Szczęście nie jest dziełem przypadku ani darem bogów.
Szczęście to coś, co każdy z nas musi wypracować dla samego siebie.
/Erich Fromm/
Osiem lat temu przechodziłam bardzo trudny okres. Mój świat się rozpadał, a ja razem z nim. Czułam się zupełnie wyczerpana – fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Postanowiłam gdzieś wyjechać, nabrać dystansu i spędzić kilka dni w samotności. Potrzebowałam spokoju, przestrzeni i kontaktu z naturą. Miałam nadzieję, że to uleczy moją poranioną duszę, ukoi znękany umysł i ciało.
Wybrałam grecką wyspę Korfu. Znalazłam, jak mi się wydawało, spokojny hotel tuż nad brzegiem morza. Gdy wieczorem dotarłam na miejsce, hotel okazał się dużo większy niż przypuszczałam i pełen turystów, a plaża dużo mniejsza niż wydawała się na zdjęciach w folderze. Gwar i tłok od którego chciałam odpocząć był tu bardziej intensywny niż gdzie indziej… Byłam przerażona. Nie miałam szansy ucieczki – samolot do kraju odlatywał za tydzień. Następnego dnia po śniadaniu spakowałam do dużej torby ręcznik, trochę owoców, kilka książek (nie wiedziałam, którą z nich zechcę przeczytać), notatnik i iPoda.
Na plaży było już sporo osób. Znalazłam jednak w miarę spokojne miejsce w cieniu dużych, kilkusetletnich drzew oliwnych. Położyłam się na leżaku. Zamknęłam oczy. Moją głowę rozsadzał hałas. Na moje niespokojne myśli nakładał się histeryczny krzyk dzieci i ich rozgorączkowanych matek, pisk rozbawionych nastolatków, jazgot zakochanych par, które całemu światu chciały obwieścić fakt pierwszego w tym roku kontaktu z wodą. Myślałam, że eksploduję.
Czułam się rozpaczliwie bezradna. Przecież nie mogłam uspokoić wszystkich na plaży. Nie byłam w stanie zmusić ich do zachowania ciszy, bo tu oto leży strapiony, umęczony człowiek, który rozpaczliwie potrzebuje spokoju. Nerwowo wyjęłam z torby iPoda i włożyłam słuchawki. Włączyłam spokojną, relaksacyjną muzykę. Wsłuchałam się w nią. Odetchnęłam. Zgiełk plaży rozpłynął się. Leżałam w cieniu drzew, wsłuchując się w muzykę i swój własny oddech, który stawał się coraz bardziej równy i spokojny.
Czas przestał istnieć.
Nie zauważyłam, kiedy plaża opustoszała i nastał wieczór. Owinęłam się ręcznikiem, zdjęłam słuchawki i słuchałam szumu drzew. Oddychałam nimi. Czułam ich spokój, siłę, wytrwałość. Stały tu od kilkuset lat, choć wszystko wokół nich się zmieniło. Trwały tu niezależnie od pory roku, przetrwały upały, susze, ulewy i wiatry. Teraz cierpliwie znosiły obecność hoteli i męczących turystów. Wszystko wokół nich się zmieniło, ale nie one same. Z niewzruszonym spokojem przez cały dzień dawały mi cień, a teraz dzielą się ze mną swoją siłą. Czułam, jak wzmacnia mnie ich energia.
Po powrocie do hotelu zjadłam kolację i poszłam spać. Niczego nie przeczytałam i niczego nie napisałam. Mój kolejny dzień wyglądał dokładnie tak samo, z tym że wieczorem zostałam na plaży trochę dłużej. Bardziej świadomie czułam siłę drzew. Ich spokój wypełniał mnie. Gdy kilka metrów ode mnie usiadała zakochana para, przyjęłam ich obecność z opanowaniem, a widok kochających się ludzi sprawił mi nawet pewną radość.
Następny dzień miał wyglądać tak samo jak poprzednie. Jak zwykle przyszłam na plażę z torbą wypchaną książkami i postanowieniem, że powinnam aktywnie wykorzystać ten czas. Rozwijać się, czytając i pisząc. Jednak po raz kolejny sięgnęłam po iPoda. Zanim założyłam słuchawki, dotarło do mnie, że hałas wcale mi nie przeszkadza. Zdziwiłam się. Leżałam, obserwując ludzi. Krzyki dzieci, piski nastolatków, euforia zakochanych zlały się z moim oddechem i szumem drzew. Otaczające mnie dźwięki zaczęłam odbierać jako radosny głos życia. Wokół mnie było ŻYCIE! Czułam, jak czerpię siłę nie tylko z drzew, ale także z kamieni, piasku, morza, wiatru i odgłosów ludzi, którzy są wokół mnie. Poczułam, że mój wewnętrzny spokój wkrótce rozwiąże wszystkie moje problemy. Spokój. Czułam w sobie zupełny spokój. To było kojące, piękne i radosne doznanie. Doświadczyłam jednak czegoś głębszego – poczucia całkowitej jedności ze światem. Rozpływałam się w nim, stapiałam się z nim w jedno, pełne, doskonałe, drżące życie. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna uśmiechałam się. Tak po prostu.
Takich chwil się nie zapomina.
Leżąc na plaży, nie zmieniłam świata. Zmiana nastąpiła we mnie. Dzieci nadal krzyczały, ich matki gorączkowały się, a nastolatki piszczały. Wokół mnie panowało takie samo szaleństwo, a jednak ja zupełnie inaczej reagowałam na te same okoliczności. Był we mnie spokój, zrozumienie i całkowita akceptacja.
Zastanawiałam się, w jaki sposób zatrzymać w sobie to uczucie, gdy wrócę do Warszawy. Nie mogę przecież spędzić życia, leżąc na plaży. Nie mogę też spowodować, by otaczali mnie tylko mili ludzie i zdarzały mi się jedynie dobre sytuacje. W codziennym życiu spotyka mnie wiele wyzwań i napięć, mnóstwo wydarzeń, nad którymi nie będę mieć kontroli. Jak sobie z nimi radzić i w normalnym świecie odnaleźć ten sam wewnętrzny spokój? Nie przeżywamy przecież mistycznych doznań, biegnąc rano do pracy, stojąc w korkach czy kupując ziemniaki.
Pragnęłam, by to uczucie nie stało się jedynie odległym wspomnieniem z wakacji, ale elementem mojej codzienności. Czy to możliwe? Byłam pewna, że tak. Gdy odnalazłam prawdziwą siebie, nie chciałam znowu się zagubić – w stresie, rachunkach, nowych sukienkach, zawodowych i osobistych wyzwaniach, wiadomościach z pierwszych stron gazet czy oczekiwaniach innych ludzi.
Ten spokój, harmonia, akceptacja, wewnętrzna mądrość, optymizm, siła, wiara, nadzieja, łagodność, dobro – to byłam prawdziwa ja. Poczułam to. I pokochałam. I nie chciałam już nigdy więcej siebie zdradzić, zostawić, utracić. Postanowiłam siebie ochronić. Zrozumiałam, że to, co w sobie odnalazłam i poczułam jest istotą każdego człowieka. Również Ciebie 🙂
Gdy opowiedziałam o swoim doświadczeniu bratu, stwierdził, że leżąc na plaży, weszłam w stan głębokiej medytacji. W naturalny sposób, nie znając żadnych technik, korzystałam z oczyszczającej mocy oddechu. Kierując się intuicją połączyłam medytację (o której wcześniej nic nie wiedziałam) i uzdrawiającą moc żywiołów natury. Doświadczyłam tego, czego uczą nauczyciele duchowi poprzez jogę i medytację – poczucia jedności z otoczeniem. To najbardziej kojące, głębokie i piękne uczucie jakie istnieje.
Stan, w jakim znalazłam się przylatując na Korfu, spowodowany był stresem. Postanowiłam wszystkiego się o nim dowiedzieć. Musimy dobrze poznać swojego wroga, aby go pokonać. Moim sprzymierzeńcem w walce okazał się oddech, medytacja i siły natury oraz zamiana sposobu myślenia i postrzegania świata. Postanowiłam dobrze poznać również moich sprzymierzeńców. Wtedy odpowiedź na pytanie jak pozbyć się stresu pojawia się sama.
Zrozumiałam, że nie mogę zmienić świata, ale mogę zmienić samą siebie. Pragnęłam nauczyć się, jak sprawić, by nawet wtedy, gdy wokół mnie będzie panowała burza, zachować wewnętrzny spokój. Nie chciałam być dłużej rozbitkiem na tratwie pośród szalejącego oceanu życia. Postanowiłam chwycić ster w swoje ręce. Nie mogę kontrolować świata, ale mogę przejąć kontrolę nad swoimi emocjami i reakcjami.
Otworzyłam się na nowe doświadczenia. Byłam pewna, że jestem na dobrej drodze i spotkam na niej odpowiednich nauczycieli. Czułam to.
Tak zaczęła się moja nowa przygoda.
Tak zaczęło się moje prawdziwe życie.
W kolejnych postach opiszę Ci co odkryłam. Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie inspiracja do lepszego, głębszego i bardziej spełnionego życia. Bardzo na to liczę 🙂
Pozdrawiam ciepło 🙂
Pani Agnieszko,
Stres, stres, stres… Jak często powtarzane jest wszędzie to słowo. Kult stresu…? Świat pędzi, potykamy się w tym pędzie, upadamy, otrzepujemy się i pędzimy dalej… Dokąd? Po co? Ale mam wątpliwości, czy możemy nad nim tak łatwo zapanować… Po kilku dniach relaksu dopadają nas codzienne, głupie szscegóły, pojawiają się dziwni ludzie, którzy czort wie czemu jakby się sprzysięgli przeciwko nam nie wiadomo za co? I rzeczywistość szybko wraca. Proszę mi uwierzyć, jestem naprawdę pozytywną osobą. Ale ludzie i życie czasami mnie przerastają. Marzę o tym, aby stan nirvany pourlopowej trwał wiecznie, ale… c’est la vie…
Pozdrawiam serdecznie,
Lidia popczyńska
Pani Lidio kochana, ten stan nirvany nie jest nam dany raz na zawsze, ale trzeba go w sobie CODZIENNIE pielęgnować.Codziennie. Codziennie myjemy zęby i nasze ciała, ale jak często oczyszczamy nasze umysły i emocje? Tak samo trzeba o nie dbać i oczyszczać się przynajmniej rano i wieczorem. Można to robić chociaż przez krótką chwile kontemplacji, modlitwy czy medytacji. Można ćwiczyć jogę, biegać, malować, BYĆ w ciszy. Ale trzeba mieć swoją przestrzeń, połączyć się ze swoim źródłem, oczyścić obce, niskie energie innych ludzi i pilnych spraw. To nam daje siłę, by iść dalej do przodu, by inaczej podchodzić do przeciwności losu, by widzieć w nich sens. Pozdrawiam ciepło! ☺
Pani Agnieszko
Bardzo dziękuję za wpis. Sama poszukuję własnie takiej jedności ze światem, aby przez to lub w tym odnaleźć siebie. Aby uwolnić się od lęków i stresów dnia codziennego. Jest Pani inspirującym dowodem że to możliwe i wniosła Pani do mojego serca nadzieję, że też mogę to odnaleźć.
Dziękuję i pozdrawiam
Agnieszka
Gdy szukamy, na pewno znajdziemy. Taka jest obietnica ☺ Gdy uczeń jest gotowy pojawia się nauczyciel. Ja miałam ich wielu, a to, czego mnie nauczyli ja przekazuję dalej. Ciepło pozdrawiam ☺
To wszystko co Pani napisała to prawda. Można się tego nauczyć, tej zmiany, siły w sobie. Ja to przeżyłam i nadal przeżywam nawet w takich codziennym życiu. Naprawdę można. Nie zmienimy świata ale możemy zmienić nasz stosunek do świata. Życie staje się piękniejsze.
Pozdrawiam i życzę spokojnej nocy
Dziękuję za to słowa – na pewno są inspiracją dla mnie i dla innych osób. Ciepło pozdrawiam ☺
Pani Agnieszko, dziękuję za ten post i z niecierpliwością czekam na dalsze. Pani słowa dają mi nadzieję, że ja też w końcu odnajdę siebie i taką wewnętrzną równowagę, której mi bardzo brakuje. Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie 🙂
Na pewno tak będzie. A spotkanie siebie jest najpiękniejsza przygodą w życiu. Ciepło pozdrawiam! ☺
Super przemyslenia, wlasnie tego teraz potrzebuje..moje zycie mi sie przewraca do gory nogami a ja nie mam nad tym kontroli, w sumie to moze i mam, tyle ze wole aby los wzial ster w swoje rece i pokierowal mnie tam gdzie byc powinnam..Wiem, to jest biernosc, ale jestem zmeczona ta sytuacja, zmeczona tym samym, zmeczona tym zeby podporzadkowywac siebie innym…wiem, musze pokochac siebie od nowa…ale czy to mi sie uda?
czasami mysle aby sie nie obudzic ale potem przychodzi takie nagle poruszenie, przeciez to bedzie poddanie sie, a ja nie chce sie poddawac, potrzebuje pomocy, ot tak zupelnie, potrzebuje drugiego czlowieka a jego nie ma kolo mnie….a moze go nie dostrzegam..
pozdrawiam Agnieszko, jestes super
Bozenka
Takie chwile w naszym życiu są trudna, ale też bezcenne. Widzimy to jednak dopiero z perspektywy czasu. Ta chwila to potrząsanie przez los – „zrób coś, rozwijaj się, bądź sobą, stawaj się silna!“. To jest dobre. Nigdy nie jesteśmy sami. Kiedyś też miałam poczucie totalnej samotności i zagubienia. Teraz mam siebie, czuję w sobie siłę. Nauczyłam się tego. Odnalazłam swoją moc dzięki Bogu, dzięki Aniołom, które są zawsze wokół mnie. Trzeba je tylko wpuścić do swojego życia. Można zacząć od szczerej rozmowy ze sobą, albo od pisania. Najlepiej ręką na kawałku papieru. To otwiera nasza podświadomość. Trzeba szukać. I wierzyć. Ufać. Oddychać. Wszystko ma wielki sens. Pozdrawiam ciepło! ☺
Pani Agnieszko, 2 dni temu odkryłam Pani stronę i jestem pod ogromnym wrażeniem – takich ludzi jak Pani brakuje na tym świecie! 🙂 Dzisiejszy wpis sprawił, że poczułam potrzebę zostawienia komentarza. Mam 22 lata, od kiedy pamiętam byłam znerwicowaną osobą, w wieku 20 lat miałam już początki nadciśnienia, ciągłe bóle brzucha, kołatanie serca itd. Śmierć dziadka pozwoliła mi zrozumieć, jak ulotne jest życie i postanowiłam, że nie chcę go spędzić jako „kłębek nerwów”. Zaczęłam interesować się zdrowiem, filozofią wschodu (czytałam książki, artykuły w sieci), holistycznym podejściem do człowieka. Moje życie nabrało zupełnie innych barw. Coraz częściej doświadczam stanu, który opisała Pani w tym poście (pięknie Pani to ujęła w słowa!). Mam nadzieję, że wraz z dalszą pracą nad sobą, dojdę do momentu, w którym to uczucie jedności ze światem będzie we mnie cały czas. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Cudownie! Proszę tylko pamiętać, że to uczucie trzeba nieustannie w sobie pielęgnować. Wszystkie kwiaty, nawet najsilniejsze potrzebują troski, pielęgnacji i wody. Trzeba o siebie nieustannie dbać. Pozdrawiam ciepło! ☺
Pani Agnieszko,
Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy. Ja mocno wierzę w to, że własnymi siłami mogę „odmienić swój los”. Jestem osobą bardzo nerwową i impulsywną, potrafię walczyć ze stresem wyładowując całą swoją energię na zewnątrz. Chciałabym tą energię wykorzystać jednak zupełnie inaczej – wzbogacając życie. Chciałabym łapać stres za gardło już na początku, a nie tocząc z nim walkę po walce.
Widzę ile zrobiłam dla siebie przez ostatnie lata i widzę jak z roku na rok lepiej rozumiem siebie. Zaczynam dostrzegać swoje mocne strony i szanować te słabe. Chcę żyć poprzez zrozumienie i akceptację siebie, co jest trudne gdy wyrastało się w modelu spełniania oczekiwań innych ludzi.
Najtrudniej jest mi znaleźć wokół siebie ludzi, którzy myślą podobnie. Z reguły słyszę, że moje marzenia są nierealne i jestem niepoprawną romantyczką. Ale czy walka o własne szczęście, wewnętrzny spokój i dostrzeganie piękna w wielu pomijanych obecnie momentach, to niewykonalne? Ja uparcie wierzę, że wykonalne – tylko chciałabym poznać kogoś, kto myśli podobnie i będziemy nawzajem zarażać się energią do działania i pracy nad sobą.
Dziękuję, za wiele słów, które padły z Pani ust.
Na pewno tak się stanie! W pewnym momencie zaczynamy przyciągać do siebie osoby z podobną energią, które myślą tak jak my, wyznają podobne wartości. Ktoś tak samo czeka teraz na Panią! I tęskni. Na pewno się spotkacie – gdy będziecie na to oboje gotowi. Cierpliwości. Pozdrawiam ciepło ☺
Droga Pani Agnieszko,
tak pięknie Pani pisze… Pani książka Smak życia była dla mnie bardzo inspirująca, ale Pani blog jest jeszcze piękniejszy, życząc samych pięknych chwil serdecznie pozdrawiam 🙂
Te słowa to balsam dla mojej duszy. Dziękuję… ☺ Ciepło pozdrawiam! ☺
Bardzo na to czekam 🙂
Podziwiam.
Lubię.
Pozdrawiam serdecznie.
Ja również bardzo lubię i ciepło pozdrawiam ☺
Takie wpisy są jak drogowskazy. Spokojne, jak zaznaczone ślady na piasku czyjejś drogi, która warto obserwować, bo może nam pomóc wyznaczyć / odnaleźć własny kierunek. Odmienić spojrzenie. Przywrócić wzrok, a raczej zmysły. Kiedyś mój syn (nastoletni) napisał maleńki esej o chwilach szczęścia – zaprzeczył w nim określeniu, że szczęście to chwile. Jego zdaniem NIE MA „szczęścia w chwilach, ponieważ one przemijają, a szczęście to stan psychiczny, który jest zawsze osiągalny, zaś największe bariery przy dążeniu do niego stawiamy sobie sami”. Bardzo lubię to jego stwierdzenie, to spojrzenie, to spuentowanie rozmyślania.
Pozdrawiam serdecznie i mam tyle radości, że odkryłam to miejsce u Pani. Dziękuję!
Maryś
Bardzo dziękuję za te piękne, poruszające słowa. To niezwykła mądrość w tak młodym człowieku, do której ja musiałam dochodzić przez lata… Bardzo to podziwiam. Teraz rodzą się takie wyjątkowe, mądre, dojrzałe dusze. I wybierają mądrych rodziców. Pozdrawiam ciepło ☺
Siedzę właśnie w dusznym biurze w pracy z głową ciężką od bólu i od 45 minut czytając Pani posty czuje jak odparowuje ze mnie stres i pospiech dzisiejszego dnia. Pani słowa są dziś dla mnie niesamowitym ukojeniem, czuje się jak w transie. Kiedyś ćwiczyłam jogę kundalini, pamiętam jak cudownie czułam się po każdych ćwiczeniach i jak świadomie odbierałam każdy moment mojej codzienności czując wdzięczność za to, ze mogę codziennie podziwiać cud życia. Po ostatnich miesiącach nie wiem kim jestem, robię za dużo wbrew swoim odczuciom i szukam drogi by odnaleźć tę siebie, którą tak kochałam. Właśnie mam poczucie, że Pani wskazuje mi tę drogę, przypomina o medytacji, o spojrzeniu wgłąb siebie i wyciągnięciu stamtąd wszystkiego co najpiękniejsze – siebie samą. Dziękuję.
Pani Dominiko! Pomimo drogi, jaką Pani przeszła bardzo łatwo jest ponownie zagubić się w pogoni życia. Dobre życie, poczucie sensu, szczęścia, pozytywne myślenie, dobra energia – to wszystko wymaga od nas WYBORU. Samodyscypliny. Samoświadomości. Cały chaos tego świata, pośpiech, stres, negatywne informacje, męczący ludzie, niskie energie, złe wiadomości, strach – to wszystko samo do nas przyjdzie. Zawsze. Możemy być tego pewni. Nie wystarczy jeden moment olśnienia, nawet najwspanialsze warsztaty jogi czy medytacji nie zapewnią nam dobrego samopoczucia, jeśli nie będziemy oczyszczać się codziennie. Nasz dusza potrzebuje uwagi i troski. Składamy się z ciała, umysły i ducha. Nasze ciała codziennie myjemy i ubieramy. Jak często w ciągu dnia oczyszczamy nasze umysły i dbamy o dusze? Jakie są te proporcje? Czy równomierne? Poczucie zagubienia, nieszczęścia, frustracji, przemęczenia jest wołaniem naszych dusz o chwilę uwagi.
Kiedyś w Polsce pośród prostych ludzi był zwyczaj codziennych modlitw – po przebudzeniu, przed snem oraz o godz. 12:00 w południe Anioł Pański. Trzy razy dziennie zwracali się do Stwórcy. Codziennie. Uważam, że to był piękny zwyczaj. Weekend to dobry czas na zastanowienie się i oczyszczenie. Spacer i pogadanie ze sobą lub z Panem Bogiem. Może nawet wypłakanie się, żeby wszystko odpuściło. I rozpoczęcie powrotu do siebie. Pani już wie, jak piękne, nieopisanie piękne jest to uczucie. Piękniejsze nie istnieje. Więc warto powrócić do tego stanu, gdy wszystko ma sens, swój porządek, a wszystko dzieje się dokładnie tak, jak powinno. Możemy tam być w każdej chwili – to zależy tylko od nas. Od naszych codziennych wyborów. Od tego na czym koncentrujemy nasze myśli. Jestem o Panią spokojna ☺ Pozdrawiam ciepło ☺
Doznałem przebudzenia ponad 1,5 roku temu, tylko że medytując. Wcześniej zdarzało mi się już budzić, poprzez choćby zmianę myślenia, podobnie jak to było u Pani.
Aktualnie jest to mi zabierane, raz za razem. Trudno mi jest się od cierpienia uwolnić w sposób trwały.
Jedno jest pewne, ja już nie chcę nie być sobą…
To poczucie, którego Pan doznał, jest bezcenne. Wie już Pan jak to smakuje i do czego warto jest dążyć. Ja również poprzez medytacje poczułam, że już nigdy nie chcę nie być sobą, dlatego przestałam palić papierosy i pić alkohol ☺ Trzymam za Pana kciuki, będzie dobrze! Ciepło pozdrawiam ☺
A… No to ja też już nie piję alkoholu. I nie ze względu na jakieś tam przekonania, ale zwyczajnie nie mam z tego przyjemności. Dietę zmieniłem na wegetariańską… W ogóle dużo rzeczy mi się zmieniło:) Myślenie, spanie, poglądy na wiele spraw, cele w życiu, podejście do Innych Ludzi, i ciągle się zmienia.
Aktualnie jednak borykam z jakimś takim zblokowaniem na te przemiany. Bardzo trudno jest mi medytować, czy kontemplować. Czuję wewnątrz siebie jakiś konflikt, opór przed tymi zmianami. Może Pani, Pani Agnieszko mogłaby coś podpowiedzieć, może coś przegapiłem. Wiem, że chodzi o akceptację i odrzucenie przywiązania do świata materialnego, ale trudno mi jest się na to przestawić.
Kiedy mam większy kontakt ze sobą, tworzę. Drzeworyt, rysunek piórkiem. Zapraszam na mojego bloga http://www.drzeworytnik.pl, do obejrzenia moich prac. Mam nadzieję, nie weźmie Pani tego za reklamę:)
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Blog jest piękny, a prace bardzo poruszające. Niezwykłe. Dziękuję za zaproszenie! ☺
Jeśli chodzi o wewnętrzne rozdarcie i odrzucenie materialnego świata – dobrze, że jest takie rozdarcie i wewnętrzna niezgoda. Bo moim zdaniem nie możemy, a nawet nie powinniśmy materialnego świata odrzucać. Jesteśmy duszami, które doświadczają życia w materialnym świecie. Z jakiegoś powodu takie doświadczenie jest nam potrzebne. Nie chodzi więc o odrzucanie tego świata czy wypieranie się go. Moim zdaniem jest w tym duże nieporozumienie – że musimy wyrzekać się materialnego świata oraz pragnień, aby móc rozwijać się duchowo. To nie prawda. Cała sztuka polega na tym, aby znaleźć odpowiedni balans pomiędzy tymi światami. Musimy nauczyć się stać mocno nogami na ziemi, ale głową być w chmurach. Jednym słowem potrzebny jest nam kontakt z naszą duchowością, ale jednocześnie dobre uziemienie. Świat materialny nie powinien oczywiście stać się naszym „bogiem“, sensem życia, ale ważne jest, byśmy zaspokajali nasze ziemskie potrzeby i potrafili cieszyć się otaczającym nas światem, czerpali energię z natury. Nie powinniśmy również wyrzekać się naszych pragnień – jak to błędnie interpretowane jest np. w buddyzmie. Pragnienia naszych serc prowadzą nas, dzięki nim się rozwijamy. Musimy słuchać naszych pragnień i za nimi podążać. Należy jednak odróżnić pragnienia od zachcianek. Zachcianką jest np. nowy samochód czy futro ☺ Ale pragnieniem serca jest np. napisanie książki, która będzie inspirowała, wzmacniała. Napisanie książki, po to by zdobyć sławę – to jest już zachcianka.
Nie wiem czy to choć trochę pomogło… ☺ Pozdrawiam bardzo ciepło!!! ☺
To dziwne, ale w taki stan weszłam ostatnio, gdy pracodawca wysłał mnie na tydzień na szkolenie do Warszawy. Bałam się tego wyjazdu. Ja, od czasu zachorowania na depresję stałam się zupełną domatorką. Dotychczas myślałam, że lekiem na codzienny stres jest mój dom, moje 4 ściany, czasem cisza, a czasem spokojna muzyka. Od kilkunastu lat skupiam się nad co rocznym remontowaniu mieszkania, zamiast wyjeżdżaniu gdzieś podczas urlopu. Kiedy depresja odeszła, poczułam potrzebę zmiany. Najpierw myślałam, że wystarczy przestawić kilka mebli, coś zmienić w otaczającym mnie pomieszczeniu. To nie wystarczyło. Wcześniej w Warszawie nigdy nie byłam. Pierwszego dnia byłam zmęczona tempem życia, ilością ludzi wokół mnie, hałasem, brakiem okien, klimatyzacją, nazewnictwem „Park XYZ” przy biurowcach firmowych i prawie zerowa ilością zieleni i zupełnym brakiem drzew, itd. Po tygodniu wcale nie cieszyłam się, że wracam do domu. Wróciłam chudsza o 3 kg (mimo, że jadłam gotowe jedzenie na wagę w Galerii Mokotów), pełna energii, znacznie spokojniejsza, wypoczęta. Tam w Warszawie zdałam sobie sprawę, że moje życie tutaj, gdzie mieszkam jest nudne. Zamknęłam się w 4 ścianach i znalazłam się we własnej pułapce. Dom jest bardzo ważnym miejscem, ale jest w nim życie, tylko gdy drzwi pozostają stale otwarte. Na co dzień potrzebuję jednak tej energii i ruchu, mnóstwo ruchu. Tutaj wracam z pracy i zwykle jestem totalnie śpiąca, zanim się zdrzemnę, zanim zrobię zakupy, ugotuję obiad, jest ciemno, wieczór. Zwykle wtedy nigdzie nie chce mi się już wychodzić. Odnalazłam siebie w Warszawie i pomimo zdobycia nowej wiedzy z zakresu obsługi programu komputerowego, znalazłam coś znacznie ważniejszego. Drogowskaz w życiu, w którą stronę mam podążać. Jestem dziś wdzięczna za ta lekcję, jaką dało mi życie.
Pani Agnieszko
Dziekuję, dziekuję, dziekuję. Stres towarzyszy mi od 4-5 klasy podstawowki, pojawial sie i znikal ( obecnie mam 34lata, męża, dzieci). 1,5 roku temu pokazal swoje oblicze. Mąz musiał zawieść mnie na izbię przyjęć miałam drgawki (trzęslam się jak osika) do tego jakis dziwny nieuzasadniony lęk i mrowienie rąk, karku. Trafiłam na wspaniałą Pania doktor. Bałam się że popaterzy na mnie jak na wariatkę. Stwierdzila nerwicę , dostalam skierowanie do szpitala (by od razu zbadal mnie lekarz specjalista). Leki i 5 m-cy na L4 .. Kilka miesięcy miałam spokoju. Próbowalam zmieniac siebie i szło mi nawet dobrze, leki przeszly, odzyskalam radość ale zaniedbalam się, nie pielęgnowalam swojej duszy i od 2-3 m-cy czuję że znów się zaczyna. Nie chce iśc na zwolnienie kolejne, nie chce leków, gdyż wiem że to wszytko siedzi w mojej glowie. Gdy nie zmienię i nie będe pielęgnowała duszy i tak powróci- a leki tylko zamaskują na chwilę i dadza chwilowe ukojenie.
Pani Agnieszko na bloga trafilam przez przypadek i wiem że to nie jest pierwszy (drugi) raz gdy piszę i czytam 🙂
Pozdrawiam cieplutko
Ania 🙂
Pani Agnieszko czytając Pani inspirujące wpisy często mam wrażenie że ubiera Pani moje myśli w słowa…
Myślę że kazdy z nas w dzisiejszym zwariowanym,zabieganym swiecie szuka pokoju serca…Sama jestem obecnie na zakręcie ale wierze ze takie zyciowe zakręty są potrzebne byśmy doskonalili się i odkrywali to czego do tej pory o sobie nie wiedzielismy,kazda taka trudna zyciowa sytuacja prowadzi do wzrostu duchowego,osiagajac pewny poziom sami potem mozemy byc drogowskazem i nauczycielem mozna by rzec nauczycielem duchowym…
Nic w zyciu nie dzieje sie bez przyczyny a dla tych co są własnie w takim momencie swojego ,zycia moge jedynie przytoczyc słowa które gdzies kiedys przeczytałam ze tylko my w danym trudnym dla nas momencie życia widzimy zakręt -Bóg widzi wszystko co jest za zakrętem…ufajmy i wierzmy ze trudne sytuacje i cierpienie jest scieżką do osobistego rozwoju…by móc potem dać siłę i inspirację innym ludziom…
Pisze to matka która straciła dziecko a o drugie walczyła 5 mc,wtedy swiat zawalił się i rozsypał na kawałki…nigdy nie przypuszczałabym ze po 7 latach urodzę córkę-Helenkę…tamten trudny czas żałoby,braku wsparcia i zrozumienia w małzenstwie zaowocował dzis pieknym zwiazkiem i 4 osobową pełną rodziną:)Ufajmy bo wszystko co dzieje sie w naszym zyciu ma swój jakis cel a ludzi których spotykamy na swojej drodze Bóg wysyła do nas niczym wiadomosci z nieba…
Dziękuje Pani Agnieszko za wspaniałego bloga:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Pani Agnieszko, wcześniej słyszałam o Pani, ale nie śledziłam Pani losów 😉 Wczoraj zaś obejrzałam Dzień Dobry TVN i poleciła Pani swojego bloga. Przeczytałam już wiele Pani artykułów, dzisiaj zrobiłam pierwszy dzień Pięciu Tybetańskich Ćwiczeń. Jestem osobą bardzo nerwową i wciąż szukam leku na moją agresję wobec świata i wobec siebie. Myślę, że pokierowana za rękę przez Pani bloga powoli nauczę się harmonii z samą sobą. Zacznę powolutku. Za chwilę pobiegnę do pobliskiego lasu nazrywać pokrzyw 🙂
Dziękuję i szanuję 🙂
Witam! Bardzo podoba mi się Pani blog, trafiłam tu przez przypadek ale już wiem że zagoszczę tutaj na dłużej.
Mam dopiero 21 lat, ale już od długiego czasu interesuję się tematyką oczyszczania organizmu fizycznego jak i mentalnego.. Zupełnie nie wiedziałam jak się za to zabrać, pomimo tego że książki na ten temat czytałam , ale jak Pani (z tymi 9 oddechami) wydawały mi się zbyt skomplikowane. Dzięki Pani poukładałam sobie w głowie wszystko!
Dziękuję bardzo za pobudzający i inspirujący blog i wisy którymi się Pani z nami dzieli!
Pozdrawiam serdecznie i życzę pogodnego początku tygodnia
Laura
Dzień dobry Pani Agnieszko 🙂
Od mniej więcej 2-ch lat czytam Pani książki, bloga i muszę Pani serdecznie podziękować bo stała się Pani moim nauczycielem 🙂 Nadal „szukam samej siebie” ale czuję, że jestem blisko tej drogi na której pragnę być. Na pewno wszystko zmieniło się w moim życiu odkąd zaufałam Panu Bogu. On zmienia moje życie na lepsze. Dzięki Niemu na świecie pojawiły się 2 małe córeczki i choć jestem totalnie przemęczona to zarazem bardzo szczęśliwa. To też dzięki książce „Kazanie na górze” czyli dzięki Pani. Mam jeszcze jeden problem- jestem strasznie zmęczona. Pierwsza córeczka dała mi w kość, miałam wiele nieprzespanych nocy i nie umiem z tego wybrnąć. Pragnę ćwiczyć jogę, medytować, niestety nie mam na to czasu. Zmieniłam swój sposób odżywiania, moja rodzina śmieje się ze mnie, że wcinam pokrzywy 🙂 Moja 2 letnia córeczka uwielbia kaszę jaglaną z gruszkami z Pani przepisu i wiem, że wiele jeszcze muszę zmienić wiele się nauczyć…. na pewno się nie poddam, proszę trzymać za mnie kciuki i jeśli to możliwe pomodlić się za mnie i inne kobiety które szukają samej siebie 🙂 Pozdrawiam bardzo serdecznie 🙂
Z wdzięcznością Kamila