Jakiś czas temu spotkałam pewną cudną dziewczynę, czytelniczkę tego bloga, która żyje samotnie. Ma 38 lat i wielką nadzieję, że kiedyś się zakocha i założy rodzinę. I wtedy zacznie się dla niej prawdziwe życie. Czeka na to….
Cóż, prawda jest taka, że życie już jest, TU i TERAZ. Ale gdy czekamy na to, co ma nadejść – nowy partner, nowa praca, większa ilość pieniędzy, lepsza pora roku czy inne upragnione wydarzenie lub bardziej sprzyjające okoliczności – to w „międzyczasie” to życie nam ucieka.
Niezależnie od tego, czy żyjemy w rozpamiętywaniu przeszłości czy żyjemy w oczekiwaniu na przyszłość, nie istniejemy wtedy, gdy nie jesteśmy OBECNI w chwili, która jest TERAZ.
A to jest wielka strata. Ponieważ prawdziwe życie jest tylko i wyłącznie w TEJ właśnie chwili. W tej chwili, w której czytasz te słowa. I gdy w pełni akceptujesz to, co w danej chwili jest i to, jaka w danej chwili jesteś.
Powołaniem każdego z nas jest inna, wyjątkowa ścieżka życia. Nasze życie nie musi, a nawet nie powinno być takie, jak życie innych osób. Ponieważ nigdy nie było i nigdy nie będzie takiej osoby jak Ty czy ja. Każdy jest wyjątkowy. Niestety, większość osób, zamiast szukać swojej autentycznej wyjątkowości, naśladuje innych wierząc, że tak powinno być, że taka jest droga do szczęścia. A przecież każdego z nas uszczęśliwia coś innego.
Niezmiennie fascynuje mnie zjawisko Sylwestra. Większość ludzi bierze udział w imprezach, albo zostają w domu przed telewizorem, ale zawsze towarzyszy temu alkohol. Tak więc w ten wyjątkowy wieczór przytłaczająca większość naszego społeczeństwa jest odurzona alkoholem. Moim zdaniem ostatni dzień roku to jest idealny czas na piękne, głębokie, wzruszające i przede wszystkim ŚWIADOME przeżycia, aby podziękować za cały rok i siać nasiona marzeń na przyszłość. Z całą pewnością nie zrobimy tego będąc pod wpływem alkoholu. Ani na kacu 1 stycznia również nie. Zatruty alkoholem organizm nie wyczaruje pozytywnej energii na nadchodzący rok 🙂
Ja wiem, że w takim myśleniu jestem odosobniona, jednak odmienność myślenia daje mi poczucie… wolności oraz dokonywania świadomych wyborów. Mnie interesuje w pełni świadome życie. I ta moja świadomość mówi mi, że nie każdy z nas musi mieć rodzinę, aby poczuć się osobą szczęśliwą. Powołaniem każdego z nas jest coś innego. Od niektórych osób odszedł partner, czasem poprzez śmierć, a czasem na przykład z powodu kryzysu wieku średniego, w nieszczęsnej pogoni za utraconą młodością. Nie ma co rozpaczać po takiej stracie – niech ktoś inny męczy się z takim niedojrzałym osobnikiem. Czasem bywa też tak, że nigdy nie pojawiła się osoba, z którą warto jest spędzić życie. Z pewnością lepiej jest być samej, niż z byle kim. A niestety bardzo wiele osób decyduje się na nieudane związku właśnie ze strachu przed samotnością. Niewłaściwy partner może jedynie pogłębić poczucie samotności.
Niezależnie od tego, czy partnera nie ma, czy też partner jest niewłaściwy, wiele osób wpada w stan emocjonalnej hibernacji, czekając na COŚ. Że kiedyś coś się wydarzy. Przyjedzie ten na białym koniu i dopiero wtedy zacznie się prawdziwe życie! I tu wrócę do tego wcześniej wspomnianego Sylwestra – wszyscy czekają na wspaniałą zabawę. Ale będą cudowne kreacje, muzyka i radość. A później, cóż… impreza długo się nie rozkręca, wiec trzeba coś wypić na rozluźnienie. Później następuje krótka chwila sztucznej alkoholowej ekscytacji, a następnie długotrwały i stale pogłębiający się spadek formy. Niektórzy mają „głupawkę”, śmieją, albo wszystkich bardzo kochają, a inni zaczynają mieć potrzebę „mówienia prawdy” i wtedy wywlekają wszelkie problemu i brudy. Oczywiście z prawdą nie ma to absolutnie nic wspólnego. Tyle było przygotowań, tyle czekania na tego wspaniałego Sylwestra, a tu taki klops. Goście się popili i nic przyjemnego z tego nie wynikło…
Czasem niestety tak samo jest z tym upragnionym związkiem: czekamy na to jak będzie pięknie i cudownie po ślubie. A tu po jakimś czasie w naszym salonie siedzi jakiś facet z puszką piwa w ręku i nie odrywa wzroku od ekranu telewizora lub komputera. Nieobecny człowiek – to ten wymarzony mąż…
Dlatego niezależnie od tego, jaką masz sytuację życiową lepiej jest na nic nie czekać, ale żyć TU i TERAZ. Nie czekaj na partnera, aby zacząć żyć! Wiem o czym mówię, ponieważ ja również kiedyś czekałam, aż mój mąż wróci z podróży, aż skończy pracę – kiedyś był totalnym pracoholikiem. Aż wreszcie nastał kryzys i wtedy postanowiłam, że wolę być sama. Że chcę być sama. Że potrzebuję tej samotności.
Na początku było mi trudno, przyznaję. Ponieważ jest to kompletna rewolucja w myśleniu. Z takiego myślenia „co bym zrobiła GDYBY”, na myślenie „czego potrzebuję TERAZ ja”, „jakie są moje pragnienia TERAZ”. I jak ja je mogę spełnić.
Jedną z taki trudniejszych rzeczy do robienia w samotności jest samotne jedzenie w restauracji. A ja miałam ochotę pójść do restauracji. Więc poszłam. Ale okazało się, że wcale nie sprawia mi przyjemności siedzenie w zamkniętej przestrzeni. Od tego czasu, w porze na lunchu robiłam sobie przerwę i sprawiałam sobie taką wielką przyjemność: zabierałam ze sobą coś pysznego i zabierałam samą siebie do parku. Jadłam jak królowa w towarzystwie drzew, albo siedząc na trawie, gdy było ciepło. Gdy czas na to pozwalał, siadywałam nad stawem w Parku Skaryszewskim albo w Ogrodzie Botanicznym. Nie ważne gdzie – ważne, aby był kawałek natury, kawałek przestrzeni, kawałek nieba, drzewa, wiatr, mały chociaż promyczek naturalnego światła. To mi sprawiało PRAWDZIWĄ radość. Gdy jesteśmy w naturze poczucie samotności po prostu nie istnieje. Istnieje poczucie samotności w tłumie, ale już samotność w lesie… No nie istnieje, ponieważ natura jest obecna w tu i teraz.
W moich książkach pisałam o moim samotnym wyjeździe na Korfu – to był początek mojego przebudzenia. Ale później, po powrocie do Warszawy nieustannie urządzałam sobie randki sama ze sobą. I dzięki temu odkryłam, jak piękne są Łazienki Królewskie gdy pada deszcz, albo gdy jest zimno. Odkryłam jak ważne i piękne są moje wizyty w antykwariatach, galeriach, muzeach, kinach. Poprzez tę samotność oraz fakt, że nie dzieliłam się opiniami i nie słuchałam opinii innych osób, naprawdę i autentycznie zaczęłam słuchać siebie, poznawać siebie i uczyć się siebie. Mogło tak się stać, ponieważ nie myślałam o sobie w kategoriach „jestem sama, taka samotna, gdybym była z kimś, gdyby dzieliła tę chwile z kimś, to WTEDY by było fajniej”. Nie! Dla mnie było fajnie dokładnie tak, jak było.
Co masz mi do zaoferowania dana chwilo?
Jak się czujesz moja duszo?
Czego potrzebujesz moja ukochana duszo?
Tego nie usłyszymy w tłumie ludzi.
I dopiero wtedy, gdy naprawdę usłyszałam, poczułam i pokochałam siebie, swoją duszę, gdy czułam się naprawdę WSPANIALE sama ze sobą, gdy NIKT, ale to absolutnie NIKT nie był mi potrzebny do szczęścia – dopiero wtedy byłam gotowa, aby zacząć nawiązywać dobre relację z innymi ludźmi. I dopiero wtedy te relacja stały się autentyczne i wartościowe. Zbyt często „przyjaźnimy” się z ludźmi lub wchodzimy w związek z drugim człowiekiem ze strachu przed samotnością. Wtedy taki związek po prostu nie może być dobry, udany i szczęśliwy. Prawdziwy, dobry, pełny związek, to związek dwóch dusz. Ale te osoby muszą ZNAĆ swoje dusze – swoje własne dusze. Dobrze je poznać i je pokochać. Drugi człowiek nie jest po to, aby wypełnić naszą wewnętrzna pustkę, nasze dziury – to my sami musimy je wypełnić. Wtedy wszystko w nas zostaje uleczone.
Gdy ludzie mówią „spotkaj się ze mną, bo czuję się taki/ taka samotna/ samotny” to literalnie oznacza: „bądź ze mną, aby pomóc mi odwrócić uwagę od mojej wewnętrznej pustki, od mojego wewnętrznego bólu, którego nie umiem uleczyć”. Zupełnie inaczej jest gdy mówimy: „bądź ze mną, bo jestem taka szczęśliwa, pragnę to szczęście z tobą dzielić! Razem będzie nam jeszcze lepiej!”. To jest możliwe, jak najbardziej. Ja teraz tak mam 🙂
Jedynie świadome przejście przez ten ból może go w pełni i na zawsze uleczyć. Przejście bez alkoholu i innych używek, które go zagłuszają i odwracają od niego uwagę.
Każdy, absolutnie każdy człowiek na świecie ma w sobie coś, co wymaga uleczenia. Przebaczenia, akceptacji, ukochania. Ale aby tego dokonać, trzeba stawić czoła temu, czego najbardziej się boimy, aby przejść przez swoją „ciemną noc duszy” – po niej pojawia się olśniewająco piękny świt! Warto przez tę „ciemną noc duszy” przejść, aby na zawsze już siebie uwolnić i dokonać transformacji. Aby z larwy wykluł się motyl. Większość ludzi woli pozostać w formie larwy, w stanie hibernacji – ponieważ tak jest wygodniej, bezpieczniej i nie trzeba wykonywać wielkiej pracy. A przebudzenie się jest wielką pracą. Wymaga odwagi i wielkiej energii – wąż zrzuca starą skórę, z larwy wykluwa się motyl, a człowiek staje się przebudzony, świadomy.
Eckhart Tolle napisał „Dla większości ludzi najważniejszym duchowym nauczycielem jest ich własny ból. Ponieważ wszystko przez co cierpimy, wnosi do naszego życia świadomość”.
Dobra wiadomość jest jednak taka, że my nie musimy cierpieć. Nie musimy kurczowo trzymać się tego cierpienia. Możemy je uwolnić. Zamiast myśleć o miłości, której nie mamy, możemy BYĆ miłością TERAZ. Możemy żyć miłością tu i teraz. Do tego nie jest nam nikt potrzebny!
Miłość jest wewnątrz nas. Miłość jest energią, która NIEUSTANNIE płynie – wystarczy się na nią otworzyć. Nie czują jej osoby pełne leku, nienawiści, pogardy, braku przebaczenia, oraz poczucia braku i żalu (stawianie się w pozycji ofiary). To wszystko tworzy wewnętrzne blokady, które sprawiają, że nie może płynąć do nas i przez nas miłość, zdrowie, pomyślność i dobre życie. Możemy się od tych blokad uwolnić.
Bądź miłością i żyj miłością TU i TERAZ! Żyj w pełni, prawdziwie, aby odkryć wielkie skarby ukryte wewnątrz własnego serca.
A więc dzisiaj nie czekaj na nic, nie myśl o tym, „co by było gdyby”. Zamiast tego posłuchaj własnego serca i ruszaj przed siebie, w swoje dobre, prawdziwe, autentyczne życie. W swoją unikalna, wyjątkową, niepowtarzalną drogę. Ona czeka na Ciebie. Doceń Istotę, która w Tobie jest. Twój najważniejszy w życiu związek to ten, który masz ze sobą. Z niego właśnie wyrasta dobra relacja z Bogiem (chociaż to akurat jest absolutnie ze sobą połączone) i dopiero z tego mogą wyrosnąć zdrowe, dobre, pełne, satysfakcjonujące relacje z drugim człowiekiem. Inna kolejność po prostu nie jest możliwa. Osoba, która nie ma dobrej, opartej na miłości i SZACUNKU relacji sama ze sobą nie może mieć dobrego związku z drugim człowiekiem.
I odwrotnie – osoba, która ma dobrą, opartą na szacunku i miłości relację sama ze sobą będzie miała w swoim życiu tylko i wyłącznie dobre relacje i związki z innymi ludźmi. Ponieważ nie zgodzi się na złe związki i nie zgodzi się na bylejakość. Nie zgodzi się na bycie z człowiekiem, który sprawia, że czuje się samotna. Bo gdy prawdziwie mamy siebie, wtedy NIGDY nie czujemy się samotni – czujemy się tak jedynie w niewłaściwym towarzystwie.
Więc gdy nawiedzi Cię pokusa, aby poczuć się samotnie, to zamknij oczy, weź głęboki oddech i poczuj siebie, Stwórcę oraz fakt, że tak naprawdę nigdy, przenigdy nie jesteś sama. Zawsze jest Ktoś, kto absolutnie i bezwarunkowo Cię kocha!!!!!
Żyj. Kochaj. I ruszaj w świat! W swoje dobre życie! 🙂
Z miłością,
Agnieszka
Ps. Więcej o dobrym związku z samą sobą napisałam w książce „Pełnia życia” 🙂
Nie jest Pani odosobniona w takim mysleniu, Pani Agnieszko!
Dokładnie;) Ja i mój mąż też mamy podobne spojrzenie na życie! Jest nas wiecej;)
Świetne przypomnienie. Często zapomina się o tak prostych sprawach, chcąc zrobić zbyt wiele w jednym czasie. Tego typu posty są idealnym bodźcem, by znów cieszyć się swoim towarzystwem.
Dziękuję za ten tekst. Stoję na życiowym zakręcie i nadszedł czas na śmiałe sprawdzenie co mnie na nim czeka., a Pani tekst dał mi wiarę że nie jestem sama 🙂 dziękuję z głębi serca
Dziękuję za te piękne słowa..
Cudowne, mądre, budujące, krzepiące i prawdziwe słowa~ jestem szczęśliwa, że mogę dzięki Tobie tworzyć piękny, własny świat i budzić miłość do siebie samej~ dziękuję!
Chciałam napisać komentarz… ale wszystko jest takie oczywiste.. takie proste i takie przejrzyste że napiszę tylko TAK.
Uściski i serdeczności Kasia.:)
Dziekuje Agnieszko! Ten tekst byl mi bardzo dzisiaj potrzebny ? co ciekawe mam super partner i w koncu poczulam, tak z brzucha, co to znaczy, ze liczy sie tylko tu I teraz ?dziekuje za przypomnienie, ze musimy przejsc przez ciemna strone duszy, by ujrzec swiatlo… Ja wciaz ide i gdy juz wydaje sie, ze jestem na prostej pojawia sie nowy demon z przeszlosci. Dzieki Tobie wiem, ze warto pracowac dalej ❤dziekuje ze jestes i dzielisz sie swoim doswiadczeniem, mantrami i joga -uwielbiam ?
Pięknie napisane!
…jakie TO prawdziwe! Dziękuję.
Absolutnie piękne słowa zmuszające do refleksji nad samym sobą. Dziękuje. Tak bardzo tego właśnie dziś potrzebowałam.
Mogę sie spokojnie pod tym podpisać ? Jestem po rozwodzie.Długo byłam sama bo chciałam sie poznać by stwierdzić czego pragnę,a na co nie ma we mnie zgody.
Teraz jestem w szczęśliwy związku ale nadal lubię chwile dla siebie.
Polubiłam samotne wyjścia do kina,których kiedys sie obawiałam.Lubię siebie,a to chyba najważniejsze by ze sobą wytrzymać ? pozdrawiam!
Pani Agnieszko z tym alkoholem to jest tak, że im bardziej się człowiek rozwija, im bardziej jest siebie świadomy, swojego prawdziwego „ja” tym mniej go potrzebuje. Przynajmniej ja tak miałam. Kiedyś nie wyobrażałam sobie wieczoru z koleżankami bez kilku lampek wina a teraz najzwyczajniej szkoda mi czasu, tego czasu następnego dnia rano. Zamiast chorować wolę rześka, wolna i wyspana zaczynać kolejny dzień. Świetny Blog, świetne książki, dzięki Pani takich świadomych, wolnych i szczęśliwych kobiet na pewno będzie coraz więcej. Pozdrawiam i życzę dużo dobrego!
Ja z tym alkoholem mam właśnie problem. Chodzi o to, że każde spotkanie z koleżankammi nie może odbyć się bez drinka, piwa lub wina. Czasami planuję sobie, że ja tylko posiedzę „przy soczku”, ale raczej mi to nie wychodzi. Ostatnio dużo czytam na temat rozwoju osobistego, czytam również ten blog, książki polecane przez Panią Agnieszkę. I czuję, że chcę być bliżej natury. W nadchodzącą sobotę wyjeżdżamy z moim kochanym mężem na Mazury- specjalnie wyszukałam agroturystykę na totalnym odludziu, bo mam ochotę posiedzieć na łące i nad stawem. Mam tylko nadzieję, że uda mi się obejść bez… akoholu. Bo piwko i ognisko zawsze idą/ szły w parze (dla mnie).
I jeszcze a propos niewłaściwego towarzystwa. Kilka dni temu wybrałam się sama do kina i po filmie spotkałam koleżankę ze studiów, z którą nie widziałyśmy się od ponad roku, a z którą wcześniej bardzo często wychodziłyśmy za imprezy, oczywiście z alkoholem. Spotkanie zaczęło się od przechwalania się – tzn. ta koleżanka od razu ponformowała mnie, że ma nielimitowane wejścia i ciągle chodzi do kina, że teraz nie może iść ze mną na kawę i dokąd jadę na wakacje. Zachowałam się dziwnie, sama dla siebie niezrozumiale, bo chciałam po prostu uciec i nie rozawiać z nią. Nie interesuje mnie (już, bo kiedyś chyba tak) przechwalanie się- chciałabym po prostu porozmawiać. Aż się wewnętrznie trzęsłam w trakcie tej rozmowy i ona to chyba zauważyła. Rzuciłam na koniec, że w przyszłym tygodniu możemy spotkać się, ale tak naprawdę nie mam ochoty. Bo nie chcę takiej rozmowy- co, kto i ile ma, jak wygląda, itp. A wiem, że tak to spotkanie wyglądałoby. No i pewnie z alkoholem.
Przemyślenia Pani Agnieszki na tym blogu i komentarze dodają mi siły, bo widzę, jak wiele osób ma podobne problemy, refleksje. Taka wspólnota, mimo że nie znamy się, dodaje wiary.
Wspaniały tekst Pani Agnieszko. Sama tego wszystkiego doświadczyłam i w pełni się z Pani słowami utożsamiam. Przeszłam długą drogę, nie lubiłam siebie bardzo, brnęłam w coraz gorsze zachowania, aż w końcu doszłam do ściany. W odnalezieniu „dobrej drogi” pomogły mi bardzo Pani książki i artykuły na blogu. Bardzo Pani za nie dziękuję 🙂 Teraz wychodzę z terapii, nie mam nałogów, zdrowo się odżywiam, oddycham i ćwiczę jogę, ale przede wszystkim BARDZO KOCHAM SIEBIE I SWOJE ŻYCIE. Choć jestem singlem, nigdy nie czuję się samotna i jestem bardzo szczęśliwa. A w Pani artykułach wciąż odkrywam cząstkę siebie na nowo 🙂 Pozdrawiam serdecznie Pani Agnieszko i jeszcze raz dziękuję 🙂
Dobry tekst, dziękuję za przypomnienie tego co ważne. Właśnie przed przeczytaniem artykułu myslałam o tym, że zawsze czekam na powrót partnera z pracy, albo jak wrócę do Polski to wszytsko się zmieni -zamiast żyć tu i teraz. Mieszkam w UK od 2 lat i kompletnie nie mogę znaleźć przyjaciół lub choćby znajomych którzy myślą podobnie… Czuję się jak by ten tekst został napisany dla mnie 🙂
Dziękuję za ten tekst. Aktualnie jestem w bardzo trudnym momencie i te słowa są dla mnie jak wróżba, jak wysłuchana modlitwa. Wszechświat pokazuje mi, że najwyższy czas pokochać siebie. Dlatego moja odwaga i energia bedzie płynąć w kierunku uzdrowienia siebie.
Dziękuję blog i książki.
Pani Agnieszko,
Odzywam się tutaj po raz pierwszy.
Rozstałam się właśnie z mężczyzną, któremu całkowicie zaufałam i odkryłam przed nim całą siebie. Ten człowiek wie o mnie wszystko. O moich najsmutniejszych przeżyciach, o troskach codziennych, ale i radościach. Mimo, że wiedział o mnie wszystko, i wszystko z nim dzieliłam, to czułam się w tym związku samotna. Mam 25 lat i nie weszłam ze sobą jeszcze w taką relację, w której czułabym się szczęśliwa. I intuicja już dawno podpowiadała, że coś jest nie tak, że próbuję coś zagłuszyć. Ale tak było bezpieczniej. Dziś zbieram tego owoce. Nie mam przyjaciół, płaczę co noc wtedy kiedy jestem już sama. W dzień jestem roześmianą dziewczyną, w pracy ludzie postrzegają mnie jako wesołą osobę. Gdy wracam do domu – wracam do siebie – tej pełnej lęku, żalu, frustracji i rozgoryczenia. Lęku przed wszystkim. Przed stratą bliskich osób, śmiercią, wojnami.
Czytam właśnie Pani książkę Pełnia Życia, a wczoraj po raz pierwszy otworzyłam Pismo Święte, bo od długiego czasu nie potrafię się modlić (mimo, że jestem osobą wierzącą, nie potrafię Boga o nic prosić, bo… czuję się tym życiem zawiedziona). W głębi duszy wiem za co powinnam być wdzięczna, ale nie przychodzi to tak łatwo. Wszystko o czym pisze Pani w tej książce jest mi bardzo bliskie, włącznie z chorobą ukochanej osoby, jej bezradnością i bezbronnnością, z którą przyszło mi się codziennie konfrontować. Jej również czytam Pani książkę.
Po prostu mam wrażenie jakby była Pani bliską osobą i dodawała otuchy. Dziękuję za to. M.
Witam Panią
Cztery lata temu postanowiłam pokochać siebie zadbać o swoje emocje , poszukać drogi do siebie taki był mój plan.
Zmieniłam nawyki żywieniowe czyli zdrowo , dodałam gimnastykę i zaczęłam biegać dla zdrowia ale to było tylko trzymanie się planu nic więcej.
Zaczęłam więc od nowa to samo tylko dodałam literaturę i tak między innymi znalazłam się na blogu w ramach nabywania wiedzy , stałam się posiadaczem książki Pełnia Życia która przybrała formę narzędzia motywacji w pracy nad sobą zawsze jest w mojej walizce z kolorowymi karteczkami po których odróżniam dany temat na daną chwilę.
Samotność zawsze mi towarzyszyła od czasu dzieciństwa w młodym wieku wyszłam za mąż i do samotności dołączył ból , strach , upokorzenie a potem rozwód.
Mam 52 lata moja samotność w skutek pracy jaką wykonuję nad sobą przybiera inną formę nie jest tak uciążliwa nie wyciska już tylu łez , staram się ją zagonić do narożnika nie zawsze wychodzi ale jak czuję zagrożenie to mam nowe narzędzie mantry.
Mam nadzieję a właściwie to jestem pewna że moja samotność przybierze z czasem inne oblicze złagodnieje i nie będzie natarczywa i to ja będę decydowała o jej obecności w moim otoczeniu.
Bardzo dziękuję za możliwość wyrażenia moich myśli i jeżeli są może za bardzo osobiste lub ciężkie to proszę wybaczyć.
Pani Agnieszko świetna robota z resztą jak zawsze.Dziękuję
Spędzaniu czasu ze sobą jest cudowne 🙂 Ja się tym czasem z „samą” sobą delektuję wręcz uwielbiam te swoje randki z całym wszechświatem i dzięki temu odkryłam, że na nic nie muszę oczekiwać, bo zawsze się coś dzieje 😉
Piękne:) Ja potrzebuję czasem pobyć sama z sobą, a potem mogę dalej iść w drogę 🙂
Dziękuję Agnieszko za przypomnienie tego co jedyne i oczywiste:) takich postów nigdy nie dość. Kochajmy się i dbajmy o sobie dziewczyny, nikt za nas tego nie zrobi! Uściski
Jakiś czas temu byłam w toksycznym związku i jak tak sięgnę pamięcią to zawsze w takich byłam. W pewnym momencie powiedziałam „dość”…
I poczułam ogromną ulgę,radość i głębokie przeświadczenie,że absolutnie nie muszę być z byle kim,
że znacznie cenniejszy jest mój spokój i to,że robię to na co mam ochotę.
Ale do tego trzeba dojrzeć 🙂
Bardzo często czułam samotność w obecności mojego chłopaka i jego rodziny. Zawsze obwiniałam się i pytałam, co jest ze mną nie tak ? Dlaczego jestem taka samolubna i samotna? Czy ja kiedykolwiek będę mogła spędzać z nimi czas bez natłoku myśli, które nagle mnie zalewają gdy jestem w ich towarzystwie. Czy kiedykolwiek będę potrafiła w ciszy cieszyć się z obecności drugiego człwieka i dlaczego inni czują się dobrze tylko ja nie.? Teraz już wiem dlaczego tak było, to była samotność wśród tłumu. Bardzo się cieszę, że piszesz o takich ważnych rzeczach ! Odkryłam to sama jakiś czas temu ale ciągle miałam wątpliwości czy aby nie jestem za bardzo samolubna bo KOCHAM spędzać czas sama ze sobą! Czytać książki, pić herbatę i słuchać muzyki. To naprawdę sprawia mi ogromną radość. Dziekuję Ci za ten tekst bo teraz w pełni zrozumiałam, że zaczynam mieć dobry kontakt sama ze sobą, a to nie jest nic samolubnego. Kocham Cię za Twoją wielką mądrość i tak wielką odwagę w mówieniu prawdy, którą wszystkie kobiety dobrze znają jednak boją się lub ukrywaja ją myśląc, że coś z nimi jest nie tak. Wysłam dużo miłości. Kocham P.
Dokładnie tak! Żyjmy tu i teraz:). bardzo, ale to bardzo dużo osób, które znam boją się samotności i czekają na to coś. Żeby zagłuszyć samotność cały czas mają np. włączony telewizor. I nieważne jaki program leci, ważne jest dla nich żeby szumiało. A prawda jest taka, że dopóki dana osoba nie pokocha siebie i nie nauczy się być sama ze sobą w ciszy, ze swoimi myślami, emocjami, to nie nie będzie szczęśliwa. A to jest właśnie szczęście – dar życia po prostu i jego doceniania w każdej chwili. Niby takie proste, a dla wielu trudne. Pozdrawiam serdecznie, Renata
Dla mnie też ten post jest kojący. Wczoraj rozprawiłam się cześciowo z moim największym problemem – chłopakiem. A dzisiaj trafiłam na Pani wpis, pomimo że łzy płynęły mi po policzkach, gdy go czytałam, dodał mi otuchy. Przez ostatnie lata ciagle gdzieś błądziłam, sądziłam, że tylko ja tak mam, za dużo się tym przejmowałam. A widzę, że jest dużo osób takich jak ja. Bardzo dziękuję za ten wpis 😉
Cieszą mnie takie słowa jak te w dzisiejszym poście, a szczególnie taki fajny odzew na nie. Żyję już wystarczająco długo żeby z czystego doświadczenia wiedzieć co tak naprawdę jest ważne. Mam dobrych znajomych, przyjaciół, ale to ja jestem swoją najlepszą przyjaciółką. Zawsze mam ochotę na swoje towarzystwo i nigdy nie mam siebie dość. Bywam zmęczona, nie można się tak całkiem wyizolować od spraw zawodowych, które nie zawsze idą po naszej myśli, nie zawsze nasi bliscy są dla nas wyłącznie źródłem radości, czasem bólu i troski.
Moje najcenniejsze chwile to ja, mój pies (radość życia w czystej postaci) i łono przyrody, słońce, ciepły wiaterek, zapachy, ptaki opowiadające nad moją głową o swoich sprawach. Kilkanaście lat temu zakończyłam bardzo toksyczny 17-letni związek, wielka miłość, która przeszła wiele dróg, zostawiła i mnóstwo pięknych wspomnień, i sporo takich, które chciałabym sobie wygumować z pamięci jakąś gumką myszką… Nigdy już nie chciałam spróbować szczęścia z nikim innym. Zaczęłam cenić każdy dzień przeżyty tak jak ja tego chcę, odczuwać wdzięczność za każde miłe zdarzenie, każdą przyjemną chwilę, każdy piękny widok, za wszystko co nawet na krótką chwilę czyni mnie kobietą szczęśliwą. Zaczęłam żyć uważniej, zdrowiej, przestałam gonić za wszystkim,spieszyć się, odkładać na później, dbam o siebie i nawet w natłoku niesprzyjających okoliczności do rangi wielkich, wspaniałych wydarzeń rozdmuchuję te nawet najmniejsze przyjemnostki, które mnie spotykają. Przede wszystkim je zauważam i doceniam, i nie użalam się nad sobą, że są marzenia, które wiem, że się już nie spełnią, może w innym życiu, kto to wie, nadzieja umiera ostatnia 😉
Pozdrawiam Panią Agnieszko, cieszę się, że prowadzi Pani tyle kobiet ku temu najważniejszemu – ku miłości do siebie samej. Dopiero wtedy dla innych będziemy lepsze, atrakcyjniejsze, będziemy mądrzej kochać, szanując siebie i ciesząc się każdym dniem.
Pozdrawiam najserdeczniej – A.
I właśnie dlatego jestem wdzięczna za wszystkie kryzysy jakie mnie w życiu spotkały, ponieważ każdy mnie czegoś nauczył, pozwolił poznać siebie bardziej i sprawił, że jestem taka jaka jestem 🙂
W kwestii Sylwestra absolutnie nie jest Pani odosobniona 🙂 My zawsze spędzamy go w domu, wspominając wydarzenia całego roku, dziękując, wyciągając wnioski, a rano – pierwszy dzień Nowego Roku zawsze spędzamy w jakimś magicznym miejscu. W tym roku było to zaśnieżone, wyjątkowo niezatłoczone Morskie Oko. „Od zawsze” czułam, że coś jest nie tak ze standardowym sposobem witania Nowego Roku, ale dopiero gdy odważyłam się żyć po swojemu – zmieniałam w swoim życiu tą i wiele innych spraw. I zrozumiałam czym jest szczęście.
Pomimo tego, iż jestem w cudownym związku, od czasu do czasu potrzebuję randki solo – po prostu już nie wyobrażam sobie życia bez wsłuchiwania się w siebie. I mojego męża oraz syna zachęcam do tego samego. To bardzo ważne by być sam na sam ze sobą. Korzystam na tym zarówno ja jak i otoczenie.
Kiedyś byłam za na sytuację, która wymusiła na mnie takie solo randki 🙂 A teraz czuję wyłącznie niesamowitą wdzięczność!
Pozdrawiam serdecznie Pani Agnieszko 🙂
Pani Agnieszko, jest Pani jak dobry Anioł na drodze wielu z nas 🙂 Dziękuję za ten wpis, żaden inny do mnie nie przemówił, jak właśnie ten <3 Pozdrawiam serdecznie i przesyłam pozdrowienia pełne pozytywnych wibracji 🙂
Agnieszko, niby to wszystko, co napisałaś, znam, wiem, czytałam o tym, ale dopiero poparte Twoimi własnymi doświadczeniami, staje się wiarygodne i chce się w to wierzyć i tak robić. Dziękuję. Asia
To wszystko jest takie prawdziwe i oczywiste 🙂 Dziękuję, że są takie osoby jak Pani. Takie, które za pomocą słów potrafią pokrzepić niejedną zagubioną duszę.
Polecam piosenkę Agnes Obel „September Song” 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=J4CeMBz0Agk
Absolutnie w punkt. 🙂 A tak przy okazji – ja zawsze miałam pretensje do świata, że przyciągam nieharmonijnych, toksycznych partnerów… Nie zapomnę tego dnia kiedy sobie w końcu uświadomiłam (olśniło mnie ;), że skoro sama jestem nieharmonijna to niby dlaczego miałabym przyciągnąć kogoś harmonijnego. Eureka 🙂
Piękny wpis, jak zwykle tyle mądrości… Pani Agnieszko zna Pani metody na złagodzenie bruzdy między oczami, chodzi mi o zmarszczki, dwie pionowe?
Mam 26 lat i jeszcze nigdy nie byłam w prawdziwym związku z mężczyzną… Długo dobrze mi było samej, ale ostatnio zaczęłam się buntować, zwłaszcza widząc swoje koleżanki w towarzystwie chłopaków, narzeczonych, mężów… Ponadto zastanawiam się często, jak to jest, że niektórzy poznają miłość swojego życia w wieku 16 lat, a inni jak mają 26 nadal są samotni. Wydaje mi się to wielce niesprawiedliwe.
Pozdrawiam,
Kornelia
Kornelio,
masz rację, to nie jest sprawiedliwe i może rodzić bunt, zniechęcenie. Ale nie trać cierpliwości. Ja byłam trochę młodsza od Ciebie i tej cierpliwości mi zabrakło. Przestałam wierzyć w prawdziwą miłość, związałam się z byle kim i zapłaciłam za to ogromną cenę. I płacę do dziś, a mój syn razem ze mną. Wyszłam za mąż ze strachu przed samotnością, a w małżeństwie byłam tak samotna jak nigdy w życiu. Zamiast szczęścia rodzinnego i poczucia bezpieczeństwa, poznałam smak cierpienia, odrzucenia i zdrady.
Nie poddawaj się, nie trać nadziei… Jako dwudziestolatka myślałam, moje życie zacznie się dopiero wtedy, gdy się zakocham. A to największa bzdura, jaką można sobie wmawiać. Życie cały czas trwa, tu i teraz.
Pani Agnieszko bardzo lubię Pani teksty i Pani bloga. Wiele rzeczy z tego o czym Pani pisze jest mi bliskie, wiele jest inspiracją. Niestety dzisiejszy Pani tekst jest spojrzeniem osoby będącej w związku, mającej dzieci, nawet jeśli czasowo doświadczyła samotności. Czym innym jest czasowa samotność z wyboru i wtedy zapewne ma swój dobry smak, a czym innym jest samotność wynikająca z tego, że pomimo upływającego czasu nie udało się spotkać kogoś do pary, doświadczyć macierzyństwa. I nie zdaje sobie Pani, ani nikt kto tego nie doświadczył sprawy jak jest to trudne nie myśleć o tym i żyć tylko tu i teraz gdy na około wszyscy w życzeniach na różne okazję przypominają o tym, że człowiek jest sam, jak za każdym razem z tytułu życia w pojedynkę płaci się frycowe np w postaci wyższych kosztów wyjazdów.
Serdecznie pozdrawiam
W pełni się zgadzam .To jest właśnie prawdziwe przeżywanie samotnosci tej dojmujacej. A frycowe no cóż płacić musimy tak świat jest ułożony
Wszystko ma swoją cenę. To tylko z zewnątrz wydaje nam się, że ci inni np. będący w związku są szczęśliwsi, że ich życie jest ciekawsze, pełniejsze. Nic bardziej mylnego.
Bardzo mądry tekst. Zgadzam się ze wszystkim o czym Pani tu pisze. Jestem teraz na etapie układania różnych spraw w moim życiu. Wiele już przepracowałam i z wieloma rzeczami się pogodziłam. Między innymi zaczynam akceptować fakt, że prawdopodobnie będę sama, i że nie zostanę nigdy mamą. Zdałam sobie sprawę, że życie w związku to chyba nie moja droga, choć wielu ludziom pewnie nie mieści się to w głowie. Zdarza się, że „życzliwe” koleżanki z pracy przypominają mi o tykającym zegarze biologicznym, ubolewają nad losem „samotnych” kobiet, czy nawet kwestionują sens życia (!) bezdzietnych osób. Nie wiem jak się zachować w sytuacji, gdy słyszę takie pozornie troskliwe komentarze… Nie pomagają mi w układaniu mojego skomplikowanego życia.
No cóż, kolejny trafny wpis. Jako wierna singielka wiem już i otrzymałam od Pani dobrą radę, że aby nie bać się samotności trzeba umieć pokochać samą siebie i żyć tu i teraz. Reszta ułoży się sama. Może nie ułoży się po naszej myśli ale na pewno będzie to to czego szukaliśmy przez całe nasze życie. Wystarczy wierzyć, pokochać siebie, zacząć żyć, realizować się a dojedziemy do takiej chwili w swoim życiu, gdzie będziemy szczęśliwi sami że sobą i wszystko samo zacznie się układać. Marzę o tej chwili i wiem że się spełni bo jestem zdeterminowana 🙂 nie chcę i nie będę już dryfować 🙂 Jest tyle do osiągnięcia i tylko od nas zależy czy machniemy na to wszystko ręką czy też stawimy się do życia. Ja po woli wracam na swoje tory. Nie wiem jeszcze jaki jest cel mojego istnienia ale odpowiedź przyjdzie sama. Poznawanie siebie jest bardzo przyjemne bywa też bolesne ale warto zastanowić się kim jesteśmy tak naprawdę zrzucając maskę, którą często nosimy by przypodobać się innym by nie czuć się samotnym. Nigdy póki żyjemy nie jest za późno. I tego się trzymam. Ja akurat nie boje się samotności ale przecież nie muszę w niej tkwić przez resztę mojego życia. Jest tyle do zobaczenia, poznania ciekawych ludzi. Nie muszę siedzieć w domu tylko dlatego, że jeszcze jestem sama mogę przecież żyć normalnie jak inni. Szkoda, że dopiero teraz zaczynam rozumieć takie rzeczy :-)No ale blokady, jakie mamy w sobie po różnych przejściach robią swoje. Lęk i strach to potrafią zabrać kawał czasu z życia. No to teraz trzeba nadrabiać 🙂
„….nie każdy z nas musi mieć rodzinę, aby poczuć się osobą szczęśliwą”.
Zgadzam się, bo znam wiele osób, ktore swiadomie wybrały samotny styl zycia i są z tym absolutnie pogodzeni. Poznałam tez ostatnio 91letnia kobietę, singielkę, która z usmiechem na twarzy mówi, że nie żałuje bycia singlem. To był jej świadomy wybór. Nie chciała mieć dzieci.
Ale co z osobami, które prowadzą samotny styl zycia od lat, pomimo tego ze w głebi serca wcale tego nie chcą. Ich pragnieniem jest isc przez reszte zycia z ukochaną osobą i założenie rodziny??? Więc samotność nie jest tutaj swiadomym wyborem. Swiadome i dojrzałe jest to, ze nie wchodzą w zwiazki z byle kim, tylko dlatego zeby być w zwiazku.
Ja mam 37 lat i nie raz byłam sama na randce. Uwielbiam spędzać czas w swoim towarzystwie, na łonie natury, z Bogiem. Godzinami mogę siedziec pod drzewem , na łace i całe dnie spędzac w górach, które są moją największą miłościa. Byłam sama w teatrze, na koncercie i podrózowałam po swiecie. Sluchajac swojego serca, duszy i ciała, poznawałam samą siebie. Az w koncu przyszedł taki dzień, że poczułam ze juz nie chce doswiadczac zycia sama. Pragne dzielic swoje doswiadczenia, podróze, odczucia ze swoja druga połówka. Z kims kto będzie widział, czuł i słyszał podobnie.
Wiele kobiet, które wyszły z więzów swojego zwiazku, zaczyna oddychac i rozkoszowac sie samotnoscią. Ale większosc z nich tak naprawdę nigdy juz nie doswiadczy takiej samotności,o jakiej piszę wyżej, bo mają dzieci, które zawsze będą promykiem w ich zyciu i zawsze do tego życia, będą je napędzac chocby nie wiem co.
Moje pytanie więc jest takie: Jak sobie radzic ze zbyt długą samotnością, która pomimo swoich wielu uroków, pragnie i wyczekuje swojej bratniej duszy i małego zycia? 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
dobre pytanie zadałaś 🙂 człowiek zawsze potrzebuje chwili samotności, to normalne. Wtedy spokojnie samotnością można się delektować. A co, jeśli te randki z samą sobą w parku, pod drzewem, na łące, w podróżach przestają już wystarczać i człowiek chce zacząć dzielić swe życie z kimś inny, a lata mijają, a tu nic…
Ostatnio oglądałam zajawkę programu „rolnik szuka żony”, w której uczestnicy programu opowiadali o sobie 😉 i zrobiło mi się smutno. Tylu ludzi jest na świecie, którzy szukają miłości, czują się samotnie i miłości znaleźć nie mogą. To przerażające… Ciężko wtedy wmówić sobie, pokochaj siebie, idź na randkę ze sobą. Można oczywiście i wtedy żyć tu i teraz, tylko to życie nie ma tego samego smaku, jeśli obok jest ktoś bliski i taka jest prawda.
Doroto, napisałaś dokładnie to co sama chciałam napisać, mam identyczne odczucia.
W okresie przedświątecznym na przystanku spotkałam starszą kobietę, z którą wywiązała się krótka rozmowa. Pani ta, opowiadała o swojej samotności, braku dzieci wprawdzie bez dramatyzowania, ale z nutką smutku w głosie.
Wtedy pomyślałam, że to mogę być ja za dziesiąt lat, smutne…
Pani Agnieszko, doskonale rozumiem tę dziewczynę z pani wpisu, bo co może być ważniejsze od zrealizowania się w roli matki, może żony/partnerki, jeśli to jest marzenie tej kobiety od wielu lat. A czas dla nas kobiet, nie jest sprzymierzeńcem.
Zdecyfowanie Sylwester bez alkoholu to coś co praktykuję od kilku lat. Nie wyobrażam sobie przeżuwać nieświadomie tego magicznego momentu. Podobnie z randkami sama ze sobą, czas na przemyślenia i zadbanie o siebie, są bardzo ważne w moim życiu.
Dzien Dobry!
Mam 35 lat I jestem singlem. 3 lata temu rozstalam sie ze swoim chlopakiem, ale takze swoja rodzina. Postanowilam byc swoim najlepszym przyjacielem. Zrozumialam, ze dopoki nie zaprzyjaznie sie z sama soba, to nie bede potrafila zbudowac zdrowych I budujacych relacji z innymi ludzmi.
Jestem po traumatycznym dziecinstwie I niestety szanowanie siebie I swoich uczuc nie przychodzily mi naturalnie. Po wielu trudnych zwiazkach, mobingujacych szefach, toksycznych, rodzinnych relacjach postanowilam odejsc I zaopiekowac sie soba. Bylo I czasami nadal jest bardzo trudno, ale nie chcialabym juz nigdy wrocic do „siebie dawnej”. Nie wstydze sie siebie z przeszlosci, a nawet podziwiam ta dziewczyne za sile, ktora miala, ale dzisiaj juz tak nie chce.
Chodze z soba do restauracji I do kawiarni na dlugie godziny czytanio-pisania. Zabieram siebie w dlugie spacery w nature I przytulam drzewa, wacham kwiaty I glaszcze trawe bosymi stopami. Jezdze w podroze z sama soba. Odwiedzam muzea chwile po otwarciu, aby miec obrazy tylko dla siebie. W dni wolne wstaje wczesnie rano I spaceruje po moim miescie. Swiat jeszcze spowity w mroku, a we mnie coraz jasniej 🙂
Lubie siebie.
Wszystkiego Dobrego!
Z wielką przyjemnością czytam wszystkie Pani wpisy. Dziękuję za możliwość obcowania z Panią tu na blogu oraz podczas czytania Pani książek.
Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia !
Jola
Nie. Nie jest Pani osamotniona w swoim myśleniu. Mam podobnie….temat długi, ale ja nie o tym….Pani Agnieszko napisała Pani jedno zdanie o tym samotnym jedzeniu w restauracji i przypomniała mi tym Pani wiersz który przeczytałam w 2008 roku o pewnej samotności. Szukała tego wiersz długo i okazało się, że znalazłam w starym nieużywanym już komputerze gdzie go po prostu zapisałam. Wiersz genialny choć może nie do końca „profesjonalny”. Napisała go osoba o pseudonimie „joanbielsko”
Dziewczyna z restauracji
Wybrałam się do restauracji,
odpocznę trochę przy kolacji,
zamówię danie z oliwkami,
rozejrzę między stolikami,
gdyż lubię sobie dopowiadać –
– historie ludzkie z którymi jadam.
Na przykład ta po lewej stronie,
pociera nazbyt często skronie,
przymyka oczy, krzywi usta,
on dłoń jej delikatnie muska.
A ona ? Jakby jej nie było,
uciekła myślą gdzieś przed chwilą.
On jej w tym miejscu nie przytrzyma,
wypiją tylko lampkę wina,
ona mu powie” do widzenia „,
(choć wątpliwości nie ma cienia)
że to ostatnie ” do widzenia „.
Po prawej zjawiskowa piękność,
wpatrzona w bardzo marną męskość,
w dodatku chamską, gburowatą
(od razu wiem kto płaci za to).
Dalej otyłe, starsze panie,
wyraźnie słychać każde zdanie,
chłoną szarlotkę po kolacji,
mówią – o Stefy operacji,
że już niewiele jej zostało,
i chwalą to, co chwali ciało.
A mnie jest przykro, kiedy słyszę,
jak na wątrobę schodził Zbyszek,
że znowu były na pogrzebie,
że dzwonią tylko już do siebie…
Za nimi jakaś męska para,
rozmawia zgrabnie o kaparach.
Zagłusza całkiem szept kochanków,
co piją colę z jednej szklanki,
tych co to siedzą za kolumną,
i każdy kąsek dzielą równo.
I naglę czuję myśl na sobie.
Ktoś zastanawia się co robię .
Dlaczego późnym popołudniem,
jem sama z sobą danie główne.
Świetny wiersz, taki mocno prawdziwy i rzeczywisty….
Pani Agnieszko,
Brak mi słów,że napisała Pani ten wpis w momencie kiedy tego najbardziej potrzebowałam!
Dziękuję, czekam na każdy Pani wpis !!!
Kocham byc ze soba, sam na sam. Nigdy sie nie nudze, a przebywanie na lonie natury…rzeczywiscie sprawia, ze samotnosc nie istnieje. Czesto uciekam do natury, mam blisko domu ogromny park, ktory przeradza sie w las, cudne drzewa i tam czuje sie jakos…. inaczej…. ogarnia mnie radosc i szczescie, i do tego spiew ptakow, szczegolnie wiosna…. cuda 😉 Pozdrawiam.
Agnieszko, właśnie kończę czytać Twoją „Pasję życia” – jestem tak wdzięczna za tę książkę! Pojawiła się dokładnie wtedy, gdy bardzo jej potrzebowałam, przypomniała mi, kim jestem. Dziękuję!!!
Oczywiscie nie „pasję” a „pełnię”:) książka mnie tak pozytywnie nakręciła, że już myślę o pasji;)
Tekst jak zwykle wartościowy, głęboki,ale przyzwyczaiłam się do pióra Pani Agnieszki, które uwielbiam. Niestety, mam tak zamknięty umysł,aby się wsłuchać w siebie. Jestem w permanentnym stresie, bojąc się o moich bliskich (mąż, rodzice),że może się im coś stać, ale wracając do artykułu-czekam na upragnioną ciążę, która nie pojawia się od wielu lat, a to już tak owładnęło mną. Dopadają mnie chwile słabość (płacz, kłótnia z bogiem, histeria, strach,ze jednak może mi się nie udać,że zawiodłam męża, który też pragnie dziecka i cierpi, bo nie może mi pomóc). Po przeczytaniu artykułu zastanawiam się czy właśnie żyję obok „Tu i Teraz”. No , ale co z tego,że ja to rozumiem i jestem świadoma siebie, swoich uczuć, jak ja jako osoba „jestem zblokowana” . Nie wiem jak sobie z tym poradzić. Oczywiście próbuję praktykować jogę i medytację. Niemniej jednak nie wiem czego się spodziewać, żeby nie napisać-nie zauważyłam efektu,a;e żeby nie było smutno -coś pozytywnego na koniec: cieszę się, że Panią, Pani Agnieszko „odkryłam”.
Dziękuję, że jesteś Agnieszko, masz WIELKI DAR
Żyjemy Tu i Teraz … to oczywiste. Jesteśmy szczęśliwi dzisiaj, ale co jeśli to dzisiaj nam się kończy… Co jeśli przychodzi coś czego się nie spodziewaliśmy i czego nie chcieliśmy… Co jeśli odchodzi do wieczności ukochana i najważniejsza spośród wszystkich, osoba naszego życia… osoba z którą spędziliśmy piękne lata naszego życia… osoba z którą chcieliśmy się zestarzeć, wspominać pod kocem przy kubku herbaty naszą młodość…. Zostaję ja i co mi po tym… Jakie wówczas jest Tu i Teraz… Brutalnie zostały nam zabrane nasze marzenia… moje marzenia… moje pragnienia… moje ja…Co wówczas…
Kocham siebie, zawsze lubiłam swoją osobę i zawsze o siebie dbałam, ale zawsze też (przynajmniej przez 20 lat mojego związku) dzieliłam swoje chwile z osobą, która mnie kochała i którą ja bardzo kochałam. Szczerze mogę powiedzieć, że dopóki nie poznałam mojego męża to nie zdawałam sobie sprawy, że można tak kochać drugiego człowieka. Moim jedynym nałogiem był mój mąż. Nigdy nie odurzałam się używkami, bo chciałam przezywać swoje szczęście świadomie i w pełni. Bardzo lubiłam spędzać z nim czas, każda chwila z nim była wyjątkowa i na swój sposób magiczna. Troski życia codziennego i szarość dnia wydawały się inne, bo wiedziałam, iż mam kogoś kto w razie potrzeby mnie zrozumie (czasem bez słów) i pomoże tak jak będzie mógł. W obliczu większego kryzysu się uzupełnialiśmy i wspieraliśmy. Bardzo lubiliśmy ze sobą rozmawiać i spędzać wspólnie czas w kuchni, przygotowując i konsumując posiłki. Nie przeszkadzało mi samotne wyjście do kina czy restauracji, tylko po co miałam iść sama, jak mogłam to dzielić z ukochanym, śmiać się lub denerwować razem i wtedy było fantastycznie. Mój mąż to była moja bratnia dusza….
Nie czekam na nic z przyszłości, nie żyję też przeszłością, żyję dniem dzisiejszym, żyję Tu i Teraz. Chcę być sama. Nie boję się samotności, ale też nigdy nie chciałam samotności. Nie chcę nowego związku, nie potrzebuję go. Każdego dnia uczę się żyć sama ze sobą, uczę się jak być bez osoby z którą można porozmawiać o wszystkim, która doradzi, pomoże, wesprze, poprawi i nakieruje… uczę się przetrwać dzień bez odprężającego, pokrzepiającego a czasem najzwyczajniej spontanicznego przytulasa… Moje Tu i Teraz to byliśmy MY, teraz Tu i Teraz to JA, ale czy tego mi było trzeba…. bynajmniej… MY było tym czego chciałam i potrzebowałam. MY było moją siłą napędową, moim szczęściem, całym moim powietrzem… Teraz jestem JA i nie jestem z tym szczęśliwa…
Nie jestem osobą lękliwą i wystraszoną. Raczej należę do osób, które wiedzą czego chcą i do tego dążą. Nie żywię się nienawiścią i pogardą, wręcz odwrotnie nienawidzę i pogardzam tymi uczuciami. Staram się żyć z ludźmi w zgodzie i unikać sytuacji kryzysowych. Nie postrzegam siebie z pozycji ofiary i nie żywię do nikogo żalu. Zawsze uważałam, że jak sobie zapracujemy na życie takie będziemy mieli, że jeśli zawsze będziemy się doszukiwać dziury w całym to w końcu ta dziura się pojawi. Nigdy niczego mi nie brakowało. Zawsze uważałam, że mam szczęśliwe życie i czułam to szczęście na każdym kroku. Żyłam miłością i odczuwałam ją na każdym kroku. Jednak jak to się mówi, tragedia weryfikuje całe nasze życie. Na tą chwilę odczuwam brak i to ogromny. Brak mojego ukochanego. Tak boli, że aż rozrywa od środka. Być miłością i żyć miłością … łatwo się mówi… jeśli kogoś nie spotka tragedia śmierci miłości życia… jeśli komuś nie zawali się cały świat… Kocham siebie, kocham bliskie mi osoby i oczywiście bezwzględnie kocham Boga, ale to kocham jest inne … trudno to wytłumaczyć, to trzeba przeżyć… Ruszać w świat, hmmm…. może tak, ale mi było lepiej ruszać w ten świat z moją drugą połówką, nie w samotności. Teraz ten świat nie jest już taki fascynujący i pociągający. Świat jest i tylko tyle…
Samotności można się nauczyć, można się do niej przyzwyczaić, można ją lubić, ale tęsknoty nikt i nic nie zagłuszy…. tęsknota nigdy nie znika. Tęsknota jest Tu i Teraz i codziennie rozrywa serce i duszę… Takie jest moje JA i moje Tu i Teraz….
Ema, rozumiem Cię ale powiem Ci coś czego pewnie w tym momencie usłyszeć na pewno nie chcesz. Czas. Tęsknota, owszem jest. Będzie coraz mniejsza aż pewnego dnia stwierdzisz, że już nie tęsknisz. Ze naprawdę żyjesz Tu i Teraz. Nic na siłę. Nie musisz robić nic. Czas zrobi swoje czy tego chcemy czy nie. Możemy zaprzeczyć, że nigdy, że zawsze. Guzik prawda. Tęsknota…Znika. Po czasie.
Świetny tekst. Ja się teraz czuję jakbym była na rozdrożu. Potrzebowałam tego tekstu dziękuje.
Agnieszko,
Niektórzy ludzie pojawiają się w naszym życiu i szybko odchodzą.
Niektórzy zostają przez chwilę i zostawiają ślady w naszych sercach, a
my już nigdy, przenigdy nie jesteśmy tacy sami… Agnieszko, Ty dla mnie
jesteś taką osobą, zauroczyłaś mnie sobą, zmieniłaś mnie, zmieniłaś moje
serce….
Wiesz od kilku dni myślę o Tobie, myślę jak za pomocą życzeń
urodzinowych mogę Ci przekazać jak bardzo Cię pokochałam, jak ważną
jesteś osobą w moim życiu, jak bardzo Ci jestem wdzięczna. Myślę nad tym
czego mogłabym Ci życzyć… Tylko widzisz, wszystko czego chciałabym Ci
życzyć – Ty już to masz…. Masz ogromne serce i przepiękną duszę, która
przyciąga inne piękne dusze…
W tym szczególnym dniu więc wysyłam do Ciebie moją miłość, tak po
prostu… Wysyłam również moje Anioły… aby Cię dzisiaj rozpieszczały, aby Cię zaczepiały i
swoimi skrzydełkami nad Tobą trzepotały… Dużo radości Agnieszko…
Wspaniałego dnia…
Gdy jestem sama w domu zwykle czytam w ciszy, zajmuję łazienkę na 2 godziny, medytuję, ćwiczę jogę, pracuję, odpoczywam w ogrodzie w towarzystwie kota i psa lub idę wcześnie spać…..niby potrafię spędzać czas ze sobą, ale jednak nie jest to pełnia szczęścia. Jestem dowodem na to, że człowiek jest istotą „stadną”. Spełniona czuję się, gdy razem ze mną jest mąż, synowie. Nie potrafię tak do końca być długo sama ze sobą, ale też nie przepadam za tłumem. Wystarcza mi otoczenie rodziny, tej najbliższej….. Pracuję nad tym, by bardziej cieszyć się tymi chwilami ze sobą. Nie nudzę się, ale nie do końca sprawiają mi one radość…czuję, że coś jest nie tak…czas to zmienić:)
Kochana Agnieszko, jestem stałą czytelniczką Twojego bloga, mam Twoje dwie książki i z niecierpliwością czekam na „Smak zdrowia”, często czytam Twoje artykuły aby się zainspirować, pomóc sobie lub innym. Jednak mimo wszystko czuję się nieszczęśliwa, samotna i niespełniona :(. Wydaje mi się że to moja wina, moich wysokich wymagań wobec życia, innych i siebie. Często czuję niedosyt w miłości, pracy, przyjaźni … czuję pustkę w sobie :(. Jestem po rozwodzie i myślałam że nowa miłość będzie czymś wręcz bajecznym , jednak okazała się bardzo ciężką dla mnie lekcją pokory, cierpliwości i wyrozumiałości … tak ja to odczuwam. Jednak mój partner widzi to zupełnie inaczej. Wiążąc się z nim mam wrażenie jakbym stanęła i czekała na realizację tych pięknych słów mówionych mi do ucha, tych planów i marzeń z których niewiele się spełniło. Stoję i czekam chyba na cud 🙁 … czytam Twoje porady i się nastawiam że dziś, zaraz wdrożę wiele w swoje życie, że przestanę czekać a zacznę się cieszyć tym co mam a mam wiele ale w praktyce jakbym nie miała sił i z tego zapału za godzinę, dwie nic nie zostaje :(. Co robić? Sylwia
Sylwio,
Mialam tak samo jak Ty normalnie slomiany zapal. Czytam Twoj kometarz to jabym opisywala siebie pol roku temu. W 2 dni przeczytalam calego bloga Pani Agnieszki, ksiazke w tydzien. W jeden dzien zaczelam medytowac, uzywac oleju na plukanie jamy ustnej, yoga etc. niestety po dwoch tygodniach mi minelo wszystko. Po dwoch miesiacach czulam pustke w srodku, brak szczescia, bylam na tym swiecie bo bylam. Obudzilam sie rano i zaczelam medytowac i medytowalam codziennie przez tydzien, znalazlam grupe nauczycieli medytacji poszlam na spotkanie tam medytowalismy razem. Nie wiem jak to sie stalo po miesiacu malymi krokami zaczelam zmieniac swoje zycie – cwicze yoge, a teraz malymi kroczkami wychodze z jedzenia miesa. Niedosyt milosci tez mialam i zaczelam pracowac nad soba, najpierw pokochalam siebie.
Anno,
dziękuję za słowa otuchy, dziękuję za zainteresowanie bo w dzisiejszych czasach to deficyt niestety :(. Dla mnie największą bolączką jest poczucie osamotnienia, nie wiem czemu ale jak robię coś z kimś to czuję się dobrze ale jak mam np. wyjść sama na spacer, do kina czy restauracji czuję dyskomfort. Nie wiem czy to brak poczucia własnej wartości, czy może brak poczucie bezpieczeństwa. Sama z sobą mogę być w domu ale jak już jakieś wyjście to szukam towarzystwa. Brakuje mi pogadania z kimś, koleżanek nie mam zbyt dużo, a te które są, większość zalatana, zabiegana niestety. Nie wiem czy kocham siebie ale wiem że czasem nie lubię swojego lenistwa i tego słomianego zapału o którym pisałaś. Spróbuję jak Ty od medytacji 🙂 Trzymaj kciuki, Pozdrawiam Sylwia 🙂
Najmilsza Pani Agnieszko!
W dniu urodzin składam/przesyłam Pani najserdeczniejsze życzenia – pomyślnych wiatrów,
czytelnych znaków, dobrej energii, jasnych myśli! Nieprzemijającej urody ducha i ciała.
Szczęścia pod Pani dachem, pod Pani niebem!
Dziś jest Pani prywatny Nowy Rok :))
Gorące uściski xxx
Monika (z targów w Krakowie)
Przepraszam bardzo moj komentarz nie jest na temat aczkolwiek milo bedzie jak dostane odpowiedz byc moze jest to tez dobry temat na dlugi wpis na blogu 😉 Jestem mama 4,5 letniego dziecka od pol roku przeszlam na wegetarianiazm jak przekonac dziecko do jedzenia warzyw? jak bilansowac mu posilki? jak nauczyc zdrowych nawykow? Pozdrawiam
Czy można kogoś kochać i noe chcieć z nim być? Czy można zostawić to wszystko co jest, to co się zbudowalo i tak po prostu zacząć od nowa? moje ciało daje znaki że to już koniec, serce boli, rozum nie nadąża. Boję się. O siebie i o niego jak to zakończę. Stoję w miejscu. Każdy wybór wydaje się zły.
?
Dziwne , nie ma odpowiedzi a chcialbym sie tego k czyms dowiedziec wiecej bo tak jakby te slowa pisala przyjaciolka a kiedys dzuewczyna mam takie wrazenie i ze to jest bardzo wazne wiec prosze o odp.
WSZYSTKIEGO CO DOBRE I PIĘKNE PANI AGNIESZKO Z OKAZJI URODZIN.
Sylwia, nie jesteś sama. Mój wpis jest powyżej Twojego ( z 9 V 2017). Dokładnie opisałaś to co ja czuję, chociaż moja historia jest inna. Jesteśmy z mężem 25 lat. Mamy 3 wspaniałych synów. Kochamy się wciąż jak na początku, chociaż miłość przechodzi przemiany, rozwija się i zmienia razem z nami. To co napisałaś, to jest właśnie to co mnie uwiera, gniecie. Z natury jestem właśnie idealistką, lubię jak wszystko co zaplanowane się realizuje. To co szeptane do ucha się spełnia. Często okazuje się, że związek dwojga ludzi to kompromis, wyrozumiałość, przebaczenie, a życie to nie bajka. …..i to gniecie mnie i Ciebie. To co wydaje się mojemu mężowi po prostu w porządku, dla mnie nadal nie jest takie jak sobie wyobrażałam, co powoduje niezadowolenie, pustkę, niedosyt. A może jest tak jak powinno być i my powinnyśmy się zmienić ? Wiem, ze mąż mnie bardzo kocha, określa miłymi przydomkami, rzadko kiedy mówi do mnie po imieniu, jest czuły, wrażliwy, przytula, szuka wciąż mojej dłoni w domu, na spacerze, w kinie …..a ja wciąż czuję pustkę, niedosyt miłości…..Rozmawiamy, rozmawiamy, jak ja pewne rzeczy widzę i On jak je widzi. Kiedyś określenie Kobieta z Wenus, Mężczyzna z Marsa wydawało mi się śmieszne, dziś tak mnie nie śmieszy ( może to temat na następny wpis Pani Agnieszko ? ) Dlaczego ? Bo zamiast z wiekiem trochę odpuścić dążę wciąż do ideału, który nie istnieje. Nie stać mnie na spontaniczność. ( I nie mam tutaj na myśli pójścia w miasto jak nastolatka… ) Męczę się z tym bardzo…..Najważniejsze, że zaczynam sobie to uświadamiać, zmieniać, jest ciężko, ale pracuję nad tym. Pani Agnieszka jest moim Przewodnikiem, Nauczycielem, Aniołem…..długa droga przede mną….wiem o tym. Ale światełkiem w tunelu jest to, że jako idealistka nie odpuszczam….Pozdrawiam i przytulam wszystkich niestrudzonych na drodze rozwoju i zmiany 🙂
Wspaniałe, mądre teksty. Dziękuję. Czytam i przypominam sobie, co w życiu jest ważne. I jestem szczęśliwa. Polecam bloga dalej, a Pani książki po kolei kupuję, bo warto. Dołączam się do najlepszych życzeń urodzinowych- harmonii i miłości!
Pani Agnieszko
To jest właśnie to! Jakaś energia mnie tu przyciągnęła. Słyszałam od przyjaciółki w chwili załamania, o Pani blogu. A ja sama wcześniej trafiłam tu przed nią (szukałam wtedy, pamiętam artykułów o burakach ;).
To było kilka miesięcy temu, potem wszystko uszło lotnie i znowu wróciłam do obecnego stanu. Szukam siebie w stanie skrajnej depresji (po raz enty) i przypomniałam sobie o tym blogu, na którym byłam dwa razy. I nagle jestem tu znowu! Po prostu! Olśnienie! Alleluja!! Jestem!
Za czytanie dalszych Pani wpisów biorę się za chwilę, ale wystarczył mi ten jeden ostatni aby coś napisać, tym bardziej że pisanie daję mi spore oczyszczenie. To wszystko co Pani pisze to prawda i bynajmniej ja się z nią utożsamiam. To jest moja filozofia!!
Zacytuje:
,,Miłość jest wewnątrz nas. Miłość jest energią, która NIEUSTANNIE płynie – wystarczy się na nią otworzyć. Nie czują jej osoby pełne leku, nienawiści, pogardy, braku przebaczenia, oraz poczucia braku i żalu (stawianie się w pozycji ofiary). To wszystko tworzy wewnętrzne blokady, które sprawiają, że nie może płynąć do nas i przez nas miłość, zdrowie, pomyślność i dobre życie. Możemy się od tych blokad uwolnić.
Bądź miłością i żyj miłością TU i TERAZ! Żyj w pełni, prawdziwie, aby odkryć wielkie skarby ukryte wewnątrz własnego serca.”
Cóż za prosta prawda, prawda??
A my i ja wciąż błądzimy….Wszystko jest w nas! I niby to wszystko wiemy, a w rzeczywistości jakoś nam to ucieka.
To strasznie nierówna walka. Być nieszczerym i szczerym z samym sobą. Ale Koniec! Agnieszka dajesz siłę!!
Kiedyś bardzo się lubiłam. Uwielbiałam samotne, bardzo wczesne poranki po to aby złapać w obiektywie bieliki i inne zwierzęta. Włóczyłam się samotnie po dzikich łąkach i mierzejach o poranku, nocach. Jakże szczęśliwa byłam sama w naturze!!! Czerpałam z niej mnóstwo energii. A później ten chamski świat zmanipulował mną totalnie! Przyczynowość przeszłości stała się efektem wielu wydarzeń…Więc po paru latach poddania, postanowiłam zmienić wszystko! Poszło na jedną kartę! Ciach!
Postanowiłam na nowo zwiedzać świat! Ale nie tak jak wcześniej…(mieszkałam w rożnych krajach i miastach Polski) tylko wyjechać dalej niż sięgają myśli tych, którzy myślą, ze nie mogą. Jakkolwiek to brzmi…
Ciężka pracą, ale zwiedziłam mnóstwo krajów na świecie i poznałam wiele kultur. A tak na prawdę je liznęłam. Nieważne…. Wszystko jest moje! Nikt nie skradnie moich wspomnień! Moje jest najmojsze! 😉
Jednak doznałam wypadku podczas pracy. Po operacji w nie swoim kraju, musiałam wrócić do kraju, gdzie nie miałam nic, czyli do Polski. Cóż za szok!!!!! Ledwo się poruszałam a musiałam jednak przemeblować całe swoje życie w ciągu kilku chwil. Czadowo! I tu dopiero sie zaczyna historia…. mojej pseudo depresji
Dzien dobry Pani Agnieszko 🙂
Dziekuje za ten wspanialy wpis ! 🙂 Prosze mi jednak powiedziec czy pisala juz kiedys Pani cos o zazdrosci o partnera gdy pojawiaja sie trzecie osoby i moze nieswiadomie albo i swiadomie mieszaja ? Co robic ? Jak zachowac stoicki spokoj ????
Ciezki temat, ale bardzo aktualny w tych czasach… Jesli kiedys czulaby Pani, ze jest moment zeby o tym napisac, to bede uradowana, czekam cierpliwie 🙂 Wiem, ze ten tekst pomoze wielu osobom 🙂 poki co bede stosowala modlitwy z Pani ksiazki 🙂 Wszelkich serdecznosci Gusiu ( Agusiu ) tak Pania nazywam z miloscia 🙂 Pozdrawiam !!!!!
Ten tekst jest wspaniały i jakże pokrywa się z moim poglądem na życie „Kochaj siebie”!
Dzień dobry. Pani Agnieszko, najpewniej nie przeczyta Pani tego wpisu. Ale być może zobaczy go kilka osób, których postrzeganie życia w pojedynkę zmieni się choć o odrobinę zrozumienia.
Pani Agnieszko, rodzaj samotności, o której pisze Pani w powyższym artykule jest bezcennym życiowym luksusem. Oprócz Pani pracy nad sobą, wynika również, a może przede wszystkim, z wysokiego komfortu życia, tj. statusu mamy, statusu żony, statusu majątkowego, statusu osoby znanej. Czyli wynika ze spełnienia. Większość z Nas marzy o takiej samotności. O samotności na chwilę, nawet dłuższą nawet, ale z perspektywą powrotu do życia, w którym jest ktoś jeszcze oprócz nas, kto czeka w domu, kto czeka na dworcu, kto podaje herbatę, kto wesprze finansowo. Samotna osoba jest tego pozbawiona. Jest sama. Samotne wypady do kina, teatru, restauracji są fajne jako doświadczenie, ale nie jako stała życiowa.
Nie znam Pani historii, to prawda. Ale i Pani nie zna trudu, bólu doświadczania permanentnego braku czułości, bliskości, dotyku, którego choć odrobina potrafi pokazać promień nadziei. I jest to niezależnie od tego, jak mocno zbudowani jesteśmy wewnątrz.
Jako osoba z doświadczeniem bycia w relacji z 2 osobą oraz doświadczeniem długiej samotności, mogę z pełną łagodnością i spokojem stwierdzić: różnica w jakości życia jest kolosalna. Prawdą jest, że nie każdy marzy o życiu we dwoje. Prawdą jest też jednak również, że większość z Nas postrzega to jako przyjemniejszą opcję życia. I słusznie, tak jest. „Nie każdemu jest dane z kimś być”. W samotnych sercach rodzi się pytanie: dlaczego to ja jestem w tej grupie? Nie zrozumie tego nikt, kto jest w innej. Stąd też biorą się liczne nieudane relacje, z których, głównie kobiety, wychodzimy poranione i połamane. Bo jak długo można akceptować niechciany stan, widząc jednocześnie inną jakość życia innych kobiet? Głód rodzi potrzeby irracjonalne dla sytych. I nawet zdrowa, poukładana osoba decyduje się na bylejaką relację właśnie z powodu długo niezaspokajanego głodu. I z powodu widoku sytych.
Jest Pani kolejną osobą, która mówi o pięknie i bogactwie samości. Rzeczywiście, samość taka jest. Ale chwilowa i z wyboru. Ale skoro jest piękna i bogata aż tak, dlaczego nie staje się wyborem Pani lub innych, którzy zachwalają ten stan? Odpowiedź pozostawiam każdemu, kto to czyta.
Pozdrawiam ciepło.
Arletta
Droga Pani Arletto! Na wstępie bardzo serdecznie Panią pozdrawiam! Bardzo dziękuję za Pani wiadomość.
Bliska mi osoba dokładnie osiemnaście lat temu urodziła ukochaną córeczkę, która jest zupełnie niepełnosprawna.
Gdy wiadomość o chorobie dziecka dotarła do biologicznego ojca, ten postanowił opuści rodzinę.
I oto mamy dwie historie kobiet, matki i córki.
Osiemnaście lat opieki nad niepełnosprawną dziewczynką, która właśnie teraz staje się młodą kobietą.
Kobietą, która jest pozbawiona perspektywy posiadania partnera, dzieci, a jej największym marzeniem jest to, aby samodzielnie pójść na spacer. Nie mówiąc już o tańczeniu. O odrobinie samodzielności…
Jest jak jest. Nikt na świecie nie sprawi, że ta dziewczynka pewnego dnia zacznie chodzić. Ma do wyboru- użalanie się nad osobą i nieustanne myślenie o tym, czego nie ma i czego nigdy mieć nie będzie (a inni mają), albo w tej sytuacji która JEST żyć najlepiej jak się da.
Stawianie siebie pozycji ofiary odbiera nam siłę i energię.
Myślenie o innych, że mają lepiej od nas, że jest im łatwiej, ocenianie innych powoduje właśnie, że stawiamy siebie w pozycji ofiary. A to odbiera nam siłę, radość życia oraz nasz… potencjał. Każdy człowiek ma do zrealizowania w tym życiu swój własny, niepowtarzalny, indywidualny cel. Aby go zrealizować, otrzymujemy od Boga dokładnie to, co jest nam potrzebne. Czasem dzieci rodzinę, czasem choroby i niepełnosprawność, a czasem samotność.
Jest tak jest. Sztuka życia tkwi w tym, aby zaakceptować to co jest i uczynić z tej sytuacji to, co najlepsze. Aby dawać miłość potrzebującym. Aby dawać im swoje wsparcie. Tak wiele osób potrzebuje naszej miłości i naszego czasu – wystarczy tylko rozejrzeć się wokół nas…. A to otwarcie oczu na świat możliwe jest tylko wtedy, gdy przestajemy się koncentrować na swoim i wyłącznie swoim bólu. Każdy człowiek doświadcza bólu na swój własny, indywidualny sposób. Nie oceniajmy innych, bo nie jesteśmy w ich „butach”. Nie znamy ich historii.
Nie oceniajmy, a zamiast tego kochajmy.
Bezinteresownie kochajmy.
Miłość działa cuda.
Dawanie miłości potrzebującym, wypełnia nasze życie poczuciem sensu, miłości i spełnienia. Wtedy samotność po prostu przestaje istnieć. Można kochać i tworzyć swoje „rodziny” na wiele różnych sposobów.
Niech Anioły Panią prowadzą w Pani niezwykłej, niepowtarzalnej historii życia!
Jestem pewna, że wniesie Pani do tego świata wiele światła, zrozumienia, ciepła, akceptacji i miłości – bo to wszystko na pewno w Pani jest 🙂
Z miłością,
Agnieszka
Pani Arleto nie wchodzi się w byle jakie związki, bo coś takiego nigdy nie kończy się dobrze. Zwiększa się jedynie jeszcze bardziej poziom frustracji i niszczy się życie sobie i drugiej stronie. Uważam, że wcześniej czy później każdy znajdzie kogoś kto mu odpowiada.
Witaj Kochana Agnieszko,
Właśnie czytam rozdział o Totalnej biologii z Twojej nowej książki, uśmiecham się do siebie i postanowiłam do Ciebie napisać…
Parę miesięcy temu, kiedy byłam kłębkiem nerwów, wewnętrznie porozrywana, szukająca siebie, trafiłam na Twojego bloga, książki 🙂 Wtedy zaczęła się moja niesamowita przygoda.
Zaczęłam czytać, uspokajać się, próbować metod opisanych przez Ciebie. Czekałam z niecierpliwością na każdy nowy tekst, na Twoim blogu.
Potem poznałam kolejną Cudowną Duszę – moją homeopatkę, która pomogła mi przy infekcjach dzieci, poprowadziła dalej. Poczułam wiatr w żagle i zrozumiałam, że to właściwa Droga 🙂
Trafiłam na kurs Radykalnego Wybaczania, Dwupunktu, a teraz od kilku miesięcy uczestniczę w kursie Totalnej Biologii, o której piszesz w swojej książce.
Czuję ogromną wdzięczność, że poznałam Twoje teksty, książki, że pokazałaś drogowskazy, dałaś otuchę, zrozumienie.
Dziś, nie mogę się doczekać, kiedy nauczę się czegoś nowego, poznam nowych Cudownych Ludzi, no i kiedy będę mogła zrealizować swój gwiazdowy prezent, którym są warsztaty z Twoim uczestnictwem :)))
Z całego Serca Bardzo Ci Dziękuję Kochana Pomocna Duszo.
Przesyłam mnóstwo Miłości i dobrej energii.
Z miłością B.
Agnieszko chciałam zapytać o naturalne sposoby na migrenę. Męczy mnie od pół roku raz w miesiącu, w trakcie miesiączki. Pozdrawiam serdecznie.
Idę tą drogą już od tak dawna i końca nie widać… kiedy tylko wydaje mi się, że już przeszłam przez ból i wypełniłam pustkę, zaraz pojawia się kolejna lekcja. Kocham moje samotne życie i siebie, jestem tu i teraz, czuję pełnię i radość, ale są też dni, kiedy czuję samotność i nic na to nie poradzę. Natomiast takie słowa bardzo miło się czyta, naprowadzają mnie z powrotem na właściwy tor, przypominają, że wszystko jest płynne i zmienne, a także że wszystko jest po coś i każdy dzień czegoś nas uczy. Dużo dobrego życzę. I dziękuję.
Mnie, po 25 latach związku, właśnie porzucił mąż dla młodszej i nie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Nie umiem znaleźć radości i niczego pozytywnego. Żyję w lęku i poczuciu, że już nic dobrego mnie nie spotka. Jak to zmienić?
Ja miałam 20 lat i tak panicznie bałam się samotności, że siedziałam ciągle w domu słuchając smutnych piosenek i scrollując portale społecznościowe. Ale pewnego dnia obudziłam się i postanowiłam, że dłużej tak nie będzie. Zaczęłam żyć tak jak Pani mówi TU i TERAZ. No i teraz jestem .. szczęśliwie zakochana, ze świadomością, że życie jest piękne, nawet jeśli nie mamy wszystkiego co byśmy chcieli mieć 🙂
ja jestem 37 latka z Pani tekstu. Tylko jeszcze gorzej bo jestem z mężczyzna w związku w którym jestem samotna. I mam urojenia ze znajdę miłość. … rany nie wiem jak to wszystko zmienić i przepracować.
Dzień dobry Pani Agnieszko z całego serca dziękuję za Pani słowa. Czytając pani przemyślenia mam wrażenie, że spaceruję po wspaniałym ogrodzie pełnym cudów, w którym może mnie spotkać samo dobro. Mam podobne spojrzenie na życie, na samą siebie i otaczający mnie świat. Pozdrawiam serdecznie, Monika.
Pani Agnieszko, myślałam że natknęłam się na Pani bloga przez przypadek, ale po przeczytaniu tego wpisu wiem, że nie ma mowy o przypadku. Piękny, inspirujący tekst. Dziękuję i zdecydowanie będę tu zaglądać regularnie 😉
czterdzieści pięć lat trwa moje cierpienie, traumy, i samotność doświadczana we wszelkich możliwych odmianach: samotność w samotności, samotność w tłumie, samotność w związkach, samotność w relacji z Bogiem, bolesne doświadczenia, wybudzam się od niedawna, ale bardzo powoli, pewne sprawy już nie zaistnieją (macierzyństwo), ale tli się we mnie wiara, że to moje życie zakończy się jednak sukcesem (pełnym przebudzeniem)… Dostałam naukę Eckharta Tolle, teraz Katie Byron, życie daje mi podręczniki, ale czuję, że wszystko idzie swoim rytmem i niczego nie przyspieszę… mogę tylko uczyć się być 'tu-i-teraz’, wyciągając kolejne cegły z muru, który wokół mnie… każdą cegłę mogę wyjąć powoli, dokładnie obejrzeć i odłożyć w nicość, bo te cegły są nicością, w którą uwierzyłam kiedyś, że jest… to trwa. boli. ale niekiedy jest ulga, i jakieś wewnętrzne światło. to coś wewnątrz, które pozwala mi wierzyć, że jest w tym sens, właściwy kierunek i dobro.
Tak kochana, jest sens. A najważniejszą relacją jest ta z Bogiem. Gdy ja poczujesz w sercu – wtedy poczucie samotności znika…
Przytulam Cię mocno!!! Przecież jestem….
Agnieszko, pięknie to napisałaś, właśnie skończyłam czytać ten tekst i pomimo, że jestem w pracy rozpłakałam się. Przez lata całe kochałam wszystkich, tylko nie siebie, zaniedbałam miłość własną potwornie, tkwię w destrukcyjnym związku, który daje mi jeszcze większe poczucie samotności. Pomimo, że od paru lat pracuję nad tym, żeby się z tej matni wydostać, na razie nie przyniosło to skutku. Wciąż zadaje sobie pytanie, jak zbudować miłość do siebie samej. Wiem, że na to zasługuję i nie wiem, dlaczego to takie trudne. Dziękuję za ten wpis, podobnie zresztą, jak za pozostałe. Daje to siłę, żeby się nie zapaść w tej walce, nie przegrać jej. serdecznie pozdrawiam.
Małgosia
witam, Autorke bloga i pozostałych..przeczytalam tekst i komentarze.. Ja jestem samotna , po 40.. troche z wyboru, zawsze lubiłam samotność ..ale to chyba wynikało z traumy, z dziecinstwa -poczucia samotnosci, i nie stworzenia relacji w rodzinie..jednak gdzies te korzenie sie nabywa… gdzis czlowiek uczy sie relacji, wspólnoty, poprzez rozmowe , przytulenie, wsparcie, życzliwosc.. ja tego nie mialam w domu.. za mało.. nie miałam relacji z tatą..czułam sie niepotrzebna.. więc moja samotnosc bardziej jest ucieczką… przed relacją…lęk przed zranieniem..
mialam mnostwo czasu dla siebie w zyciu.. samotne wyjazdy, spacery… zakupy… ale jednak.. przychodzi taki moment ze ta samotnosc bardzo daje mi sie we znaki.. widze znajomych jak wracaja z kosciola pod rączkę, razem wyjezdzają.. razem świętują.. kobiety ładnie ubrane obok męzów.. a ja nie mam z kim na wesele pojsc.. samotnosc jest dobra do czasu…. czlowiek nie jest samotna wyspą.. w jakis sposob mamy sie uzupełniać.. to prawda mozna miec przyjaciół.. ja też mam.. mozna miec jakies hobby zajęcie.. ale gdzies tli sie w nas potrzeba bliskoci.. Mozna poudawac ze sama moge wszystko, ze nie jest mi nikt potrzebny do szczęścia.. ze moge sama na spacer….. do kina, sama i sama…. az w koncu zaczynam troche dziwaczeć.. Nikt za mną nie stoi… ubierac sie dla siebie samej..ok.. ale jednak gdzies pragnę sie podobac, zeby ktos mnie podziwiał.. i mi o tym powiedział.. Mijam zakochane pary.. w kawiarni jedzą lody.. a ja caly czas w pociągu sama.. ile mozna miec tej samotnosci, przesyt.. Nie jestem za byle związkiem ucieczką od samotnosci..ale dodam ze jej przesyt na dluższa metę daje sie we znaki..W koncu nie chce mi sie już starac.. nawet dla siebie samej.. przychodzi wiek.. 40-50-60 lat zdrowie slabsze, siły nie takie .. wiecej w domu… znajomi maja wnuki.. a jak zachoruje .. nie ma kto w szpitalu odwiedzić.. Sa 2 strony medalu samotnosci… Mozna siebie kochac .. lubieć..akceptowac nawet trzeba.. ale jaki jest sens tego kochania siebie w pojedynke, wmawiajac sobie ze druga osoba mi nie potrzebna do szczęścia? bo sama sobie radze i sama sie zaspokoję…
Pisze do rozważenia komentujących.. czytających.. nie chce udowadniać ze samotność jest totalnie zła.. ale nie chcę aby na siłe tę samotnosc sobie wmawiać, jaki ma sens .. jak fajnie z nią sie żyje.. i jak ją posiąść na całego..zeby juz nie pragnąć drugiego… nie chce zagłuszać pragnień.. dzis są takie mody..moda na taki styl zycia albo taki.. medytacja na taki problem albo taki…ale mody mijają.. życie mija… i można wiele stracić.. czasem nie wiadomo co… bo sie nie spróbowało.. pozdrawiam wytrwałych którzy to przeczytali 😉
Kochana Stokrotko! Tu nie chodzi o cieszenie się z samotności i celebrowanie jej – chodzi bardziej o to, aby zaakceptować sytuację jaka jest i starać się szukać w niej czegoś pozytywnego. Przecież na siłę nie znajdziesz drugiej połówki. Nie znajdziesz jej również narzekając na samotność i użalając się nad sobą. To jedynie odstrasza ludzi, a przyciąga ewentualnie na zasadzie współczucia. A przecież nie można zbudować dobrego związku na współczuciu.
Jest jak jest, czujesz się samotna, rozumiem to. Ale może to jest dla Ciebie ważny i bezcenny czas, żebyś nawiązała dobrą relację sama ze sobą, no i przede wszystkim ze Stwórcą.
Wdzięczność, radość, harmonia, spokój, promienny uśmiech, który wypływa z czystego serca – to przyciąga jak magnez. Gwarantuję! Jeśli pragniesz miłości – dawaj miłość. To jest magiczny sekret, który działa cuda. Wysyłaj miłość, a ona do Ciebie powróci zwielokrotniona 🙂
tak Agnieszko, staram sie akceptowac te sytuację, dzieki Bogu nie mam depresji, nie płaczę nad swoim losem..ale skoro tu poruszamy ten temat, to chciałam co nie co sie wypowiedziec…. że pragnienia są.. Nie użalam sie przed ludźmi na samotnosc , nawet w drugą stronę mówie im ze chyba nie umiałabym z kimś życ i nie nadaję się.. ostatnio odrzuciłam propozycje randki, bo zwyczajnie nie zainteresował mnie ten mężczyzna 8 lat młodszy , wiec nie chce robic mu nadziei którą on sobie robi z góry, a juz sie trochę znamy … Ale wiem ze mam potrzebę bliskości.. Staram sie dobrze korzystac z samotnosci.. bywam wsród ludzi, czytam mądre ksiązki, pracuje na sobą, analizuję, przemyślam, wnioskuję.. chce byc wolna od kompleksów bo wiem ze z takim bagażem nie warto isc w małżeństwo.. To prawda co piszesz, ze trzeba umieć życ ze sobą samym, kochać siebie, szanować i nie wymagac od drugiej osoby ze ma mnie napełnić szczęściem.. dążę do tego…. wiem ze ciagle mam cos do naprawienia.. zmiany , umocnienia.. Mówiac o sobie chcialam pokazać ze mozna mieć zakopane pragnienia.. które spychane są daleko w głąb.. udając ze niczego juz nie potrzebujemy prócz samych siebie…. Chcę mieć czyste serce… radość, pokój, zyczliwość.. bo niestety widze związki znajomych kolezanek które upatrywały szczęście w partnerze a same w sobie nie były szczęśliwe..i nadal nie są… pozdrawiam cieplutko , dobrze ze jestes!!
No właśnie kochana, dotknęłaś wielkiej mądrości – szukamy szczęścia w drugim człowieku, a nie umiemy odnaleźć go w sobie. Wtedy partner jest jak proteza, a związek kulawy. Miej pragnienia, to naturalne, że pragniemy odnaleźć drugą połówkę. Znajdziesz ją 🙂 Ta druga osoba się pojawia, gdy przestajemy na siłę szukać.
Zrób sobie miejsce mocy i postaw symbole spotkania dwóch bratnich dusz – związku pełnego miłości, ciepła, zaufania i wszystkiego o czym marzysz. Zasiej ziarna nadziei. To wykiełkuje, zobaczysz! 🙂
Pozdrawiam ciepło! 🙂
Byłam przez ostatni rok samotna, z wyboru – odeszłam od partnera właśnie po to, by wejść we własną pustkę i wypełnić ją miłością, by nakarmić swoje serce i duszę, bo w całej mojej drodze tego jednego kawałka układanki brakowało. I to była trudna droga, wiele bólu i łez, wiele przyglądania się tej pustce, której już miałam totalnie dość, bo ona od tego przyglądania się wcale nie znikała.
Powiem Ci szczerze, że teraz, gdy właśnie wchodzę powoli w kolejny związek, gdy znów jestem zafascynowana drugim człowiekiem, ale też – gdy znów zaczyna się tworzyć domowe ciepło, te wspólne śniadania i ktoś do podzielenia się troskami i radościami – czuję ogromną ulgę, mimo, że uwielbiam ten czas, który spędzam ze sobą, mimo że czasem go potrzebuję, to jednak miałam już tego bycia samą po dziurki w nosie. Czuję się jakbym odżyła, w końcu. Mogłabym surowo siebie ocenić i powiedzieć sobie, że nie powinnam jeszcze wchodzić w nowy związek, skoro nadal samotność zdarza mi się traktować jako utrapienie, a kwitnę w pełni dopiero w relacji z mężczyzną. Że nie odrobiłam jeszcze tej lekcji i zaraz znów dostanę po nosie. Ale tak, jak napisałaś – życie jest tylko tu i teraz, nie kiedyś tam kiedy będziemy doskonali. I po prostu nie mogę mu odmówić. 🙂 Ślę pozdrowienia.
To naturalne, że potrzebujemy tej drugiej połówki i jeśli jest uczucie – TRZEBA za tym iść! 🙂
Nie jesteśmy to po to, aby cierpieć w samotności i tę samotność celebrować. Nie o tym pisałam 🙂
Ty dokonałaś wyboru – zakończyłaś nieudany związek, przeszłaś przez swoją samotność, teraz jest Ci dobrze z drugim człowiekiem.
I tak powinno być. Jesteś na to gotowa 🙂
Mam 35 lat. Kocham siebie. Kocham swoje zycie, ktoremu mowie TAK. Podrozuje duzo, robie wolontariaty, w grudniu jade do Indii na kurs nauczyciela jogi, mam swoj blog, pisze ksiazke. Chodze z soba na randki, na spacery, przytulam sie do drzew. Czas spedzam konstuktywnie, rozwijam sie i staram sie zyc pelnia zycia. Nie wyptaruje przeszlosci i mojego partnera, ktory pojawi sie i `wypelni`moje zycie. Bo co jesli jednak sie nie pojawi? Tez tak moze sie zdarzyc…
W kazdym razie… Czasem jest mi smutno, ze przezywam to wszystko sama….
Wpis opublikowany 29 kwietnia, czytam go 21 października – czy to przypadek? Czy tak miało być? Przebudzić się?
W połowie tekstu łzy same zaczęły płynąć… Jak to jest, że czasami tak proste prawdy trafiają w samo serce. Zaczynam rozpoznawać to czego mi brakowało, a szukałam w innych. Bycie ze sobą w samotności jest fajne.
Dziękuję
Dziękuję bardzo Pani Agnieszko za ten cudowny tekst. Już kiedyś czytałam to wszystko, ale dopiero dzisiaj jakoś do mnei tow szystko lepiej dotarło. Byłam w zwiążku w którym odczuwałam pustkę, bałam się ze nie podołam oczekiwaniom i staraniom. Moj były chłopak był alkoholikiem chorującym na depresję od 10 lat. Myślalam że moje pozytywne nastawienie, dobre towarzystwo a przede wszystkim moja miłość do niego go zmienie, nawróci. Myliłam się… czulam się nie sobą, poniżaną i wyśmiewaną na prawie każdym kroku. On zawsze wiedział wszystko najelpiej i potrafił wszystko zrobić najelpiej, ja nie wiem kim był w takim związku, chyba tłem. I nie wiem dlaczego weszłam w taki związek, czy ze strachu przed bycia samą, czy z tego że chciałam mu pomóc wyjść z nałogów i choroby. Do tej pory zastanawiam się czy dobrze zrobiłam odchodząc od niego. Mam wyrzuty sumienia, że nie potrafiłam mu pomóc. Chciał i prosił żebym wróciła, ale nie potrafiłam…
Odkąd jestem sama nie czuję się samotna wiem że Bóg jest przy mnie. Otaczam się niesamowitymi, uśmiechniętymi i zadowolonymi z życia ludźmi. I chcę żeby tak było, a to zależy tylko od mnie od mojego nastawienia i chęci do życia, działania.
Jak mi sie dusza cieszy kiedy czytam Twojego bloga, kiedy czytam komentarze, kiedy widze tyle pozytywnego odbioru.
Kiedy zaczynalam kwestionowac rzeczywistosc i odszukiwac siebie, myslalam o sobie jak o Don Kichocie z La Manchy walczacym z potworami. Ja przeciwko wiatracznemu swiatu z mojej wyobrazni, kilka stop nad ziemia. Zwariowany bohater, glaskany po glowce za swoje dziwactwo. Cos mi jednak podszeptywalo ze moge pokolorowac swoje wiatraki, moga one sie stac tym czym zamarze. Mozolna droga pod gorke przeciwko temu co oczekuje od ciebie spoleczenstwo i od tego co ci mama mowila. W poszukiwaniu samej siebie i wlasnej duszy. Zlamac schematy i papatrzec w glab chwili. Zatrzymac sie i wziac gleboki oddech. Byc tu i teraz by powoli, malym pedzelkiem, bez pospiechu, malowac swoje wiatraki.
Ja to wszystko rozumiem . . .
Miłość jest wewnątrz nas. Miłość jest energią, która NIEUSTANNIE płynie – wystarczy się na nią otworzyć. Nie czują jej osoby pełne leku, nienawiści, pogardy, braku przebaczenia, oraz poczucia braku i żalu (stawianie się w pozycji ofiary). To wszystko tworzy wewnętrzne blokady, które sprawiają, że nie może płynąć do nas i przez nas miłość, zdrowie, pomyślność i dobre życie. Możemy się od tych blokad uwolnić.
JAK SIĘ UWOLNIĆ ? Żyję z człowiekiem który dba o mnie, ale nie chce i nie potrzebuje bliskości, nie znosi dotyku. Nie potrzebuje mnie bo jest we wszystkim samowystarczalny. Dzielą nas ściany, łóżka, pieniądze. Wspólnie jemy, mieszkamy , wychowujemy dziecko. Poza tym nie ma nic wspólnego. Mam nerwicę, jestem samotna. Jak zmienić to zycie ? Pracuję za najniższą krajową. Przy mężu mam dach nad głową, sama nie utrzymam się, nie mówiąc o zyciu samej z dzieckiem. Wszystko ładnie pani pisze. Jednak nie każdy moze to zycie zmienić
Każdy z nas ma swoje wyzwania, problemy, życiowe dramaty.
Piszę o tym, ponieważ przeszłam swoje.
Inaczej bym nie miała do tego prawa.
Nie pojawi się czarodziejska różdżka, która rozwiąże nasze problemy, niestety.
Bardzo bym chciałam Pani pomóc, ale wiem, że jedyną osobą, która naprawdę może zmienić Pani życie, jest Pani.
Proszę zacząć stosować regularnie, codziennie, od samego rana, metody, które opisałam na tym blogu (dostęp bezpłatny),
lub w mojej książce „Pełnia życia”.
Gwarantuję, że działają.
Zmianę życia, świata, partnera, trzeba zacząć od zmiany siebie.
Jesteśmy na tym świecie, aby dokonać przemiany, transformacji.
Każdy z nas dostaje dokładnie takie wyzwania, jakich potrzebuje, aby się ruszyć i się przemienić.
Zaczynamy to robić dopiero wtedy, gdy naprawdę mamy dosyć takiego życia i dotykamy dna.
Wtedy możemy się odbić.
Pozdrawiam Panią serdecznie i życzę, aby ZAWALCZYŁA Pani o siebie. Z kim? Z samą sobą. O co? O siebie 🙂
Nie każdy chce być sama. Jestem osobą która pragnie bliskości, przytulenia, dotyku, męskiego ramienia. Z mężem jest mi źle i to bardzo, ale sama też nie chcę być.
dosłownie czuję Pani słowa. I doskonale rozumiem radość z obcowania sama ze sobą (bez związku z jakimkolwiek izolowaniem się od ludzi na tle chorobowym). Kiedyś czułam się żle bedąc samemu, ale krok po kroku czytając mądre książki doszłam do wniosku, że wszystko czego potrzebuję mam już w sobie. Inną sprawą jest jak to zlokalizować i wydobyć. Najwięcej radości sprawiają mi samotne wędrówki po parkach narodowych gdzie jest w miarę dziko. Wtedy czuję się jak w domu, całkiem swobodnie i wolna i bardzo bezpieczna. Mogę obserwować zwierzęta samemu będąc nie zauważona, poruszam się cicho i noszę ubrania kamuflujące…wszystko po to żeby nie mącić tej ciszy, nie skazić jej własnym hałasem. Jednocześnie mogę w niego wsiąknąć i czuć się z tym światem zespolona. Ludzie!! pracujcie nad sobą. Czytajcie. Nie przestawajcie walczyć o wlasne życie!!!
Dziękuję bardzo …
Pani Agnieszko, UWIELBIAM PANI BLOGA. Zaczęłam bardzo praktykować bycie tu i teraz, ale może Pani mi odpowie na jedno pytanie.. a jak to jest z wizualizacją ? to wizualizować czy nie ? Wszystko mi się przeczy z książką „potęga teraźniejszości” a tak w wielu książkach rozwoju osobistego było napisane WIZUALIZOWAC I JESZCZE RAZ WIZUALIZOWAC SWOJE CELE
Dziękuję! Potrzebowałam dzisiaj tych słów.