O tej porze roku na pewno to nas dopadnie. Robi się ciemno, zimno i wiele z naszych decyzji, marzeń i planów odkładamy na później. Sezonowe zniechęcenie i apatia dotyka każdego z nas. Czy się temu poddać? Odpuścić sobie? Poczekać do wiosny? A może są jakieś sposoby, żeby pomimo aury żyć pełnią, radośnie i z energią?
Każdy z nas ma w sobie sabotażystę. To jest ten wewnętrzny głos, który nas zniechęca. Który mówi, że nie warto. Że się nam nie uda. Że nie damy rady. Że nas wyśmieją. Że to nie ma sensu. Że robimy to później. Jutro. Że lepiej zostać w domu na kanapie. Niczego nie zmieniać. Niech będzie tak jak jest, nawet jeśli nie jest idealnie… To nasza negatywna strona, która będzie za nami podążała ZAWSZE, niezależnie od etapu naszego osobistego rozwoju. Nawet Jezus konfrontował się z tą ciemną stroną, a cóż dopiero my, zwykli śmiertelnicy… ☺Więc jak sprawić, żeby nam się chciało i jak wyjść ze strefy komfortu?
Na początek warto jest zrozumieć, że nie ma w tym nic złego – i jest w tym pewna logika. Otrzymaliśmy dar wolnej woli, a to zakłada, że ZAWSZE mamy wybór. W każdej dziedzinie i w każdej sekundzie naszego życia. To my wybieramy – naszą reakcję, naszą postawę, nasze myśli, nasze działania. Musi więc istnieć alternatywa: to co dobre i to co złe – byśmy tego wyboru mogli dokonać. By mogła spełnić się obietnica. Czynnikiem kluczowym i zasadniczym, który może nam pomóc dokonywać codziennych wyborów jest świadomość, że istnieje alternatywa i że to my decydujemy.
To my dokonujemy wyboru. To jest nasze życie, a jego kształt zależy tylko od nas.
Wszyscy poszukujemy poczucia wygody i komfortu. Jest to jak najbardziej naturalne, pozytywne i dobre. A jednak na drodze naszego osobistego i duchowego rozwoju często padają zdania mówiące o konieczności wyjścia poza strefę komfortu. Mówi się nawet, że prawdziwe życie zaczyna się tam, gdzie kończy się nasza strefa komfortu. I ja się z tym zgadzam. Tak się zaczęło moje prawdziwe życie. Ale czy zastanawialiście się nad tym, czym owa blokująca nasz rozwój „strefa komfortu” w ogóle jest?
Dla przykładu: nasze zdrowie i samopoczucie. Zwłaszcza o tej porze roku mamy ochotę na słodkie i tłuste potrawy. Nie chce się nam wychodzić z domu. Za oknem jest brzydko, szaro i ciemno, ciśnienie jest niskie, chce się spać. Wszelka aktywność wymaga teraz od nas więcej wysiłku. Zamiast robić dla siebie coś dobrego (spacer, basen, joga, uczestniczenie w kursach lub warsztatach) łatwiej jest zostać w domu na kanapie przed telewizorem. Tak robi większość osób i to nie są moje domysły – takie są wyniki badań. Ale długie siedzenie przed telewizorem niestety nie poprawia samopoczucia, a wręcz przeciwnie, pogarsza je – takie również są wyniki badań. Duże lepiej czujemy się po spacerze, nawet w ciemny, zimny czy deszczowy wieczór. Gdy się poruszamy i pooddychamy świeżym powietrzem chociaż przez chwilę, z całą pewnością skorzysta na tym nasze zdrowie i samopoczucie.
Ale zdecydowana większość ludzi unika dyskomfortu, przez co funduje sobie… prawdziwy dyskomfort. Poczucie zniechęcenia, apatii i dodatkowe kilogramy, które przygnębiają… Prosty przykład – są ludzie, którzy nie jedzą warzyw, owsianki lub kasz, ponieważ twierdzą, że nie lubią ich smaku. W związku z tym jedzą to, co się im podoba – cukier, mięso, sól i dużo rafinowanej mąki. Jednak taki „wygodny” styl życia na dłuższą metę przynosi bardzo złe samopoczucie, otyłość oraz choroby – a więc totalny dyskomfort.
Inny przykład pozostawania w strefie komfortu to… obmowa, krytyka, ocena. Nasz rozwój osobisty, pokonanie własnych słabości, wad i ciemnych stron to jest trudna i mozolna praca. Wymaga od nas dużego wysiłku. Ale ponieważ większość osób unika dyskomfortu, dużo łatwiej jest pomniejszać, oceniać i krytykować innych. Obwinianie innych za swoje życiowe niepowodzenia to moim zdaniem klasyka zakotwiczenia w strefie komfortu. Branie całkowitej odpowiedzialności za swoje życie i swoje samopoczucie wymaga odwagi i pracy.
Krytykowanie innych jest najszybszą metodą, aby zdobyć trochę energii. Podnieść na chwilę samopoczucie i poczucie własnej wartości. Taki energetyczny „wampiryzm”. Ale kogo tej energii w efekcie pozbawiamy? Sami siebie. Ta chwilowa wygoda i poczucie się kimś ważnym, wartościowym czy lepszym od innych, to jest właśnie strefa komfortu. Cena jaką trzeba za nią zapłacić jest bardzo wysoka. Dlaczego? Bo negatywna energia niczego nie daje za darmo. Tak jak nieuczciwy bank – da pożyczkę, ale z pewnością upomni się o swój lichwiarski haracz.
Czasem nie widzimy bezpośredniego związku z naszym postępowaniem, ponieważ wszystko jest rozłożone w czasie. Możemy jednak mieć sto procent pewności, że za każdą negatywną myśl, słowo i czyn jest do zapłacenia bardzo wysoka cena. Więc czyniąc „źle”, w rzeczywistości okaleczamy sami siebie. Negatywna strona zawsze dużo więcej zabiera niż daje. Odwieczna, złota zasada jest prosta: „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe”. Bo to z pewnością wróci do adresata. Jak bumerang. I w drugą stronę jest identycznie:
„Dawajcie innym to, co sami chcielibyście otrzymywać:
miłość, wsparcie, uznanie, uzdrowienie – a zostanie wam to zwrócone”.
Żyjemy w świecie pełnym niskich, negatywnych energii. Jeśli ktoś z Was już czytał „Przechytrzyć diabła” Napoleona Hilla to zna jego teorię, że 98% ludzi trwa w hipnotycznym rytmie. Jest nim standardowe myślenie, strach, obmowa, krytyka, zniechęcenie, apatia, narzekanie i wszelki negatywizm. Ale możemy się z tego uwolnić – jednak wymaga to naszej decyzji, determinacji i systematycznej pracy. Samodyscypliny – totalnej samokontroli naszych myśli, uczuć, emocji i wszystkiego, co pojawia się w naszych głowach.
Nasze myśli to wcale nie jesteśmy my. Bardzo często z tymi myślami się utożsamiamy, ale nasze myśli to nie my.
Przez długi czas nie byłam w stanie zrozumieć tej idei, którą powtarzają najwybitniejsi nauczyciele duchowi wszechczasów. „Jak to moje myśli to nie ja?” – zastanawiałam się zdezorientowana. Co mi pomogło to zrozumieć, a nawet głęboko poczuć? W moim przypadku była to joga. Pewnego dnia doznałam olśnienia. Wykonywałam trudne ćwiczenie – przez 11 minut trzymałam ręce podniesione do góry, w mudrze. 11 minut w bezruchu, w niewygodnej pozycji to jest BARDZO długo. Co wtedy robi głowa? Nieustannie gada. Bardzo chciałam zrobić to ćwiczenie do końca, ponieważ wiedziałam, że mnie wzmocni i sprawi, że będę lepiej się czuła. Ale moja głowa była innego zdania.
Ja trwałam w pozycji jaką JA wybrałam, a mój umysł mówił: nie dasz rady; to jest bez sensu; po co to robisz; a skąd wiesz, że to jest dla ciebie takie dobre; może ci nauczyciele jogi wcale nie mają racji; zobacz jak drżą ci ręce, już opadasz z sił; poddaj się i odpocznij; już nie wytrzymasz; głupie jest to ćwiczenie; mogłabyś w tej chwili robić coś bardziej przyjemnego…. I tak w nieskończoność. W pewnej chwili poczułam, że JA obserwuję te myśli. Ale nie jestem nimi.
Prawdziwa JA jestem ponad tymi myślami.
Prawdziwa JA nadal trwam w pozycji, którą wybrałam i ze spokojem przyglądam się… umysłowi (sabotażyście), który wcale, ale to wcale mnie nie wspiera. Który nie jest po mojej stronie. Który wcale nie chce mojego dobra. Zniechęca mnie.
Nie walczyłam z nim. Po prostu go zobaczyłam. I zignorowałam. I w tej właśnie chwili on stracił nade mną władzę. Za ten moment olśnienia i świadomości jestem bezgranicznie wdzięczna. To była chwila, która na zawsze mnie przemieniła. Poczułam, gdzie jestem prawdziwa JA. To jest moja Jaźń. Moja Dusza.
Zrozumiałam, że muszę przejąć kontrolę nad moim umysłem, aby on nie przejął kontroli nade mną.
Ten negatywny głos nie znikł. On idzie za mną krok w krok. Jest dużo bardziej cichy, bo go nie wzmacniam, ignoruję go, ale on jest i szuka sposobu, luki, by mnie „zainfekować” i ukraść mi moją energię. Czasem ukrywa się nawet pod pozorem dobrych intencji. Dlatego nieustannie się uczę i nad sobą pracuję. Dlatego nieustannie dokonuję wyborów. Negatywna strona nieustannie czeka na dobry moment, a dobro zawsze musi być świadomie przez nas wybrane. W tym się spełnia nasz akt wolnej woli. Musi się spełniać. To nasze ludzkie prawo.
Rozróżnienie wewnętrznego sabotażysty/umysłu od mojej Jaźni niezwykle mi pomogło, ponieważ teraz jest mi łatwo dokonywać wyborów.
Więc kiedy chcemy kogoś skrytykować, negatywnie ocenić, najpierw zapytajmy sami siebie – co w tym jest dla mnie? Jaka w tej sytuacji, w tym uczuciu (np. złości, zazdrości, zawiści) jest dla mnie wiadomość. Czego mi brakuje? Czego sobie nie daję? Za czym tęsknię? Co mogę zmienić w moim życiu, by to osiągnąć? Czy postępuję zgodnie z moim życiowym powołaniem? Czy na pewno idę dobrą drogą? Aby odpowiedzieć sobie na te pytania trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu i spojrzeć prawdzie w oczy. Akt odwagi, który będzie nagrodzony.
Gdzie jeszcze ukryta jest „strefa komfortu”? W każdej dziedzinie naszego życia. Na przykład ból. Ile znamy metod, aby go nie czuć? Tabletki przeciwbólowe, maści, plastry, etc… A co z bólem wewnętrznym? W różnych momentach naszego życia odczuwamy go wszyscy. Czasem ten wewnętrzny ból jest trudniejszy do zniesienia niż fizyczny. Czemu ten ból służy?
Ból zawsze jest dla nas ważnym znakiem. Pokazuje nam, krzyczy, że coś w naszym życiu jest nie tak. Tak jak w fizycznym ciele ból jest sygnałem, że jakiś organ choruje, tak samo wewnętrzny ból (lub poczucie pustki) jest znakiem, że choruje dusza. Jednak większość ludzi zamiast dotrzeć do źródła bólu i problemu sięga po tabletki przeciwbólowe. Ale one nie leczą – jedynie uśmierzają ból. Na chwilę. Konsekwencją jest pogłębienie stanu chorobowego oraz toksyny, które odkładają się w organizmie, zatruwają, kumulują się i z czasem prowadzą do choroby innych organów, np. nerek.
Ludzkość zna wiele sposobów, aby zagłuszyć wewnętrzny ból (pustkę). Papierosy, alkohol, narkotyki, hazard, zakupy, seks, jedzenie, plotkowanie dla „rozrywki”, obsesyjne ćwiczenia…. Jest wiele sposobów. Aby odwrócić uwagę od sedna sprawy przypisujemy nałogom ideologię. Niektórzy twierdzą, że palenie jest wyrazem wolności, chociaż w rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie – palenie zupełnie ją ogranicza. Mówi się, że alkohol pomaga się wyluzować, „zresetować”, odpocząć lub dobrze się bawić. Chociaż dobrze wiemy, że po alkoholu jesteśmy zatruci i następnego dnia czujemy się jeszcze gorzej. Kac to nic innego niż zatrucie organizmu. Pijani ludzie wygadują głupstwa i robią głupstwa, których często później żałują. Więc gdzie tu jest relaks, dobra zabawa i wypoczynek?
Dziękuję za ten wpis Pani Agnieszko!! Jakbym czytała o sobie samej… to niezwykłe, że wszyscy doświadczamy podobnych emocji, sytuacji. Wydawało mi się, że to tylko ja siedzę i biadolę. Nic mi nie wyjdzie. Nie dam rady. Nie znajdę pracy. Zawsze będę sama. Te myśli człowieka zatruwają i nie pozwalają mu żyć. To jest prawdziwy obłęd. Taka ogromna pustka i lęk przed wszystkim!! Dosłownie wszystkim!! Czy joga pomaga na takie cierpienie duszy?
Joga pomogła mi się zatrzymać i poczuć gdzie jestem prawdziwa ja. Medytacja w tym pomaga. Każda działalność, która pomagam nam wyjść po za umysł, pełen lęku i obaw. W tej przestrzeni możemy znaleźć siłę moc i mądrość. To wszystko jest obecne zawsze – musimy znaleźć swój sposób, aby się na to otworzyć.
Trzymam kciuki i życzę powodzenia.
Pozdrawiam ciepło! 🙂
AAAAAA co za fenomenalny wpis, chce się żyć, chce się działać to jest to czego potrzebowałam!!!! Co zrobić gdy sabotażysta tak się w nas rozrósł że nawet nie potrafimy usiedzieć w miejscu np. na warsztatach?
Trzeba szukać swoich sposobów na wyciszenie. Jeśli jest tak źle, że nie możemy wysiedzieć, to może szybki spacer, bieg, sprzątnie mieszkania? Po prostu fizyczne zmęczenie!
Mi pomaga jak mu czasem powiem „Dziękuję. Rozumiem, że się o mnie troszczysz, ale teraz nie potrzebuję twojej pomocy”. To go ucisza 🙂
Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki! 🙂
P. Agnieszko dziekuje za ten wpis. Jestem na takim etapie ze byl mi on bardzo potrzebny I motywujacy. Serdecznie pozdrawiam.
Mam nadzieję, że pomoże na trwałe 🙂
Pozdrawiam ciepło! 🙂
Pani Agnieszko,
co mogę powiedzieć po lekturze tego tekstu?
Na pewno – dziękuję.
Za sam tekst, ale też jego prostotę i odkrywczość.
Za to, ze nie ma w nim nadmiernego pouczania innych, a za to jest dzielenie się swoim doświadczeniem. najcenniejsze co może Pani dać.
Jeśli po przeczytaniu czegoś czuję, ze nie jestem w stanie pozostać obojętna po tej lekturze, to znaczy ze to była wartościowa lektura.
Tak było i tym razem.
Dziękuję.
Drukuję i wieszam przed oczami. 🙂
Bardzo dziękuję za te słowa! Dają mi dużo siły!
Pozdrawiam ciepło! 🙂
Wspaniale się Panią czyta, jak zwykle. 🙂
Dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Pierwszy raz spotkałam się z tym aby ktoś tak rzeczowo nazwał to co czuje i przeżywam.Nigdy nie myślałam o strefie komfortu w ten sposòb.Myślałam …..ze to tylko ja tak mam i ze ze mną jest coś nie tak.
Aguś dziękuje za bloga.I dziękuje za ten artykuł.Bede walczyć.Pozdrawiam
Wszyscy przechodzimy bardzo podobne sytuacje. Oczywiście każdy z nas jest inny, indywidualny, ale wszyscy jesteśmy gałęziami tego samego drzewa. Jesteśmy członkami tego samego plemienia. Oddzielenie jest iluzją ego 🙂
Jesteśmy inny, ale podobni. Dlatego możemy sobie pomóc 🙂
Dziękuję i ciepło pozdrawiam 🙂
Najlepszy wpis, a czytam wszystkie.
Tyle książek z cyklu rozwój i świadomość, a dopiero teraz czuję że ktoś idealnie uderzył w punkt. Dziękuję za tą autentyczność i szczerość, która poraża i jednoczy. Uzmysławia, że nie jest praca nad sobą na miesiąc czy rok… Nie ma skrótów i złotych środków, to jest walka każdego dnia.
Ściskam :-*
Odkrycie tego zajęło mi kilka lat. Liczyłam na olśnienie. Miałam ich wiele. Liczyłam na cud. Doświadczyłam wielu z nich. Ale wreszcie zrozumiałam, że każdego dnia wyruszam w podróż, która się nie kończy. I każdego dnia, w każdej chwili musze dokonywać wyborów. Nie muszę, ale mogę 🙂
Dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Pani Agnieszko, czytalam Pani wpis i łzy leciały mi jak grochy..kazde slowo trafiało boląc, ale to ból stary który juz czas pozbyc się, nie walczyc tylko pożegnać. Znam uczucie dyskomfortu bardzo dobrzo a ono mnie i kurcze bardzo ciężko z tym walczyc. Ale jestem gotowa. Wlasnie wróciłam z rodzina z Tajlandi i z workiem energi:) Pani Agnieszko dziekuje ze zaczela Pani pisac książki i jest ten oto blog, Dziekuje!!!!! Jest Pani inspiracją dla mnie i dla mnóstwa osób. Dziekuje i biore się do roboty:)
Bardzo dziękuję za te niesamowite słowa!
To niezwykłe, że przyszły do mnie wtedy, gdy najbardziej ich potrzebowałam.
Wszyscy jesteśmy sobie bardzo potrzebni.
Dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Pani Agnieszko,
zgadzam się z Panią w pełni, piękny artykuł. Mi trochę ciężko skupić się na jodze, nie do końca wychodzi mi to, ale odkryłam inny sposób, bardzo do niej zbliżony. Mój rehabilitant, który jakiś czas temu wprowadził mi metodę kranio-sakralną, uczył mnie podczas jej wykonywania, skupienia się na oddechu i własnym organizmie oraz poddaniu się swojemu ciału. W pewnym momencie „odlatywałam” w relaksacji, przestawałam myśleć, przejmować się problemami, a krew i limfa krązyły znacznie lepiej. To bardzo ważne dla nas. Nasze ciało daje nam znaki,np w postaci krwawienia, że nie tylko ono samo jest chore, ale także, że nasza dusza w pewien sposób cierpi. Potrzebne jest skoncentrowanie na sobie, na wewnętrznym ja choć przez parę minut dziennie, zgubienie niepotrzebnych problemów, oczyszczenie organizmu…
pozdrawiam ciepło,
Kasia
Oczywiście! Skupienie się na oddechu to jest właśnie medytacja – połączenie się ze swoim źródłem.
Na świecie jest tak wiele różnych metod, by każdy mógł znaleźć najbardziej odpowiednią dla siebie.
Dzięki terapii czaszkowo- krzyżowej wiele osób doświadczyło naprawdę zbawiennych skutków. Wręcz cudów. Nawet medycznych. Znam takie osoby.
Dziękuję serdecznie i ciepło pozdrawiam! „_
Bardzo dziękuję za ten tekst. Jestem na takim etapie zmian w życiu, gdzie właśnie takiej motywacji potrzebowałam. Niesamowite jak czasami życie rzuca w naszym kierunku pomocne liny, które wystarczy złapać i mocno się uch trzymać.
Jeszcze raz dziękuję.
Jeśli jesteśmy na to otwarci, to zawsze te liny dosłownie wpadają nam w ręce.
A reszta zależy już tylko od nas.
Trzymam kciuki i ciepło pozdrawiam! 🙂
Cudowne zdjęcie! a tekst… brak słów by opisać, bardzo dał mi do myślenia, dziękuję!
Gorąco Panią pozdrawiam 🙂
Ola
Ja również dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Pani Agnieszko,niewiem nawet jak tu trafiłam,nie ważne,chodzi mi o to ze chciałabym Pani podziękować za ten tekst,jeszcze nic co przeczytałam na temat swojego Ja nie zrobiło na mnie tak ogromnego wrażenia,chce się faktycznie podnieść z kanapy i zacząć działać ,ŻYĆ! Choć jest mi ogromnie cieżko,i chyba tylko ja wiem jak bardzo…..w każdym bądź razie dziękuje.
Proszę mi wierzyć, że każdy z nas doświadcza tego poczucia „bardzo ciężko”. Gdybym ja tego nie poczuła, to na pewno bym nie mogła pisać o tym tak, jak piszę.
Ale im trudniej, tym piękniej smakuje zwycięstwo!
Mocno trzymam kciuki i ciepło pozdrawiam! 🙂
Dziękuję Pani Agnieszko cudowny wpis. Zwłaszcza jakbym czytała o sobie. Tak nie chce mi się wyjść wieczorem poza dom. Tyć tyję każdej zimy. Kiedy mam nocki moja energia równa się zero. Jedyne moje wyjście to praca – dom. Praca – pozałatwianie różnych spraw – dom – spacer z psem (o różnych godzinach w zależności, o której wrócę z pracy) i znowu dom. Także monotonia dnia codziennego. W małych miejscowościach tak jest. Gdzie wyjść? Skoro człowiek czuje się najlepiej w domu … Moja strefa komfortu jest każdego dnia inna. Dzięki temu wpisowi muszę nauczyć się ją kontrolować oraz zastanowić nad wszystkim. Pozdrawiam i dziękuję
Ale ja również nie chodzę w „szałowe” miejsca.
Dla mnie najcudowniejsze miejsce to las. Park. Miejska biblioteka. Ostatnio mały kościółek w którym codzienne się modlę.
Jestem zdania, że żaden płatek śniegu nie trafia w niewłaściwe miejsce 🙂
Przesyłam moc pozdrowień! 🙂
Uwielbiam znajdywac ludzi ktorzy odkryli siebie i nie boja sie mowic glosno o spelnianiu marzen. Jestem w sytuacji gdzie wybralam inna droge zyciowa inna niz 95 % ludzi mnie otaczajacych, spelniam swoje marzenia i czasami tego uczucia pustki nie da sie wyciszyc szczegolnie gdy zazwyczaj slysze po co ci to, po co podrozujesz, wydajesz pieniadze zamiast odlozyc, kiedy slub, kiedy dzieci, za dobrze sie masz itd. Przyznaje sie bez bicia ze jestem osoba cyniczna i staram sie z tym walczyc. Ten artykul dal mi sile do tej walki, spojrzenia na pewne rzeczy z dystansu (co mi da ze kogos osmiesze lub skrytykuje), jest to tak trudna droga ale wiem ze spokoj duszy jest najwazniejszy. Dobrze wiedziec ze nie tylko ja mam to uczucie pustki i dziekuje za wskazowki jak sobie z nim radzic. Pozdrawiam
Droga nie jest łatwa, ale nagroda jest wielka! Cynizm jest toksyną, która zabija od środka.
Osobom krytykującym należy się współczucie – jak dalece muszę być nieszczęśliwe, żeby tak krytykować innych?
Nie możemy tego brać do siebie. Nie żyjemy po to, aby innych zadowolić.
I nie istnieje na świecie osoba wolna od krytyki Nie trzeba daleko szukać – Jan Paweł II, czy Matka Terasa. Te święte, dobre osoby również były atakowane i krytykowane.Nie urodziła się na świecie osoba przez wszystkich chwalona i akceptowana. Więc nie ma sensu w ogóle się o to strać. Trzeba zadowolić wołanie własnego serca – ostatecznie tylko to ma wartość i sens.
A nasza odmienność jest dla naszych bliskich dobrym powodem, aby otwierać swoje serce, kochać i akceptować pomimo tego, że jesteśmy… inni. Kocha się pomimo wszystko.
Trzymam kciuki i ciepło pozdrawiam! 🙂
Pani Agnieszko uwielbiam Pani teksty Są takie ciepłe, mądre, wyważone, idealna odpowiedź na tą całą sieczkę, która bombarduje nas każdego dnia z tv i internetu.
Cudownie, że odnalazła Pani równowagę w swoim życiu i dzieli się Pani swoimi doświadczeniami z innymi. Podziwiam Panią i szanuję i z niecierpliwością czekam na każdy kolejny wpis.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo dziękuję za te dobre słowa!
Przesyłam ciepłe pozdrowienia! 🙂
witam Pani Agnieszko .Czy zna Pani Receptę na nerwobóle ? . Chciałbym z Pania porozmawiać .Pozdrawiam serdecznie
Wyście ze swojego ciepełka i komfortu życia, który sobie stworzyliśmy podjętym wcześniej wysiłkiem i pracą własnych rąk nie jest łatwą sprawą. Trzeba miec na to wewnetrzną gotowośc. Musimy byc w pełni o tym przekonani. W przeciwnym razie pojawi się cierpienie i smutek. Wiem coś o tym. Przeżyłam to opuszczając swój dom rodzinny. Ta decyzja nie wyszła ze mnie tylko okoliczności zewnętrzne mnie do tego zmusiły. Musiałam się odnaleźc w nowej rzeczywistości chociaż tego nie chciałam. Poradziłam sobie, ale bardzo bolało. Dlatego chciałam odradzic podejmowania takich zmian na siłę. O wiele fajniej jest, gdy wchodzenie w nowe wynika z nas samych, naszych potrzeb i chęci. Przeżycia są wtedy zupełnie inne. Pojawia się też pytanie, co wtedy gdy trudno nam samodzielnie coś zmieniac, nie mamy w sobie tej pewności, boimy się, nigdy tego nie robiliśmy ale chcemy czujemy, że byłoby to dobre dla nas. Wiele jest takich osob. Żyją w ciągłym oczekiwaniu na jakiś bodziec, przysłowiowego „kopa w tyłek”, który ich do tej zmiany poderwie. Wtedy kiedy jest już nieznośnie i nie ma innego wyjścia. Dlaczego tak jest? Z czego wynika taka sytuacja, postawa? Jakich dokładnie osób to dotyczy? Czego im brakuje?
Jeśli sami nie wyjdziemy ze „strefy komfortu”, która blokuje nasz rozwój, to wcześniej czy później zostaniemy z niej wypchnięci. Choroba, strata pracy, rozpad związku.. Wszystkie „tragiczne” wydarzenia są dla nas okazją.
Ja zostałam właśnie wypchnięta ze swojej strefy komfortu przez chorobę mojej Mamy. Moje życie stanęło na głowie, ponieważ Mama wymagała opieki 24h na dobę. Cierpiała. A ja zamieniałam się w pielęgniarkę. Musiałam (nie musiałam, to był mój wybór) zrezygnować z udziału w prestiżowych i spektakularnych wydarzeniach (akurat jak na złość miałam wyjątkowo dobry okres w pracy)., aby nagle zamienić się w pielęgniarkę czuwającą przy obłożnie chorej.
Ego się buntuje, ale serce potrafi znaleźć w tym piękno, wartość i dobro. Potrafi dokonać dobrego wyboru i odpuścić… Skoncentrować się na tym, co jest NAPRAWDĘ ważne.
Cierpimy zawsze wtedy, gdy nie zgadzamy się na rzeczywistość. Gdy stawiamy jej opór.
Gdy wszystkie okoliczności przyjmujemy jako okazję i możliwość rozwoju (pomimo niewygody i trudów) – dostajemy wielkie dary.
Cierpimy zawsze wtedy, gdy kurczowo trzymamy się naszych wyobrażeń i naszej wygody.
Nauczmy się odpuszczać i odnajdywać najlepsze co może być w każdej sytuacji jaką stawia przed nami życie. A na pewno wiele razy postawi.
Bo nie jesteśmy tu po to, aby było nam wygodnie, ale po to, aby się rozwijać.
Jeśli tego nie robimy, to wewnętrznie cierpimy.
Gdy to zrozumiemy, to z radością wyruszymy na przygodę życia!
Wszystko zależy od naszego nastawienia. Szczęście i nieszczęście ukrywa się w naszym umyśle.
Tylko my możemy zmienić nasze myśli.
To dobra wiadomość.
Ciepło pozdrawiam! 🙂
Wow. Następne dobro otwierające oczy.
Dziękuję 🙂
Pani Agnieszko,
Mądrze i na temat! Łatwo zabrać się za siebie, jak już się wie, co to za cholera ta strefa komfortu? Tylko dlaczego nie uczą o tym w szkole..? O ile łatwiej by się żyło. Wszystkim.
Samo określenie „komfort” miło się kojarzy. Może dlatego potrzebne jest krzewienie definicji… Strefa komfortu, to nie musi być ciepły kocyk i herbatka z cytryną i miodem. To może być coś, co wcale nie jest dla nas miłe. Sam tkwiłem w pracy, która mnie niszczyła. Nie robiłem wiele by ją zmienić. Wiedziałem, ze tkwię w bagnie, ale to było moje bagienko, znałem je, wiedziałem jak się w nim poruszać, poza tym „ja nie dam rady…”? Widziałem, doświadczałem jak tkwienie w strefie komfortu dokłada swoją poważną cegiełkę do samobójstwa bliskiej osoby (w rezultacie sam wychowuję dzieci), do mojego bankructwa, do wejścia w fatalny związek bez podstaw duchowych, emocjonalnych, czy zdroworozsądkowych, do rozstania (wierzę, że nie ostatecznego) z Kobietą Mojego Życia, do obserwowanego przeze mnie zmasakrowania związku bliskiej osoby z powodu zazdrości i chęci psychicznego chłostania oraz ciągnącej się za tym zemsty i obwiniania wszystkich, tylko nie siebie, wreszcie życia życiem innych, osądu i wycierania sobie nimi twarzy…
Praca, bolesna i powolna praca, którą zapoczątkowało uświadomienie jest teraz moim udziałem. Motywacji nie brak, oj nie!. Kluczem okazało się wyjście poza strefy komfortu (wiele stref, nie jedną). Poza jedne łatwo było wyjść, poza inne trudniej. Łatwo przyszło nie obwinianie innych, traktowanie innych, jak ja chcę być traktowany, nie kochanie w sposób niszczący drugą osobę… Dla mnie trudne było zastopowanie ulegania genialnym propozycjom, okazjom biznesowym, które mnie zniszczyły finansowo. Poza tym przyznałem się przez samym sobą, że z różnych względów nie nadaję się do tego co robiłem wcześniej. Przynajmniej zanim nie zmienię w sobie wiele. Przestałem uciekać w genialne plany i wizje, mające odmienić moje życie materialne. Postawiłem na organiczną, czasem nudną pracę. Mam swój osobisty cel, którego sobie do końca wcześniej nie uzmysławiałem. Teraz dochodzę do niego maleńkimi kroczkami. Każdy z nich jest w dobrym kierunku i generuje tylko tyle ryzyka ile trzeba. Nie odwrócę mojej sytuacji o 180 st. w jedne dzień, ale o jedną tysięczną tak. Tysiąc dni to trzy lata… Kiedyś to były aż trzy lata, teraz tylko trzy…
Samo zdefiniowanie i uświadomienie, to tylko pierwszy krok. Przyznanie się przed samym sobą, to wyjście poza pierwszą strefę komfortu. A to dopiero początek trudnego i bolesnego, choć wyzwalającego procesu.
Pozdrawiam i czekam na więcej! 🙂 Aaaa… Mężczyźni też odwiedzają Pani stronę. Ja od dziś…
M.
Panie Michale, dziękuję, że Pan napisał! Tak, nasz rozwój to jest ciągłe wychodzenie z wielu „stref komforty”. Jesteśmy jak „karczoch” – musimy odsłonić wiele warstw, aby dotrzeć do rdzenia, do serca.
To jest nasza codzienna praca. Każdy z nas ma swoje zadania i lekcje do przepracowania. Pan najwyraźniej musi sobie zapracować na swój sukces 🙂 Ale dzięki temu zdobędzie Pan coś dużo cenniejszego niż finanse – swoją wewnętrzną moc. Świadomość. A tego nie można stracić. To już zabierze Pan ze sobą po wsze czasy. A reszta jest tylko pyłem 🙂
Gratuluję i trzymam kciuki!
Ciepło pozdrawiam! 🙂
Bardzo dziękuję za ten artykuł .W odpowiednim czasie … Dziękuję!
Ja również dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Przeczytałam kiedyś , że joga to ćwiczenie trwania wobec tego czego nie chcemy, to bezruch , który nie jest martwy, że ćwiczenie jogi to tak jak ćwiczenie życia. Tak jak w jodze, o czym Pani pisze, tak samo w życiu musimy uspokoić umysł , żeby móc działać efektywniej i przezwyciężyć przeciwności losu. Ja spokój i wyciszenie znalazłam w jodze właśnie, filozofii buddyjskiej i medytacji. Każdy jednak musi znaleźć swoją drogę.
Pozdrawiam serdecznie
Nie ważne jaka droga – ważne, żeby ją znaleźć dla siebie.
Mamy to szczęście, że nam się udało, ale każdego dnia dużo pracy przed nami…
Bardzo ciepło pozdrawiam 🙂
Pani Agnieszko
Dziękuję za ten wpis, bardzo bardzo czegoś takiego potrzebowałam. Pozwolił mi on na spojrzenie na to, co ostatnio działo się w moim życiu, przeanalizowanie tego i zamknięcie pewnego etapu. Wiem, że wiele pracy mnie jeszcze czeka aby się z tym uporać, ale nie ma rzeczy niemożliwych i nie można ciągle wspominać tego co było i się zakończyło. wszystko czemuś służy. Każdy pani wpis uczy czegoś nowego i wnosi w moje życie wiele ciepła i radości. Bardzo bym chciała kiedyś poznać panią, jest pani dla mnie wzorem do naśladowania. Pierwszą pani książkę kupiłam kilka lat wstecz i od tej chwili stała się pani dla mnie „nauczycielką”. Wiele potraw z przepisów zawartych w pani książkach znalazło się na stałe w mojej kuchni. Teraz czytam pani wpisy, które pomagają mi znaleźć nową drogę, którą chciałabym podążać w życiu, rozjaśniają mi codzienność. Jesteśmy w podobnym wieku. Przed kilkoma miesiącami straciłam pracę, którą bardzo lubiłam i zostałam z wielkim kredytem, z osoby przedsiębiorczej i zorganizowanej nagle stałam się osobą bezradną. Popadałam w coraz większą otchłań rozpaczy i bezradności, oparłam się w końcu u specjalisty, bo czułam, że sama sobie z tym nie poradzę. W końcu trafiłam na pani blog, kiedy zaczęłam czytać wpisy miałam wrażenie, że ktoś mnie tu specjalnie skierował, żebym mogła zobaczyć, że podobne problemy ma wiele kobiet i potrafi sobie z tym poradzić, że nie jestem sama. Znalazłam tutaj też wiele cennych rad. Dziękuję. I dziękuję pani Agnieszko że jesteś 🙂
Ja również dziękuję za to, że jesteś 🙂
Moja „ciemna noc duszy”, najtrudniejszy moment w życiu był dla mnie niesamowitym początkiem czegoś nowego i wspaniałego.
Wtedy cierpiałam, nie rozumiałam. Sens tego widzę dopiero z perspektywy czasu.
Dzisiaj dziękuję, że tak mocno wtedy bolało, dziękuję za ten „kryzys”, bo dzięki temu dużo ciężej pracowałam.
Wybrałam życia, a ono mnie poprowadziło.
Nic nie dzieje się bez powodu.
Mocno trzymam kciuki i ciepło pozdrawiam! 🙂
Bardzo fajny tekst. Każdy malkontent powinien sobie przeczytać i zapamiętać. Mam takie same odczucia jak Pani. Ja czasem przeginam w drugą stronę, tak bardzo się boję, że nie zdąże zrobić jakiejś wymarzonej rzeczy. Że będę żałować, że czegoś nie zrobiłam, a była okazja. Chcę robić wszystko naraz. A się nie da. Czasu mało, umiejętności i czasem niestety pieniędzy. Najważniejsze, aby to życie przeżyć po prostu fajnie, bo jest tylko jedno i się nie powtórzy. Pozdrawiam Panią i czekam na kolejny wpis 😀
Ale ta ekscytacja życiem jest super! Fajnie jest to czuć! Oby tylko w tym biegu czegoś nie przeoczyć.
Bo czasem najfajniejsze rzeczy ukryte są w ciszy i prostocie.
Bardzo ciepło pozdrawiam! 🙂
Pani Agnieszko!
Naprawdę, bardzo, bardzo dziękuję za ten tekst! Otworzyła mi Pani oczy, na sprawę która najbardziej blokuje moje działania… już wiem, że to moje myśli, negatywne myśli odbierają mi energię do działania, podcinają skrzydła i podkładają kłody pod nogi. Zdecydowanie mój umysł nade mną rządzi.. stale podpowiada: to nie ma sensu, nie dasz rady, nic nie umiesz, przecież się na tym nie znasz i tak dalej.. to właśnie przez to tak trudno wyjść mi ze strefy komfortu.
Jestem idealnym przykładem osoby, która odkłada wszystko na potem, zatruwam sobie cały dzień jakimiś błahostkami, które realizuje dopiero wieczorem. W efekcie, w ciągu dnia niewiele robiąc, wieczorem jestem wykończona.
Słusznie Pani zauważa.. kiedy mamy do wykonania coś co jest pewnego rodzaju wyzwaniem, właśnie wyjściem poza strefę komfortu, zajmując się to sprawą, wykonując ją, załatwiając, nasza dusza oczyszcza się a nam samym jest zdecydowanie lżej i szczęśliwiej. Najzabawniejsze, ale jednocześnie najbardziej przerażające jest to, że często są to rzeczy naprawdę błahe, niewielkie, których załatwienie nie wymaga od nas niebywałych talentów czy wielogodzinnej pracy, ale nasz umysł ciągle podpowiada nam… nie dasz rady.. po co… zrobisz to jutro.. jeden dzień zwłoki nic nie zmieni.. i tak już tyle czekałaś. A przecież tak niewiele potrzeba by poczuć się szczęśliwym! Ba! Być może nawet „kilka kilogramów” lżejszym!
Zabieram się za działanie, a Tobie, Pani Agnieszko jeszcze raz dziękuję za uświadomienie mojego problemu! Już wiem jak z nim walczyć! 🙂
Bardzo się cieszę! 🙂
Jak mi mój umysł mówi ,że „nie watro” czegoś robić, to ja tym bardziej to robię!
„Nie umiem” – to się nauczę!
„Nie dam rady” – przekonamy się!
Zamiast mnie osłabiać teraz tym bardziej mnie wzmacnia.
Można go oswoić!
Trzymam kciuki i ciepło pozdrawiam! 🙂
Dla mnie wyjście ze strefy komfortu oznacza trudną walkę o siebie…o to, by zauważyć w sobie wartościowego człowieka, godnego miłości…to walka o życie bez strachu i lęku przed opuszczeniem i zdradą, by w końcu być kochaną, mieć rodzinę – męża i dzieci. Wciąż wątpię i wracam do punktu wyjścia – zdradzona i bardzo samotna…muszę powtarzać sobie Ja to nie moje myśli…
Zdradzona? Nie można tego barć do siebie! To ten drugi człowiek nie dochował wierności.
Nie był więc wart uczucia i miłości.
Trzeba się oczyścić – głowę, umysł, serce. Są na to metody.
Żyjemy w cudownych czasach, gdy pod tym względem życie nas wspiera.
Mocno, mocno trzymam kciuki i bardzo ciepło pozdrawiam!!!!! 🙂
Dziękuję.Proste słowo.Dziękuję za stworzenie takiego wpisu który mnie dotyczy. Chyba wydrukuję sobie ten ostatni Pani wpis i będę nosić w torebce żeby czytać w wolnej chwili. Trafiła Pani w sedno moich uczuć, niepewności które mną targają, smuteczków itd. Cieszy mnie to że jest Pani blog do którego zaglądam codziennie i zawsze coś pokrzepiającego znajdę dla siebie. Dziękuję z całego serca.
Ja również bardzo serdecznie dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Trafiłam tu przez „przypadek”… Oczywiście, że nie! 🙂 Nie ma przypadków, doskonale wiem, że Wszechświat chce mi coś przekazać… Dziękuję za ten wpis, bardzo się z nim utożsamiam, na pewno jeszcze tu wrócę 🙂 Pozdrawiam i przesyłam dużo pozytywnej energii! 🙂
Dziękuję! Bardzo się przydała!
Pozdrawiam cieplutko!!!! 🙂
Pani Agnieszko,
Jest Pani wspaniałą, odważną osobą. Otwiera Pani duszę przed nieznajomymi osobami, doradza Pani, wspiera.
Naprawiła mnie Pani.
Odkąd czytam Pani bloga, namiętnie wręcz, zaczęłam się zdrowo odżywiać ( lepiej późno niż wcale), codziennie rano wykonuję rytuały tybetańskie, biorę przykład z Pani i nawet kiedy mój sabotażysta mówi; daj spokój, nie warto to wtedy właśnie jakby na przekór; daję radę, robię wszystko z jeszcze większym entuzjazmem i chęcią do życia. Z natury jestem optymistką i może dlatego udaje mi się spełniać marzenia?
W grudniu skończę 38 lat, pięć miesięcy temu urodziłam cudownego syna. Karmię piersią ( codziennie piję pyłek kwiatowy), maluszek jest zdrowy i ja chcę być zdrowa dla niego.
Przed zajściem w ciążę wewnętrzny głos mówił: odpuść sobie, nie dasz rady, wstawanie w nocy itp.
Ale ja nie poddałam się. Nie pozwoliłam się zniechęcić. Warto było wyjść ze swojej strefy komfortu!
Wczoraj teściowa powiedziała, że wyglądam tak jakbym nigdy dzieci nie rodziła(:
Planować, wyznaczać sobie cele, realizować je, osiągać swoje małe prywatne zwycięstwa. O to chodzi.
Obecnym celem jest wyleczenie starszego syna z trądziku.
Przez rok chodziliśmy do dermatologa, który przepisywał maści robione na zamówienie i antybiotyki które, nie pomagały. Od czterech tygodni Syn naciera twarz płatkami owsianymi, namoczonymi w wodzie, tak jak pisała Pani w swoim blogu. Czekamy na cud.
Pozdrawiam Panią najserdeczniej! Jestem Pani fanką! Dziękuję!
Cóż za optymistyczny list!
Jest Pani wspaniałym przykładem, że można!
Dziękuję serdecznie!!!!
Ale mi się teraz jeszcze bardziej chce!!!
Przytulam ciepło całą Rodzinę! 🙂
Droga Pani Agnieszko,
od pewnego czasu przeżywamy kryzys w małżeństwie (3 letnim) kłócimy się o wszystko,tak było i dziś.Rozżalona wróciłam do domu,czułam się bardzo kiepsko-niekochana,nie doceniana miałam ochotę sięgnąć po kieliszek żeby już o tym nie myśleć, zasnąć i obudzić się może problemy miną.Jednak zrozumiałam że nie tędy droga,bez sensu-jutro rano obudzę się z potwornym bólem głowy,kacem, zatruciem organizmu(tak jak Pani pisała)po co mi to?zadałam sobie pytanie.Otarłam łzy,zaparzyłam kubek dziurawca(też dzięki temu że napisała Pani na blogu o jego dobroczynnym działaniu),ugotowałam pyszną zupę i upiekłam ciasteczka dla syna.Przeszły mi smutki choć na trochę. Wiem że tkwię na razie w tej strefie komfortu o której Pani też pisała. nie mam na razie możliwości zmiany, ale to że dziś nie uciekłam w alkohol to jest dla mnie ogromne osiągnięcie. Cieszę się z tego-wybrałam dziurawiec.Chcę panować nad sobą, swoimi wyborami.Małymi kroczkami,np wrociłam pieszo do domu żeby poczuć wreszcie powietrze bo tak dużo czasu spędzam w zamkniętych pomieszczeniach. Wiem że nie zmienię życia natychmiast ale wiem dzięki Pani wpisom że to ja decyduję o moim życiu, Problemy są przemijające bo przecież wszystko płynie. Dziękuję za ogromne wsparcie.
A ja niesamowicie dziękuję za ten list!
To wielkie Pani zwycięstwo!
To jest Pani życie i nikt, żaden człowiek na świecie nie może decydować o Pani poczuciu wartości, miłości, radości, spokoju, szczęściu.
Bardzo mocno trzymam kciuki, żeby nigdy więcej nie uciekała Pani w alkohol.
Ja nie piję alkoholu już od kilku lat. Nie dlatego, że nie mogę, ale dlatego, że nie chcę.
Nie chcę uciekać. Chcę widzieć, doświadczać i świadomie kreować swoje życie. Dawać miłość moim dzieciom.
Jest Pani ważna i bardzo potrzebna!
Dla Pani Syna jest Pani całym światem – proszę o tym pamiętać.
To wielka wartość.
Może Pani uczynić swoje życie dobrym, spełnionym i szczęśliwym.
Wiem o tym, bo ja podniosłam się z najczarniejszego dna.
Proszę pisać, marzyć, robić tablicę marzeń, codziennie czytać pozytywne afirmację!
Proszę piec ciastka, kupić sobie kwiaty, uściskam dziecko, pobawić się z nim. Głęboko patrzeć w jego oczy.
Jestem z Panią i mocno trzymam kciuki! Modlę się za Panią!
I mocno przytulam! 🙂
Pani Agnjeszko… dzisiaj kupilam ,,magazyn wyjogowanych joga,, z Pani wywiadem, teraz weszlam na Pani bloga,to jest niesamowite czuje to tak jakbym Pania znala od dawien, jakby Pani byla moja dobra znajoma, super sie Panią czyta, tyle ma Pani w sobie dobrej energii, madrosci zyciowej, cudownie prosze tak dalej, aż chce sie zyc, a ,, chcieć to moc,, 🙂
Rzadko sie zdarza żeby ktos dzielił sie swoim doswiadczeniem swoja wiedza, jeszcze raz dziekuje i zycze samych radosnych chwil.
Pozdrawiam serdecznie.
Bardzo dziękuję za te dobre i potrzebna słowa!
Dają mi siłę! 🙂
Bardzo ciepło pozdrawiam! 🙂
Cudnie i mądrze napisane… z wnętrza siebie i z praktyki. Bardzo pozytywny, optymistyczno- realistyczny, potrzebny i motywacyjny artykuł ! Dzięki i z wegetariańskim pozdrowieniem z emigracji.
Ale mi miło!
Bardzo serdecznie dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Przeczytałam i idę spać spokojna i ukojona dobrymi myślami. Dziękuję za ten artykuł oraz za Pani wysiłek nad tym blogiem. Będę tu codziennym gościem. Pozdrawiam 🙂
Pani Agnieszko,
Kolejny raz dodaje mi Pani skrzydeł swoim pisaniem 🙂
W chwilach zwątpienia, gdy już wszystko wydaje się nie do opanowania, nie do zmiany, jakby „przez przypadek” znowu zaglądam do Pani i znów zostaję tu na chwilę… A może to nie przypadek, że gdzieś w tym pędzie, w tym zagubieniu, stresie i zagrzebana w swojej strefie komfortu, akurat w tej minucie tu trafiam 🙂 może to właśnie ten czas, ta chwila, bym sobie uświadomiła, że jednak jest wyjście, jednak jest coś za tą strefą?
Dziś 1 dzień grudnia – dobry czas na postanowienie zmian, na lepsze. Biorę się za siebie, za swoje życie. Będę częściej tulić dzieci, częściej spędzać z nimi czas, bo tego nic i nikt nie wróci. Żadna premia w pracy i wyrobiona nadgodzina, żadne imprezki i praca nie wynagrodzi mi tego czasu. Będę tu i teraz dla nich. Dla nas. Razem się turlać po kanapie, gilgotać, ściskać i układać puzzle. I robić łańcuchy z bibuły na choinkę, choć planowałam to od lat, i zawsze nie było czasu, bo trzeba zrobić to i tamto, wszystko, tylko nie łańcuchy…. Nie mogę tym razem ich zawieść.
Pozdrawiam ciepło i bardzo dziękuję Pani za istnienie tego mądrego bloga i Pani pomoc 🙂
Droga Agnieszko, bardzo ladnie piszesz o sprawach mi znanych …. zgadzam sie z toba calkowicie 🙂
Prosze doradz mi jak moge najszybciej poczuc znowu szczescie zycia po utracie mojego jedynego dziecka. Minelo juz prawie 4 miesiace od jego przejscia …wiem ze teraz jest wolny i szczesliwszy niz na tym padole ziemskim, ale mimo to ciagle zadaje sobie pytanie; dlaczego tak musialo byc?.
Pozdrawiam
Maryla
Witam Pani Agnieszko. Czytając Pani wpis czuję cudowną ciepłą, kolorową energię. Pani filozofia życia jest bardzo bliska mojemu sercu. Pani książki pomogły mi w całkowitej zmianie drogi życiowej. Jestem Pani dozgonnie wdzięczna. Dziękuję losowi, gdyż życiowe trudności nakierowały mnie na świdomą pracę nad sobą. Uwielbiam Pani cudowną energię i badzo dziękuję Pani Agnieszko za wsparcie, za te cudowne książki.
Pozdrawiam ciepło- Marta
Dziekuje po stokroc za ten wpis. Szczegolnie w momencie zycia w jakim jestem, jestem swiadoma tego ze zamknelam sie w tym comfort zone o ktorym Pani napisala. Ostatnie wydarzenia w zyciu moim I mojej rodziny spowodowaly ze zyje wnstrachu i przeswiadczeniu ze chyba nie warto, ale dzieki temu co przeczytalam zaczynam widziec lepsza strone w ktora powinnam podazac.
Pani Agnieszko jest Pani WSPANIAŁĄ KOBIETĄ!!!!!!
Wspaniały wpis – dziękuję! 🙂 Coraz częściej już udaje mi się wyjść z tej strefy komfortu i faktycznie jest tak, że kiedy się przełamiemy albo „rzucimy na głęboką wodę”, to wtedy czujemy, że żyjemy. I oczywiście dajemy radę, mimo naszych wcześniejszych obaw. Dzięki postawie „uda mi się, dam radę, daję sobie tyle czasu, ile potrzebuję, ale konsekwentnie działam”, zdałam w końcu egzamin na prawo jazdy i sama nauczyłam się włoskiego 🙂 Życzę nam wszystkim coraz więcej takich małych i dużych sukcesów! Serdecznie pozdrawiam 🙂
Pani Agnieszko
Jest dla mnie Pani absolutnym ideałem 🙂 . Pod każdym względem . Przeczytałam ten wpis i jestem pod jego ogromnym wrażeniem.
Wiem, że tkwię jeszcze w swojej strefie komfortu . Ulegam tym myślom, że nie dam rady, że inni są mądrzejsi, inteligentniejsi. Poddaję się . Mam poczucie, że życie jest gdzieś obok , za jakąś szybą . Widzę je ale w nim nie uczestniczę . Wiem ,że to nie jestem ja. Bardzo wyraźnie to czuję. Trwonie czas na rzeczy zbędne zamiast drobnymi kroczkami wbrew własnym negatywnym przekonaniom codziennie iść do przodu . Próbować , uczyć się i przełamywać swoje ograniczenia. Bardzo , bardzo dziękuję za ten wpis.
Pozdrawiam z Białegostoku i życzę wszystkiego dobrego.
Pani Agnieszko dziękuję za ten wpis,tego szukałam, bałam sie wyjść poza strefę komfortu aby nie utracić spokojnego życia ale to życie paradoksalnie nie jest spokojne tylko pełne frustracji otwarla mi pani oczy od dzisiaj wychodzę ze strefy komfortu idę do przodu,dziękuję i pozdrawiam serdecznie
Ten wpis powinno się czytać co najmniej raz w tygodniu 🙂
Najlepiej opisany temat strefy komfortu jaki czytałam.
Pozdrawiam i dziękuję.
Pani Agnieszko – dziękuję, za cudowny tekst.
Wiem, że nie jestem oryginalna w tym co piszę, bo przeczytałam wszystkie komentarze pod Pani tekstem i podzielam opinie Pani sympatyków.
Również i ja natknęłam się na Pani wpis w najodpowiedniejszym momencie swojego życia, gdyż od kilku tygodni staram się intensywnie pracować nad sobą i zmianą swojego życia. Trudna, kryzysowa sytuacja w moim 16 letnim związku, zmusiła mnie do zastanowienia się nad sobą i zadania sobie pytania „co dla mnie, jest najważniejsze i co ja powinnam zmienić”.
Pani rady jak wyjść ze „strefy komfortu” są dla mnie niezwykle cenne i już od dzisiaj wdrażam je w życie!
Z pewnością znalazła Pani w mojej osobie nową fankę i stałą czytelniczkę bloga. Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.
Pozdrawiam Panią ciepło.
Iza
ps. Moja babcia też nazywała się z domu Maciąg:) – może mamy wspólne korzenie:)
ps.2 Jestem pod ogromnym wrażeniem, że odpowiada Pani większości czytelników – szacunek.
Tekst piekny i szczery – daje nadzieje i wiare w siebie. Bardzo mi sie podoba i moze jednak warto… warto sie ruszyc, zrealizowac to co siedzi w glowie od dawna. Dzialac.
Serdecznie Pozdrawiam!
Dziękuję Pani Agnieszko! Przeglądam Pani blog od wczoraj i bardzo mnie inspiruje. Od dawna szukałam sposobu na siebie i motywacji, żeby zbrać się za tysiące pomysłów, które siedzą w mojej głowie i od dawna czekają na realizację. Spróbuję, obiecuję od dziś skorzystać z Pani rad 🙂 . Wczoraj przeczytałam o sposobach na zdrowy sen. Ja sowa!!!!! :-):-) Zburzyłam wczoraj mit o sobie i poszłam spać przed 22.00 pierwszy raz od lat! A dziś wstałam przed budzikiem SAMA!!! Nawet niezdaje sobie Pani sprawy jak potrafi Pani podnieść człowieka na duchu… DZIĘKUJĘ i pozdrawiam 🙂
Piękne! Wszystko co pani pisze jest takie szczere i ujmujące! Takie prawdziwe! i cudownie motywujące! Dziękuje za wszystkie teksty! Za każdym razem zachwycam się nimi i panią! Podziwiam i próbuję wprowadzać w życie – ostatnio bańki, olej, peeling z kawy, herbatki, przepisy – zupa z dyni – marzenie! Teraz czas na duszę, na medytacje i jogę! Obudziła mnie pani z letargu i naddała nowej energii i chęci do życia! Wreszcie staję wcześniej! Zawsze tak chciałam ale dzięki pani to się udało! Życzę wszystkiego co najlepsze! czekam na kolejne teksty chociaż ciągle delektuje się obecnymi!
Dziękuję
Przepięknie napisane! Pani wpisy dają dużo do myślenia. Chciałabym być w przyszłości taka jak Pani – piękna wewnętrznie i zewnętrznie. Dziękuję!
Pani Agnieszko cudowny blog…mam 54 lata ,miałam cudowne życie ,cudownego męża który był muzykiem więc moję życie było jak jego muzyka…było.. niedawno zmarł i nie wiem jak żyć…czytam wszystko co Pani napisała i jest to piękne ,mocne ale jak w tej sytuacji pokonać wewnętrzny żal i ból…chcę coś zmienić i nie wiem jak, jak pokonać wewnętrzną blokadę do życia i radości …jest Pani cudowna,,pozdrawiam..
Droga Pani Agnieszko!
Co prawda wpis ma juz swój czas, ale ja odkryłam blog dopiero dziś.
DZIĘKUJĘ!!! Jestem oczarowana każdym słowem. Zrozumiałam wiele i dzięki Pani będę podążać drogą, w którą juz chciałam zwątpić. Więc również drukuję i czytam ile razy pojawi się to nieznośne gadanie w mojej głowie.
Pozdrawiam ciepło
Fenomenalne,dziękuję za każde słowo, które dotarło do mojej świadomości. Często nie potrafię i nie chcę wyjść poza swoją strefę komfortu.Ale teraz już wiem jak sobie z nią radzić,będę próbować zmieniać siebie samą na lepsze. Pozdrawiam gorąco w ten pochmurny i deszczowy dzień i proszę pisać dla nas.
Inspirujące!
To jest właśnie dla mnie napisane! I trochę o mnie 😉 Rzuciłam też właśnie pracę, w której ludzie ściągali mnie na dół, aż w końcu czara się przelała. Jest mi z tym bardzo dobrze i czuję się silniejsza. Nie raz dawałam sobie radę i z pomocą aniołów może być tylko lepiej. W ciągu kilku miesięcy wydarzyło się dużo rzeczy: rozstanie z facetem, przeprowadzka, wyrzucenie mnie z mieszkania przez właścicielkę, pomoc koleżanki, dzięki której przeszłam na weganizm, w końcu znalazłam pieniądze, aby pójść na jogę. Rzuciłam też tabletki, które brałam przeszło 10 lat, moje wyniki są coraz lepsze. Poznaję nowych otwartych ludzi, z podobnymi zainteresowaniami. Lubię tworzyć, malować, szyć…czy w tym kierunku rozwinę już teraz karierę? Czy też coś związanego z rozwojem świadomości – ten temat też mnie interesuje. Czy już w końcu jestem gotowa na bycie bardziej odważną i niezależną również w życiu zawodowym, zamiast pracować na etat dla kogoś? Otwieram się na to, co ma być.
Wszystko jest po coś, wszystko jest jak ma być.
Zatem ruszam się z kanapy i zaczynam od porządków 😉
Jestem z Panią sercem i duchem 🙂 Dziękuję. Pozdrawiam!
Przeczytałem kilka pierwszych zdań i szczerze przyznaję: zapowiada się ciekawy artykuł.
Wrzucam do ulubionych, dokończę jutro.
P.S.
Hi hi hi 🙂
Przewróciłam życie na drugą stronę mojej strefy komfortu. Zostałam bez regularnej pracy, spakowałam się w plecak i wyruszyłam w podróż, w trakcie której pomagam jako wolontariusz. Wyszłam z mojej strefy komfortu, ale musiałam ją obwąchać jeszcze przed wyjazdem, aby wiedzieć przez jakie emocje muszę przejść, by pojawić się po drugiej stronie. Było warto pomimo, że nie było łatwo. Inspiruję teraz innych ludzi do zmian, do wyjścia ze swojej strefy na moim przykładzie. Znam to z praktyki 😀 Zapraszam na mój blog. https://lifeinprogress528.wordpress.com/2015/12/21/oto-ja/
Pani Agnieszko
Mam 25 lat, skończyłam studia na kierunku, który był od zawsze moją pasją.. Na studiach poznałam wspaniałych przyjaciół, którzy są mądrymi i dobrymi ludźmi z którymi przeżyłam piękne chwile. Po studiach wraz z narzeczonym, przeprowadziłam się do innego miasta, gdzie dostałam pracę w zawodzie o której zawsze marzyłam. Okazało się, że jest to praca w toksycznym środowisku, w której byłam traktowana jak powietrze i wykorzystywana. Kiedy kolejny raz zostałam oszukana- odeszłam. Moja pewność siebie i wiara w ludzi upadła. Może mam jeszcze zbyt miękkie serce. Moi rodzice wsparli moją decyzję, byli dumni z mojego poczucia własnej wartości, z tego że nie pozwoliłam się poniżać. Ale to nie prawda, moje poczucie własnej wartości w tej chwili równa się 0. Szukam pracy, ciągle trafiam na jakichś Januszy Biznesu którzy stawiają niewolnicze warunki nie do przyjęcia. Boje się. Mam cudownego narzeczonego, który mnie wspiera, pokrzepia, ciągle mi mówi że jestem zdolna. A ja się czuję zagubiona. Czuję, że mimo, że mam pasję, to branża jest zepsuta. Czuję że siedzenie w biurze na etacie to nie moja droga.
Od kilku miesięcy rozwijam się w pewnej dziedzinie. Chodzi o usługi. Zainwestowałam dość sporo w sprzęt, oczywiście przy ogromnym wsparciu finansowym rodziców. Rodzice wspierają mnie, nigdy nie usłyszałam że to zły pomysł, choć zawód jest dużo mniej 'prestiżowy’, niż ten zdobyty na studiach. Chce z tego uczynić mój zawód, wymaga to tylko poszukania praktyk/stażu żeby się przyuczyć zawodu.
Mam wszystko. Przyjaciół, narzeczonego, rodziców, wsparcie finansowe, talent i możliwości. Przede wszystkim wsparcie, nie usłyszałam żadnych słów krytyki.
Co mówi moja głowa? „Nie bądź śmieszna. Znajomi Cię wyśmieją. Przecież Ty nawet wizualnie nie pasujesz do tego zawodu! Zbyt duża konkurencja na rynku pracy. Lepiej zostań nauczycielką. Nikt Ci nie da stażu, nawet o to nie proś, wyśmieją Cię. Znowu źle trafisz, będziesz płakać. Będziesz stażystą- popychadłem bo ogólnie to jesteś bardzo mało inteligentna. Wszyscy pracują na etacie i są źle traktowani, nie rozczulaj się nad soba! ”
Mój ojciec zawsze mówi, że wszystkie przeszkody są w naszych głowach. Dziękuję Pani za ten wpis. Dziękuję, że wstawała Pani wcześnie rano, żeby pisać. W poniedziałek wysyłam maile z prośbą o staż. Dziękuję za ten wpis.
bardzo chcialabym zmienic swoje zycie od dziecinstwa jestem wiecznie nieszczesliwa,i chodz bym bardzo chciala i podejmowalam wiele prob niestety bez rezultatu.Mam 42 lata
Pani Agnieszko,
podzielam Pani zdanie w tym artykule. To bardzo ważne, by pokonywać trudności, by rozwijać się i stawać się kimś lepszym. Czytając wpis pani Olgi jego początek przypomina mi mnie. Mam pracę zgodną z moim wymarzonym kierunkiem studiów. Do tej pory daje mi ona ogromne wsparcie finansowe, ponieważ chciałabym i planuję kupić mieszkanie, co jest dla mnie ważne. Ale środowisko, w którym pracuję, toksyczni ludzie, pełni napięcia, negatywnych emocji, zwłaszcza lęku, przerażenia, paniki, zastraszania, to nie to, w którym chciałabym pracować. Proszę napisać więcej, jak pani radziła sobie z decyzją o zmianie pracy? Od czego zacząć? Czy zrobić to „na siłę” zrywając kontakt z dotychczasową pracą, czy krok po kroku, szukając dobrej okazji? Jak upewnić się, jaka praca da nam poczucie spełnienia i zadowolenie z wykonywania jej?
Pozdrawiam.