„Ziemia ma muzykę dla tych, który potrafią słuchać. Odkryj w niej pieśń swojej duszy”.
„Rozmaryn i róże” Agnieszka Maciąg
Zostałam kiedyś zaproszona przez pewną cudowną minimalistkę na wywiad o minimalizmie. Podczas naszej bardzo interesującej, kilkugodzinnej rozmowy okazało się, że… ja wcale nie jestem minimalistką (jak moja rozmówczyni początkowo zakładała). A ja wyszłam z tego spotkania z poczuciem, że jestem… No cóż. Dowiedziałam się czegoś nowego o samej sobie 🙂
To spotkanie, które odbyło się kilka lat temu, wróciło do mnie dzisiaj rano, gdy otworzyłam oczy czując w sobie wibrujące kolory, którymi bawiłam się malując wczoraj z Helenką. Poczułam, jak bardzo jestem spragniona barw, pragnę ich wręcz organicznie. Pragnę ich doświadczać i się nimi nasycić, chłonąć je całą sobą.
Rozbawiło mnie to odkrycie, ponieważ jak nastolatka stałam się dziewczyną w czerni. Na czarno ubierałam się od 18 do 37 roku życia. Cała moja szafa była czarna (z niewielkimi wyjątkami). Właśnie tak wtedy wyobrażałam sobie szafę artystki.
Prace, które tworzyłam ucząc się w Liceum Sztuk Plastycznych były zdecydowanie minimalistyczne. Moja ulubiona forma – rysunek węglem lub ołówkiem, czasem z drobnymi elementami jednego koloru farby. Taka powściągliwość wydawała mi się najbardziej ambitna, nowoczesna i gustowna.
Gdy po wielu latach przerwy wróciłam do malarstwa ze zdumieniem stwierdziłam, że niemal wszystkie moje obrazy były … czerwone. Intuicyjnie sięgałam po wszystkie możliwe odcienie czerwieni (jest ich mnóstw!) i tworzyłam abstrakcyjne obrazy? „Dlaczego w kółko ta czerwień?” – zastanawiałam się…. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałam.
Pracując w show businessie byłam otoczona osobami ze świata mody. Na co dzień spotykałam się z projektantami, najlepszymi markami, modami, trendami i wszystkim, co jest związane z modą i kreowaniem wizerunku. Poszukiwanie najbardziej wyszukanych, oryginalnych perfum, cieni do powiek, kolorów szminki, torebek, butów i sukienek… Moda na samochody, filmy, literaturę i muzykę. Moda na jedzenie, restauracje i podróże..
Człowiek się w tym gubi. Przestaje słyszeć głos swojej duszy.
Gdy zaczęłam praktykować jogę, nagle, ze zdumieniem stwierdziłam, że… jestem szczęśliwa w moich spodniach od jogi. I w zasadzie po za wygodnym strojem zupełnie nie potrzebuję do poczucia szczęści tych wszystkich gadżetów współczesnego świata! Stałam się autentycznie szczęśliwa i spełniona BEZ nich!
Gdy odkryłam promieniujące szczęście w samej sobie stałam się od tego wszystkiego WOLNA. Szłam przez miasto w moich trampkach, z włosami związanymi w koński ogon i czułam się szczęśliwa. Wolna. Szłam sprężystym krokiem, z błyskiem w oku, czując, jak niemal unosi mnie nad ziemią ta jasna energia czystego serca. Jest to uczucie tak piękne, że chce się go doświadczać nieustannie! Uczucie wolności, zdrowia, siły, energii, witalności, pokoju serca, optymizmu, wiary i nadziei. Miłości. I to uczucie nie jest uzależnione od żadnych, absolutnie żadnych gadżetów zewnętrznego świata.
Spojrzałam na kolekcję moich perfum stojącą w łazience i poczułam, że to mój „małpi umysł” nieustannie wszystko gromadził. Ten „małpi umysł” nigdy nie jest w stanie się nasycić. Jest wiecznie głodny. Pragnie więcej i więcej. Bez końca. Poczułam się tak, jak by mi spadły klapki z oczu. Gonimy za rzeczami materialnymi, które mają nam dać poczucie szczęścia, i tracimy w ten sposób czas i energię, aby wypracować sobie te szczęście autentyczne i trwałe (bo każdy narzeka, że nie ma czasu na jogę czy medytację).
Gdy to odkryłam zaczęłam pozbywać się rzeczy i przedmiotów. Zaczęłam je oddawać. Sprawiły wielu osobom ogromną radość. A ja cieszyłam się z tego, że zaczynam się uwalniać od ciężaru i tworzę miejsce na nowe. Na nową energię, która miała wypełnić moje życie. I tak tez się stało!
Doświadczając tego życia w minimalizmie doświadczyłam tej pustki „zen”. Czysta przestrzeń, która opróżnia i uspokaja umysł. Wspaniałe uczucie. Jednak z biegiem czasu ta moja nowo zdobyta przestrzeń zaczęła się wypełniać – nowymi rzeczami, przedmiotami. Były to przedmioty bliskie mojej duszy, a ich widok sprawiał mi wielką radość. Przypominała mi o szczęściu, medytacji i wysokich wibracjach, do których nieustannie pragnę dążyć. Przedmioty z być może niezbyt wysoką wartością materialną, ale z ogromną wartością emocjonalną.
Podczas tego procesu przekonałam się, że ja nie jestem minimalistką. O nie. Ja wiodę proste życie. Prostota wcale nie musi oznaczać minimalizmu. Co przez to rozumiem? Proste życie to cieszenie się najmniejszymi rzeczami.
Oszałamiającą radość sprawia mi widok kwiatów. Do obłędu radości doprowadza mnie zapach potraw gotowanych w domu. Jestem ekstatycznie szczęśliwa, kiedy leżę na trawie i wdycham w siebie zapach rozgrzanej słońcem ziemi. Przytulam do ust płatki róży i doznaję zachwytu. Patrząc w płomień ognia nie mogę ogarnąć jego piękna i magii. Spoglądając w rozgwieżdżone nocą niebo doświadczam totalnego oszołomienia i zachwytu cudem świata i nieskończoną inteligencją Stwórcy. Trzymając w dłoni rączkę mojej córeczki nie mogę ogarnąć cudu jej istnienia. Patrząc w oczy mojego męża wiedzę w nich jego piękną, radosną duszę. Przytulając mojego syna do obłędu zachwyca mnie to, jaki jest duży, mądry, piękny, oraz niezwykła droga, jaką razem przebyliśmy.
Do szczęścia nie potrzebuje materialnych gadżetów, ale prostoty – najprostszego, organicznego, pierwotnego, czystego kontaktu z naturą i drugim człowiekiem.
Jestem MAKSYMALISTKĄ. Na maksa pragnę doświadczać cudu, jakim jest życie i to robię, coraz bardziej odważnie, coraz bardziej zachłannie, coraz bardziej świadomie.
Przez ostatnie dni wakacyjne malowałyśmy z Helenką kamienie. Wyciskałyśmy z tub farby i malowałyśmy. Przez ostatnie miesiące byłam bardzo zajęta i kompletnie nie miałam czasu, aby bawić się farbami, tak na całego. Teraz rozłożyłyśmy sobie farby na zewnątrz i w naturze, w cieniu drzew malowałyśmy kamienie, które wcześniej znalazłyśmy na spacerze. Z mojego telefonu płynęła kojąca muzyka Ashany, a ja czułam, że ta niewinna zabawa z każdą chwilą otwiera we mnie coś nowego.
Przed laty zrobiłam kurs Vedic Art. Tak mnie zachwycił i otworzył we mnie tak wiele nowych przestrzeni, że postanowiłam zostać nauczycielką. Dyplom zrobiłam będąc w ciąży z Helenką (cóż to była za cudowna przygoda!). Niestety, po za moim synem Michałem nigdy jeszcze rozpoczęłam nauczania. Po przyjściu na świat Helenki sama również w inny sposób wyrażałam swoją ekspresję twórczą – pisząc, robiąc zdjęcia, tworząc nowe przepisy, gotując. Całe nasze życie może i powinno być wyrazem naszej kreatywności – naszego wewnętrznego piękna w zewnętrznym świecie. Człowiek nie jest tylko konsumentem – jest istotą twórczą. A jeśli nie wyraża siebie w jakikolwiek sposób (śpiewając, tańcząc, malując, pisząc, dziergając, lepiąc, szyjąc), to usycha… To dusza cierpi… Potrzebujemy do szczęścia tego wszystkiego, co ludzie robili przez tysiące lat – tworzyli! Nawet prości chłopi tworzyli dzieła sztuki – muzyka, taniec, malowidła na glinianych naczyniach, serwetki wydziergane na szydełku, haftowane stroje ludowe, przydrożne kapliczki, zdobione okiennice domów, przydomowe ogródki pełne malw i kwitnących słoneczników, chleb zawijany w liście chrzanu lub kapusty itd., itp.
Dzisiaj rano, gdy otworzyłam oczy przepełniona tymi wszystkimi kolorami śmiałam się z samej siebie, że myślałam o sobie, że mogę zostać minimalistką. Natura nie jest minimalistyczna. Natura jest hojna, przeobfita, przebogata. Owszem, zima jest przepięknie minimalistyczna. Ale przecież po za zimą jest eksplozja barw, zapachów i doznań wiosny, lata i jesieni. Nasze serca również nie muszą trwać w fazie wiecznej zimy – możemy się otwierać, krok za krokiem i się przemieniać. Dajmy sobie WOLNOŚĆ. Odkrywajmy siebie każdego dnia, jak wiecznie zmieniającą się energię i POSZERZAJĄCĄ się świadomość. Nie jesteśmy skończonymi monolitami – nieustannie jesteśmy w procesie przemiany i ROZWOJU. Jesteśmy na tej ziemi nie po to, aby siebie jakoś podsumować, ale po to, żeby DOŚWIADCZAĆ. Nie jesteśmy po to, aby WIEDZIEĆ, aby z góry coś zakładać. Jesteśmy tu po to, aby ciągle N I E WIEDZIEĆ, cięgle się uczyć i rozwijać, aby DOŚWIADCZAĆ niezmierzonego, nieogarniętego Cudu Życia.
Doświadczanie życia zakłada, że możemy popełnić błąd. Możemy być źle zrozumiani przez inne osoby, albo wcale nie rozumiani przez innych. Na moim Instagramie napisałam zdanie: „Larwa nie rozumie języka motyla” – więc nie dziwcie się, że nie każdy rozumie Wasz proces przemiany i rozwoju. Niektórzy patrzą i nie mogę uwierzyć, ogarnąć, nadążyć. Nie martwcie się o to i uwierzcie w ten proces. Niech Was prowadzi. Pamiętajcie, że rozwijając się stajecie się częścią procesu innych osób, waszych bliskich.
Na zakończenie muszę coś wyjaśnić – KOCHAM minimalizm i kocham minimalistki. ZACHWYCA mnie prostota, umiar, wyrafinowana surowość. KOCHAM ją i UWIELBIAM. Skandynawski designe jest mi tak samo bliski, jak minimalistyczna okładka mojej książki „Rozmaryn i róże”. Bo ta prosta okładka kryje w sobie treść bogatą duchem. Maksymalistka, która jest we mnie, ma w sobie elementy minimalizmu, ponieważ jedno nie wyklucza drugiego. Nie musimy wybierać jednej lub drugiej opcji. W naszej wolności zawiera się wszystko – mój maksymalizm zawiera w sobie minimalizm. A dlaczego nie?
Obok totalnej prostoty kocham i uwielbiam również meksykański i polski folk, malarstwo abstrakcyjne, impresjonistyczne i każde inne, Fridę Khalo i Chie Yoshi. Po prostu kocham ludzi i ich kreatywność i jestem na nią totalnie otwarta i za nią wdzięczna. Pragnę chłonąć życie i autentyczne emocje całą sobą, wszystkimi porami mojej skóry. Zapach, dźwięki, dotyk, widoki – wszystkie moje zmysły są otwarte na doświadczanie i radowanie się cudami, które podarował nam Stwórca, oraz człowiek (w swojej pięknej, czystej i zdrowej formie – bo niektóre działa sztuki pochodzą z tej „drugiej strony”, która mnie akurat już nie interesuje).
Nasza przebudzona kreatywność przejawia się we wszystkich aspektach naszego życia i daje nam poczucie odwagi i wolności. A to jest bezcenne!
Niedawno czytałam (a raczej wysłuchałam) książkę „Wielka magia” Elizabeth Gilbert, którą serdecznie poleciłam na moim Instagramie. Na początku Elizabeth pisze „Czy masz odwagę pokazać światu skarby, które kryją się w twoim wnętrzu?”. A ja to rozszerzę o pytanie: Czym masz odwagą odkryć skarby, które kryją się w twoim wnętrzu? Czy masz odwagę przyznać się do tego, że tam są i je zaakceptować?
Wczoraj wieczorem mój mąż powiedział do mnie z zachwytem „jesteś taka piękna i fascynująca”. A ja… bez makijażu, włosy upięte w koński ogon, w luźniej sukience poplamionej farbami i sosem ze świeżych pomidorów, który gotowałam malując… Wewnętrzna radość i pasja życia, poczucie wolności, jasna energia i wysokie wibracje, błysk w oku i sprężysty krok. To sprawia, że stajemy się więcej niż piękne – stajemy się FASCYNUJĄCE. To wypływa z naszego wnętrza. I tego nam wszystkim życzę! 🙂
Z miłością,
Agnieszka
Ps. Piękne stroje teraz również doceniam – moda jest przecież wyrazem ludzkiej kreatywności i tworzenia piękna! Ale piękne stroje niech będą uzupełnieniem przebudzonego i stale pielęgnowanego wewnętrznego piękna, a nie zamiast. Niech cudne opakowanie kryje w sobie jeszcze piękniejsze wnętrze. Opakowanie jest przecież na końcu, a nie na początku 🙂 ALE – cudowna zawartość w skromniutkim opakowaniu nie traci przecież NIC ze swej wartości. Bądźmy po prostu autentyczne, prawdziwe i… fascynujące 🙂
Ps2. Malowanie w nieskończoność czerwonych obrazów oznaczało u mnie blokadę czakry podstawy. Gdy stałam się zbalansowana, w mojej twórczości pojawiły się również inne kolory 🙂
Jak zwykle piękny artykuł Pani Agnieszko! Weszłam z nadzieją na Pani bloga , na jakiś nowy artykuł , a tutaj taka miła niespodzianka na dzień dobry! Jest Pani niezwykłą kobietą i nie boi się Pani wyrażać siebie na głos… Chciałabym Panią kiedyś poznać osobiście. Pozdrawiam ze słonecznej wyspy Kos
Na pewno nam się kiedyś uda, ale takie wirtualne połączenie serc i dusz też ma wielką wartość!!! 🙂
Wspaniała definicja minimalizmu. Pozwolę sobie ją wykorzystać ? Również uważam, że piękno bierze się z wnętrza a nie ze stroju. Widzę wiele kobiet pięknie ubranych, ale nieszczęśliwych. Kiedy cztery lata temu zmieniłam swoje życie poczułam wewnętrzną siłę jaka jest we mnie. Kilka osób mi powiedziało, że emanuje ze mnie pozytywna energia. Oczywiście, że lubię się ubrać czy użyć perfum, ale staram się, żeby nie było nadmiaru. Ponieważ od jakiegoś czasu dużo chodzę, bo dwa przystanki tramwajem zamieniam na spacer, to przerzuciłam się na płaskie buty. Mam kilka na obcasie, ale zdecydowanie wybieram płaskie, które są wygodniejsze. A pomysł z malowaniem kamieni jest bardzo interesujący ?
Kochana, najważniejsze to czuć się komfortowo – w swojej skórze, w swoim ciele, w swoim stroju, w swojej wolności, prawda?… 🙂
Droga Agnieszko,
jesteś tak świadomą kobietą, że wychodzisz zupełnie poza definicje. Minimalizm, maksymalizm – jakie to ma znaczenie? Sztuka prostego życia to o wiele więcej. Wtedy tego nie rozumiałam do końca, tylko troszkę, intuicyjnie. Dziś pojmuję doskonale. Niesamowite, ale również ostatnio wracam często do tamtej rozmowy i z ogromną przyjemnością bym ją powtórzyła.
Pozdrawiam ciepło,
Kasia
Kochana,
tak, życie nas uczy każdego dnia 🙂
Wszystko nam jest potrzebne, w odpowiednich dawkach i proporcjach, w odpowiednim czasie.
Minimalizm materializmu jest nam potrzebny, aby poczuć pełnię swojej duszy i usłyszeć swój wewnętrzny głos.
Ciemność jest nam potrzebna, aby docenić światło, a cisza niezbędne, aby mogła w pełni wybrzmieć muzyka.
Dziękuję Ci za nasze spotkanie, pomogło mi lepiej poznać nie tylko Ciebie, ale również samą siebie.
A Twoją książkę poleciłam na moim blogu w jednym z ważnych tekstów 🙂
Przytulam Cię mocno do serca!!! 🙂
Kiedy w piątek rano otworzyłam oczy, poczułam silną potrzebę wysprzątania każdego zakamarka mojego domu…. Każdej półki…. Szuflady…. Nie rozumiałam co się dzieje ale poszłam za tym… Całą sobotę mi to zajęło, wyrzuciłam lub oddałam mnóstwo rzeczy….. Niesamowite było to, że w pewnym momencie poczułam jakbym sprzątała swoją duszę…. Jak dziś przeczytałam Twój wpis Agnieszko zrozumiałam, że robiłam miejsce na nowe…. Może na kolory? ?
Dziękuję Agnieszko, przesyłam pozdrowienia i mnóstwo wdzięczności ?❤️❤️
DGR
P. S. Właśnie z Panią Basią oczyszczamy moje ciało więc wszystko idzie w komplecie…. Cóż za czas…. ❤️
Tak kochana, jak czyścimy nasze ciało, to trzeba również oczyścić umysł, emocje i nasze otoczenie…
Z miłością 🙂
Pni Agnieszko,
Uwielbiam Pani Bloga. Czytajac Pani ksiazke ’ Pelnia zycia ’ mowi Pani o Vedic Art. Bardzo chcislabym zrobic taki Kurs, moze Pani polecic gdzie Pani go robila.
Pozdrawiam Kinga
Pani Agnieszko jest Pani cudowna poprosu… Dziękuję Pani za wspaniały wpis. Uwielbiam czytać Pani książki, wpisy i poprostu Panią Kocham ? jest Pani często jak plaster na moją duszę. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.
Dziękuję Ci kochana!!!! 🙂
Bardzo ciekawy artykuł. Niby wszystko jest takie oczywiste, a jednak na wiele rzeczy nie zwracamy uwagę w biegu dnia codziennego. Ja po latach zauważyłam, że zdecydowanie lepiej czuję się w przestrzeni, w której jest mniej rzeczy materialnych. Nie znaczy to jednak, że jestem minimalistką. Makstmalistką też nie jestem. W tej kwestii jestem gdzieś po środku. Jesli chodzi natomiast o przeżywanie i doświadczanie dnia codziennego to staram się, aby było więcej maksymalizmu. Dostrzegam piękno, które mnie otacza, zachwycam się drobnostkami, rozpływam się nad zapachem, dotykiem, smakiem, widokiem… przyrody.
Zauważyłam ostatnio także, że w tej mojej nowej, bardziej świadomej drodze życia jestem… mniej rozumiana. Od trzech tygodni mam tatuaż, o którym marzyłam od kilku lat. Dla niektórych bliskich nie liczyło się, że spełniałam swoje marzenie, że się odważyłam, pokonała swój strach i mam go. Reakcja była…”musiałaś zrobić?! A co będzie za…?” Liczyłam się z tym, że tak może być. Nie byłam tym zdziwiona. Zaskoczyło mnie tylko, że nikt nie zapytał co on oznacza, dlaczego właśnie taki wzór, jakie ma dla mnie znaczenie?! A dla mnie ma on ogromne znaczenie. Niby dla kogoś tylko tatuaż, a dla mnie to ważna sprawa. Jest dla mnie dowodem, że jeśli czegoś bardzo pragnę to mam odwagę, siłę i zrobię co tylko w mojej mocy, aby spełnić każde inne marzenie. Jest dla mnie potwierdzeniem wewnetrznej siły, którą posiadam, a której się po sobie nie spodziewałam. Jeśli ktoś nie chce mi w tej mojej nowej, odważniejszej drodze towarzyszyć… trudno. Ale są też tacy, którzy chcą i we mnie wierzą i na każdym kroku utwierdzają mnie, że idę dobrą dla mnie drogą. Towarzyszą mi w niej i nie dziwią się, że na maksa staram się czerpać z życia, wychodzić poza ustalone ramy, opuszczać strefę komfortu, aby móc doświadczać wszystkiego tego, czego do tej pory się albo bałam, albo nie wypadało.
Cieszę się ogromnie, że częścią tej przemiany są Pani książki, spotkanie, które wspominam po dziś dzień i każdy wpis na instagramie czy blogu. Ślicznie za to wszystko dziękuję i pozdrawiam cieplutko ??
Od wielu miesięcy odczuwam ogromną potrzebę zmiany. Pani teksty potęgują ja i pokazują: idź za głosem serca i intuicji. Ona nigdy mnie nie zawiodła. Cudowną siłę Pani daje, energię i wiarę w moc która tkwi w nas. Kolejny raz dziękuję Pani Agnieszko
Pani Agnieszko, czytam właśnie Pani ostatnią książkę „rozmaryn i róże” jak przy każdej Pani książce czuje rozpierającą przyejemność z czytania. Dozuje ją sobie zeby nie przeczytać „wszystkiego na raz”:-).
ale chciałam o czymś innym powiedzieć. mam 39 lat i …zaszłam w ciąże m.in dzieki poradom i zmianom w zyciu wyczytanym z Pani książek – jestem tego pewna. Ośmielam sie poprosić o artykuł o tym co jest wskazane w czasie ciąży np słuchanie mantr, medytacja. Jakkolwiek przed ciążą praktyukuje i stosuje wszystko co Pani zaleca od jogi po dietę – natomiast teraz jak jestm w ciąży czuje sie bardzo zagubiona. może poleciłaby mi Pani jakś lekturę albo saama sworzyła artykuł na ten temat. wiem, ze nie tylko ja bym skorzystała. Jest Pani dla mnie wielkim autrytetem i stą moja rpośba. pozdrawiam serdecznie , Dominika
Jakże to, co Pani napisała, jest mi znane i bliskie. Ja odkryłam, że największe ukojenie daje mi rodzina i natura. Dawno temu mój malutki niepełnosprawny synek podarował mi zerwany na łące kwiat dmuchawca. Małą, puszystą, doskonałą w swej formie kuleczkę. Delikatnie dmuchaliśmy i obserwowaliśmy, jak nasionka unoszą się na wietrze. Prosta zabawa i radość krótka jak czas dany dmuchawcowi. Z czasem nauczyłam się dostrzegać inne, równie ulotne rzeczy. W życiu trzeba być uważnym. Wtedy dopiero zaczynamy naprawdę „widzieć” (Pani, Pani Agnieszko, na pewno wie, o czym piszę) i żyć pełnią. Gdy spaceruję z mężem i synem po lesie, nie mogę wprost nadziwić się pięknu drzew. Są wspaniałe o każdej porze roku, ale najbardziej lubię je wczesną wiosną, kiedy są już maleńkie pąki, ale jeszcze nie ma listków. Ten etap wegetacji trwa króciutko, łatwo go „przegapić” (a ja czekam na ten moment cały rok). Zatrzymuję się wtedy pod takim cudem, gapię się na tę najpiękniejszą, najmisterniejszą koronkę nad moją głową i myślę sobie: „Czyż jest coś doskonalszego?! Chwilo trwaj!”. Kamienie także kiedyś malowałam z synkiem. Dzięki Pani przypomniał mi się wiersz „Kamyk” Zbigniewa Herberta – mojego ulubionego poety („Kamyk jest stworzeniem doskonałym…”). Dziękuję, Pani Agnieszko – za wszystko!
Ja doznaje cudownej energii i cudu od….mojego Kota 🙂 ktory jest niezwykly, czuje, ze jest Opiekunem naszej rodziny, jest mega milosc, porozumienie bez slow i wielka wibrujaca energia, nasz Kot wzmacnia nam serca.
Rosliny rowniez czuja nas i nasze pole energetyczne, nie zapomne, jak jedno z reanimowanych drzewek w mieszkaniu (moj partner nie ma reki do roslin), po czasie wypuszczalo nowe listki, wysylalam milosc do nich, rozmawialam z nimi. Za jakis czas drzewko urodzilo nowy, kolejny listeczek o ksztalcie…serduszka 🙂
Male a cieszy, pozdrawiam cieplo.
Cieszę się, że ktoś potwierdził to co czułam intuicyjne. Człowiek musi coś tworzyć, musi być twórczy i kreatywny w taki sposób w jaki potrafi i lubi. Nawet jeśli dla innych nie ma to żadnej wartości. Dziękuję.
Agnieszko jesteś Aniołem w ludzkiej skórze!!! . Ty naprawdę wysyłasz energię miłości, bo ja czytając twoje teksty czuję się bezpiecznie i ogarnia mnie spokój, to niesamowite jaką masz moc!!! Od ponad trzech lat, każdego dnia cegiełka po cegiełce, malutkimi kroczkami buduję od nowa swoje poczucie własnej wartości i pewności siebie. Jednak czuję że jeszcze długa droga i choć bardzo bym chciała poczuć to piękno w sobie to blokują mnie jeszcze stare przekonania i schematy. Wysyłam dużo miłości i życzę Agnieszko żebyś tę piękną paletą BARW ŻYCIA dzieliła się z jak największą liczbą osób:-) :-):-)
Kochana Agnieszko
Dziękuję za kolejny cudowny pełen dobrej energii wpis. Fascynuje mnie jak pięknie potrafisz mówić o kobiecej duszy i ukrytych w niej głęboko pragnieniach i troskach. Kiedy czytam Twoje książki i wpisy przenoszę się w cudowny świat miłości, dobroci, cierpliwości i radości życia.
Dziękuję za przepiękną książkę „Rozmaryn i róże”, która sprawiła, że jeszcze lepiej poznałam i zrozumiałam siebie.
Kiedy przeczytałam w Twojej książce historię Marii Magdaleny ogromnie się wzruszyłam i nasunęła mi się taka myśl, że Ty jesteś taką współczesną Marią Magdaleną, matką nas wszystkich kobiet. Dajesz nam siłę, mądrość i wiarę, otwierasz na to co dobre i czyste. Pokazujesz właściwą drogę.
Jestem pewna, że dzięki temu życie nasze i naszych bliskich stanie się lepsze i pełniejsze.
Z całego serca dziękuję, że JESTEŚ?
Droga Agnieszko,
Napisałaś o tej czerwieni….
Pamiętam że w jednej ze swoich publikacji wymieniłaś tytuł książki, która wyjaśnia dlaczego np boli nas jakaś część ciała i że jest to powiązane z pewnymi problemami na tle umysłu głowy nieprzepracowanych sytuacji z życia. Czy mogłabyś podać tytuł tej ksiażki? Bardzo pomogłaby wielu osobom nie tylko mi…:)
Wspaniały wpis. Ludzie patrzą na siebie nierzadko przez okulary innych osób. A każdy z nas jest wyjątkowy! w każdym z nas drzemie artysta! Sama pomału budzę się do życia. Myślałam że ten proces rozpoczął się u mnie 4 lata temu ale to dopiero był początek. W pierwszym odruchu nieco się zmartwiłam że jakby te 4 lata mogłam jednak inaczej wykorzystać ale potem Twój tekst o tym że Ty też do tego kim jesteś teraz przechodziłaś etapami. Nie od razu wszystko „odpadało”. Tak widocznie musi być nie naraz.
Teraz mam małą córeczkę nieco ponad roczną, nie mam możliwości wstawać jaki dawniej o4.30 i medytować ćwiczyć jogę czytać książki (wtedy mam najświeższy umysł) brakuje mi tego, mówię sobie że jest ok że w porządku że taki czas i będą dni kiedy do tego wrócę. Nie jest to proste. Ale najważniejsze co myślę to nie oczekiwać od innych, że pomogą..od babć, dziadków i nie pozwolić tez sobie wejść na głowę i wmówić że dawanie dziecku dużooo miłości to rozpieszczanie a dawanie zdrowej żywności to wariactwo współczesnego świata.
Trochę się rozpisałam moze nieco odbiegłam od tematu…
Dziękuję Agnieszko że jesteś.
Pozdrawiam wszystkie kobiety skupione na tym blogu!:)
odnośnie książki, myślę, że chodzi o „Anatomię duszy” Caroline Myss
Droga Agnieszko,
pojawiłaś się w moim życiu około półtora roku temu i dziękuję Bogu za ten CUD spotkania Ciebie, za daną mi cudowną możliwość poznania Twojego Bloga, Twoich książek i tego wszystkiego, co tworzysz z taką miłością, oddaniem, czystością i radością… Wtedy nie byłam szczęśliwa, byłam bezgranicznie zmęczona, zagubiona, smutna, przygnębiona i z całą pewnością „odłączona” od samej siebie… Chorowała i usychała moja dusza i chorowało moje ciało…
Ale właśnie w takim trudnym dla mnie czasie
( trudnym też dla moich bliskich) Bóg, Opatrzność czy Źródło (jakkolwiek chcemy To nazwać) postawiło mi Ciebie na mojej drodze… I zaczął się proces mojego wewnętrznego „zdrowienia”(poznawania siebie, łączenia się ze Stwórcą, doświadczania Cudu Życia, jego bogactwa i obfitości, odkrywania radości w codzienności itd.), który trwa do dziś… I cieszy się moje serce, bo wiem, że ten proces, ten rozwój, ten cud będzie jeszcze trwał i trwał…
Dziś jestem w innym miejscu: zdrowa, spokojna, szczęśliwa, mam wspaniała rodzinę: ukochanego męża, dwie córki i tu kolejny cud: jestem w ciąży! Zrezygnowałam z pracy, która była ponad moje siły, mam może mniej pieniędzy, ale czuję obfitość płynącą do mnie z każdej strony… A propos potrzeby tworzenia: daję siebie światu pisząc i tworząc wiersze, piosenki, muzykę, śpiewając, ach…
Dziękuję Ci Droga Agnieszko za to co, robisz: jest w Tobie Wielka Siła i Odwaga obleczona Oceanem Miłości!!! Dziękuję, że Jesteś ❤
Kasia
Witaj Agnieszko, od dawna interesuje mnie temat czakr który poruszyłaś na końcu artykułu, ponieważ czuję się jaką poblokowana i smutasowata:( Czy pracowałaś z czakrami sama czy może znasz kogoś zaufanego kto może to zbadać i coś poradzić? Mieszkam w Krakowie ale bywam w różnych miejscach Polski. Jeśli możesz podać mi jakąś wskazówkę, będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam Cię ciepło:))) Basia
Kochana Agnieszko,
wczoraj skończyłam czytać książkę ,, Rozmaryn i róże” CUDOWNA.
Każdego dnia czytałam tylko kilka stron by móc dłużej być w tym pięknym świecie pełnym miłości.
W Twoich książkach znalazłam tyle dobrego, ogromnego wzmocnienia duchowego,przepisów. Wszystkie są ciągle blisko mnie.
Jestem Wojowniczką- moja trudna onkologiczna droga jest łatwiejsza do pokonania dzięki Tobie i Twoim książkom.
Dobre Anioły mi Ciebie zesłały.
Dziękuję z całego serca.
Piękne to co Pani zawsze pisze, Pani Agnieszko….jest mi Pani taka bliska myślami, postępowaniem , dążeniem do celu, formą życia….blisko rodziny, samej siebie, natury, jej zapachów, barw. Doświadczam ciągle tej zmiany, którą dano mi i mojemu mężowi ( dzisiaj już myślę, że to był dar ). Mąż mój stracił bardzo dobrze płatną pracę. Ciągle przechodzimy ten trudny czas, ale dzięki temu zaczynamy rozumieć co dla nas ważne, istotne. Na początku była złość, niezrozumienie, poczucie straty…..oczywiście trudności nie tylko finansowe, depresja , myśli samobójcze, ucieczka w alkohol, powrót do palenia papierosów, złość…..długo można wymieniać. A teraz ? Zrozumieliśmy, ze nie potrzebujemy tych galerii, zakupów, drogich strojów, wielkich wyjść, tego więcej i więcej….Cieszymy się tym co mamy i kogo mamy obok siebie. Mąż zdrowieje i wzrusza mnie gdy mówi, że dzięki mnie jest w tym miejscu, że byłam przez cały ten czas jego wsparciem, „na dobre i na złe”, że jestem jego miłością i siłą spokoju, że kocha moje siwe odrosty, że jest mi w nich pięknie, że jestem cudem jego życia…ale Pani Agnieszko między innymi dzięki „Pełni życia”, jodze – do, której mnie Pani namówiła, Pani artykułom…..przestałam mieć żal do losu, mam siłę, ciągle i ciągle wrzucałam koło ratunkowe mojemu Kochanemu……a teraz wraca do mnie miłość (o której zawsze pani tak pięknie pisze ), wdzięczność, radość, uśmiech od samej siebie i bliskiej mi osoby. Dzięki Pani zrozumiałam, że „wszystko jest po coś” i modlę się do Archanioła Michała o wytrwanie, miłość, siłę, harmonię życia…..Dziękuję z całego Serca. Pani obecność jest wsparciem dla wielu kobiet… myślę, że mężczyzn też. PS. pomaluję z naszą 5-letnią wnusią kamienie w ogrodzie ….będzie zachwycona 🙂
Pasaj tworzenia, to świetnie ujęty temat. Moja zaczęła się we wczesnym dzieciństwie i nigdy nie przyszłoby mi do głowy w tamtym moim młodym życiu, że na starość będzie to moja jedna z kilku miłości, które trzymają mnie przy życiu i nakręcają bym była jeszcze bardziej kreatywna.
Jest Pani idolką mojej jednej z córek.
Dziękuję i pozdrawiam.
Ewa A.
zajmuję się krawiectwem artystycznym, prowadzę bloga, czytam bajki Andersena na youtube, codziennie staram się ćwiczyć ok. godziny, czytam książki i oglądam filmy – te wartościowe, pogłębiam swój rozwój osobisty. Brak czasu, a mam jeszcze kilkoro dzieci i wnuczęta. Pracuję zawodowo…Ale ze mnie odlotowa babcia i żona….;)
Pami Agnieszko moze cos o czakrach i ich odblokowaniu. Bo to dosc ciekawy temat i bym chciala.sie zaglebic ale w sumie.nie wiem po co siegnac by bylo to wlasciwe. Pozdrawim
Agnieszko, jesteś prawdziwym CUDEM.
Pani Agnieszko gdzie Najlepiej kupic krysztaly ? Gdzie szukac na internecie? Może pani polecić mi sklep online ? Szukam od dawna ale nie znam dobrego źródła
Serdecznie pozdrawiam❤️
Zaciekawił Mnie ten wpis Pani Agnieszko. Choć nie jestem Pani stałą czytelniczką to akurat dziś trafiłam na Pani bloga, bo… szukałam inspiracji, szukałam czegoś wartościowego, co Mnie ubogaci wewnętrznie, rozwinie i zaspokoi mój głód rozwoju. Tak więc chyba oznacza to, ze ten blog jest miejscem niezwykle wartościowym, niepowierzchownym, jak wiele rzeczy, obrazów i treści, z którymi mamy do czynienia na co dzień. Zapewne pani blog nie jest „dostępny” dla wszystkich, nie każdy jest na tyle otwarty, mądry – tak mądry, choć może brzmieć to dosyć obcesowo ale do pojmowanie piękna, głębi, wnętrza nas samych i otaczającego Nas świata potrzebna jest mądrość. I osobiście jestem szczęśliwa i dumna z tego, że tu jestem, że rozumiem, czuję i pielęgnuje swoje wnętrze, starając się je rozwijać i słuchać swej duszy. „Larwa nie rozumie języka motyla” – lakoniczna myśl, ale jak wiele wyjaśnia…
Powracając do tematu twórczości, dzięki Pani wpisowi chyba trochę lepiej zrozumiałam, to co dzieje się w moim wnętrzu. Zachwycam się przyrodą, muzyką, słowem, sztuką i widzę, że dla innych jest to zupełnie niezrozumiałe, ale dla Mnie to jest właśnie PEŁNIA ŻYCIA, odkrywanie jego głębi, odnajdywanie spokoju, harmonii i szczęścia. Może to dar, który nie wszyscy otrzymali. I Ja za ten dar jestem niezmiernie wdzięczna Bogu. Choć wiem, że Nam – osobom uduchowionym, o dużej wrażliwości, pięknym i otwartym na świat wnętrzu, jest w życiu nieco ciężej radzić sobie ze złem, które widzimy, czy też którego bezpośrednio doświadczamy.
Pani wpis przetarł mi trochę oczy, wyjaśnił i uspokoił, że mój głód tworzenia, wyrażania siebie jest zupełnie naturalny i piękny. Mam też prawo i obowiązek go zaspokajać. W ciągu ostatniego czasu zastanawiałam się nad sobą, rozmawiałam ze znajomymi, że czuję głód, czuję się źle gdy tylko pracuję, zajmuję się rodziną (proszę Mnie nie zrozumieć źle – kocham swoją rodzinę, ale kocham tez siebie) i, że mam ogromną potrzebę działania, czynienia dobra, tworzenia (kocham śpiewać, jest to też moje wielkie marzenie – móc wyrażać siebie poprzez muzykę). Opowiadając jednej z bliskich osób o moich potrzebach i zapytaniu jej, czy może czuje podobnie, czy to życie jej wystarcza – życie bez pasji, oddanie się obowiązkom pracowniczym i rodzinnym- odpowiedziała, że tak i nie czuję potrzeby robienia i odczuwania czegoś ponad to, co codzienne. Może każdy z Nas jest skonstruowany w zupełnie inny sposób, i przeżyje życie będąc w fazie „larwy” ale nie ma w tym nic dziwnego i powodującego, ze to życie jest gorsze jeśli ten człowiek czuję się szczęśliwy? Ciężko mi to pojąc i zrozumieć, że tak bardzo się różnimy.
Mam nadzieję, że i Ja będę miała szansę nauczyć się tak wyrażać siebie, jak Pani – że będę potrafiła znaleźć na to sposób i czerpać z tego tak wielką radość. Codzienne życie nie zawsze daje Nam na to szansę… Od kilku lat pracuję w pracy, w której się nie spełniam – takie wybrałam studia i wkroczyłam w drogę, która jest mi zupełnie obca. Wtedy to wydawało się właściwe, byłam jeszcze niedojrzała, ale właśnie wtedy musiałam podjąć życiowe decyzje – jakimi są wybór studiów i pracy.
Myślę, że wiele kobiet stających się matkami, ubogaca się wewnętrznie i dojrzewa. Może ma to związek z trudem rodzicielstwa, a również z jego pięknem. Trudno mi to ocenić, myslę, że to tajemnica każdej z Nas. W moim przypadku tak się stało. To tak jakby wypuścić nagle swoje wewnętrzne pragnienia na wolność, dać dojść do głosu swojemu sercu, którego pragnienia tak usilnie zagłuszamy powodowani codzienną pragmatycznością, a również naciskiem otoczenia.
A więc teraz (ok – nie zaczyna się zdania od „a więc”:) czuję się, jak przysłowiowy „freak” wrzucony w wir życia/pracy, w którym inni świetnie się odnajdują, natomiast Ja – zerkam zza biurowych okien i patrze na otaczający świat, na ptaki i drzewa i myślę, myślę nieustannie, co zrobić aby to zmienić, aby moja praca była moją pasją, abym mogła poczuć się dobrze we własnym życiu, tworzyć i czuć, ze to co robię jest wartościowe. Ot taki Dyzio Marzyciel ze Mnie:) ale czym bysmy byli bez marzeń?
Jednocześnie nie oddałabym mojej wrażliwości za nic w świecie – to jestem JA i to stanowi moja niezwykłą wartość.
Dziękuję za ten wpis, przypomniała mi Pani o tym, jak ważne jest zaspokajaniem potrzeby tworzenia, codziennego, głębokiego przeżywania życia i wsłuchiwania się w siebie. Będę wkładała więcej starania w proces „karmienia” mojego wnętrza, zaspokajania swoich potrzeb i życia w zgodzie ze sobą. Każdego dnia będę się modliła o pomoc w znalezieniu własnej drogi, o mozliwość realizowania swojego powołania, o umiejętność rozwoju swoich talentów i wytrwałość w byciu sobą.
Pozdrawiam ciepło i przepraszam za ten monolog. Motyle tak chyba już mają;)
Pięknie Pani pisze Pani Agnieszko, jest Pani moją małą życiową inspiracją. Dziękuję i życzę samych cudowności i dużo kolorów w życiu ☺❤.Paulina
przypominam się i gorąco proszę o porady dla kobiet w ciąży
Maksymalizm nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie! Gromadzimy mnóstwo energii, którą dają najbliżsi, gromadzimy wspomnienia a wraz z nimi pamiątki, które te wspomnienia potęgują, maksymalizujemy szczęście i minimalizujemy rutynę. Brawo za dopuszczeni do swojej świadomości tego fakt, niech życie wciąż będzie dla Ciebie takim radosnym, niczym wspomniane spodnie do jogi!
Zdecydowanie minimalistką 😀 Świetnie się czyta Twoje teksty, dzięki!
Poprzez Twoje książki stałaś mi sie tak bliska,że chciałabym zacząć od „Cześć Agnieszka” ? a nie od Dzień Dobry Pani Agnieszko…
Potrzebuję się z Panią skontaktować i ta strona mi sie otworzyła więc piszę choć nie dotyczy to tematu postu…
Moja przyjaciółka marzy o tym, by dostać na urodziny taką bransoletkę z rzemykami jaką Pani nosi na płycie z jogą. Czy moze mi Pani przesłać wskazówki gdzie można ją kupić? Będę bardzo wdzięczna i ja i moja uszczęśliwiona przyjaciółka ?
Kochana Agnieszko….jakie wspaniale emocje wywolujesz ! Wszystko co piszesz potwierdza zycie.Ja w poszukiwaniu rozwiazania na moje zycie trafilam 10 lat temu do Norwegii.Zestresowana, zgnebiona i zmeczona do kresu sil.Ale intuicyjnie czulam ,ze ta zmiana mi pomoze.I tak sie stalo.Moj Aniol Stroz postawil na mojej drodze wspanialych ludzi i pomogl przetrwac trudne poczatki.Teraz mieszkam w spokojnej,gorskiej miejscowosci w otoczeniu bajkowej przyrody.Odkrylam, ze moim cudownym zadaniem jest szycie! To ukochane hobby pozwolilo mi znalezc prace.Teraz szyje,tkam na krosnie i pracuje z osobami wymagajacymi roznej pomocy.Dostalam duzo ale i ja daje z siebie co moge.
Czytam Twoje ksiazki,gotuje z Twoimi przepisami ….A wieczorem modle sie do Swietego Antoniego,bo musze zdradzic,ze darzymy sie odwzajemnina miloscia.
Pozdrawiam serdecznie Barbara
Po prostu i aż dziękuję 🙂
Zdecydowanie jestem minimalistką, przynajmniej jeśli chodzi o estetykę, w której tworzę swoje zdjęcia. W życiu natomiast różnie to bywa, również MAKSYMALNIE staram się czerpać radość z prostych rzeczy. Poczucie szczęścia czerpię garściami z tych pozornych błahostek. Pozdrawiam serdecznie!