Dawno temu, gdy jako młoda dziewczyna zaczynałam pracę za granicą, moja znajoma stwierdziła pewnego dnia: „Agnieszka, jak ty dużo narzekasz..”.
Ja narzekam?! Byłam zdumiona. Postrzegałam siebie jako osobę pogodną i pozytywną! Narzekanie zupełnie nie pasowało do mojej wizji samej siebie. Najpierw trochę się obraziłam, a potem zaczęłam przyglądać się temu co mówię i wkrótce stwierdziłam, że… dużo narzekam! Większość z tego co mówiłam okazało się odruchowym paplaniem, próbą załatania chwili ciszy, albo chęcią dzielenia się niedolą naszej marnej, ludzkiej egzystencji. Z jakiegoś powodu uznałam, że narzekanie rodzi między ludźmi więź. Jednoczy. Jak się okazało, nie wszystkich. Postanowiłam opracować swój własny plan dotyczący tego, jak przestać narzekać.
Narzekanie jest bardzo… polskie. To nasza narodowa specjalność. Jesteśmy w tym mistrzami świata. Nigdy nie jesteśmy zadowoleni. Skoro można się do czegoś przyczepić, dlaczego tego nie zrobić? Najlepszym, niezawodnym i zawsze aktualnym tematem jest pogoda. Narzekamy na nią właściwie zawsze. Jest albo za ciepło, albo za zimno, albo zbyt wilgotno, albo zbyt sucho, albo razi nas słońce, albo cierpimy na niedosyt światła. Nigdy nie jest dobrze, ani latem, ani zimą. Jesień i wiosna także pozostawiają wiele do życzenia. A cudownie jest tam, gdzie nas nie ma.Poznałam kiedyś pewnego Włocha, który od dziesięciu lat mieszka w Polsce. Nasi rodacy przyglądają mu się ze zdumieniem. Jakim cudem ten facet uśmiecha się w ten ponury, listopadowy dzień? Skąd w nim tyle energii i radości? W Mediolanie na pewno świeci teraz słońce, a on marznie tutaj, w tym smutnym kraju. Dlaczego to robi? Bo jemu się tutaj PODOBA. Nas przygnębia polski listopad, a jego inspiruje.
Czy wiesz, co mówisz?
Kiedy już uświadomiłam sobie mój problem z narzekaniem, postanowiłam bardziej kontrolować to, co mówię. Po prostu zerwałam z narzekaniem. Wkrótce przyniosło mi to wielką ulgę. Zrozumiałam, jak ogromną siłę mają słowa. Gdy nie mówię negatywnych rzeczy, zaczynam inaczej odbierać świat, który staje się bardziej przyjazny i pełen uroku. Czuję się mniej zmęczona. Mam więcej energii.
Zaczęłam przyjmować rzeczy takimi, jakie są. Bez osądzania. Bez negacji. Przestałam stawiać znak równości pomiędzy słowem deszcz, a smutek; niskie ciśnienie, a złe samopoczucie; jesień, a apatia.
Deszczowy dzień stał się poetycko – melancholijny. Szary pejzaż – liryczny i inspirujący. Zapadały mi w pamięci poruszające zdjęcia i obrazy zimy, które oglądałam na wystawach sztuki i w albumach. Takiej zwyczajnej zimy, szaro-szarej, ze stalowym, matowym niebem. Bez słońca i uroków światło-cieni. Takiej jak na obrazach flamandzkiego malarza Pietera Bruegela, który dostrzegł w zimowym, wcale nie bajkowym pejzażu piękno. Był dla niego wart uwiecznienia na płótnach. Zaczęłam patrzeć na świat oczami zakochanego artysty, którego wszystko dziwi i zachwyca.
Kiedyś starałam się „jakoś przetrwać” zimę. Sprawdzałam prognozy pogody i z rezygnacją czekałam na nadejście kolejnego, ponurego dnia. Byle do wiosny… Teraz dostrzegam piękno każdej pory roku i jestem za nie wdzięczna. Współczuję mieszkańcom Miami, ich świat nie zmienia się tak często i tak niezwykle jak mój. W moim świecie natura często stawia opór, zaznacza swoją obecność, zmusza do wysiłku i działania. To mnie wzmacnia i rozwija.
Zmieniam się jak pory roku…
Jestem innym człowiekiem wiosenno – letnim i innym jesienno- zimowym. Wiosna i lato otwierają mnie na to, co zewnętrzne. Stęskniona za słońcem zakwitam całą sobą, gdy nadchodzą ciepłe dni. Doświadczam stanu euforii. Czy byłabym w stanie to poczuć, gdyby nie było zimy? Czy można cieszyć się światłem nie znając ciemności? Latem poczucie szczęścia daje mi każda możliwość kontaktu z przyrodą. Uśmiecham się, gdy siedzę na trawie. Grzeję się w promieniach słońca. Chwytam je chciwie, bo wiem, że nie są mi dane na zawsze.
Jesień i zima otwierają mnie na to, co wewnętrzne. Słucham wtedy zupełnie innej muzyki, oglądam filmy i albumy, dokonuję odkryć. Więcej czytam, piszę i maluję, zaglądam w siebie, poszukuję. Właśnie wtedy najpełniej odczuwam potrzebę tworzenia ciepła domowego ogniska. Gdy nie ma światła na zewnątrz, szukam go w sobie. Dzielę się nim z rodziną i przyjaciółmi. Piekę ciasta i zapalam świece. Nie zapadam w zimowy sen i nie uciekam do ciepłych krajów. Oswajam zimę.
Niespodziewane dary i odkrycia
Mój brat Krzysiek przysłał mi dzisiaj wiadomość ze znaczeniem słowa, które właśnie wymyślił:
serendypia (od angielskiego słowa serendipity) – sztuka dokonywania szczęśliwych odkryć całkiem przypadkiem. Znajdywanie cennych i miłych rzeczy, których się nie szukało. Szczęśliwy dar dokonywania przypadkowych odkryć.
Właśnie to nas spotyka, gdy przestajemy narzekać 🙂
Z miłością,
Agnieszka
Ps. Więcej o dobrym życiu napisałam w moich książkach „Pełnia życia”, „Smak szczęścia”, „Twój dobry rok”, „Rozmaryn i róże”, „Słowa mocy. Sztuka tworzenia szczęśliwego życia” oraz „Menopauza. Podróż do esencji kobiecości”.
Jak dobrze, że ten wpis przeczytałam akurat dziś, gdy za oknem szaro, buro… Muszę zacząć myśleć jak Pani i to czym prędzej! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za porady 🙂
Polacy wiecznie niezadowoleni bo chca raju na ziemi
tak juz mamy, ze chcemy rzeczywistosci idealnej, stanu idealnego – inaczej raju na ziemi
zawsze nie jest tak, jak byc powinno
a idealnie nigdy nie bedzie
mmhh uwielbiam takie artykuły. Masz absolutną rację ! Do tej pory myślałam prawie o wszystkim w czarnych barwach i wpadłam jeszcze w większą frustrację i w końcu depresję. Smutne słowa i narzekanie nie tylko przygnębia mówiącego ale i słuchającego, więc koniec z narzekaniem i malkontenctwem 🙂 Miłego jesiennego dnia 🙂
Piękny artykuł:) Dziękuje Pani Agnieszko!!!
Dodam cos d siebie 🙂 Ja rowniez jestem osobą , ktora „poszukuje piękna” i potrafi sie cieszyc malymi rzeczami.. czasem jednak popadam w ciąg narzekania, potrafie marudzić caly wieczór i choc probuje odwrócic myślenie choc na chwile to kompletnie mi to nie wychodzi . Wlasnie mnie olsnilo dlaczego 😀 Bo najczesciej narzekanie jest objawem innego problemu : tęsknoty , frustracji ,,, lub po prostu STRESU . Ja zawsze narzekam paradoksalnie przd podróżami ,,,, nie moglam zrozumiec dlaczego ( przciez podróze to jedne z najwspanialszych rzeczy jakich mzemy doswiadczyc:D), ale przyczyną marudzenia w tym przypadu jest stres ( pakowanie, lekki niepokoj czy wszytsko przebiegnie zgodnie z planem itp) ..w takich chwilach lepiej najlepiej uzyc technik relaksacyjnych , proby bycia wdziecznym oczywiscie tez pomagaja ale najlepsze bedzie usuniecie prawdziwej przyczyny narzekania 😀
chyba ze ktos narzeka caly czas .. wtedy faktycznie dobrze by bylo by probowal się zresetowac i spojrzec na wszytsko od innej strony <3
Agnieszko, 1. Dziękuję, że znów zaczęłaś tu troszkę pisać. ? 2. Marudzenie i narzekanie, to nie są wybitnie polskie cechy, we Francji np. też sobie lubią pojęczeć! Walczyłam z tym długo, aż wreszcie zdałam sobie sprawę, że w większości przypadków jest to takie puste gadanie, ot dla podtrzymania konwersacji, podobnie jak u Ciebie! Zatem odpuściłam marudom, żeby nie zasilać tej bezsensownej treści dodatkową energią, a za to staram się odkryć co tak naprawdę rozmówcy dolega, bo rzeczywiście łatwiej dostrzegać piękno, gdy w ciele ani głowie nic nie dolega!
Serendypia – to jednak nie takie nowe słowo, ktoś już na to kiedyś wpadł;) Ostatnio spotkałam się z nim w „Analizie marzeń sennych” C. G. Junga – notatki z seminariów. Tak spolszczył to wyrażenie tłumacz:))) Mam z nim bardzo pozytywne skojarzenia i nawet kanał na YT pod nickiem Serendipia 🙂
Od dawna nie narzekam, choć kiedyś to robiłam – chyba podświadomie szukałam akceptacji i współczucia drugiego człowieka. Zmieniłam się, również dzięki Twojemu blogowi, a potem książkom – „Pełnia życia” to był przełom.
Teraz wydaje mi się, że w tym przypadku ważne jest, by nie zwracać uwagi na narzekanie innych ludzi – są, jacy są, nie ich wina, skupić się natomiast na sobie – co takiego mogę zrobić ze swoimi myślami i swoimi reakcjami na bliźnich, by przyniosło to pozytywny efekt i dla nich, i dla mnie:)
Pani Agnieszko jest Pani dla mnie inspiracją. Pokazuje jak pięknie żyć i cieszyć się wszystkim co nas otacza. Dziękuję za te cenne rady. Czytając Pani wpisy, aż cieplej robi się na sercu. Pozdrawiam serdecznie?
Agnieszko cudowny wpis inspiruje do patrzenia na siebie swoje zachowanie i daje nadzieje na świadome dokonanie zmiany w swoich nawykach i zachowaniu dziękuje:)
Dziękuję. Dzisiaj rano właśnie zastanawiałam się nad narzekaniem. I dla mnie istotą tego wszystkiego są te zdania: „Zaczęłam przyjmować rzeczy takimi, jakie są. Bez osądzania. Bez negacji.” No właśnie, dokładnie. Jest tak, bo jest. Nie jest inaczej a właśnie tak. I jak bym nie zaklinała rzeczywistości, że POWINNO być inaczej to nie jest bo jest jak jest. Przyjmuję to, jeśli nie mogę tego zmienić. Zastanawiam się tylko dlaczego mnie to denerwuje i utulam siebie z miłością.
Serendypia – to jest piękne i już moje:)
Agnieszko, czy można liczyć, że nagrasz jakieś medytacje prowadzone? Miałam okazję uczestniczyć w tej ogólnoświatowej wczesnym rankiem, którą prowadziłaś na żywo w towarzystwie męża. Odpłynęłam totalnie i nie mogłam uwierzyć, że trwała ponad godzinę. Chętnie bym też je kupiła.
Pozdrawiam
z miłością
J.
No tak, piszę pani, że współczuje mieszkańcom Miami, a ja właśnie w tych okolicach mieszkam i też staram się cieszyć z każdego dnia i właśnie z tego klimatu…jestem szczęśliwa tu i teraz… ?
Pozdrawiam serdecznie.
Nie wierzę! Przecież zima jest przefastastycznie inna przez samą siebie: zupełnie nie trzeba się chować po kątach i dokonywać przetrwania : można brodzić w śniegu, można przechadzać się okolicznościami przyrody zmrożonej, lub osiąść gdzieś w cieple: zima jest inna – idziemy w białej pustce brodzić i samotności : zima jest potrzebna żeby zastanowić się nad sobą!
Święte słowa Pani Agnieszko. Trzeba się cieszyć z tego co jest i dostosowywać się do aktualnej pogody. Nie można np. czekać cały tydzień na weekend bo życie w weekendy jest o wiele krótsze niż życie przez cały tydzień. Pozdrawiam gorąco.
Agnieszko dziękuję za ten inspirujący wpis. Ja też jestem osobą, która zawsze na wszystko narzekała. Dopiero niedawno w kryzysie zdałam sobie sprawę, że to bez sensu i tylko pogarsza mój nastrój . Teraz staram się dostrzegać pozytywne aspekty każdej sytuacji i dużo lepiej się z tym czuję:) Dziękuję, że jesteś i dzielisz się z nami swoim doświadczeniem i mądrością❤
Przepięknie ubrałaś w słowa to, co też odczuwam, zupełnie się z Tobą Agnieszko zgadzam. Doceńmy każdy dzień i każdą pogodę. Szkoda czasu na marudzenie i narzekanie. Pamiętajmy nic dwa razy się nie zdarza…
Od 15 lat mieszkam w Irlandii Połnocnej, kraju w którym jak mówia lokalni jest tylko jedna pora roku – deszczowa.
Znajomi i rodzina narzekaja od lat, że brakuje im słońca i kiedy tylko moga uciekają w cieplejsze rejony świata.
Tymczasem ja zakochałam sie w tym kraju i jego ludziach, którzy wbrew wszystkiemu są dużo bardziej pozytywnie nastawieni do życia niż większość moich rodaków w Polsce. Wchłonęłam tę ich radość i czuję ją całą sobą. Kiedy tak długo czeka się tu na słoneczny, ciepły dzień, jego nagłe pojawienie się wywołuje niesamowitą euforię, której nie doswiadczyłam nigdy mieszkając w Polsce. Tam latem nie odróżnia sie słonecznych dni od siebie, tutaj każdy jest wyjątkowy i na wagę złota . Kiedy wyjeżdzam na wakacje do ciepłych krajów, marzę o deszczu co jakis czas…
To prawda , że mozna pokochać wszystkie pory roku i z każdej z nich czerpać inna, dobrą energię.
Dziękuję kochana za piękne słowa…. 🙂
Zgadzam się narzekanie jest chyba wpisane w Polską mentalność – kiedy wyjechałam na trzy lata do Niemiec – wówczas zauważyłam to bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Sama uwolniłam się od narzekania (być może bardziej na to uważam) i staram się być wdzięczna za wszystko, co mam. Czasem trudno jest nam dostrzec te małe drobnostki, za które możemy być wdzięczni. Warto sobie uświadomić jak wiele mamy powodów do szczęścia, których nie potrafimy dostrzec. A dostrzegamy dopiero, gdy coś tracimy, albo coś zachwieje nam tym spokojem – jak choroba bliskiej osoby.