – pomyślałam, ale odruchowo po książkę sięgnęłam. „Co ona tam wypisuje” – pomyślałam.
Otworzyłam na chybił trafił i mój wzrok padł na „Modlitwę przed łamaniem się opłatkiem”. Zaczęłam czytać i w tej chwili znieruchomiałam. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, wielkie jak grochy. Stałam tak po środku sklepu, a po policzkach lały mi się łzy, których nie byłam w stanie powstrzymać. Natychmiast zamknęłam książkę, udałam się do kasy, zapłaciłam i wróciłam do domu. Zaczęłam ją czytać jeszcze tego samego dnia i czułam, że coś się ze mną dzieje. Zaczęła wstępować we mnie zupełnie nowa energia. Zapał i radość. Jakaś siła. Tego roku przygotowałam jednak święta – wszystko z twojej książki. I to były nasze najlepsze, najpiękniejsze, najbardziej radosne święta, a potrawy najpyszniejsze. Członkowie rodziny patrzyli na mnie z niedowierzaniem i zdumieniem „Czy ty się czegoś najadłaś?” – pytali.
Po świętach jeszcze przez jakiś czas unosiłam się na tej fali, na tej energii, która pod koniec stycznia zaczęła jednak opadać i choroba silnym uderzeniem ponownie zwaliła mnie z nóg. Dosłownie – nie byłam w stanie podnieść się z łóżka. Byłam chora, bezradna i załamana. Pewnego wieczora zobaczyłam reklamę twojej płyty dvd „Poranna joga”.
„Kochanie, jutro leć i kup mi tę płytę!” – powiedziałam do mojego syna. Ten spojrzał na mnie zdumiony i powiedział „Mama, ty chcesz ćwiczyć jogę? Przecież ty od dwóch tygodni z łóżka nie wstajesz!…”.
„Idź i mi ją kup!” – odpowiedziałam stanowczym tonem.
Płyta leżała obok mnie, a ja czułam, że muszę się dźwignąć z tego łóżka, żeby zacząć ćwiczyć. Po mniej więcej tygodniu to się udało. Od tego dnia ćwiczę z tobą codziennie. Schudłam 14 kilogramów. Wstąpiła we mnie nowa energia, siły i zdrowie. Za każdym razem, gdy na płycie jest pozycja „Sfinksa”, z głową uniesioną do góry, ja wyciągam szyję, (bo tam jest umieszczona tarczyca) i modlę się w duchu: „Jezu, Ty jesteś moim lekarzem, każda komórka mojego ciała jest zdrowa” i czuję, jak jasne światło mnie uzdrawia. Codziennie ćwiczę, śpiewam mantry, zmieniałam sposób odżywiania się, przeczytałam wszystkie twoje książki, czytam bloga, zmieniłam swój sposób myślenia, a w moim życiu zaczęły dziać się cuda. Znajomi nie poznają mnie na ulicy. Nawet nie wiesz, jak jestem ci za to wszystko wdzięczna!”
Stałam oszołomiona słuchając tej opowieści. Nie miałam pojęcia, że to, co robię, może aż tak przyczynić się do poprawy życia i zdrowia innych osób. Owszem, dostaję wiele listów z potwierdzeniem, że to wszystko działa, ale podnieść człowieka z totalnej niemocy do pełni zdrowia, sił i radości… to naprawdę niezwykłe. Nie byłam w stanie uwierzyć, że ta w pełni zdrowia i sił kobieta jeszcze niedawno nie była w stanie samodzielnie podnieść się z łóżka!…
To była dla mnie chwila totalnej wdzięczności, kiedy poczułam, że moje zaangażowanie i praca mają wielki sens. Nie ma większego szczęścia niż pomóc drugiemu człowiekowi. Ja jestem tylko „przekaźnikiem”, jestem jak „gołąb pocztowy”, który przekazuje wiadomości, ale to już była osobista praca i zaangażowanie Beaty, że z tego w pełni skorzystała.
Z czasem Beata zaczęła jeszcze bardziej rozkwitać. Jest z zawodu i wykształcenia finansistką (przez wiele lat była dyrektorem dużej firmy), ale zaczęła rozwijać swoją pasję, jaką jest dekorowanie wnętrz. Stworzyła swoją własną filozofię tworzenia domowej przestrzeni w taki sposób, aby działała uzdrawiająco. Zdobyła również dyplom dietetyka i zaczęła specjalizować się w chorobach autoimmunologicznych. Zaczęła pomagać borykającym się z chorobą Hashimoto kobietom.
Po pewnym czasie znowu przyjechała do mnie na warsztaty. W przerwie pomiędzy zajęciami powiedziała mi, że im dłużej drąży temat Hashimoto tym większe jest jej przekonanie, że standardowa wiedza, która trafia do chorych kobiet nie jest pełna, nie jest wystarczająca, a w przypadku tej choroby sama dieta to zdecydowanie za mało. Beata stworzyła cały holistyczny program, w którym każdy z elementów jest istotną częścią układanki całkowitego powrotu do zdrowia. I żaden z nich nie jest mniej ważny. To bardzo unikalne podejście.
Beata miała świadomość, jak bardzo kobiety cierpią z powodu Hashimoto i jak bardzo niekompletna wiedza do nich trafia. „Czuję, że otrzymałam wielki, bezcenny dar. Pragnę się nim podzielić, przegnę pomóc innym kobietom, żeby nie cierpiały jak ja. Nie wiem co zrobić, aby przekazać im moją wiedzę…”.
„Napisz książkę” – odpowiedziałam bez wahania.
„Ale ja nie umiem pisać!” – odparła oszołomiona.
„Ja też nie umiem. Pisze się sercem. Jeśli masz coś ważnego do przekazania, to i odpowiednie słowa się znajdą. Pomódl się, zaśpiewaj mantrę, zapal świeczkę, poproś Anioła Gabriela o pomoc i pisz”. Narodził się również pomysł stworzenia warsztatów, aby Beata mogła bezpośrednio dzielić się swoją wiedzą z kobietami.
To był moment, kiedy żadna książka o Hashimoto nie istniała jeszcze na Polskim rynku. Skontaktowałam się ze znanym mi wydawnictwem, aby wesprzeć Beatę w pisaniu. Pomyślałam sobie, że być może pomoże jej wsparcie doświadczonej pani redaktor, która pokieruje nią jak przebrnąć przez meandry pisania, stworzy jakiś konspekt, cokolwiek… Skoro mówiła, że nie umie pisać. Ja nie wiedziałam jak pisze Beata, bo nigdy nie czytałam jej tekstów.
W wydawnictwie przedstawiłam mój pomysł oraz problem Hashimoto, zakres i zasięg tej choroby. Uznałam, że wiarygodna, profesjonalna literatura w tym temacie jest bardzo potrzebna. A kto może napisać bardziej wiarygodną książkę niż osoba, która sama sobie z nią poradziła? Mało tego, Beata dzięki chorobie rozkwitła, rozwinęła się, zdobyła nowe wykształcenie, przeszła przez wewnętrzny proces samooczyszczenia, przebaczenia, rozwoju. Jednym słowem z larwy wykluł się motyl, który jest piękny, wolny i lata wysoko.
Pani z wydawnictwa odpisała mi, że temat nie jest interesujący, że ona w ogóle nie widzi zapotrzebowania na taką książkę, że jest to temat niszowy i oni nie są zainteresowani taką publikacją.
Oniemiałam. Mam bardzo bliski, bezpośredni kontakt z kobietami, znam ich potrzeby i je rozumiem. Byłam przekonana, że te książka jest bardzo potrzebna. Trochę nam ta odpowiedź podcięła skrzydła. Ale tylko na chwilę.
„Co w takiej sytuacji mam robić?” – zapytała Beata.
„Siedź i pisz” – odpowiedziałam z pewnością. Pomódl się, zaśpiewaj mantrę, zapal świeczkę i pisz.
I tak też Beata zrobiła. Zaczęła pisać, a słowa płynęły jej z serca. Pośród wszystkich zawodowych i rodzinnych obowiązków, które miała, wracała do domu wieczorem, ogarniała wszystko i pisała. Pisała w każdej wolnej chwili. Pisała w weekendy. W deszczowe poranki. W zimowe wieczory. Założyła blog,, beataabramczyk.pl’’, stronę na Fb,,Życie z Hashimoto’’ Postanowiła organizować warsztaty dla kobiet, aby zacząć już działać i dzielić się swoim doświadczeniem.
Pewnego dnia zobaczyłam reklamę jakiejś książki o Hashimto. Serce stanęło mi w gardle. Pierwsza taka książka w Polsce. Wydało ją wydawnictwo, do którego…. napisałam. Zadzwoniłam do nich, aby dowiedzieć się o co chodzi.
„Zbadaliśmy ten temat i okazało się, że rzeczywiście jest bardzo interesujący i potrzebny. Chcieliśmy być pierwsi na rynku z tą tematyką, dlatego nie chcieliśmy czekać na powstanie tej książki, ale kupić prawa autorskie do takiej, która już istnieje. Takie są wymogi rynku, proszę nas zrozumieć”…
Beata napisała do mnie, że widziała książkę o Hashimoto.
„Co mam teraz zrobić? – zapytała.
„Siedź i pisz” – odpowiedziałam. „Żeby nie wiem co się działo, siedź i pisz. Twoja historia jest jedyna, niepowtarzalna i potrzebna”.
„Ale kto to wyda?” – zapytała rozsądnie. Zwłaszcza teraz, kiedy jest już taka książka, a za chwilę na pewno pojawią się kolejne…
„Nie wiem jaki plan ma dla nas nasz Szef (ten na górze), ale jestem pewna, że nie możemy się poddawać i rezygnować z podążania za głosem naszego serca nawet wtedy, gdy pod nogi lecą nam kłody. Każda moja książka to za każdym razem wielkie wyzwanie. Zawsze były jakieś problemy po drodze. Ale nie poddawałam się. Bóg ma dla nas lepszy plan, niż my sami dla siebie. Trzeba iść dalej przed siebie, a w odpowiednim czasie wszystko się wyjaśni. A ty siedź i pisz”.
No i tak Beata pracowała zawodowo, ogarniała dom, pisała dalej i organizowała warsztaty. Na pierwsze z nich zapragnęła podarować uczestniczkom moje karty afirmacyjne „Słowa dla duszy” z którymi pracuje każdego dnia i uważa za bardzo ważny element terapii (pozytywne nastawienie jest kluczowe dla zdrowego funkcjonowania całego organizmu, zwłaszcza przy chorobach autoimmunologicznych). Chciała kupić karty w dobrej cenie, dlatego odesłałam ją bezpośrednio do wydawnictwa, które się kartami zajmowało (to było zupełnie inne wydawnictwo).
Kiedy Beata skontaktowała się z osobą, która zarządza sprawami związanymi z kartami i opowiedziała, że potrzebuje je na warsztaty o Hashimoto, wtedy okazało się, że ta dziewczyna z wydawnictwa… podejrzewa, że choruje na Hashimoto! Ja o tym nie wiedziałam! Nawiązały ze sobą bardzo bliski kontakt. Poznały się, przyjechała do Beaty na warsztaty o Hashimoto, a gdy dowiedziała się, że Beata pisze książkę zapaliła się, aby pomóc jej w pisaniu i wydaniu! Wow!
Boski plan jest zawsze wspanialszy, niż się nam wydaje! Opisałam Wam tą historię, aby pokazać jak niesamowite, niezwykle inteligentne i precyzyjne są drogi Stwórcy! Kto by na to wpadł! Powstała cudowna siatka naczyń połączonych sercem. Nie planem, marketingowymi strategiami czy zapotrzebowaniem rynku – ale sercem. A to jest bezcenne!
Dlatego pamiętajcie, NIGDY, przenigdy się nie poddawajcie! Gdy realizujecie powołanie Waszego serca i spotkają Was problemy – nie rezygnujcie. Nie poddawajcie się. Módlcie się, proście o pomoc i prowadzenie i mimo tego, że pod nogi padają kłody, omijajcie je z odwagą i z wysoko uniesioną głową idźcie przed siebie. A Stwórca przetrze dla Was szlaki.
Beata napisała piękną książkę. Jest dietetyczką, dekoratorką wnętrz, joginką (i finansistką), ale jest to książka napisana przez kobietę. Wrażliwą kobietę, którą choroba… uzdrowiła. Dała jej siłę i moc. Książka nosi tytuł „Hashimoto. Droga do uzdrowienia siebie”, ponieważ dzięki chorobie Beata uzdrowiła siebie na wielu płaszczyznach i w wielu aspektach.
W tej książce znajdziecie PIĘKNIE napisaną (o tak, Beata umie pięknie pisać, chociaż sama o tym nie wiedziała!), bardzo osobistą historię kobiety oraz mnóstwo BEZCENNYCH porad i profesjonalnych, skutecznych wskazówek jak poradzić sobie z tą trudną chorobą. Są również przepisy na zdrowe, bezglutenowe potrawy idealne dla osób chorych na Hashimoto.
Szczerze polecam Wam tę książkę, ponieważ powstało coś bardzo cennego i wyjątkowego. Jestem przekonana, że książka ta będzie pomagała kobietom przez długie lata!
Gdy pierwszy raz rozmawiałam z Beatą o książce, miałam przed oczami motyla, który rozwiną swoje skrzydła. Tak widzę Beatę – z larwy narodziło się piękno. Jak wielki, gigantyczny wysiłek wkłada larwa w swoją przemianę i narodzenie się nowej formie motyla?…. Wtedy też dowiedziałam się od Beaty, że tarczyca ma kształt… motyla. Motyl znalazł się na okładce książki Beaty, a w dniu, w którym wydrukowana książka po raz pierwszy znalazła się w moich rękach, nad naszymi głowami przeleciał motyl…
Moja książka „Rozmaryn i róże” miała mieć premierę 23 czerwca, ale z jakiegoś powodu przeniesiono ja na 4 lipca. W tym samym dniu odbyła się… premiera książki Beaty. Nikt z nas tego nie planował. To jest dla nas znak od Szefa (tego tam na górze), że jest z nami i że dobrze wykonałyśmy nasze zadanie. Niech teraz nasze książki płyną do Was, byście mogły w pełni rozkwitać, być zdrowe, szczęśliwe i spełnione, bo tego z głębi naszych serc Wam życzymy!!!!! Wzlatujcie wysoko i pięknie – jak motyle…
Z miłością,
Agnieszka
Książka Beaty Abramczyk pt. „Hashimoto. Droga do uzdrowienia siebie” jest dostępna na przykład tutaj: https://www.empik.com/hashimoto-abramczyk-beata,p1200594034,ksiazka-p
Witaj Agnieszko,
Moze nie na temat ale kto wie…
Jesli znajdziesz chwile i checi prosze odpisz wierze ze nie tylko mi pomorze twoja odpowiedz.
Od niedawna zaczytuje sie w Twoich ksiazkach. Przewija sie w nich postac Pana Jana.
Pomyslalam jakie to szczescie miec takiego Jana.
Ale nie kazdy moze miec nie kazdy moze spotkac nie kazdego stac nie kazdemu po drodze…
Siedzialam i myslalam i troche zal mi bylo ze ja nie mam mozliwosci.
Az pomyslalam ze mozesz byc posrednikiem miedzy nim a nami 🙂 na pewno wiele dobra z tego wyjdzie dziel sie tym prosze co on Ci przekazal 🙂
Dla dobra.
Mam pytania o kapieli z soli i sody.
Zeby nastapilo faktyczne oczyszczenie jak czesto i jak dlugo stosowac kuracje?
A potem po kuracji co jaki czas robic przypomnienia i jak ma to wygladac?
Co tak naprawde ma zdzialac taka kapiel?
Czy cialo po kapieli oplukac woda czysta?
Wiem ze odpowiedz wymaga Twego czasu ale moze czas okaze sie laskawy.
Dziekuje i pozdrawiam pamietaj o nas.
Asia
Ależ kochana ja jestem takim pośrednikiem, od wielu już lat! Wszystko Wam przekazuję! Dokładnie i precyzyjnie, w moich książkach, na moim blogu.
O kąpielach pisałam bardzo dokładnie w „Smaku zdrowia”, w „Smaku szczęścia”. Kąpiel możesz robić 2-3 razy w tygodniu, tak długo, jak będziesz czuła potrzebę. Wyciąga z ciała toksyny. Tak, opłucz się i wytrzyj 🙂
Pani Agnieszko. Pani książki pochlaniam wręcz i lecze swoją duszę, która dzieki Pani czuje się pogodna i lekka. Teraz czas na cialo które jest cialem staruszki ból kręgosłupa stawów…Jak zacząć cwiczenia z joga od czego zacząć… Mój mozg domaga sie uzdrowienia ciała.
Wzruszająca ta historia owej kobiety. Myślę, że pani ma jakąś szczególną moc. Nie myślała pani aby zostać lekarzem dusz. Niesamowita historia. Pozdrawiam.
Agnieszka już jest lekarzem dusz… wystarczy poczytać komentarze na tym blogu:) Pozdrawiam
P.S. Agnieszko ja również dziękuję Ci za bycie „latarnią morską” na tym wzburzonym morzu, jakim jest życie <3
Znakomita historia,która pokazuje jak szukając i modląc się, odnajdujemy drogę.
Jak ważne jest wsparcie od”pozytywnej duszyczki” jaką jest również Pani, by realizować się bez względu na niedogodności otoczenia.
Od razu wskoczyłam na blog autorki tej książki(mimo iż nie chorujęna hashimoto), by poznać silną kobietkę i przyznam,że odczułam wieeele dobrej energii płynącej ze słów opisanych na jej bloku.
Życzę Wam obu abyście otrzymywały taką radości życia, jaką obdarowujecie innych.
Pozdrawiam ciepło.
Dziękuję za tą historię. Co prawda Hashimoto mnie nie dotyczy, ale tak bardzo potrzebowałam słów o tym, żeby się nie poddawać. Właśnie teraz, kiedy moje plany posypały się w jednej chwili, kiedy spełnienie mojego marzenia oddaliło się znacznie. A czuje, że to jest coś czego bardzo potrzebuję, żeby odnaleźć swoja drogę. Pozostaje zawierzyć, że mój plan był niedoskonały i Szef (ten tam na górze) ma lepszy. Przecież to oczywiste.
Wspaniała,cudna historia. Dziękuję,że podzieliłaś się ją z nami. Jakie dobre, pozytywne przesłanie, balsam dla duszy poszukującej i znajdującej to, czego najbardziej potrzebuje.
Z wielką miłością. Anna
Popłakałam się w połowie tekstu, kiedy napisałaś, żeby nigdy, przenigdy się nie poddawać. Nie wiem czemu, bo los obecnie mi sprzyja i chodzę szczęśliwa. A jednak wibracje tych słów spowodowały, że mną coś zatrzęsło. Łzy popłynęły same. To było jak oczyszczenie. Dziękuję Ci Agnieszko za Twojego bloga. Tak, chyba sama nie wiesz, ilu osobom pomagasz i jak bardzo zmieniasz ich życie. Ja też dzięki tobie słucham mantr, roztaczam jasne światło nad rodziną i leczę zatoki olejem. Po przeczytaniu twojej książki „Rozmaryn i róże”, gdzie opisałaś scenę w kościele z Marią Magdaleną, zrozumiałam, jak bardzo możesz czuć się przytłoczona tymi wszystkimi prośbami, które do ciebie spływają. Jak faktycznie duży ciężar musisz udźwignąć. Podziwiam Cię za to i jednocześnie wierzę, że Stwórca da Ci dość siły na to, abyś mnożyła dobro. Rób tyle, ile możesz, a i tak to będzie wiele. Tyle już bezcennych rad dostaliśmy tu wszyscy na blogu, że nawet jeśli miałabyś sobie robić przerwę od niego, to i tak każdy będzie ci wdzięczny za to, co już stworzyłaś.
Kochana, dziękuję z całego serca! Ha ha ha! Sama śmieję się siebie, że siedzę i z pasją pisze dla Was, a mam nie pofarbowane włosy, nie mam czasu na fryzjera, paznokcie u stóp maluję sobie biegając za Helenką. Cyrk. Ale jestem szczęśliwa, a to co robię przynosi tak wiele dobrego, że „opakowanie” nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Bóg daje mi siły, zdrowie, natchnienie. Czasem jestem fizycznie zmęczona, ale jak pomedytuje, pomodlę się, zaśpiewam mantrę i się rozświetlę – dostaję nową dawkę mega energii!
A teraz lecę do mojej Helenki!!! Całuję mocno!
Piękna historia. I te słowa „Siedź i pisz”…. Agnieszko jesteś wielka.
Pani Agnieszko po przeczytaniu tej optymistycznej historii naszło mnie pytanie. Co by było gdyby Pani Beata nie mogła się zwrócić do Pani,po to by otrzymać wsparcie „Siedź i pisz” 🙂 ? Jak widać potrzebne było nawet kilka razy 🙂 Pani miała już tą wiarę, że to się uda, a Pani Beata tego potrzebowała, bo los rzucał kłody i nie wierzyła w to co robi do końca. I gdyby nie Pani to pewnie nie napisałaby tej książki. A w życiu często jest tak, że chcemy coś zmienić, zrobić, ale nie mamy osoby/osób, które powiedzą nam „Siedź i pisz” i w momencie kiedy się wahamy, tracimy drogę, spotykamy trudności poddajemy się. Pytam o to, bo taka sytuacja dotyczy właśnie mnie i nie wiem jak sobie z nią poradzić.
Już wiesz kochana – odpowiedź jest w tej historii. Idź i rób. Módl się. Proś o prowadzenie i idź przed siebie! 🙂
Super historia, dzisiaj będę w okolicy Empiku i podejdę po tę książkę. 🙂
Jaki balsam dla „środka” przeczytać taki tekst. Uwielbiam kiedy ludzie mają ten rodzaj podejścia do życia.
Codziennie zaglądam na ten blog, mam go ustawiony jako stronę główną aby przypominał mi
o tym, że świat jest fascynujący i pełen cudów, tylko trzeba im pozwolić na objawienie się.
Dzięki regularnemu spoglądaniu na Twoje wpisy coraz mniejsze wrażenie robią na mnie twardzi,
racjonalni ludzie, do których przemawiają tylko statystyki, to co potwierdzone badaniami laboratoryjnymi, ludzie marzący o przejści na emeryturę – wieku trzydziestu kilku lat. Kiedyś mnie dołowali, próbowałam z nimi polemizować, teraz staram się ich po prostu wysłuchać i jeśli widzę, że nie ma sensu, nie wdaję się w dyskusję. Po co tracić energię aby przekonywać ludzi zamkniętych na inne wizje rzeczywistości.
Tak ogólnie to po prostu DZIĘKUJĘ! Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś przyjechać na Twoje warsztaty. 🙂
Dziękuję kochana! Przytulam mocno!!!!! 🙂
Pani Beato, Pani Agnieszki,
Bardzo bardzo Wam dziękuję za książkę. Ostatnio odebrałam swoje wyniki, które się niestety pogorszyły. I szukałam wskazówek, jak ta chorobę wyciszyć, ale bez żadnych leków hormonalnych.
I oto dostałam odpowiedź ?
Dziękuję ?♥
Pani Agnieszko! To cudownie, że są pierwsze – tak napisane – owoce Pani ciężkiej pracy. Podziwiam i bardzo dziękuję. Takich przykładów- jestem pewna – jest dużo więcej . Czytelniczki na pewno mają podobne zdanie. Z serca gratuluję Pani i Pani Beacie ! Niech dobro szerzy się w nas i potem dalej. A Pani życzę dużo zdrowa i wytrwałości , Ażeby nie przyszło zniechęcenie. Pozdrawiam. Beata
Wzruszająca historia, bardzo inspirujące:)
Historia jak z bajki. Tez szukam swojej drogi…..i jakoś nie mogę jej znaleźć …..
Boze, poryczalam sie.
Jestem fanka pani bloga, wiara i naturalne metody leczenia to jest to co uwazam za sluszne i właściwe.
W przeziębieniu i infekcjach poszukuje inf na pani blogu. Natomiast przy raku czuje sie bezsilna. Dlatego prosze o pomoc i rade, moj tata ma raka zlosliwego, lekarze wysylaja go na chemie co jest dla mnie absurdem.
Prosze o informacje gdzie moge znalezc madrego lekarza, ktory zajmie sie organizmem mojego ojca kapleksowo i w naturalny sposob a nie poprzez wtaczanie chemii do jego organuzmu
Prosze sprawdzic strone medycynaludowa.com pana Aleksandra Haretskiego. Zycze zdrowia dla ojca.
Przepiękna historia. Mieć takiego mentora jak pani Agnieszka to prawdziwe błogosławieństwo. Za 2 tygodnie bedę zaczytywać się w „Rozmaryn i Róże”:) i w prawdzie nie mam Hashimoto ale książkę pani Beaty też kupię. Wiem że pani Agnieszka nie zachwala byle czego więc to z pewnością będzie skarb. Poza tym od dawna marzy mi się napisanie książki z dziedziny jeszcze niszowej na bazie własnych doświadczeń tylko toczę batalie z krytykiem wewnętrznym. Ten dzisiejszy wpis to jak przekaz od Stwòrcy za sprawą anioła (A nawet dwóch:*:*). Wierzę, że książka p. Beaty będzie moim drogowskazem. Niech żyje moc słowa I to co ukryte między wierszami. Podwójne dzięki wspaniałe kobiety:*:*
Agnieszko!
Jesteś absolutnie fantastyczną kobietą z wielkim Duchem. Niech Twój Duch niesie Cię przez życie i wskazuje drogę Tobie i innym potrzebującym duszom. Jesteś wielka! Życzę Ci zdrowia, siły i natchnienia do dalszej owocnej pracy, która jest temu światu tak bardzo potrzebna.
Dziękuję i pozdrawiam! ??❤️
Bardzo wzruszająca i piękna historia.
Obie Kobiety serdecznie pozdrawiam i życzę, aby Szef miał wobec Was same takie cuda 🙂
Witam, a ile przepisów jest w książce?
Miałam przyjemność spotkać Ciebie i Beatę na ostatnich warsztatach.
Tak się cieszę z tych książek, szczególnie, że niedawno okazało się, że bliska mi osoba również ma Hashimoto, o czym nie miałam pojęcia!
Po opowiedzeniu jej Waszej historii, historii pięknych dusz, zażyczyła sobie Wasze książki. 🙂
Ten prezent będzie dla niej ukojeniem duszy i ciała, dlatego dziękuję, że dzięki Wam mogę jej to podarować!
Droga Agnieszko!☺
Wspaniała historia. Wzruszająca i dodająca skrzydeł. Uwielbiam takie niesamowitości życiowe! Te opowieści są pokarmem dla duszy dla tych, którzy błądzą bądź po prostu szukają. Jestem szczęśliwą mamą i żoną, ale nie znalazłam jeszcze tej odpowiedniej dla siebie ścieżki zawodowej, nie odkryłam jeszcze tego talentu, który każdy ma w sobie. Uwierało mnie to strasznie. Teraz, głównie dzięki modlitwie, jodze, medytacjom, śpiewaniu mantry RA MA DA SA, czytaniu inspirujących książek, pozytywnemu myśleniu, uwiera mniej, czuję większy spokój i kroczę naprzód, choć nadal za bardzo nie wiem, w jakim kierunku, wszystko jest jeszcze takie mgliste… Czy mogę zrobić coś jeszcze?
Kilka dni temu skończyłam czytać „Rozmaryn i róże”☺ Moim zdaniem to najbardziej osobista z Twoich książek. W niej, jeszcze bardziej niż w innych, odsłaniasz swoją duszę. Urzekło mnie to, że opisywałaś swoje odczucia podczas przeróżnych niekomfortowych sytuacji (z wieloma się utożsamiałam) i pokazywałaś jak radzić sobie z tymi wszystkimi destrukcyjnymi uczuciami, które jako pierwsze pojawiają się w takich momentach.
Jednak przede wszystkim wyłania się z tych kartek obraz wspaniałej, pięknej, kochającej się rodziny?
Kiedy czytałam, odczuwałam wielką radość, czułam się tak, jakbym była uczestniczką Waszych wojaży. Przecudowne wrażenie!
Podziwiam Cię bardzo, podziwiam Twoją duchowość, podziwiam Twój sposób patrzenia na świat i odbierania go. Wzrusza mnie bardzo Twój ogrom miłości dla wszystkich. Z każdą Twoją książką, tekstem uczę się tego od Ciebie. Czuję, że już dużo pracy wykonałam, dzięki czemu stałam się szczęśliwszym i lepszym człowiekiem. I ta świadomość daje siłę do tego, by starać się dalej☺ By żyć głębiej i piękniej☺
Dziękuję Ci❤
Wzruszyła mnie ta historia ? Dziękuję Pani Agnieszko ?
I słowa o tym, że dla Beaty choroba okazała się być uzdrawiająca… jakie to prawdziwe.. Moja historia jest odrobinę podobna (napisałam książkę „Zdrowa Nadzieja” o zdrowieniu ciała, umysłu i serca), ale książkę wydałam samodzielnie jako self-publisher. Też nie byłam pewna czy moja książka ujrzy światło dzienne – prowadziło mnie serce i się udało ❤
Koniecznie muszę kupić tę ksiażkę po takiej rekomendacji!! Dzisiaj idę do endo, ale mam wyniki straszne i jestem pewna, że zdiagnozuje u mnie hashimoto ; (
Ale ciesze sie , ze ten krok juz za mna! Pozdrawiam
Namówiłaś mnie – zamówiłem książkę dla żony! 🙂
To ostatnio gorący temat i książek o hashimoto jest bardzo dużo
Bardzo wzruszający wpis ….
Pani Agnieszko,
To mój pierwszy komentarz na jakimkolwiek forum. Czytam ostatnio Pełnię Życia, fragmeny, gdzie pisała Pani, że nie ma przypadków, wspominając o sytuacji szala zagubioneego gdzieś w sklepie na lotnisku, po który jakaś siła kazała Pani wrócić. Pomysłami sobie, że takie rzeczy to chyba lekka przesada. Tego samego dnia wybrałam się na rower. Temperatura tego dnia trochę spadla, do bagażnika rowerowego wrzuciłam bluze, moja ulubiona. Jechalam sobie przez las, rozmyślając jeszcze trochę 'o życiu’, kiedy samochód obok zwolnił., Pani uchyliła szybę i powiedziala że kawałek dalej zgubiłam bluze. Dziekuje. Wróciłam po nią, a w drodze powrot do domu, cieszylam się że ja mam, bj było już chlodno. Wszystkiego dobrego!
Pani Aniu kochana, troszkę Pani nie zrozumiała kontekstu tego fragmentu w książce – tu chodziło o uczenie się, o rozwijanie współpracy ze swoją intuicją.
Współczesny człowiek jest totalnie oderwany od swojej intuicji i słyszenia wewnętrznego głosu – słyszy jedynie swój umysł.
Nie musimy na tym poprzestawać – jesteśmy czymś znacznie więcej.
Uczenia się, aby usłyszeć głos swojej intuicji i uszanowania go, musimy uczyć się od podstaw (nasza cywilizacja nie rozwija tej naszej podstawowej umiejętności). Ten przykład a szalikiem był jedynie bardzo prostą wskazówką. Dla nie których osób zrozumiałą, dla innych nie za bardzo. Tak to już jest.
Pozdrawiam ciepło! 🙂
Hasimoto to moje drugie ja nie mogę już. Poplakałam sie lecze o ale zawsze coś zapalenie zatok pęcherz niedomagająca wątroba i praca z klima co pogarsza stan zapalny. Już dużo wiem ale jeszcze mi wiary brak. Teraz stoję na rozdrożu bo wiem więcej niz lekarze !!! może to tez moja nowa droga ale ja sie boje boje sie strasznie wszystkiego stan zapalny za stanem zapalmy. Moja głowa to juz nie ta co kiedys. Zapisalam sie teraz na studium z Informatyki ale wątpię ze dam rade. Studia co prawda mam ale ledwo ledwo wtedy nie wiedziałam co mi jest
Witam Pani Agnieszko.
Czytam i śledzę Pani bloga. Interesują mnie sprawy tarczycy. Od prawie 10 lat choruję na tarczyce. W 2009 roku zdiagnozowano u mnie chorobę Gravesa Basedowa (nadczynność tarczycy, choroba autoimmunologiczna). Początkowo byłam leczona tabletkami (Tyrozol) jednak bez efektów. Następnie leczenie jodem promieniotworczym co spowodowało u mnie niedoczynność tarczycy, gdyż została zniszczona przez jod. Czy ma Pani jakieś rady w takim jak mój przypadku.?Niestety jestem skazana na przyjmowanie wysokich dawek Euthyroxu – 175 i moje samopoczucie znacznie się pogorszyło. Odczuwam przewlekłe zmęczenie, brak energii, depresję oraz problemy z pamięcią ?A wszędzie wszyscy poruszają tylko problem Hashimoto ☹️
Ja również choruję na hashimoto. O wiele lepiej się poczułam jak pojechałam na weekend nad morzem do https://www.panorama-morska.pl/ w Jarosławcu. Polecam – totalna regeneracja! Wiadomo jak zbawiennie jod wpływa na ludzi z chorobami tarczycy 🙂