„Być żywym to – to największa obawa, jaka dręczy ludzi. Śmierć wcale nie jest największym lękiem, jaki nas prześladuje. Największym lękiem jest podjęcie ryzyka, by żyć. I by wyrazić, kim naprawdę jesteśmy. Być sobą, to największy człowieczy lęk. Nauczyliśmy się żyć tak, aby sprostać cudzym wymaganiom. Nauczyliśmy się żyć zgodnie z poglądami innych ludzi z powodu lęku, że nas nie zaakceptują, że nie będziemy dla nich wystarczająco dobrzy.”
Don Miguel Ruiz „Cztery umowy”
Coraz częściej można usłyszeć z polskiej ambony nawoływania, że joga jest grzechem, a na lekcjach religii małe dzieci słyszą, że poprzez czakry mogą się do nich dostać demony… Nie po raz pierwszy spotykamy się z tym, że niektórzy (tu podkreślam z całą mocą, że nie wszyscy, ale właśnie niektórzy) księża zastraszają zagrożeniem, jakie niesie ze sobą joga.
Ponieważ praktykuję jogę od 12 lat i jestem katoliczką, chciałam podzielić się moim osobistym doświadczeniem.
Jak to się zaczęło?
Od dziecka byłam duszą aktywnie poszukującą. Jako mała dziewczynka pragnęłam zostać… księdzem, aby być blisko Boga i nieść Go do ludzi. Już wtedy nie mogłam pojąć jak to jest możliwe, że tylko mężczyzna może zostać księdzem. Do dzisiaj tego nie rozumiem.
Moje głębokie duchowe poszukiwania sprawiły, że jako nastolatka aktywnie zaangażowałam się w ruch oazowy. Śpiewałam w oazowej Scholi, uczęszczałam na ewangelizację, a także na spotkania grupowe. Po pięciu intensywnych latach nauk sama stałam się animatorką oazową i prowadziłam grupę młodszych dziewcząt. Moje zaangażowanie w nauki Jezusa i pragnienie podążania za nimi było pełne szczerego oddania. Miałam poczucie, że robię coś ważnego i uczestniczę w czymś pięknym. Gdy miałam 17 lat, niezwykle ważnym wydarzeniem była dla mnie msza ekumeniczna w Asyżu, zorganizowana w 1986 roku przez Jana Pawła II. To wydarzenie było milowym krokiem ludzkości w niesieniu pokoju i miłości do wszystkich ludzi, niezależnie od wyznania. Podczas tej mszy wyznawcy wszystkich religii modlili się wspólnie o pokój, każdy swoimi własnymi modlitwami. Oglądając relację z tego wydarzenia w telewizji, miałam autentyczne poczucie obecność Ducha Świętego. O tym wszystkim, co działo się później na świecie, możemy przeczytać na kartach historii. Stał się prawdziwy cud – bez walki i przelewu krwi runą ustrój, który (z logicznego punktu widzenia) był w zasadzie niezniszczalny…. Właśnie tak działa nasze zjednoczone ludzkie dobro, niezależnie od wyznawanej religii. Gdy jesteśmy razem, gdy się kochamy, szanujemy i wspieramy możemy góry przenosić i sprawiać, że dzieją się cuda.
Gdy pracując jako modelka trafiłam do Nowego Jorku, poznałam wyznawców różnych religii. W tej gigantycznej metropolii, jak w soczewce, skupia się cały świat. Ten wielokulturowy i wielowyznaniowy świat może tam ze sobą współistnieć w pokoju, szanując swoją odmienność religijną i kulturową. Ja sama poznałam cudownych hindusów, buddystów, sikhów, żydów czy muzułmanów. Dobry człowiek ma dobro w sercu, niezależnie od tego, gdzie się urodził i jakiej jest wiary. Podobnie jest ze złym człowiekiem – nawet gdyby wyznawał „najświętszą z religii”, gdy jego serce jest oskarżające, zamknięte i okrutne, nie stanie się świętym.
Gdy wróciłam do Polski zauważyłam, że słowa, które płyną z naszych ambon – cóż – nie zawsze mają coś wspólnego z naukami Jezus, które tak mocno zakorzeniły się w moim sercu. Zauważałam ogromy rozdźwięk pomiędzy tym, czego uczył nas Jezus (miłość, dobro, miłosierdzie, skromność), a tym jak wygląda to w życiu codziennym. Zastraszanie bożym gniewem (przecież Bóg jest miłosierdziem), mówienie o wyższości katolików nad innym wyznaniami (przecież Bóg kocha wszystkie swoje dzieci, niezależnie od koloru skóry, wiary i wyznania).
Pewnego dnia spotkałam kobietę, której ksiądz nie udzielił rozgrzeszenia. Dlaczego? Uciekła od męża alkoholika, który katował ją i ich dwie córeczki. Zaatakował ją nożem. W ostatniej chwili, w środku nocy uciekły przez okno. Nie miały gdzie się podziać. Przygarnęli je dobrzy ludzie. Kobieta ciężko pracowała, aby utrzymać siebie i dziewczynki. Mieszkały w maleńkim mieszkanku na poddaszu. Ledwo wiązały koniec z końcem. Normalny człowiek mówi do takiej kobiety „jak mogę ci pomóc?”. Tym czasem ksiądz ją skrzyczał, nawyzywał i odesłał bez rozgrzeszenia mówiąc, że jest grzesznicą odchodząc od męża, że powinna nieść swój krzyż, ponieważ jest związana ślubem.
„Czy Bóg naprawdę oczekuje od mnie, że będę codziennie bita? Czy Bóg chce, żebym widziała jak ten człowiek katuje moje niewinne dzieci? Czy tego oczekuje ode mnie Bóg? – pytała płacząc w moje ramię.
Nie. Nie tego oczekuje od nas Bóg. Z całą pewnością nie tego.
Takich sytuacji spotykałam w życiu niestety coraz więcej. Ja wiem, że w naszym kościele jest wielu wspaniałych księży. Obecny Papież Franciszek jest pełen mądrości, pokory, miłosierdzia i wyraźnie zabrania odmawiania miłosierdzia Bożego, rozgrzeszenia ( z całego serca polecam film pt „Franciszek” w reżyserii Beda Dacompo Feijoo). Nie zmienia to faktu, że z polskiej ambon można usłyszeć słowa zastraszenia, potępienia i podziałów. Ja nie przeżyłam kryzysu wiary – zawsze wierzyłam w Boga. Przeżyłam jednak duże załamanie zaufania do kościoła, ponieważ widziałam jak dalekie jest słowo miłości Jezusa od słów, które zbyt często słyszałam w kościele.
Gdy rozstałam się z moim pierwszym mężem sama poczułam się „niegodną grzesznicą”. Z biegiem czasu okazało się, że to rozstanie to była najlepsza decyzja dla mnie i dla dziecka, jaką mogłam podjąć. Jednak wtedy czułam się odtrącona przez kościół, a to sprawiło, że w moim własnym sercu mój związek z kochającym Jezusem zaczął się rozpadać. Z kościelnej ambony potępienie spada na człowieka jak paskudny wirus, który trawi ludzkie serca powodując, że zaczynamy oddalać się do miłującego Stwórcy. Ponieważ nie umiałam poradzić sobie z tym wewnętrznym bólem, w moim życiu pojawiły się „koła ratunkowe” – papierosy i alkohol, jako jedyna metoda na odsunięcie wewnętrznego bólu, pustki i zagłuszenie rozpaczy. Żyłam tak jak większość ludzi w pogoni za karierą, zdobywaniem środków do życia, za poszukiwaniem przyjemności zewnętrznego świata. Pomocy szukałam w psychologii (sama ją nawet z zapałem studiowałam).
W roku 2006, gdy na raka zmarł mój Tata, przeżyłam totalny kryzys. Moja chora dusza sprawiła, że zaczęło chorować moje ciało, a moja psychika i emocje były w strzępach. Owszem, modliłam się słowami modlitw, których nauczyłam się już jako mała dziewczynka, ale niewiele to pomagało. A w zasadzie to zupełnie nie pomagało.
Pewnego wieczora, kiedy przestałam chcieć żyć, padłam na kolana i z głębi serca wypłakałam: „Boże, nic już nie wiem. Poddaję się. Ty mnie poprowadź. Pomóż mi!”.
Cały ten proces opisałam w mojej książce pt. „Pełnia życia”.
W odpowiedzi na moje błagania Bóg podał mi swoją dłoń, a wraz z nią podarował mi pomocnych ludzi oraz praktyczne narzędzia, które pomogły mi wyjść z mroku.
Jednym z najważniejszych narzędzi okazała się dla mnie joga. To był dla mnie bezcenny dar. Jestem przekonana, że bez niej nie byłabym w stanie wyjść z ciemności do światła, ze strachu do Miłości, ze śmierci do Życia. Joga jest narzędziem, które może skutecznie pomóc zagubionemu człowiekowi. Mi pomogła.
Dzięki praktyce jogi, krok za krokiem zaczęłam się oczyszczać – swoje ciało, umysł i emocje. Również na głębokim, duchowym poziomie, głównie z toksycznego lęku przed Bogiem. Zaczęłam oczyszczać się z absurdalnego poczucia winy, które separuje nas od kochanego Stwórcy. Zaczęłam odkrywać swoją wartość jako umiłowane Dziecko Boga. Zaczęłam doświadczać autentycznego połączenia ze Stwórcą i z całym światem – ze wszystkim co istnieje. To właśnie owe połączenie powoduje, że człowiek staje się troskliwym i odpowiedzialnym obywatelem tego świata. To owo połączenie sprawia, że człowiek zaczyna dbać i troszczyć się o naturę, zwierzęta, całą naszą planetę i o drugiego człowieka – stając się lepszą istotą. To właśnie w tym spełnia się najważniejsze przykazanie chrześcijan, które brzmi: kochaj bliźniego swego jak siebie samego.
Bez tego boskiego przykazania głęboko zakorzenionego w naszym sercu, ludzie niszczą zasoby naturalne, zanieczyszczają planetę i produkują dla siebie nawzajem szkodliwe pożywienie, leki, przepisy prawne i struktury społeczne. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. Ale zagubiony człowiek nie kocha i nie szanuje siebie – niszczy siebie alkoholem, narkotykami, złym pożywieniem, lekami, toksycznymi związkami.
Słowo joga oznacza POŁĄCZENIE. I jest to połączenie na wielu płaszczyznach. Powoduje połączenie całej naszej Istoty – czyli ciała, umysłu i duszy. Na głębszym poziomie powoduje połączenie człowieka z Bogiem, który w jodze jest Bogiem uniwersalnym – nie chrześcijańskim, nie buddyjskim, nie hinduskim czy innym. Jest JEDYNYM Bogiem, PONAD wszelkimi religiami. Ojcem, który absolutnie kocha WSZYSTKIE swoje dzieci obecne na tej Planecie.
Kiedy wyznawca jakieś religii jest przekonany, że jest lepszy od innych, dopada go grzech pychy (a w chrześcijaństwie to jest pierwszy grzech główny). Ten grzech dzieli ludzi. To właśnie z tego grzechu pychy na naszej planecie od tysięcy lat trwają wojny. Dzieci boże walczą między sobą „w imię boże”, ponieważ wydaje się im, że to oni posiadają patent na Pana Boga. Bardzo niebezpieczne jest to nasze katolickie przekonanie, że to MY jesteśmy lepsi od wyznawców innych religii. Nie jesteśmy. Nasze więzienia pełne są przestępców, którzy są… katolikami.
Boli mnie serce, gdy słyszę jak ksiądz mówi, że osoby które praktykują jogę to bałwochwalcy, którzy otwierają się na demony i siły ciemności. Nie jest godne chrześcijanina mówienie o tym, że hindusi czy buddyści to wyznawcy zła – bo przecież do tego się to sprowadza. Właśnie takie myślenie prowadzi do pogardy, podziałów i do wojen. Jak szybko Polacy zapomnieli, że to właśnie nasz rodak, Jan Paweł II w Asyżu zapoczątkował msze ekumeniczne, podczas których wyznawcy wszystkich religii modlili się wspólnie, do tego samego, JEDYNEGO Boga, Ojca nas wszystkich, którego w różnych częściach świata nazywamy różnymi imionami. PRAWDA jest jedna, tak jak Bóg jest jeden.
Czy poprzez jogę przez nasze czakry trafiają do nas demony?
Ja mam poczucie, że w moim przypadku stało się dokładnie odwrotnie.
O czasu, gdy zaczęłam praktykować jogę opuściły mnie demony palenia papierosów, picia alkoholu, zazdrości, zawiści, obgadywania, oceniania innych, plotkowania, jedzenia mięsa, samobiczowania, samooskarżania, samopotępienia i najważniejsze – izolowania się od Stwórcy i przyjęcie go do swojego serca. Przez te dwanaście lat stałam się oczyszczona, świadoma i wolna od nałogów – jestem całkowitą abstynentką, która aktywnie pomaga bliźnim, potrzebującym.
Z punktu widzenia psychologii oraz duchowości ogromnie niebezpieczne i bardzo obciążające dla dzieci jest mówienie im przez księży, na lekcjach religii, że przez ich czakry mogą do nich dostać się demony. Serce mnie boli gdy pomyślę, jak te dzieci muszą się bać. Jak takie przesłanie podważa ich wiarę w Boga, który przecież jest SILNIEJSZY niż wszelkie zło.
Takie zastraszanie dzieci jest ogromnie szkodliwe dla ich zdrowia emocjonalnego, psychicznego i dla ich harmonijnego rozwoju. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, jak wiele pracy będą musiały takie osoby włożyć w przyszłości, aby oczyścić się z tego toksycznego lęku i nauczyć się, by z otwartym sercem i zaufaniem kochać Boga. Aby uwierzyć, że tam, gdy jest prawdziwa wiara i miłość do Boga, tam nie ma wstępu żadne zło – ponieważ mocna wiara i miłość działają jak POTĘŻNA boska tracza ochronna… Zło może dostać się tylko tam, gdzie ta wiara jest słaba, marna, ułomna, chwiejna, krucha… Dlatego w pierwszej kolejności trzeba dzieci wzmacniać w miłości Bożej, pokazywać jej niezwykłą siłę i MOC. To jest fundament, na którym później można budować. Tam gdzie jest zdrowa, mocna, silna wiara, tam nie ma strachu o jakieś nic nie znaczące detale…
Warto również pamiętać, że wiara nie jest czymś, co można po rodzicach odziedziczyć. W naszym kraju zostało tak przyjęte kulturowo, że automatycznie niemal każdy z nas staje się katolikiem. Religia (tak samo jest w przypadku innych religii na świecie) jest nam więc przypisana z urodzenia, zanim zaczynamy myśleć i dokonywać świadomych wyborów. Wiara powinna być dobrowolnym i dojrzałym aktem świadomego wyboru. A kiedy możemy dokonać wyboru? Kiedy czujemy się wolni, aby w pełni korzystać z danej nam przez Boga prawa wolnej woli.
Ja przepracowałam w sobie ten dar wolnego wyboru gdy zrozumiałam, że ja wcale nie muszę być katoliczką. Że Bóg nie ukarze mnie za to, że nią nie będę. Że Bóg kocha wszystkie swoje dzieci niezależnie od wyznawanej religii. I wcale nie kocha katolików bardziej niż wyznawców innych religii czy ateistów. Wybieram Jezusa nie ze strachu przed Bogiem, nie dlatego, że tak mi wpojono od dzieciństwa – ale z własnej wolnej woli, z wielkiej miłości do Niego.
Tam gdzie jest strach, tam nie ma miłości.
Nie możemy jednocześnie Boga kochać i się go bać. Taka „miłość” jest uczuciem toksycznym, które nie ma absolutnie nic wspólnego z miłością, zaufaniem, radością i wolnością.
Miłość to brak strachu.
Podczas moich 12 lat praktyki jogi nie byłam nigdy i przez nikogo zmuszana, zachęcana czy namawiana do oddawania czci jakimś obcym bóstwom. Poprzez praktykę jogi hinduizm nie stał się moją religią. Mało tego, nic z mojej praktyki nawet w minimalnym stopniu nie sprawiło, że hinduizm stał się dla mnie religią bliską. Owszem, szanuję ją, akceptuję jej odmienność, ale w moim sercu był i jest mój ukochany Jezus. Teraz, dzięki jodze jest w tym sercu w pełni i bardzo mocno. Pośród całej, globalnej mody na jogę wcale nie wzrosła ilość ludzi nawróconych na hinduizm. Mało tego, z badań wynika, że w Stanach Zjednoczonych zaledwie 10% Hindusów jest nawróconych na swoją religię. Obawy o stratę wiernych są więc bezpodstawne. Najbardziej ludzi odstrasza od kościoła katolickiego właśnie… zastraszanie. Jezus przyciągał do siebie miłością i miłosierdziem. Tak samo powinni czynić wszyscy chrześcijanie – kochać bliźniego swego…
Ostatnie badania wykazują, że Polacy coraz rzadziej chodzą do kościoła i uczestniczą w mszy świętej. Wyniki badań, które opublikowano w styczniu 2018 wskazują, że zaledwie 36% zdeklarowanych polskich katolików uczestniczy w mszy, a 16% z nich przyjmuje komunię. Ten wynik jest najgorszy od 1980 roku… „Kościół wciąż nie opanował odpływu wiernych” – czytamy w katolickiej prasie. Podejmowane są różne próby, aby ich zatrzymać. Czy jednak atak na jogę jest dobrym pomysłem? Czy zastraszanie dorosłych i d z i e c i jest dobrym pomysłem? Moim zdaniem efekt będzie dokładnie odwrotny. Coraz więcej osób chce się otworzyć na dobro i miłość, a nie na strach i podziały.
Joga to nie jest oddawanie czci obcym bóstwom, to zupełne nieporozumienie.
Joga powstała tysiące lat temu, kiedy na świecie nie istniały jeszcze religie i związane z nimi podziały. Joga jest darem dla nas wszystkich, byśmy w tych trudnych czasach podziałów mogli się zjednoczyć jako dzieci boże. Owszem, joga powstała na terenach, na których powstał PÓŹNIEJ hinduizm (oraz później jeszcze inne religie), ale nie ma z nim bezpośredniego związku. Joga została zaadoptowana na potrzeby hinduizmu, podobnie jak później uczynił to buddyzm, a teraz również chrześcijaństwo. Tak, na świecie są miliony praktykujących jogę chrześcijan, którzy podobnie jak ja twierdzą, że dzięki jodze stali się lepszymi ludźmi i lepszymi chrześcijanami.
Ta nasza katolicka fobia przed grzechem oddawania czci bożkom (przykazanie „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”) jest rozumiana w sposób infantylny i niedojrzały. Czy dobry Bóg chce ukarać swoje dzieci, gdy poszukując Go użyją niewłaściwego imienia? Jeśli w ich sercach jest czysta intencja poszukiwania drogi do Boga, to nie istnieje grzech za taki „błąd”.
Jeśli dziecko szukając drogi do ojca popełni błąd, to czy dobry, kochający rodzic to dziecko za to ukarze? Oczywiście, że nie! Który rodzić by tak postąpił? Wyłącznie psychopata. Więc dlaczego godzimy się na to, aby wspaniałemu, kochającemu Bogu przypisywać najgorsze, najbardziej nikczemne, podłe i płytkie ludzkie cechy i zachowania?
Kochający rodzić jest troskliwy, wspaniałomyślny, czuły i wyrozumiały. Przytuli do serca swoje dziecko i powie „dziękuję, że z takim oddaniem szukałeś do mnie drogi, aby mnie odnaleźć, aby do mnie powrócić”.
Bóg nas kocha i nie czai się za rogiem, aby z ukrycia nas przyłapać i ukarać za błąd. Bóg nie karmi się naszym ludzkim cierpieniem.
Katolik wierzy, że tylko katolicka droga do Boga jest właściwa, muzułmanin wierzy, że tylko muzułmańska droga do Boga jest właściwa, buddysta, że buddyjska – a Bóg patrzy z góry na WSZYSTKIE swoje UKOCHANE dzieci z miłością i cierpliwie czaka, aż te dzieci ogarną się, pokochają i znajdą wspólna drogę dla wszystkich – drogę swojego serca. Drogę poprzez serce, drogę miłości. Tego uczył nas Jezus. Droga jest tylko jedna – jest nią miłość. Nie dogmaty, nie religijne przepisy, nie kary i zastraszanie. Tą drogą do Boga jest miłosierdzie i miłość. Ponad wszystkim jest miłość.
Do odkrycia we mnie tej prawdy, którą głosił i nauczał Jezus, doprowadziło mnie moje oczyszczone serce. Nie uczyniły tego religijne nakazy, zakazy i zastraszenia (de facto działały dokładnie odwrotnie). Gdy dzięki jodze oczyściłam swoje serce i emocje z toksycznych uczuć lęku i separacji, stałam się gotowa nie tylko czuć i doświadczać miłość, ale nią żyć i wnosić ją do świata – tak jak uczył nas Jezus. Joga stała się dla mnie skutecznym narzędziem. Lekarstwem. Nie mówię, że lekarstwo jest bogiem. Nie mówię, że narzędzie jest święte. Mówię, że jest skuteczne.
Nie musimy się obawiać oddawania czci obcym bogom czy bożkom. Współczesny człowiek JUŻ to robi, i robi to każdego dnia. Bóg, któremu ludzkość oddaje cześć nazywa się PIENIĄDZ. Dla pieniędzy ludzie popełniają przestępstwa, zatruwają planetę oraz siebie nawzajem niezdrowym pożywieniem i toksycznymi lekami. Cały nasz system jest przeżarty przez ludzką chciwość pieniędzy i władzy. Nie musimy szukać obcych wrogów i demonów w innych religiach – wystarczy przyjrzeć się tym, które na dobre rozpanoszyły się w naszej codzienności, w naszym świecie, w naszych strukturach społecznych.
Kolejnym „BOGIEM” naszej codzienności jest ALKOHOL. To jest prawdziwy problem i dramat polskich katolików (a nie joga). Od wielu lat bijemy rekordy światowe w ilości wypijanego alkoholu na przeciętnego obywatela (w Europie Polska zajmuje niechlubne drugie miejsce pod względem spożycia alkoholu). Alkohol sprawia, że nasze polskie rodziny cierpią z powodu przemocy domowej, katowania dzieci, kobiet, wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców. To jest prawdziwy problem i dramat. Osoby, które praktykują jogę zostają abstynentami.
Od czasu, kiedy zaczęłam praktykować jogę ja i mój mąż staliśmy się nie tylko lepszymi, bardziej świadomymi, spokojnymi i opanowanymi ludźmi, zaczęliśmy nie tylko zdrowo się odżywiać, przestaliśmy palić papierosy, ale również przestaliśmy ZUPEŁNIE pić alkohol.
Joga na świecie jest ważnym elementem terapii wszelkich uzależnień, depresji i traum. Joga jest dla nas świetnym, naturalnym lekarstwem. Powinna być promowana przez osoby, którym autentycznie zależy na zdrowiu i szczęściu ludzi.
Dla polskich matek szczególnie powinna być ważna.
Wiemy już, że religia w szkołach nie spowodowała, że nasze dzieci są bardziej spokojne, bardziej rozsądne, uduchowione i rzadziej sięgają po środki odurzające. Jest dokładnie odwrotnie. Obecna sytuacja jest wręcz dramatyczna. Z badania, które w 2017 przeprowadziło Kantar Public na grupie nastolatków między 15 a 19 rokiem życia wynika że:
90 proc. nastolatków piło alkohol, 65 proc. paliło papierosy, 29 proc. marihuanę, 4 proc. brało ecstasy, tyle samo amfetaminę. „Czystych” nastolatków jest zaledwie 9 proc. Te dzieci same o sobie mówią: „Wszyscy rówieśnicy piją, ćpają i biorą leki na uspokojenie”. *
Mamy problem i tym problemem nie jest joga. To nie jest tak, że poprzez jogę i czakry mogą w nasze dzieci wstąpić „demony” – one już tam są. Lekiem dla naszych dzieci może okazać się joga i medytacja. Współcześni naukowcy nie mają żadnych wątpliwości, że ćwiczenia jogi oraz proste techniki medytacyjne (a nawet samo tylko koncentrowanie uwagi na oddechu) daje dzieciom poczucie spokoju. Dziecko zaczyna dostrzegać swoje uczucia i uczy się nad nimi panować. To jest bezcenny dar.
Joga i medytacja pomaga nastolatkom poradzić sobie z burzliwym okresem dojrzewania, pomaga zrównoważyć sprzeczne emocje i radzić sobie ze stresem. Wzmacnia samoakceptację, buduje zaufanie i poczucie pewności siebie. Dzięki jodze i medytacji nastolatki lepiej radzą sobie z presją rówieśników – potężną, często destrukcyjną siłą w tak młodym wieku. Medytacja pomaga też dzieciom spokojnie zasnąć, zwłaszcza, gdy praktykuje się ją przed snem. Pomaga radzić sobie z żalem i innymi trudnymi emocjami, jak na przykład choroba lub strata. Pomaga uwolnić się od negatywnych myśli i zachowań, poprawia relację z otoczeniem. Z badań wynika, że medytacja poprawiła wyniki uczniów w nauce i sporcie. Duchowe korzyści dla dzieci są na bardziej subtelnym poziomie – dzieci uczą się cierpliwości, życzliwości, akceptacji i hojności. Medytacja pomaga w rozwoju stabilnej, zrównoważonej osobowości, a wszystko to sprawia, że dzieci i nastolatkowie mogą prowadzić bardziej pozytywny tryb życia i dokonywać wyborów dobrych dla siebie…
Wspaniałym dowodem na fenomenalnie działanie medytacji jest przykład tajskich chłopców uwięzionych w jaskimi, którzy przetrwali ten niezwykle trudny czas w pełnym spokoju, opanowaniu i zdrowiu właśnie dzięki praktyce medytacji. Pisze o tym cały świat. Każdy z nas może korzystać z dobrodziejstw medytacji zawsze wtedy, gdy przechodzi przez życiowe burze i wyzwania. Przecież właśnie tego uczył nas Jezus, gdy sam medytował na pustyni przez 40 dni…
„Po owocach ich poznacie”.
W kościele jest z pewnością wielu wspaniałych księży. Dobrych, skromnych, mądrych i pomocnych ludzi (link do artykułu o jednym z takich wspaniałych księży podaję poniżej). Niektórzy księża medytują, arcybiskup Pylak używa wahadełka, a inni ćwiczą jogę. Tak, tacy również są na świecie i jest ich wielu. Ksiądz Joe Pereira, od lat nie tylko praktykuje jogę, ale również aktywnie jej naucza. W ten sposób pomaga ludziom wyjść z uzależnień, radzić sobie z depresją i traumami – jednym słowem poprzez jogę leczy ludzi. Moje znajome jeżdżą na medytacje do benedyktynów. Dobro, otwartość i miłość istnieją w kościele. Niestety, ten głos często jest zagłuszany, a nawet celowo zamykane są mu usta…
Są również inne przykłady. Niedawno poznałam kobietę, która od kilkunastu lat żyje z księdzem. Ma z nim dziecko. Dla tego mężczyzny rozwiodła się, przeżywa dramat. Jest wyczerpana psychicznie, emocjonalnie, duchowo. „Czy on nie może odejść z kościoła, żeby z tobą założyć dobrą, zdrową rodzinę?” – zapytałam ją. „Nie, on kocha to co robi, działa charytatywnie, pomaga ludziom”. Przecież osoby świeckie również to robią… Bardzo im współczuję, całej trójce, bo niepotrzebnie tak cierpią. Zupełnie niepotrzebnie… (kochana, jeśli czytasz te słowa pamiętaj -BĄDŹ ŚWIATŁEM, bo nim… JESTEŚ).
Wczoraj media pisały o zatrzymaniu przez policję księdza, który nie tylko uprawiał i palił marihuanę, ale również ją sprzedawał. Sprzedawał również ekstazy… To nie pierwszy w naszym kraju przypadek tak zagubionego księdza…
Księża są różni. Niektórzy wspaniali, dojrzali, pełni mądrości i miłosierdzia, a inni zagubieni, tak jak każdy z nas. Sam fakt, że ktoś nosi sutannę, nie czyni go lepszym, mądrzejszym, bardziej świętym lub nieomylnym człowiekiem. Dlatego moim zdaniem ważne jest, żeby zawsze kierować się nie tylko własnym rozumem, ale również najważniejszym kompasem – naszym sercem. Stwórca podarowałam nam, każdemu z nas dar wolnej woli, byśmy z tego daru mądrze, roztropnie, samodzielnie, a przede wszystkim ŚWIADOMIE korzystali.
Podsumowując…
Po 12 latach praktyki z własnego doświadczenia mogę stwierdzić, że joga i medytacja to dla nas wielki dar, nie do przecenienia. Wiele osób, które zaczynają praktykę w wieku dojrzałym zastanawia się, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby zaczęły praktykować wcześniej, gdy były młodsze. Co by mogło być inaczej?
Radzenie sobie z życiem i emocjami bez używania środków odurzających i uzależniających? To na pewno. Być może wybór innej drogi życiowej i zawodowej, zgodnej z autentycznym powołaniem. A może bardziej rozsądny wybór małżeński? Umiejętność radzenia sobie z gniewem, urazą i żalem, a także z depresją lub przygnębieniem. Większy wkład w dobro ludzkości. Mniej zamartwiania się o to, co myślą inni. I generalnie – lepsze, pełniejsze, bardziej szczęśliwe życie…
Cóż, cieszę się, że tego dobrego, szczęśliwego, spełnionego życia, które mogę doświadczać przez ostatnie 12 lat. Joga nie stanowi zagrożenia dla mojej wiary. Jest wręcz przeciwnie – cudownie ją wspiera.
Moją inspiracją dobrego, spełnionego życia stała się Tao Porchon Lynch, najstarsza nauczycielka jogi, która w sierpniu będzie obchodziła 100 urodziny. Nadal praktykuje jogę, uczy, tańczy i darzy ludzi miłością.
„Żadna religia nie powinna być ważniejsza niż ludzkie szczęście”. A ja od siebie dodam i ZDROWIE.
Warto o tym pamiętać, gdy patrzymy na naszych polskich seniorów, zwykle bardzo schorowanych, często niedołężnych, zawsze z reklamówką leków… Starość wcale nie musi tak wyglądać. Dzięki jodze starość może być dla nas czasem wspaniałych zbiorów: rozkwitu wielkiej mądrości (zdobywanej przez całe życie), oraz fizycznej i intelektualnej sprawności. Możemy w pełni cieszyć się życiem nawet mając… 100 lat, tak jak Tao (link do filmiku o niej podaję poniżej). Jezus nauczał nas: „po owocach ich poznacie”. I ja tego się trzymam! 🙂
Idę przez życie ze spokojnym sercem, ramię w ramię z Jezusem, z Matką Boską w moim sercu i Aniołami nad głową, korzystając jednocześnie z narzędzi jogi, aby radzić sobie z wyzwaniami i stresem, jakie niesie ze sobą codzienne życie. Moja wiara jest moją siłą, a joga jest tylko narzędziem – ale jakże potrzebnym w naszej pełnej wyzwań codzienności. Cudowne jest to moje połączenie. I szczerze kocham tę drogę, za którą jestem bezgranicznie wdzięczna Stwórcy, że mi ją podarował…
„Dlaczego zostajesz w więzieniu, skoro drzwi są otwarte?” Rumi
Z miłością,
Agnieszka
Ps. Wszystkim poszukującym duszom bardzo polecam książki: „Oczami Jezusa” Carver Alan Ames. W tej książce znajdziemy odpowiedzi na to jak kochać, jak żyć, jak przebaczać… Jako lekturę obowiązkową dla każdej prawdziwie poszukującej duszy polecam książki „Przechytrzyć diabła” Napoleona Hilla oraz „Kazanie na górze” Emmeta Fox.
Więcej o moich osobistych doświadczeniach napisałam w moich książkach „Pełnia życia”. („Jak odnalazłam i pokochałam moją duszę”)” oraz „Rozmaryn i róże” („Podróż do samej siebie”) 🙂
Uwaga! To jest blog prywatny, na którym publikowane są prywatne opinie autorki. Nie każdy musi się z nimi zgadzać. Blog nie jest opłacany przez podatników i nie ma obowiązku wszystkim się podobać. Czytanie tego bloga nie jest obowiązkowe. Autorka nie będzie publikowała linków i nazwisk osób, które sieją zastraszanie, niepokój i lęk. Z radością opublikuje wszystko to, co szerzy dobro, miłość, wolność i światło – ku pokrzepieniu ludzkich serc!!! 🙂
Wychowałam się jako katoliczka, religia nie dała mi nic poza strachem przed Bogiem i piekłem, poza wstydem wywołanym moimi zupełnie ludzkimi pragnieniami, poza nauką liczenia swoich „grzechów” itd. Moim wielkim pragnieniem jest, aby religią wszystkich narodów stała się MIŁOŚĆ, tolerancja i szacunek.
Nigdy nie byłam bliżej Boga niż w momencie, gdy zrozumiałam, że Bóg to nie jest siwy groźny pan, który tylko czyha na nasze „grzechy”, a jest to Energia Czystej Miłości. Bóg jest w trosce matki o jej chore dziecko, Bóg jest w bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi, a także w pokrzepiającym uśmiechu, którym obdarowujemy smutną osobę.
Agnieszko jak zwykle świetny, wyczerpujący tekst. Pozdrawiam<3
Dziękuję kochana! Niech tak się stanie! 🙂
Marzę o takiej przemianie, a jeszcze bardziej by zebrać owoce swojej pracy i zacząć po prostu żyć. Marzę by nerwica i stany depresyjne odpuściły. Marzę o Miłości i rodzinie. Marzę by żyć w zgodzie sama z sobą i by być po prostu szczęśliwym człowiekiem.
Mam wielką nadzieję, że Pani się to uda. Wysyłam dużo dobrej energii 🙂
Jestem.ogromnie wdzięcznona za ten piękny tekst, przepełniony niezwykłą mądrością i Twoim życiowym doświadczeniem.
Robiłam już kilka podejść do jogi i medytacji, niestety brak mi wytrwałości. Mam Twoją płytę-poranną jogę, jednak przy ćwiczeniu trzeciej i czwartej pozycji bardzo kręci mi się w głowie,tak że muszę zrobić przynajmniej 10 minut przerwy, aby w ogóle ćwiczyć dalej. Jestem osobą zdrową i raczej dość aktywną, więc bardzo się zdziwiłam, że takie proste ćwiczenie powoduje u mnie taki dyskomfort.
Pozdrawiam serdecznie
Aniu, podczas praktyki jogi intensywnie oddychamy – dużo bardziej intensywnie niż zwykle. Organizm nie jest do tego przyzwyczajony i następuje efekt hiperwentylacji. Z czasem wszystkie komórki naszego ciała oraz mózg stają się dotlenione, efekt zawrotów głowy ustępuje. Wtedy organizm oczyszcza się, staje się silniejszy i zdrowszy. Ale to wymaga odrobiny czasu 🙂
Moja kochana Agnieszko, dziękuję za Twoją odwagę bo dzięki niej i ja jestem odważniejsza, dziękuję za Twoją mądrość bo dzięki niej i ja jestem mądrzejsza, dziękuje za każde Twoje słowo, bo karmi moją duszę i staję się lepszym człowiekiem.
Bardzo dziękuję! Pisania o takich tematach nie jest dla mnie łatwe, ale dzięki Twojemu listowi wiem, że warto. Dziękuję….
Dziękuję za ten wpis. Dokładnie tak samo to odczuwam. Jestem dopiero na początku mojeJ drogi, dopiero uczę się medytować, wyciszać rozbiegane myśli, ćwiczyć codziennie, wstawać o poranku i słuchać mantr. Ale jest w jodze moc i dobro, i życzenie dobra dla wszystkiego i wszystkich, i poczucie wspólnoty ze światem. I to jest piękne.
Dobrej nocy i dobrych snów!
Dziękuję ….
Agnieszko brawo za tekst, kazde slowo i za prawde/odwage. Jest røznica miedzy religia a wiara, religia powoduje wojny ale wiara zjednacza nas wszystkich.Kazdy z nas ma Boga w sercu tylko czas /wydarzenia sprawia kiedy go odnajdzie,kiedy odnajdzie siebie. Mieszkam od wielu lat w Dani i tu ksiadz jest i mezczyzna i kobieta, i ma RODZINE. Pamietam jako nastolatka jak chodzilam do kosciola i kompletnie nie rozumialam gdy ksiadz møwil: nie jestem godna abys przyszedl do mnie.?? ja nie jestem godna?, przeciez Bøg juz tu jest, w moim sercu. Och duzo mozna by na temat polskiego katolicyzmu pisac..Agnieszko czytam twojego bloga i ksiazki z zapalem i inspiruje sie .Dziekuje ze jestes,cudnego dnia:)
Dziękuję Aniu. Tak, to ważna uwaga – niektórzy mówią, że nie ćwiczą jogi, bo są wierzący.
Są RELIGIJNI, a to jest ogromna różnica. Można być osobą niewierzącą, za to bardzo religijną. To się często zdarza.
Mam nadzieję, że również u nas księdzem będzie mogła być zarówno kobieta jak i mężczyzna, a osoby duchowne dadzą ludziom przykład dobrych, zdrowych, szczęśliwych rodzin 🙂
Agnieszko, nie znajduję właściwych słów. … napiszę krótko – dziękuję z głębi serca ??❤❤❤
DGR
Dziękuje kochana. Niech Światło płynie… 🙂
O rany! Wsadziłaś kij w mrowisko. Jak powiedziała mama Maćka Maleńczuka po opublikowaniu jego ostatniej książki: „masz odwagę żeby pisać o takich rzeczach”. A z drugiej strony, jeśli nie będziemy mówić GŁOŚNO i WYRAŹNIE o tym co nas uwiera, to z czasem będzie nas uwierało coraz bardziej. Piękny tekst. Taki z serducha. Gratuluję odwagi. Wiem o czym mówię, bo sama należę do tych kobiet, które nie lubią jak je coś uwiera:-))).
„Rozmaryn i róże” przeczytany. Czuję się gotowa na swoją tegoroczną wyprawę wakacyjną. Dziękuję.
Pozdrawiam najserdeczniej
Patrycja
Dziękuję za to, co napisałaś. To faktycznie wymaga ode mnie dużej odwagi. Jestem osobą, która nade wszystko ceni sobie SPOKÓJ. Nie szukam konfrontacji, szanuje odmienność innych osób. Sprawy jednak wymagają od nas tego, byśmy zaczęli zabierać głos i wnosić rozsądek i prawdę.. Dziękuję 🙂
Agnieszko bardzo dziekuje za Twoj artykul, to wazne aby uswiadamiac ludzi. Ja sama praktukuje joge od poltora roku, tak bardzo ja pokochalam, ze nie wyobrazam sobie zycia bez niej, widze jak mnie zmienia, uspokaja moje emocje, dodaje sily, wiary i cierpliwosci. A Bog to cudowny ojciec, i tak wspaniale jest mu zaufac, wtedy zycie na prawde zmienia sie na lepsze. Dziekuje Ci kochnana za Twoja ostatnia ksiazke, bardzo mi sie podoba. Dajesz ludziom duzo dobrego. 🙂
Dziękuję kochana! Z twojego komentarza aż bije spokój i dobro. To się czuje… 🙂
Ostatnio o tym bardzo dużo myślałam. Jakże dziękuję Ci za ten tekst! 🙂 Z nieba mi spadł 🙂
Chciałam jeszcze dodać, że dwa razy przeczytałam Rozmaryn i róże i oczywiście zamierzam przeczytać kolejny raz, tym razem podkreślając najważniejsze dla mnie fragmenty. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale przeniosłam się z Tobą w tę podróż, wąchałam lawendę, rozmaryn i bazylię, wspinałam się po stromych schodkach uroczych włoskich miasteczek, modliłam się przy Grocie Marii Magdaleny… A do tego te niesamowite zdjęcia!
Z całego serca Ci za to dziękuję.
Przesyłam moc uścisków i dobrych myśli.
I oczywiście z niecierpliwością czekam na kolejne książki. Korzystam z wielu przepisów Twojego bloga, ale mam trójkę dzieci i z chęcią poznałabym więcej przepisów na dobre, zdrowe posiłki dla maluchów. Oczywiście z formie książkowej 🙂
Dziękuję za ten piękny list i tak dużo dobrej energii, która z niego aż emanuje! 🙂
I jeszcze dodam słówko do powyższego tekstu: jak cudownie, że zaczyna się o tym mówić głośno. O tym, że joga nie jest sprzeczna z nauczaniem Jezusa. Nieraz słyszałam z ambony ile zła może przynieść joga, że to otwarcie się na demony, uwielbienie siebie a nie Boga, postawienie siebie w centrum. A to wszystko nieprawda! Może trochę jest tak, że boimy się tego, czego nie znamy i według niektórych lepiej siedzieć w swoim ciasnym, ale własnym piekiełku (przemoc domowa, alkohol) niż otworzyć się nowe. Nie tego chciał dla nas Jezus. Przekazał nam cudowne nauki. Cały sens naszego życia zamykając w słowie MIŁOŚĆ. Jakże jej mało w naszych sercach…
Jestem katoliczką. Kocham Boga i Kościół w którym wzrastam, ale niezwykle smuci mnie to, co tak często słyszę od księży i innych zaangażowanych w życie kościelnych wspólnot ludzi.
Może czas przyniesie zmiany…
Może do wszystkiego trzeba dojrzeć.
ps. Kilka dni temu modliłam się, by dobry Bóg podsunął mi coś o jodze, bo jako katoliczka odczuwam pewien dysonans. Proszę i mam- cudownie 🙂
Bardzo dziękuję, to bardzo wartościowy komentarz..
Jogę ćwiczą miliony ludzi na świecie – nie powinno się ich obrażać, zwłaszcza z ambony…
To po prostu nie wypada….
Z ambony powinny płynąć słowa miłości, pocieszenia, pokoju….
Nie jest ważne w co kto wierzy, ale jakim jest człowiekiem. Czynienie dobra nie jest przypisane katolikom…znam ateistów, którzy poświęcają się dla innych zapominając o sobie…dlaczego nakłania się nas/zmusza do wiary…czy właśnie nie o to chodzi aby nieść dobro, aby pomagać tym którzy pomocy potrzebują, albo chociaż nie oceniać innych…wiara to nie Kościół…wiara to ludzie…rodzimy się dobrzy, bo jeszcze nie słyszałam aby niemowlę skrzywdziło kogokolwiek…a resztę załatwiamy my – ludzie…pokazujemy dziecku poprzez czyny jak być dobrym, albo pokazujemy jak dobrym nie być…katolik, prawosławny, ateista…itp. to nie rodzaj dobra…to rodzaj wiary…o tym co dobre a co złe uczą nas od najmłodszych lat rodzice i osoby znaczące…
Dokładnie – dobro i prawda to dobra uniwersalne, nie należą do żadnej religii. Są darem dla całej ludzkości.
Mam znajomą bardzo religijną która jak się dowiedziała że czytam twoje ksiązki powiedziała : Ja bym jej nie czytała. Ty uwazaj na to co ona piszę bo wiesz ona joge ćwiczy a straszny grzech jest!!!
Na szczęscie droga Agnieszko mam swój rozum 😉
Na mnie trzeba bardzo uważać. Jestem niebezpieczna: nie palę, nie piję, jestem oddaną matką, mam tego samego faceta od 22 lat, tworzymy dobrą rodzinę. Nie należy czytać moich tekstów, ponieważ zarażam: optymizmem, siłą i zdrowiem. Dziewczyny po warsztatach ze mną chudną, myślą pozytywnie, wprowadzają do swoich rodzin pokój i dobro, zaczynają swoje biznesy (o których zawsze marzyły), piszą książki itd. Uwaga – kilka rodzin, które przeżywały kryzys się nie rozpadło.
Jestem niebezpieczna- szerzę optymizm i zdrowe. Skutecznie zarażam 🙂
A tak serio, dlaczego „szeregowi” księża na własną rękę wymyślają sobie co jest grzechem?
Aby długo żyć nie wystarczy tylko joga. Trzeba spełnić jeszcze inne rzeczy. Ja też nie rozumiem dlaczego kościół chrześcijański zabrania jogi. Co jest w tym złego? Ja nic w tym złego nie widzę. Ale być może tego złego nie potrafię dostrzec. Pozdrowienia.
Oczywiście, że sama joga nie wystarczy – to jest cały styl życia, który polega na czystości ciała, myśli i uczuć, na odpowiednim odżywianiu się, oddychaniu, myśleniu, optymistycznym myślom i przestrzeganiu zasady niekrzywdzenia. Czyli „nie czyń drugiemu co tobie nie miłe” lub innymi słowy „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. Czyli zasady takie same jak w chrześcijaństwie, ale nie w teorii lecz w praktyce 🙂
Na tym Świecie jest tyle nienawiści, złości, zazdrości. I robią to osoby wierzące w różne religie. Jednocześnie łamiąc zasady tych religii. Nie zastanawiają się czy zrobić komuś coś dobrego lecz robią rzeczy złe. Ja wiem, że do oceniania ludzi jest Bóg. Ale gdy ktoś chce należeć do takiej czy innej religii. To jego zadaniem nie jest błądzenie i szukanie drogi. Tylko doskonalenie się i bycie idealnym duchowo. Ja tak to postrzegam. Serdeczne pozdrowienia.
Nie możecie służyć dwóm bogom. Joga to pokłon szatanowi, który wdziera się w życie nawet wtedy, gdy człowiekowi wydaje się, że tylko ćwiczy dla zdrowia, dla osiągnięcia harmonii. Bóg nie wepchnie się do naszego życia na siłę, wtedy, gdy odbębnimy mszę i ćwicząc jogę głosimy wszem i wobec , że jesteśmy jeszcze lepszymi katolikami. Jeśli jest pani osobą obiektywną , opublikuje mój post.
Pomodliłam się o mądrość, aby ze spokojem odpowiedzieć na ten komentarz…
Nie chcę mieć racji, nie jestem najmądrzejsza, jestem zwyczajnym człowiekiem, który tak jak umie dzieli się swoją prawdą.
Nie znam inne prawdy – znam tylko tę, której mogę doświadczyć.
Dziękuję, że zechciała Pani przeczytać mój tekst i poznać moje doświadczenia.
Przesyłam pozdrowienia….
Nie możemy służyć dwóm bogom, bo Bóg/Wszechświat/Kosmos jest tylko jeden! Joga otwiera dzwi przez, które Bóg może śmiało wejść i nie musi się wdzierać przez szpary, gdy ludziom jest źle i cierpią. Joga pozwala Boga poczuć, a nie tylko o nim słyszeć z ambony i wierzyć w tylko jedyną, właściwą religię. „Szatan” (którego ludzie, szczególnie w Polsce, tak bardzo karmią nienawością do inności) zamyka człowieka w takim myśleniu i właśnie tak odcina od Boga. Życzę Pani otwartości i poczucia prawdziwej jedności z Bogiem.
Skoro istnieje więcej niż jeden bóg – w założeniu inny dla każdej religii – to może być tak, że się ze sobą spotykają na pogaduchy albo nawet się lubią i tylko ludzie źle interpretują ich przesłania. Poza tym inna rzecz jeszcze nurtuje – gdzie są teraz dusze starożytnych Greków albo Egipcjan? Spotkamy ich w niebie? Jak to się stało, że oni nic nie wiedzieli o naszym Bogu? Czy przez to są gorsi?
PS. Świetny tekst!
Pani Agnieszko ten tekst to strzał w dziesiątkę w zupełności się z Panią zgadzam,dziwią mnie ludzie którzy w dwudziestym pierwszym wieku są tak zacofani,że boją się-wierzą w bzdury ,które mówią niektórzy księża.Jestem praktykującą katoliczką ale mam też swój rozum!!!Pani Agnieszko mam ogromną prośbę proszę napisać gdzie mogę kupić płyty Pani na DVD poranna i wieczorna joga?Od jakiegoś czasu zbieram się do żeby zacząć ćwiczyć jogę!!Dodam ,że dzięki Pani blogowi już od dłuższego czasu ćwiczę rytuały tybetańskie ,nie wyobrażam sobie obecnie poranka bez tych pięciu ćwiczeń -to jak codzienne poranne mycie zębów.Z góry dziękuję za odpowiedz i gorąco Pozdrawiam
Uff, a teraz powiało świeżym powietrzem..
Dziękuję za ten oddech! 🙂
W Empiku są jeszcze ostatnie egzemplarze „Wieczornej jogi”. „Poranna joga” oraz zestaw obu płyt są już wyprzedane. Mam nadzieję, że będzie dodruk, ponieważ obie płyty cieszą się dużym powodzeniem.
Zwłaszcza polecam jogę poranną – osoby, które ja praktykują zdrowieją, leczą się depresji – przynosi to wiele dobrego.
Dziękuje bardzo za komentarz i ciepło pozdrawiam! 🙂
Dzień dobry,
Pani Agnieszko oczywiście dziękuję za artykuł ale proszę się nie bać podejmować takich tematów. Uważam ,że należy uświadamiać ludzi jeśli troszkę się „pogubili”. Tylko w Polsce spotkałam się z tak sucha i chłodna interpretacją słów Jezusa. Jestem nauczycielką wychowania fizycznego i od września wprowadzam elementy jogi na lekcji. Pracuję w małym, wiejskim, katolickim środowisku i zastanawiam się jak to będzie.
Dużo spokoju i prawdy. Nie nazywam tego odwagą.
Pani Ilono, ja się nie boję mówienia prawdy, robię to przecież, na blogu i w książkach.
Jednak sprawy dotyczące religii to ostatnio w naszym kraju temat niezwykle drażliwy, który bardzo nas podzielił. Piszę to z bólem serca.
Pamiętam jak kościół jednoczył nas w czasach komuny, jak wielką dał nam siłę, aby pokojowo wyjść z niewoli.
Jako nastolatka pokochałam kościół dzięki niesamowitej postawie Jana Pawła II, który jednoczył ludzi, wzmacniał ich, wnosił pokój i dobro. To był dla mnie wspaniały nauczyciel i przykład dobrego chrześcijanina.
Dobrze, że mogłam wychowywać się w czasach, kiedy żył i byłam świadkiem tego, co robił i mówił. Gdy miałam 17 lat, Jan Paweł II w 1986 stworzył EWENEMENT na skale światową – mszę ekumeniczną, podczas której wyznawcy wszystkich religii świata modlili się wspólnie. Nie modlitwami katolickimi – każdy swoimi, podczas jednej mszy. Coś pięknego. To mnie poruszyło do głębi i na zawsze przemieniło. Oglądałam relację w telewizji – wtedy naprawdę czułam obecność Ducha Świętego.
To wydarzenie to był gigantyczny, milowy krok w kierunku pokoju i miłości. Jak wielkie cuda zaczęły dziać się potem na świecie – wystarczy spojrzeć na karty historii. Wydarzyło się coś, co z logicznego punktu widzenia nie mogło się stać. A jednak.
To, co obecnie dzieje się w naszym kościele to dramatyczne cofanie się. Boli mnie serce, gdy na to patrzę…
Jan Paweł II miał bliskich przyjaciół pośród żydowskich rabinów, spotykał się z Dalaj Lamą, prowadził dialog z wyznawcami wszystkich religii. Ja takiego kościoła pragnę – kościoła miłości, wspólnoty wszystkich ludzi świata, którzy w pokoju i miłości wzajemnie się wspierają…
Wierzę, że Światło jest mocniejsze niż mrok i z tym wszystkim, co obecnie się dzieje świetnie sobie poradzi!
A my róbmy swoje krok za krokiem 🙂
To, co Pani robi jest bardzo cenne i może Pani wnieść wiele dobra w życie tych dzieci. Dziękuję … 🙂
Życzę Pani wytrwałości i siły – ale ją już Pani ma!
Pani Ilono, będzie wspaniale. Przecież od dawna ćwiczenia pochodzące z ćwiczeń jogi wykorzystywane są w gimnastyce korekcyjnej, tylko nie mówi się jak prawidłowo oddychać i nie nazywa się tego jogą 🙂 Koci grzbiet, motylka znają wszystkie dzieci, tylko nie zwraca się uwagi na prawidłowość wykonania ćwiczenia. Wydaje mi się, że większą „tajemnicą” jest prawidłowe oddychanie. Ale przecież o tym też powie każdy mądry lekarz czy fizjoterapeuta. Powodzenia!
Pani Agnieszko,
uwielbiam Panią i Pani książki! Wieje z nich energia, miłość i każde zdanie jest przepełnione spokojem i równowagą.
Niestety nie mogę się zgodzić do końca z tym tekstem((( On właściwie wyjaśnia dlaczego tak wielu katolików w Polsce od kościoła i praktyki odchodzi. Szukać będzie przede wszystkim po prostu wytłumaczenia dla swojej stagnacji, nieuczestniczenia we mszy świętej, czy nieangażowania się w sprawy Kościoła. Tam jest według nich zakłamanie, hipokryzja itp. itd. Dużo w tym tekście na temat tego, jak wielu księży popełnia przewinienia (podkreślę, że za kapłanów należy się modlić, tak jak i o powołania!!! A poza tym są oni grzeszni, jak każdy inny człowiek na świecie i to należy zrozumieć. Niestety nie mają monopolu na świętość. Inne kraje już dziś cierpią bardzo brak powołań jak np. Francja)
Religię katolicką należy przyjąć z całym „dobrodziejstwem inwentarza” co nie znaczy, że wybierze się z niej tylko to, co komu pasuje, ale zaakceptuje się również to, co jest surowym jej wymogiem, nawet jeśli niezrozumiałym np. fakt niemożności przystępowania do Stołu Pańskiego. Ja osobiście od wielu lat obserwuję, co dzieje się z odchodzącymi od Kościoła katolikami. Rozpaczliwie poszukają argumentów, wytłumaczenia, dlaczego Kościół jest zły. Na siłę chrzszczą dzieci tylko po to, aby to dobrze wyglądało, w tym samym celu biorą ślub w kościele. Gra pozorów i zakłamania również.
Jezus jest miłosierdziem to prawda! Uczy nas jednak także żyć według przykazań, co czasem wiąże się z jakimiś wyrzeczeniami, których być może nie zrozumieją nigdy Ci, którzy religię będą utożsamiać z menu w restauracji, gdzie wybiera się tylko to, co komu pasuje. Niestety nie taki jest Katolicyzm!
Co do jogi (sama ćwiczę!!! i odbywa się to dla mnie wyłącznie na poziomie fizyczności) myślę, że chodzi o przypadki wielu niestabilności emocjonalnych, tych, którzy w tych ćwiczeniach uczestniczą i stwierdzają, że buddyzm to jest strzał w dziesiątkę, bo tam jest wyłącznie miłość, stabilność niezależnie od tego ile się nagrzeszy przez dzień, miesiąc, rok… Z niczego nie trzeba będzie rezygnować, ponosić żadnych konsekwencji, ani się spowiadać. Jest naprawdę mnóstwo furtek, przez które zły potrafi zagarnąć duszę, w doskonale zakamuflowany sposób. Może to trwać latami na poziomie nieświadomym również. Polecam świadectwo w kilku odcinkach Lecha Dokowicza na YT (!) Przepraszam, jeśli kogoś mogę tym zastraszyć… ale niestety taka rzeczywistość też istnieje.
Jan Paweł II i jego dialogi z przedstawicielami innych wyznań w duchu ekumenicznym „subtelnie” różnią się od możliwości rozchwianych emocjonalnie i poszukujących swojej religii byłych katolików.
Ten tekst z pewnością pomoże ich utwierdzić się w przekonaniu, że w Kościele panoszy się zło…
Chciałabym zauważyć na koniec, że poza mantrami i jogą jest w Kościele wiele Uwielbienia, wylania Ducha Świętego, mszy o uzdrowienie. To są szczególne doświadczenia i wydają się być w dzisiejszych czasach również alternatywą dla jogi… Może trzeba poszukać, ale jakie to fascynujące, kiedy coś pięknego się odkrywa w tej dziedzinie. Oczywiście nie w każdym kościele się znajdzie cudownych księży (ja być może mam to szczęście, choć kiedyś dane mi było również przeżyć inne doświadczenia…), ale kto szuka nie błądzi!!!
Tymczasem polecam gorąco posłuchać wyjątkowo mądrego i oświeconego ojca Szustaka (YT)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za to, że Pani jest!
Pani Olu…bardzo dobrze to Pani ujęła…brawo
Dokładnie ! Lepiej bym tego nie ujęła.
Droga Olu,
napisałaś, że „religię katolicką należy przyjąć z całym „dobrodziejstwem inwentarza”. I ja się z tym nie mogę zgodzić. Kościół jest chory, wymaga totalnej naprawy, uzdrowienia, oczyszczania, a nie naszej biernej akceptacji.
Z tej biernej akceptacji wynika przyzwolenie dla ukrywania pedofilii, która istnieje w kościele katolickim. To nie są pomówienia, oczernienia, ale udowodnione fakty.
Nie powinniśmy zamykać na to oczu i tłumaczyć, że ksiądz jest tylko człowiekiem i trzeba się za niego modlić. To są przestępcy, którzy czynią zło – i tak należy to jasno nazwać. „Wierni” tłumaczą, że to tylko ksiądz, który zbłądził. Nie, to jest przestępca – nie ważne jaki strój na siebie założy.
Organizacja kościelna kryje tych przestępców, przenosi ich z miejsca na miejsce i powoduje, że zło się rozprzestrzenia, a coraz więcej niewinnych osób, DZIECI cierpi. „Wierni”, którzy dają ciche przyzwolenie na to i są bierni – stają się współodpowiedzialni na to zło i to spoczywa na sumieniach tych osób.
Wspieranie finansowo i moralnie instytucji, która czyni zło to współodpowiedzialność za to zło. Proste.
Nowa manipulacja psychologiczna w odpowiedzi na prawdy, które teraz wychodzą na światło dzienne, to nazwanie kościoła „niepełnosprawnych dzieckiem”, które trzeba kochać takim, jakie jest i je chronić. To nie prawda – to kolejne podstępne manipulowanie uczuciami i ludzkimi instynktami, granie na emocjach. Kościół to nie jest żadne skrzywdzone dziecko, które potrzebuje naszej ochrony – to jest instytucja, która krzywdzi dzieci, a chroni przestępców. Naszym zadaniem jest chronienie skrzywdzonych ofiar, a nie złoczyńców. Tego uczył nas Jezus – aby odważnie chronić skrzywdzonych i przeciwdziałać złu. Słowo „przepraszam, wybaczcie”, to już w tej chwili zdecydowanie za mało. Ja, jako katoliczka oczekuję od Papieża konkretnych działań w tej sprawie.
Modlenie się teraz o nowe powołania to jest nieporozumienie. Najpierw to wszystko trzeba oczyścić i posprzątać. Nowe powołania, to tak jakby do zagraconego pomieszczenia wstawiać nowe meble. Tu nie chodzi i ilość nowych powołań, ale o ich jakość. Módlmy się o oczyszczenie i odnowienie kościoła, zamiast udawać, że wszystko jest ok.
Tak ja to wiedzę. Prawda jest prosta i nie trzeba dorabiać do niej filozofii.
Brawo, Pani Agnieszko! Obejrzałam właśnie dwa wywiady z Panią i weszłam na stronę, zastanawiając się – „Ale co ona taka szczęśliwa, nie widzi, co się na świecie dzieje? A te jej zdjęcia? Czy u niej nigdy nie pada deszcz? Zawsze słońce i kwiaty” i od razu wpadłam na ten wpis. Przekonała mnie Pani do siebie tym, że potrafi zobaczyć ciemną stronę życia i tupnąć nogą, kiedy jest taka potrzeba, nie godząc się na zło i nie chowając głowy w piasek. A o zdjęcie w deszczu i wichurze jeszcze poproszę :-).
Brawo Pani Agnieszko! Nigdy nie zrozumiem takiego podejścia, że to co mówi ksiądz w Kościele jest świętością. Dla mnie brak własnego zdania i refleksji to koniec prawdziwej wiary w Boga. Pani Ola sama słusznie zauważyła, ze ksiadz, to także tylko człowiek. I tak samo człowiek, który może zle wykonywac „swój zawod”, tak jak zle wykonywać może lekarz, osoba sprzątająca, adwokat, czy sprzedawca. Do kościoła chodzi się wielbić Boga, a nie słowa księdza, które często z Bogiem niewiele maja wspólnego. Kilkaset lat temu na świecie istniało coś takiego jak krucjaty – dla przypomnienia – ogłaszane przez PAPIEŻY! Podczas nich, mordowało się tak zwanych pogan. Co morderstwo ma wspólnego z miłosiernym Bogiem to nie mam pojęcia. Tak właśnie wyglądało i wyglada ślepe podążanie za niewłaściwymi ludźmi. Prawa Kościoła Katolickiego są ustanawiane przez ludzi. Czasiem słusznie, czasem nie. I Pani Olu, to ze Pani zgadza się z nimi bez mrugnięcia okiem, nie znaczy, ze cała reszta, która się z nimi do końca nie zgadza jest ta zagubiona strona (albo tak jak Pani to bardzo niefajnie określiła „rozchwiana emocjonalnie”). Ja również byłam gorliwa Katoliczka, dziennie odmawiałam bardzo dużo modlitw, nie do końca zastanawiając się co mówię. Zauważyłam, ze zaczęłam oceniać ludzi, którzy nie chodzą do Kościoła jako gorszych. Aż w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, ze nie mam do tego prawa. Prawa by oceniać, ze ktoś jest lepszym lub gorszym człowiekiem ode mnie, bo mniej się modli lub nie uczęszcza na Msze. Z anegdotek o księżach, szczególnie pamietam jedna. Gdy byłam nastolatka, poszłyśmy z moja najlepsza Przyjaciółka do spowiedzi. Przed największymi świetami przyjeżdżał do nas spowiadać z pobliskiej parafii jeden ksiądz. Nikt do niego nie chciał chodzić, ponieważ słynął z tego, ze się darł podczas spowiedzi. Moja Przyjaciolka poszła do niego. Spytał ja,czy była na gorzkich żalach. Zgodnie z prawda odpowiedziała, ze nie. Ksiądz w konfesjonale wydarł się na nią „jaka MATKĄ bedziesz w przyszłości”. Przypominam, ze byłyśmy nastolatkami. Moja Przyjaciółka jest wspaniałym czlowiekiem: ciepła, kochana, ZAWSZE pomoże w potrzebie, rozumiejąca, nieoceniajaca pochopnie, niezawistna, szczera, nieobgadujaca. PRAWDZIWY DOBRY CZŁOWIEK. Czy przez to, ze nie poszła na gorzkie żale będąc tak na serio jeszcze dzieckiem, od razu definiuje jakim człowiekiem będzie za kilkanaście lat? Chodzenie do Kościoła i branie udziału w Sakramentach jest dobre jeśli robisz to z sercem. Ale nie wierze, ze od razu definiuje Ciebie jako lepszego Katolika. Mnie na Mszach odpycha dzisiejsza mowa Księży. Z chęcią chodziłabym nawet codziennie, gdyby mówiono po prostu o miłości i dobroci.
A ja to widzę tak. Problemem jest to, że wszyscy krytykujący Kościół nazywają Go instytucją. A tymczasem Kościół to my – wszyscy jesteśmy za niego odpowiedzialni. Na każdym poziomie i etapie. Wiem, że trudno pójść do księdza, proboszcza, biskupa i w twarz powiedzieć co się myśli na ten czy inny temat. Na potrzeby krytyki Kościół staje się właśnie instytucją za którą wierni nie bardzo chcą brać odpowiedzialność. Zacznijmy od siebie. Jak ja, jako katolik niosę innym Chrystusa i Dobrą Nowinę. Czy przypadkiem swoim postępowaniem nie odstraszam bliźnich od Boga? Idąc dalej: wierzymy, że jesteśmy Świątynią Ducha Świętego. Czy grzesząc nie kalamy owej Świątyni? Czy wtedy tak ochoczo krytykujemy samych siebie? Czy jesteśmy skłonni, w akcie potępienia własnego działania odejść od samych siebie? Zazwyczaj liczymy na Miłosierdzie Boże, które wylewa się na nas w sakramencie spowiedzi. Chętnie też, swoje złe uczynki tłumaczymy stwierdzeniami – ludzką rzeczą jest błądzić. Nie chodzi mi o to, że należy przymykać oko na zło dziejące się w Kościele. Tyle tylko, że wszyscy tworzymy Kościół i za niego odpowiadamy. Czy przychodzimy na Eucharystię dla fajnego księdza czy na spotkanie z Chrystusem ? I czy z powodu ‚niefajnego’ księdza/biskupa opuszczamy Kościół odchodząc od Boga? To trochę tak jakby przestać się leczyć dlatego, że lekarz okazał się pedofilem no i oczywiście należałoby przestać szkolić nowych lekarzy dopóki nie oczyścimy tej grupy zawodowej. Módlmy się za nas samych, którzy jesteśmy Kościołem.
Wszystkim tym, którzy zastanawiają się jak odnieść się do tego co się dziś dzieje z kościołem i w kościele polecam fantastyczną konferencję o. Adama Szustaka https://www.youtube.com/watch?v=0Ntlgtff2_0
Z Bogiem 😀
Osoby, które odchodzą od kościoła wcale nie koniecznie odchodzą od Boga.
Z moich obserwacji wynika, że często jest dokładnie odwrotnie. Wiele osób odchodzi od kościoła, i Boga zabierają ze sobą.
Nie odpowiada im taka wersja kościoła, co nie oznacza, że te osoby są niewierzące. Wręcz przeciwnie. Religijność nie oznacza duchowości. A osoby nie religijne potrafią być prawdziwie duchowe i mieć bardzo głęboką i piękną relację z Bogiem.
Myślę, że każdy powinien robić to, co czuje w swoim sercu. Niech każdy sam decyduje w jaki sposób pragnie wielbić Stwórcę.
Na reszcie doczekaliśmy czasów, że mamy wybór. To piękne.
Najważniejsze przykazanie to miłować bliźniego swego jak siebie samego. Planetę i wszystkie istoty, które ją zamieszkują. Nie czynić nikomu zła. Kochac i akceptowac pomim różnić. Nie oceniać.
Kochać. Wspierać. Okazywać miłosierdzie.
Pani Agnieszko,
jestem z Panią blisko już od kilku dobrych lat. Tyle tu mądrości, dobra i niesamowitej energii.
Na blogu jestem codziennie i z niecierpliwoscią wyczekuje kolejnego nowego artykulu 🙂
Ksiazki wszystkie posiadam, Pelnia zycia przeczytana 2x i caly czas sięgam do niej,
Rozmaryn i Roze- cudownie było tę podróż odbyć z Panią.
Słucham codziennie mantr, synek spiewa I am happy 🙂 ta mantra budzi nas rano…
od dwoch lat codziennie stosuje do plukania olej słonecznikowy czyni cuda 🙂 korzystam z przepisow – wspaniałe.
Pora na jogę i medytacje.
Dziekuję Agnieszko za wszystko! Za to ze jesteś:)
Pani Agnieszko
Od dawna przybieram się do rozpoczęcia swojej przygody z jogą. Obecnie jestem świeżo upueczoną mamą i dysponuję ograniczoną ilością czasu. Jednak to nowe życiowe doświadczenie (niełatwe…) sprawiło, że potrzebuję duchowego wsparcia, poczucia pewności siebie, siły i mądrości. I tu na mysl przyszla mi joga. Przed zajściem w ciążę ćwiczyłam 5 rytuałów tybetańskich. Starałam się jak najczęściej medytować przy ra ma da sa.
Pani Agnieszko, proszę o wskazówkę, jak rozpocząć przygodę z jogą, od czego? Za każde słowo będę bardzo wdzięczna.
Serdecznie pozdrawiam
Nie sposób przejść obojętnie wobec komentarza Pani Anny. Pierwsze co się nasuwa, to pytanie ( proszę nie odbierać tego jako ataku)-skąd Pani się tu wzięła? Przecież Pani Agnieszka od początku opisując swoje doświadczenia i przeżycia wyraźnie podkreśla, że wśród narzędzi, które pomogły jej w duchowej wędrówce była i jest joga i mantry. Osobiście omijam blogi, czy strony internetowe których tematyka kłóci się z moim światopoglądem. Każdy ma swoją ścieżkę i nic mi do tego. Z drugiej strony nie ma rozwoju bez dyskusji i komentarze typu veto też są potrzebne. Zastanawia mnie to co Pani napisała „joga to pokłon szatanowi, który WDZIERA SIĘ w życie”. Przypisuje Pani większą moc pozycjom ciała niż temu co jest w umyśle… Szatan nigdzie się nie wepchnie, jeśli serce i umysł pełne są Boga i miłości, bez względu na to jaką pozycję przyjmie nasze ciało. Tam już nie ma dla niego miejsca, po prostu. Tak jak napisała wcześniej Pani Agnieszka cytując Pismo Święte „po owocach ich poznacie”. Ja poznaję. Całe moje serce poznaje, że owocem kobiety praktykującej jogę jest przekaz pełen miłości. Miłość jest domeną Boga, a nie szatana. Sądzę, ze nie przeczytała Pani książek autorki bloga, bo raczej nie oskarżyłaby jej Pani o odbębnianie mszy wiedząc jak wyglądają jej wizyty w kościele, lub wiedząc, że myśli o Bogu towarzyszą jej na każdym kroku.
Życzę Pani, Pani Aniu, aby pozbyła się Pani strachu i uprzedzeń, którymi tak często karmi nas kościół. Życzę wiele dobrego 🙂
Piszę tu pierwszy raz. Piszę, bo mam wielką potrzebę podzielenia się tym, co się wydarzyło w moim życiu. Joga jest ze mną od niedawna, ok pół roku. Kiedyś byłam osobą bardzo zakochaną w Bogu. Z biegiem lat to się zmieniło. Nie chcę wdawać się w szczegóły, bo historia jest zbyt długa… Od czasu do czasu odczuwałam brak Boga w moim życiu, tęskniłam. Byłam o włos od depresji. Od tego momentu minęło pewnie jakieś 7-8 lat. Zeszłej zimy poznałam jogę, medytację. I co tu dużo mówić (pisać)… nasza znajomość trwa do dziś i ma się bardzo dobrze. Joga wniosła do mojego życia spokój, akceptację, miłość do siebie i do innych, nauczyłam się być wdzięczna za to co mam… Kolejną stacja w podróży mojego życia była książka „Pełnia życia” Pani autorstwa. Przeczytałam w dwa dni. Dwa dni, które zmieniły wszystko. Jestem zdania, że gdyby nie joga, nie sięgnęłabym po tą lekturę, nie doceniłabym treści. Dobrze, że po tylu latach „Ktoś tam w górze” nadal o mnie pamięta i zesłał mi jogę, a potem Panią. Dziękuję za każde słowo. Teraz czekam na własny egzemplarz „Rozmarynu i róży”. P.S. Dziś w empiku czekał na mnie zestaw Jogi porannej i wieczornej, a podobno już wyprzedany :). To działa.
Witam,
Jak tylko pojawiła się Pani plyta z poranną jogą to ją kupiłam i zaczęłam ćwiczyć. Niestety mam problem z kręgosłupem szyjnym i zauważyłam, że po ćwiczeniach pojawily mi sie dolegliwości tego odcinka, a na co dzień nie odczuwam bólu, tak samo było przy rytualach tybetańskich w miarę zwiększania ilosci powtórzeń. Czy te cwiczenia są tak bardzo obciazaja szyję? Moze z wieczorną jogą byloby inaczej?
Ja tez należałam do Oazy, byłam bardzo blisko związana z kościołem. Bardzo dużo dała mi moja wiara kiedy byłam dzieckiem i nastolatka. Czerpałam z niej sile. Bardzo tego potrzebowałam i mam bardzo dobre wspomnienia z tego okresu mojego życia. Niestety związałam się z człowiekiem który jest po prostu toksyczny. Mamy dziecko. Dziecko ma prawne problemy zdrowotne dlatego trudno mi podjąć decyzje o rozstaniu. Czuje się po prostu niedobrze w tym związku, powoli umieram, jestem apatyczna i do tego odbija się to na moim zdrowiu.
Jakieś pol roku temu zaczęłam powoli zwracać się ponownie w stronę Boga. Ale odzyskanie wiary nie jest łatwe. Zrozumiałam ze posiadanie wiary to jest dar. Dar, którego odzyskanie po kilkunastu latach jest potwornie ciężkie. Chciałabym a nie wiem od czego zacząć…
Jest mi pani szczególnie bliska, pani poglądy, opinie, mogłabym się pod tym wszystkim podpisać moim imieniem.
Jeśli mogę coś poradzić, to w powrocie do relcji z Jezusem bardzo pomaga medytacja ignacjanska. Na stronie e-dr.jezuici.pl są podawane codziennie fragmenty z Pisma Świętego do medytacji i krotkie wskazowki do medytacji tym słowem. Szczerze polecam, oraz to, by dac sobie i Panu Bogu czas, on działa powoli i delikatnie w naszej codzienności. Pozdrawiam
Agniesxko kolejny piekny test. 3 and ranem a ja w kuchni z kotem walcze zbezsennoscia I zapijam czerwonym winem..zaczne ..n.a. pewno kiedys zaczne jak ty
jestes
inspiracja
Agnieszka, nawet nie wiesz jaka jestem Ci wdzięczna za to, że piszesz o tak ważnych sprawach. Brak mi słów, by wyrazić wdzięczność za Ciebie. Kilkanaście razy dziennie cytuję naszego papieża Jana Pawła II „nie lękajcie się”. Mówiąc, pisząc coś z głębi serca Bóg zawsze będzie z nami, bo prawda zwycięży. Tyle w tym mądrości i prawdy właśnie…Pamiętam widok z dzieciństwa jak tata zawsze modlił się w domu, a mama w Kościele. Wracając zawsze mówiła. „.Jurek no idz do Kościoła, bo już ludzie gadają” – mówiła prawie płacząc. Czy to oto chodzi? Pytam. Kiedyś nie rozumiałam, a teraz rozumiem doskonale – na ławach w kościele wyryte nazwiska darczyńców tysiąc zł i więcej, pierwsze rzędy zajęte głównie przez te same osoby, które pragną być ‚bliżej’ Boga, a na co dzień – aż szkoda gadać!
Bardzo ciężko mi jest samej – żyję u boku wampira energetycznego, który powoli wysysa ze mnie i z naszej dziewięcioletniej córki „soki”Mieszkamy z jego mamą w domku jednorodzinnym – my na górze, teściowa na dole. Pół roku temu dowiedzieliśmy się o nowotworze płuc u teściowej, do tej pory było w porządku ale teraz organizm nie radzi sobie już z chemią, w zeszłym tygodniu przyjechało pogotowie a mąż „wręcz uciekł” do pracy, ani razu nie rozmawiał lekarzem prowadzącym, a teraz właśnie kiedy teściową wypisali do domu – potrzebuje opieki, a oprócz nas nie ma nikogo, On wyjechał na dwa tygodnie do Albanii. Co mam zrobić, Boże, pytam(?)Sama już nie daje rady, schudłam strasznie, mam nudności i biegunkę, uczucia omdlenia, stany depresyjne ze stresu. Mam siostrę, która mi psychicznie pomaga, mogłabym się do niej wyprowadzić, ale przecież nie mogę zostawić teściowej, sumienie mi nie pozwala, a jednocześnie nie mam siły. Modle się o nią codziennie. Dziękuję Agnieszko, ze jesteś.
Witam,
Maleno, z tych słów, które napisałaś wynika, że jest największy problem pomiędzy Tobą a Twoim mężem, więc tutaj zadziałaj, uczyń wszystko co jest do naprawienia, bo wina w relacjach jest zawsze po obu stronach. Jeśli po pewnym czasie nie zauważasz chociaż najmniejszej zmiany na dobre, to nie marnuj czasu i zdrowia. Stanowczo zmień życie i ocal córkę. Myśl tylko POZYTYWNIE i NIE BÓJ się, bo wierzysz w Boga, a z Bogiem nikt się NIE LĘKA!!!
Pozdrawiam
Dziekuję Julianno, slusznie, tylko zdrowie mi juz nie pozwala, nie mam siły, by zmieniac, zbyt mocno przezywam kazdą nawet najmniejszą rozmowę, ktora konczy sie klotnią.
Maleno, nie poddawaj się – walcz o swoje!
Nie odpuszczaj, bo depresja i stres Cię dosłownie zjedzą.
Nie wolno być słabym, On tylko na to liczy.
Uwierz w siebie i bądź szczęśliwa!
Maleno kochana, nie poddawaj się, walcz o siebie małymi krokami – musisz najpierw zadbać o siebie, żeby pomagać innym! Przesyłam Ci dużo siły, wiary i nadziei – niech otoczy Cię dużo uzdrawiającego światła. Będę się modlić o to, żebyś podjęła dobrą decyzję i ruszyła do przodu, bo musisz coś zmienić w swoim życiu.
Spróbuj stosować techniki relaksacyjne, medytację… Spróbuj uratować związek z mężem, ale jeśli się nie uda, to zamknij ten rozdział i rozpocznij nowy. Dasz radę, pamiętaj!!!
Pani Agnieszko – piękny ubogacający tekst, dla mnie głęboko wierzącej katoliczki.
Pozdrawiam ciepło
Bardzo podobne odczucia – jestem głęboko wierzącą i praktykującą katoliczką. Tekst w moim odczuciu jest prawdziwy, ubogacający i piękny. Odkąd trafiłam na blog przypadkowo , odbieram Panią Agnieszkę jako również mocno wierzącą i praktykującą katoliczkę , chociaż wiemy że tak naprawdę ,to nie jest ważne.Istotne jest , że z jej postawy , z jej czynów, słów pisanych i mówionych płynie miłość, empatia , dobroć, pomoc .A to że kocha Boga, Jezusa, Marię, modli się, odbywa pielgrzymki lub po prostu bywa w Sanktuariach Maryjnych, pisze modlitwy z których płynie boskie światło / np. Niesamowita modlitwa o przebaczaniu / , w ciągu dnia jest z Bogiem – napisała to np. w scenariuszu dnia , ma przy sobie różaniec i korzysta z niego – mówi nam o tym i pisze itd, docenia i czuję , że mocno ceni , Jana Pawła , Franciszka …itd, itd …można pisać i pisać..,generalnie jest człowiekiem bożym …to tylko świadczy , że metody , o których pisze , sposób jej życia , myślenia , mówienia , postępowania są naprawdę dobre. Doceniajmy to , że mamy świecką osobę tak szczerą , prawdziwą , pomocną i bezinteresowną . Za wszystko co robi Pani , Pani Agnieszka , dla nas , z serca dziękuję. Beata
Dzień dobry Pani Agnieszko. Z wielkim zaciekawieniem przeczytałam post…tym bardziej postanowiłam napisać ponieważ miałam przyjemność poznać rodziców KS Konrada Krajewskiego i jego samego przelotnie, ponieważ był w odwiedzinach rodziny z ulicy, w potrzebie (zawsze interesował go los potrzebujących), bywali u nas W domu, bardzo dawno temu….W pełni utożsamiam się z tymi słowami choć ja mam lęki, obawy. Mam nadzieję że odnajdę swoją drogę i doznam uczucia szczęścia miłości i spełnienia. Gorąco pozdrawiam Justyna
Myślę, że nie przez przypadek gdy w ostatnim czasie czułam się naprawdę bardzo źle, pełna negatywnych myśli, nie potrafiąca skupić się na tym co teraz, zamartwiająca się o nie pewną przyszłość, trafiłam do księgarni na Pani książkę. Gdy tylko chwyciłam ją w dłonie wiedziałam, że muszę ją mieć. Od dwóch dni czytam, delektuje się i dziś postanowiłam odwiedzić bloga. Przeglądam wyrywkowo różne wpisy, wiem że na pewno rozgoszczę się tu na dłużej 🙂
Ten wpis wyjątkowo bardzo mnie poruszył, bo sama spotkałam się z krytyka praktyki jogi, że jak jako chrześcijanka mogę otwierać furtkę na demony.Przyznam szczerze, że nigdy przedtem tak o tym nie myślałam, a w rozmowie czułam się głupsza, bo nie miałam wystarczających argumentów, żeby udowodnić że nie robię nic złego, dlatego poddałam się i nie kontynuowałam rozmowy. Ciesze się, że przeczytałam Pani wpis, wiele mi uświadomił.
Tymczasem wracam do lektury książki „Rozmaryn i róże” <3
Pani Agnieszko,
Dziękuję, że dzieli się Pani z nami swoimi doświadczeniami oraz porusza trudne tematy.
Jestem Pani za to wdzięczna, bo przecież pisanie o takich sprawach nie jest łatwe…
Serdecznie pozdrawiam.
A ja chcę aby joga uczyniła mnie lepszym człowiekiem…Mam wrażenie, że wszyscy pragniemy być lepsi w religiach pracach, wyznaniach…a wystarczy doskonalić swoje człowieczeństwo. To ważne czym nasze dusze karminy…jeśli dobrem stajemy się piękni i cudowni, nie potrzebujemy tu nakazów duchowieństwa. Mam wrażenie, że sami powinni uzdrawiać swoje wnętrze. Dla mnie mszą są Twoje książki i mądrość, które za nich płynie. Dzięki nim staję się lepszym człowiekiem, mówię innym że warto cudnym człowiekiem być. Utwierdzam się w tym, ze wartości które przekazała mi moja zmarła mama mają jednak sens, że warto, że inni to doceniają, że to wszystko ma sens, daje spokój. Ze warto czasami iść pod prąd i powiedzieć głośno nie znoszę kłamstwa, że prawda boli, ale wyzwala. Za w głębi serca wierzę, że ból i problemy mijają i jak ja kocham ten stan po wszystkim, kiedy się wszystko zaczyna układać, ból mija, rany się goją. Wierzę mocno, że tam w niebie ktoś czuwa i zawsze mimo wszystko będzie mnie kochał bezgraniczną boską miłością i nie czuję strachu, to zaufanie i wiara…to powinna być podstawa naszego życia. Życia tej cudnej drogi, którą przemierzamy. Walczmy o to by była pełna miłości, prawdy i zdrowia.
Agnieszko, czytam Cię od jakiegoś czasu, książki i bloga. Zazwyczaj czuję spokój i radość, ale tym razem jest inaczej, czytając tan post rodzą się we mnie pytania. Po pierwsze nie ma i Nie Może Być Jednej Wspólnej Religii( czyżbyś dążyła do nowego porządku świata?) JEST JEDEN BÓG A NASZYM PANEM JEST JEZUS CHRYSTUS. Zwiedzasz kościoły i świątynie, modlisz się, to piękne, ale czy uczęszczasz co tydzień na mszę? Czy przyjmujesz eucharystie? Czy korzystasz z sakramentów? Spowiedź daje niesamowita ulgę i spokój, tylko trzeba znaleźć dobrego spowiednika, ale można się o to pomodlić i Bóg nas poprowadzi. Czy masz przewodnika duchowego lub może szukasz go? Czy potrafisz poscic w jakiejś intencji? Czy należysz do wspólnoty chrześcijańskiej aby jeszcze bardziej umocnić się w wierze? Czy korzystasz z mantr chrześcijańskich? Są wspaniałe: Jezu Ufam Tobie, Panie Jezu Chryste zmiłuj się nade mną grzesznikiem, Jezu Ty się tym zajmij, bądź uwolniony Jezu. Czy uwielbiasz Jezusa? Czy czytasz Pismo Święte i prosisz o światło? Pisząc to wszystko mam dobre intencje. „Kto przebywa w pieczy Najwyższego i w cieniu Najwyższego mieszka mówi do Pana ucieczko moja i twierdzo, mój Boże, któremu ufam”. Jezu, Maryjo prowadź nas prostą drogą.
Droga Magdaleno! Masz piękne imię, a Maria Magdalena jest mi szczególnie bliska. O podróży do Niej, do jej serca i mądrości pisałam w mojej najnowszej książce „Rozmaryn i róże”. Jeśli naprawdę chcesz poznać odpowiedzi na pytania, które mi zadałaś to ją przeczytają 🙂
Zadając mi te bardzo osobiste, intymne pytania starasz się wkroczysz w świętą przestrzeń mojej duszy, w której spotykam się ze Stwórcą. Kto daje drugiemu człowiekowi prawo, aby z takim impetem w to intymne, święte miejsce wchodzi, wkraczać bez pukania?
Tą świętą przestrzenią naszej duszy możemy się dzielić tylko wtedy, jeśli sami tego pragniemy, i w takim stopniu, na ile tego chcemy.
Wydaje Ci się, że Ty wiesz lepiej, czego mi potrzeba.
Wydaje Ci się, że Ty wiesz lepiej, jaka jest najlepsza dla mnie droga, abym spotkała się ze Stwórcą.
Wierzysz, że tylko Twoja droga jest słuszna, dobra i tylko ta jest jedyną prawdziwą.
A tych dróg jest wiele, i to jest piękne.
Nikt z nas nie ma prawa od oceny, czy droga, którą dał mu Bóg jest idealna czy nie.
Tak jak ja nie mam najmniejszego prawa, aby oceniać Ciebie i Twojej drogę, tak Ty nie masz najmniejszego prawa, aby oceniać czy moja święta przestrzeń spotkania z Bogiem jest dobra czy nie.
Ego jest podstępne, ukrywa się pod „dobrymi intencjami”, chęcią pomocy, usilną potrzebą „nawrócenia” całego świata na swoją jedynie słuszna prawdę, uwielbia ukrywać się pod religiami. U „nawróconych” i tych „dobrych”, „prawdziwych” wierzących ego bywa wyjątkowo silne, ponieważ czują się lepsi od innych, od całej reszty świata. To do nich przyszedł sam Bóg i to im objawił prawdę. A cała reszta świata się myli…
Dajmy sobie wszyscy prawo, aby kochać i wielbić Boga tak, jak tego pragną nasze serca. Nie po to pisałam ten tekst, aby pokazać przewagę jogi nad religią. Stanęłam w obronie jogi, ponieważ niezasłużenie została napiętnowana. Ja wiem, że celem tego napiętnowania jest chęć zatrzymania wiernych w kościele, aby ze strachu nadal płacili datki. Nie chodzi o dobro drugiego człowieka – i to mnie bardzo boli. Zastraszanie wiernych uważam za przemoc duchową – wyjątkowe, okrutne nadużycie wobec Boga. Napiętnowania osób inaczej wierzących lub praktykujących jogę uważam za niegodne chrześcijan. Tak to czuję i tym chciałam podzielić się z czytelnikami mojego osobistego, prywatnego bloga. W tym miejsce dzielę się swoim sercem i swoją prawdą.
Magdaleno, zamiast zadawać pytania z góry zakładając, że Ty wiesz lepiej, dając sobie nadludzkie prawo, aby kogoś rozliczać i oceniać jego kontakt z Bogiem, rozkwitaj w swojej prawdzie, w pięknie, w świetle i TYM się dziel z drugim człowiekiem. Nie dziel się oceną, ale dziel się dobrem, dziel się swoim doświadczeniem, wzrastaniem, miłością.
Zamiast oceniać zacznij kochać. A miłość wymaga nauczenia się akceptacji drugiego człowieka, z całą jego odmiennością. Właśnie to jest wzrastaniem w Bogu.
Powodzenia!
Uwielbiam ćwiczyć z Tobą jogę. Obie płyty są cudowne! ❤️?? Zawsze po praktyce jogi czuję wdzięczność, odzyskuję spokój i wiem, tak jak pisałaś w książce „Rozmaryn i róże”, że kiedy najbardziej mi się nie chce, wtedy na pewno powinnam odbyć sesję jogi. Energia szybuje momentalnie w górę. A gdyby pojawiła się kolejna płyta byłoby cudownie! ?❤️?Pozdrawiam!
P. S.
Kocham Twoje książki. Prowadzisz również bardzo wartościowego bloga. Gratuluję i dziękuję!
Cudowny i bardzo ważny tekst.
Dziękuję i pozdrawiam z serca
Droga Agnieszko,
Dziękuję za ten piękny i niezwykle ważny teskt. Ja również gratuluje odwagi, poniewaz reakcja (jak widać) może być różna. Na szczęście,dominuje ta pozytywna, z czego niezmiernie się cieszę. Mam podobne zdanie na ten temat co Ty. Uważam, ze strasznie ludzi sprawia, że ludzie z kościoła odchodzą. Wiem to, ponieważ rozmawiałam o tym z wieloma znajomymi, w różnym wieku. Ten który straszy demonami powinien zastanowic sie nad sobą i tym, czy on sam ich nie ma. Kościół musi się zmienić, straszenie wiernych to średniowieczne metody. Sama jestem blizej Boga niż kiedykolwiek byłam, jednocześnie pracuje nad sobą za pomocą modlitwy, medytacji, jogi. Czytam publikacje wielu autorow, czerpie z mądrości wschodu, zachodu. Po prostu słucham dobrych i mądrych ludzi. Bardzo się cieszę, ze jesteś. Dziękuję za Twoja historię. Za dzielenie sie nią i tym samym pomoc innym, również mnie. Zainspirowałaś mnie do zmian, i podążam podobną ścieżką. Im bardziej staje się świadoma, tym bardziej boli mnie, że ludzie sami budują sobie sztuczne podziały, wywołują konflikty. To nie joga jest zła a ludzkie myśli i czyny. Pozdrawiam serdecznie.
Pani Agnieszko mam pytanie zupełnie z innej beczki, kiszę pomidory po raz pierwszy, po zalaniu ich popekały prawie wszystkie, czy tak powinno być? Przetrzymają się na zimę? Jakie są Pani doświadczenia?
Dzień dobry pani Agnieszko.
Prawdę mówiąc tekst ten bardzo mnie zasmucił. Od kilku lat czytam pani bloga . Mam kilka pani książek. Ćwiczę jogę. Z wieloma pani poglądami się zgadzam . Jednakże, czyż ten artykuł nie zbyt krytykujący i oceniający księży? Z drugiej strony, ludzi ćwiczących jogę ukazanie lepszymi od innych. Czyż powinniśmy ludzi wrzucać do jednego worka? Wielokrotnie w tekście pada sformułowanie „księża z ambony „: zastraszają, sieją nienawiść , straszą groźnym Bogiem. Takie rzeczy chyba miały miejsce w średniowieczu. Jestem praktykującą katoliczką i nigdy z ambony nie czułam się zastraszana . Wręcz przeciwnie słyszę o Bogu miłującym każdego, miłosiernego, który kocha każdego człowieka. Śledzę też vlogi ojców dominikanów i jezuitów. W nich również przewodnią myślą jest miłość. Dlatego dziwię się bardzo skąd u pani takie złe doświadczenia. Jeżeli chodzi o jogę, jeżeli jest dobra , to obroni się sama. Nie trzeba przy tej okazji winić księży za całe zło tego świata. Pisze pani, że dzięki jodze oczyściła pani serce i umysł, stała się lepszym człowiekiem i lepszą katoliczka. Wyzbyła się złych emocji. Czyżby na pewno ? Niestety ten artykuł zupełnie temu zaprzecza.
Pozdrawiam.
Bardzo dziękuję Pani Bożeno za ten komentarz. Cały czas pracuję nad sobą. Przecież nie jestem święta. Ja również jestem tylko człowiekiem, który cały czas przechodzi swój proces. A któż z nas go nie przechodzi? Przecież po to tu jesteśmy.
Bardzo znamienne w Pani komentarzu jest to, że stanęła Pani po stronie księży, a nie po stronie odtrąconej kobiety, o której napisałam w tekście. Zupełnie ją Pani zignorowała. Takie rzeczy dzieją się na porządku dzienny, to jest zaledwie jeden opisany przypadek.
Chęć wyidealizowania obrazu księży jest tu mocno zastanawiająca, podobnie jak fakt, że tak wiele dostaję z każdej strony podziękowań za ten tekst (rekordowe ilości), a tak mało osób ma odwagę przycisnąć znaczek „polub” pod tym tekstem (rekordowo mała ilość). Ludzie się boją przycisnąć „lubię”, chociaż tak wiele osób popiera ten taks. Dlaczego ludzie się tak boją? Zastraszanie to sposób działania sekt.
Ten tekst opublikowałam kilka dni temu i od tego czasu mocno we mnie pracuje. Przyglądam się sobie, swoim emocjom i dużo w sobie przepracowuję.
Pragnę uleczyć i naprawić świat – ale kim ja jestem, aby to zrobić?… Mogę jedynie dzielić się moim doświadczeniem, zwrócić uwagę na pewne fakty, a resztę pozostawić Bogu.
Stwórca wie lepiej niż ja co jest dobre, co jest złe i On wie, jak to uleczyć. Wcześnie czy później to zostanie uleczone i naprawione.
Ja mogę tylko dać swoje serce i zaangażowanie w ten proces – zamiast wybrać inną formę spędzania czasu (którego przecież bardzo mi brakuje tak jak każdej pracującej zawodowo matce) siedzę i piszę ten trudny tekst, narażając się na krytykę.
Po co?…
No właśnie, po co to robię?…
Bo tak mi każe moje serce.
Nic na to nie poradzę, że mam takie doświadczenia, a nie inne.
Bardzo bym chciała mieć dobre doświadczenia związane ze wspólnotą kościoła, nawet nie ma Pani pojęcia, jak bardzo bym chciała mieć inne – ale są takie jakie są. Nie opisuję tych doświadczeń w całości, bo po co. Dla wielu osób już samo to, co opisałam jest jak trudne do przyjęcia burzenie iluzji, w którą chciały wierzyć…
Nie jest moim celem oczernianie księży. Pragnę jedynie pokazać, że księża są po prostu zwyczajnymi ludźmi – bo nimi są. Nie są od nas lepsi. Nie są od nas mądrzejsi. No i na pewno nie są nieomylni.
Są zwyczajnymi ludźmi, którzy również popełniają błędy, gubią się, błądzą i mogą się mylić.
Pośród księży są również wspaniali ludzie, mądrzy. Owszem, są. Ale nie wszyscy.
Mnie jako matkę i kobietę zatrważa straszenie dzieci. Szczerze Pani zazdroszczę, że nie słyszała Pani od księży, że joga to samo zło, a poprzez czakry mogą w człowieka wstąpić demony. Nie mam pojęcia jak się to Pani udało…
Przypuszczam, że gdyby Pani to usłyszała, to również by to Panią mocno poruszyło.
Trudno jest mi przemilczeć zastraszanie dzieci, ponieważ uważam to za przemoc duchową. I to właśnie ten fakt stał się dla mnie impulsem do podzielenia się moim osobistym doświadczeniem. Być może uda się dzięki temu uchronić chociaż jedno dziecko przed strachem, który trawi potem jak wirus przez długie lata… Skoro jakiś mężczyzna przyznaje sobie prawo, by bezsensownie zastraszać dzieci, to dojrzała kobieta, matka ma prawo wyrazić swoje zdanie i powiedzieć „Hola hola proszę pana, tak się nie robi. Proszę naszych dzieci nie zastraszać, bo to potem my matki siedzimy przy ich łóżkach w nocy, to my mamy na sobie ciężar i obowiązek wychowania ich w pełnym zdrowiu i spokoju. Proszę nam ich nie zastraszać”. Tak to widzę i czuję.
Skoro w stricte patriarchalnym kościele kobiety nie mają prawa zabierania głosu (od 2 tysięcy lat i XXI wieku również), to nie widzę powodu, aby kobiety, matki, nie mogły wyrażać swojego zdania w inny sposób. Kościół nie jest własnością księży – kościół stanowimy my, wspólnota ludzi, zjednoczeni w Bogu, którzy powinni się wzajemnie wspierać w duchu, w wierze, w świetle, w miłości.
I ja marzę o tym, aby kobiety zaczęły na serio siebie wspierać również w tych tematach. Kościół bardzo potrzebuje światła i mądrości kobiet. My również jesteśmy dziećmi tego samego Boga, a mężczyźni nie są od nas lepsi, mądrzejsi czy bardziej święci.
Pragnę, żeby ludzie byli szczęśliwi, wolni, aby byli dla siebie dobrzy, aby kochali się, wspierali i szanowali swoją odmienność.
Być może jestem naiwną romantyczka, ale cóż, taka właśnie jestem. Wierzę, że świat może być wspaniałym miejscem – bo to zależy tylko od nas.
Nie zmienię świata, ale jeśli uda mi się wnieść chociaż małą cegiełkę i spowodować otwarcie serc chociaż kilku osób, to będę szczęśliwa.
Pani Agnieszko…dziękuję za zmiane tytuły…tak pracujmy nad tym aby byc lepszymi chrzescijanami. Jesli chodzi o krytykę duchowieństwa nie przesadzila Pani. Byla Pani nawet bardzo oszczędna w ocenie. Szkoda mi dziecka ktore katowane jest przez katechetke historiami o chorobach traumach i grzechu. Opowieści sa smutne pełne stachu leku. A ja ucze swe dziecko by milosc do Boga byla cudowna radosna by otwierala serca pomagała innym. By nie zyla w przeswiadzczeniu ze swiat jest zły i czeka na tylko kara. Jakże smutne i pelne leku jest serce katehetki. Pyta Pani kim jest…jest Pani cudnym czlowiekiem który pokazuje ze żyjemy tylko raz i musimy uzdrowić pokochac siebie…wtedy pokochamy innych. Pan Agnieszko dokonuje Pani cudu w naszych sercach..
Dzień dobry,
po przeczytaniu tych wszystkich komentarzy nasuwa mi się jedna myśl, społeczeństwo lubi działać schematycznie, lubi jak ktoś nimi zarządza…… Już nadszedł najwyższy czas, aby to zmienić, należy wziąć za siebie odpowiedzialność i to w każdej kwestii zarówno w duchowej jak i fizycznej. Jestem wychowana w duchu chrześjańskim, samej jogi nie ćwiczę, nie medytuję ale modlę się po swojemu, wierzę w Boga, staram się być dobrym człowiekiem, odpowiednio reaguję jak mi się coś nie podoba. Wszystkie nakazay i zakazy w Kościele jeśli mnie irytują, to ich nie przyswajam, żyję tak jak czuje moje serce, bo serce jest Centralą łączącą nas z Bogiem. I to jest najważniejsze!
„Ci, którym dane jest widzieć , obarczeni są obowiązkiem przekazywania swej wizji z niezachwiana pewnością : to jest właśnie brzemię. Ujrzałeś prawdę, pod warunkiem, że będziesz przekazywał ją innym (…) A więc, jeśli widziałeś, musisz mówić ze współczuciem albo gniewnie i mądrze zarazem, albo w taki lub inny umiejętny sposób, ale musisz mówić. To jest naprawdę straszliwe brzemię, potworne brzemię, bo nie zostawia żadnego miejsca na nieśmiałość. Ewentualność, że możesz się mylić, nie jest żadnym usprawiedliwieniem: możesz mieć rację albo możesz się mylić, ale to nie ma znaczenia. Liczy się wyłącznie to – jak twardo przypomina nam Kierkegaard – że tylko dzięki badaniu i wyrażaniu swojej wizji z pasją, prawda może pokonać opór świata. Bez względu na to, czy masz rację, czy się mylisz, jedynie twoja pasja może zmusić ludzi do odkrycia prawdy. Twoim obowiązkiem jest przyczyniać się – w każdy możliwy sposób – do tego odkrycia, a więc twoim obowiązkiem jest wyrażanie prawdy z całą pasją i odwagą, jaką znajdujesz w swoim sercu. Musisz krzyczeć jak najgłośniej”
Ken Wilber „Duchowość, która przemienia”
Dziś wpadłam na ten tekst i od Razu pomyślałam o Tobie Agnieszko…. Dziękuję, że przekazujesz są wiedzę i miłość dalej.
DGR
Jest to w Ewangelii wg Marka i u Mateusza i brzmi to tak:
Jezus wszedł do świątyni i wyrzucił wszystkich sprzedających i kupujących w świątyni; powywracał stoły zmieniających pieniądze oraz ławki tych, którzy sprzedawali gołębie. I rzekł do nich: «Napisane jest: Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie z niego jaskinię zbójców»
Jezus traci cierpliwość i wykopuje handlarzy ze światyni??? Przewraca ich stoiska??? O co tu chodzi???
Rupert Spira, którego osobiście uważam za najbardziej klarownego „nauczyciela duchowego” na świecie, gdy zapytany o aktywizm w obronie praw zwierząt — tych wiezionych w barbarzńskichh warunkach i codziennie masowo mordowanych „na mięso” w obozach koncentracyjnych dla zwierząt,… oraz tych mordowanych przez ludzi „dla sportu” — odpowiedział, że jest coś takiego jak „natchnione oburzenie”. Że w praktyce duchowej jest czas na stanowcze powiedzenie NIE i konstruktywną interwencję.
Bo gdy widzisz ofiarę bezmyślnej przemocy, na przykład bite dziecko, to nie czas na wyrozumiałość, lecz czas na bezpośrednię akcję by stanąć w jego obronie.
Bo jest to tak jak mówi raczej całkiem mądre powiedzonko: Aby zło tryumfowało, wystarczy aby dorzy ludzie nie reagowali.
Gwoli pełnego zrozumienia: Ja osobiście nie ma nic przeciwko Kościołowi. Wręcz przeciwnie, naprawdę doceniam i szanuję jego rolę w krzewieniu podstawowych wartości moralnych.
Jednak, gdy mam do czynienie z kłamstwem, fałszem i niepoczytalnością zatruwającymi umysły ludzi wokół mnie, niezależnie czy źródłem trucizny jest jakiś ksiądz na ambonie, Trump, Putin czy polityk PiSu, uważam to za mój moralny obowiązek by zareagować.
Pani Bożenko!
mam bardzo podobne doświadczenie. Spotykałam od zawsze fajnych księży i nie mam żadnych złych doświadczeń, ale np. mój mąż, wychowujący się w zupełnie innym środowisku , już zupełnie inaczej – dużo niedobrego . Do tej pory mamy odmienne odczucia , ale na całe szczęście , jesteśmy bardzo dobrym małżeństwem. Moim zdaniem , księża są zwykłymi , normalnymi ludzmi, popełniającymi błędy , potrzebującymi miłości i zrozumienia , przeżywającymi swoje życie tak jak każdy z nas. Zakładam , że każdy ksiądz powinien mieć powołanie do bycia duchownym i ono powinno być codziennie – tak jak pisze Pani Agnieszka – pielęgnowane. Jeżeli jest powołanie do danej pracy – jest empatia, jest entuzjazm , jest wszystko co potrzeba do służenia ludziom. Może tego brakuje….albo jeszcze wiele innych problemów , spraw o których nie mam pojęcia? Dziękuję Pani Agnieszko za artykuł, pozdrawiam .Beata
Namaste
Dziękuję serdecznie za ten wpis, szczególnie w imieniu osób ćwiczących i praktykujących jogę.
Ten artykuł dotarł do mnie, gdyż przesłała mi go jedna z pań, która od niedawna rozpoczęła swoją przygodę z jogą.
Zajęcia prowadzone w małej miejscowości na wsi, w miejscowej szkole, bardzo jej się spodobały. Skupiona na pracy z ciałem oddechem i umysłem praktyka wiele jej dała. Niestety spokój i poczucie szczęścia zakłóciły groźby i ostrzeżenia ze strony dalszych krewnych, ostrzegających ją przed „duchowymi” zagrożeniami praktyki Jogi.
Odbyłem z nią długą i trudną rozmowę, aby zmniejszyć jej wątpliwości i strach zasiany w sercu.
Wysłałem jej wiele opracowań, artykułów o korzyściach płynących z praktyki jogi, również dla życia duchowego.
ALE TEN WPIS, DROGA AGNIESZKO JEST NAJLEPSZY!!!
Jeszcze raz dziękuję.
Agnieszko czy ćwiczenie pięciu rytuałów tybetańskich może być tak korzystne jak Joga Pozdrawiam Beata
Aguś, kochana moja….I’am the light….dziekuję Ci z całego serca ze poruszyłaś ten temat, że wspomniałaś naszą krótką, dla mnie niesamowicie ważną rozmowę. Łzy wdzięczności płyną właśnie strumieniem…..Do zobaczenia Kochana….mój Nauczycielu…
Pani Agnieszko dziękuję za ten cudowny wpis. Po śmierci mojego dziecka joga pozwoliła mi wrócić do równowagi psychicznej jak i fizycznej. Niestety nie raz trafiłam na okropne artykuły, które mówiły że to nic dobrego w Naszej wierze. Ja natomiast nie mogłam zrozumieć, dlaczego coś tak dobrego może być dziełem szatana. Kocham Naszego Boga i wiem że On kocha nas bezgranicznie, ale powstał we mnie bunt. Moi znajomi którzy wiedzieli, że praktykuje dawali mi encykliki i mówili że mam wrócić do kościoła. To tylko pogarszało moją wiarę i przestałam do niego chodzić. Tak jak to Pani pięknie ujęła zastraszenia wpłynęło tylko na niekorzyść. Apogeum złości wybuchnęło u mnie po przyjęciu młodego ksiedza w czasie kolędy. Za pewne był zagubiony ale zganił nas ze poprosiliśmy go aby przyszedł na koniec do nas gdyż właśnie wchodzilismy do domu po pracy a zależalo nam bardzo aby w naszym nowym domu zamieszkał Bóg. Miałam ochotę go wyrzucić bo nie na tym polega nasza wiara! (Zakazach, nakazach,wytycznych) Przecież to wiara miłości, serdeczności i zaufania. Byłam wściekła. Wiem teraz że moje odczucia były prawdziwe i ja nie muszę siebie obwiniać o zło, mogę nadal uczestniczyć w pięknym świadectwie. Joga jest narzędziem miłości i szkoda tylko że tak mało osób jest tego świadoma.
Jak to pięknie napisałaś! Joga jest narzędziem miłości. Cudownie 🙂
Kochana, bardzo Cię podziwiam za tę odwagę, aby siebie ratować i wyjść do światła pomimo tego zastraszania. Bo to wymaga od nas odwagi.
A żal i złość do tych, którzy nas zastraszają i powstrzymują przed życiem w wolności, świetle i miłości musimy w sobie przepracować. Zrozumieć, że to są tylko ludzie, którzy są… zastraszeni. Nawkładano im do głowy wiele toksycznych informacji i przekonań, oni w to wierzą, a brak im odwagi i czystej wiary, aby to zakwestionować, samodzielnie myśleć, samodzielnie sprawdzić.
Pozdrawiam Cie serdecznie i dziękuję 🙂
Dziekuje pani Agnieszko za ten komentarz
Absolutnie podpisuję się pod każdym słowem. Dokładnie tak widzę i czuję Boga, w tych samych sytuacjach dopada mnie smutek. Pozwolę to sobie dalej puszczać w świat, bo dobro należy szerzyć. A tu jest ono dobrze opisane? Serdeczności ?
Dziękuję kochana! 🙂
Ale banały na tym blogu. Oj gdybynie joga to chyba zapanowałaby ciemność. Bardzo duża krytyka kościoła – co znaczy, że joga wcale nie uczy miłości no może poza miłościa do siebie, trochę to egoistyczne. Jezus uczył miłości do bliźniego i Boga nie do siebie.
Pragnę zaznaczyć, że kościół oficjalnie nie zabronił jogi tak jak zabrania aborcji. Spójrzcie na to w ten sposó, że kościół przestrzega przed joga co nie znaczy że zabrania. I trzeba rozłożyć na czynniki pierwsze co to za zagrożenia. Prawda jest, że kto ma w sercu Boga temu nic nie grozi.
Analizowałam temat z czakrami i otwieraniem się na zło i coś w tym jest. Jak poznać czy Bóg jest w moim sercu, czy jest go wystarczajaco aby ustrzec się przed złym
Pani Agnieszko, uważam, że chrześcijaństwo i joga wzajemnie się wykluczają. Pisze o tym katolicki ksiądz urodzony w Indiach i znający sprawę od podszewki o. James Manjackal. Jego artykuł Chrześcijaństwo, a joga znajdzie Pani w internecie. Sprawa jest tam wytłumaczona bez zbędnych emocji i straszenia. Pozdrawiam serdecznie.
Oczywiście, że się wykluczają zwłaszcza jeśli praktykuje się medytacje i śpiewanie mantr. Odnoszę wrażenie, że na tym blogu ludzie wypowiadają się na temat jakiegoś innego Boga i wiedzą lepiej jak kochać Boga aniżeli Kościół Katolicki.
Księża katoliccy w Indiach nie praktykują jogi przywołany we wpisie jeden jedyny ks. Joe Pereira nie może być świadectwem i dowodem na to że joga jest korzystna dla wiary chrześcijańskiej. Dla kontrastu proszę zerknąć na świadectwo Ojca, który był joginem a w końcu stal się zakonnikiem bliskim Jezusowi.
Świadomość o zagrożeniu z medytowania mają jedynie ludzie, którzy wierzą, że istnieje szatan i wierzą we wszelkie opętania. Niektórzy powiedzą że Jezus też medytował a tymczasem Jezus medytował modląc się do swojego Ojca. Prastare mantry Chrześcijańskie np Manaratha – przyjdź Panie przyjdź wychwalają Boga Abrahama a nie jakieś bóstwa hinduskie.
Wszyscy, którzy ćwiczą jogę powinni być świadomi zagrożeń.
Jezus rozmawiał ze swoim Ojcem – czy to nie jest również nasz Ojciec? Każdego z nas?…
Czy praktykując jogę ja wychwalam hinduskie bóstwa?
To jakiś totalny absurd. Skąd pani czerpie taką wiedzę? Czy czytała pani tekst, do którego wysłała pani komentarz? Czy potrafi pani słuchać drugiego człowieka? Czy potrafi pani słyszeć?
Czy pani po prostu wszystko wie z góry i koniec kropka?
Taka postawa kompletnie blokuje rozwój. Ale przecież nie każdy człowiek chce się rozwijać.
Można tkwić w tej samej mentalności do końca swoich dni.
Można.
Ale ja wybrałam inaczej.
I Bóg mnie prowadzi. Amen. 🙂
I ja mam mieszane uczucia. Uwielbiam książki Pani Agnieszki ale do jogi mam dystans. Oczywiście że miłosć i dobro są najważniejsze ale zostaliśmy wychowani przez naszych rodziców w wierze katolickiej i jednak istnieją dla nas pewne zagrożenia. Jak posłuchałam wykładu pewnego księdza o działaniu szatana to się przeraziłam. To nie są bajki. Polecam Pani Agnieszce obejrzenie filmiku z wywiadem księdza o tym jak działa demon. Nie chodzi o straszenie ale o fakty. Joga jest dobra dla innych religii, dla czego u nas nie może być po prostu głęboka modlitwa zamiast medytacji? Sama kiedyś odwiedzałam bioenergoterapeutę. Potem poczytałam że jednak chrześcijanin powinien omijać takie osoby. Gdzieś był fajny wywiad z księdzem opisującym zagrożenia. Ja niestety potem to odchorowałam okropnymi snami i chyba pewnym rodzajem próby zniewolenia. Dlatego od jogi trzymam się daleko. Co innego modlitwa, której pragnę się nauczyć by dogłębnie ją przeżywać. Smutno mi trochę że w opisach książek Pani Agnieszki cała przemiana oparta jest na jodze, bo jeśli jej nie będę praktykować to znaczy że mi się nie uda odmienić mojego życia na lepsze? Nie ma innych metod?
pozdrawiam.
Droga Aniu,
przypuszczam, że jesteś bardzo młodą osobą, trochę zagubioną, która szuka swojej drogi.
Ja jestem kobietą, która ma 49 lat i przeszła swoją drogę. Moja droga jest taka, jaka jest i ja mogę dzielić się moim doświadczeniem, a Ty kochana zdobędziesz swoje własne, indywidualne.
Przez 37 lat mojego życia szukałam różnych dróg i dzięki Boskiej pomocy dostałam nowe, lepsze życie. Przeszłam totalna przemianę i od wielu lat jestem autentycznie szczęśliwa. Opisałam moją drogę w moich książkach i na tym blogu, ale to nie znaczy, że nie ma innych dróg. Ty przecieraj swoje własne szlaki. Ja nie wiem, która z dróg jest dla Ciebie najlepsza – sama musisz ją odnaleźć.
Z Twojego komentarza usunęłam nazwisko księdza, ponieważ na tym blogu staram się publikować rzeczy, które dają nam siłę, zdrowie i wnoszą światło. Ty zdecydowałaś się czerpać nauki i wiedzę od osób, które doświadczyły nawiedzeń i dzięki ich doświadczeniu uczysz się jak się bać. Oglądając takie filmy i relacje otwierasz się na działanie tych sił. Masz nimi przesiąknięty umysł, a ponieważ sama jesteś jeszcze osobą wewnętrznie słabą i niepewną, chłoniesz ten negatywizm jak gąbka. Nie posiadasz jeszcze wewnętrznej ochrony i przesiąkasz tymi wizjami wierząc, że są prawdziwe. W moim przekonaniu nawiedzenia, o których opowiadają niektóre osoby to są INDYWIDUALNE doświadczenia TYCH konkretnych osób. Nie są elementem lub cechą jogi. Ja praktykuje jogę od 12 lat i na mojej drodze poznałam setki, jak nie tysiące praktykujących osób na całym świecie. Wiem, o czym piszę.
Za każdym razem, gdy taka nawiedzona osoba opowiada ze szczegółami o tego typu doświadczeniach, projektuje je dalej, na inne osoby. Zaraża nimi świat.
Powinnaś mieć świadomość, że oglądając takie filmu czy relacje, karmisz tym swój umysł i emocje.
Być może takie osoby czynią to w „dobrej wierze”, aby innych „ochronić”. W rzeczywistości jednak projektują na inne osoby swoje własne demony.
Dlatego ja nigdy, przenigdy takich filmów nie oglądam. Gdybym to robiła, to bym wyrządzała sama dla siebie największą krzywdę. Łatwo jest coś do umysłu wrzucić, ale bardzo ciężko jest to potem usunąć, oczyścić. Ja, podobnie jak święta Teresa podchodzę do swojej duszy jak do świętego miejsca, które trzeba CHRONIĆ jak twierdzy. Nie oglądam horrorów, trillerów, kryminałów, filmów przemocy, nie słucham agresywnej muzyki i nie oglądam relacji osób, które doświadczyły nawiedzeń. Trzymam się od tej ciemnej strony z daleka (nawet, jeśli jest pod sutanną).
Ja wybieram dla siebie nauczycieli, którzy uczą mnie jak żyć odważnie, jak być szczęśliwą i zdrową, a nie jak być przerażoną, zalęknioną i wewnętrznie słabą. Ja uczę się od osób pełnych miłości, miłosierdzia, dobroci, wewnętrznie silnych, zdrowych osób z jasną, dobrą, świetlistą energią.
Ale Ty, droga Aniu masz przed sobą swoje własne życie, swoje własne wybory i to od Ciebie tylko zależy jakich przewodników dla siebie wybierasz.
Moim zdaniem w tej chwili joga i medytacja nie są dla Ciebie idealną opcją, ponieważ nakarmiłaś swój umysł i emocje masą negatywnych wizji i energii. Będziesz je projektowała w swoim umyśle za każdym razem, gdy usiądziesz w spokoju i zamkniesz oczy, aby spokojnie pooddychać. I wtedy z przerażeniem pomyślisz, że to jest medytacja, a więc to jest grzech i wtedy zaczniesz się bać, że coś Cię nawiedzi i sama zaczniesz w swoim umyśle projektować wszystko to, czego się nasłuchałaś i naoglądałaś.
I bardzo, ale to bardzo Ci tego współczuję.
Z pewnością w przyszłości joga i medytacja mogą być dla Ciebie dobrą drogą do oczyszczenia z tych mrocznych, niskich energii, ale przypuszczam, że to jeszcze nie ten etap. Musisz najpierw poczuć jak bardzo pragniesz uwolnić się od lęku i cudzych demonów, spróbować innych metod, a potem poczuć w głębi siebie, że masz dosyć tego duchowego zniewolenia, i poczuć potrzebę, aby autentycznie zawalczyć o siebie, o swoją wewnętrzną wolność, siłę i moc. O przebudzenie dobrego, kochającego Boga w Tobie.
Joga i medytacja są dobre dla osób zdyscyplinowanych i pracowitych. To jest praktyka, która wymaga zaangażowania i czasu, który przecież w natłoku obowiązków trzeba sobie wygospodarować. Joga i medytacja się nie dzieją same – to nasza systematyczna praca, aktywny wkład w nasz osobisty rozwój.
Życzę Ci powodzenia i mocno trzymam za Ciebie kciuki!
A jednak znalazł się mój wpis :), cóż dziękuję za odpowiedź. Młoda bynajmniej już nie jestem . Mam 44lata. Przeczytałam wywiad z Księdzem o którym pisze powyżej Pani Alina i chyba właśnie to podsumowanie o jodze do mnie przemawia. Ja również życzę Pani powodzenia pomimo iż mamy różne spojrzenia dot. wiary. 🙂
” jednak znalazł się mój wpis :)” – nie rozumiem. A dlaczego by się nie miał znaleźć?…
🙂
I dodam, że kiedy potrzebowałam pomocy, Ty od razu mi pomogłaś 🙂 To było jak magia 🙂 A co do niesystematyczności w medytacjach i jodze to teraz robi się coraz cieplej więc to najbardziej odpowiedni moment żeby wyrobić w sobie dobre nawyki 🙂 I jeszcze! Cieszę się że jestem 🙂
Tak mi przyszlo do glowy, ze byc moze pani Alina ma calkowita racje!
Byc moze joga i chrzescijanstwo rzeczywiscie wzajemnie sie wykluczaja.
Ale to zalezy od tego co rozumiemy pod pojeciem chrzescijanstwa.
Bo jezeli „chrzescijanstwo” to jedynie ideolgia, czyli propaganda i pranie mozgu, ktorych celem jast manipulacja jednostka — tak jak tzw. „komunizm”, materializm, radyklany islamizm, czy jakokolwiek inna ideologia — to rzeczywiscie, joga, jako metoda „bezposredniej duchowosci” jest tutaj powazna przeszkoda.
Bo w jaki sposob kims manipulowac, gdy ten ktos ma wlasne doswiadczenia duchowe i wlasny kontakt z Bogiem?
Po prostu sie nie da! 🙂
A poza tym… tak szczerze mowiac… JAKO KATOLIK, KTORY NIE PRAKTYKUJE JOGI.. Jezeli ktos chce doswiadczyc jak naprawde wyglada prawdziwe opetanie przez szatana, to nie nalezy szukac na lekcjach jogi! Wystarczy wlaczyc Radio Maryja!!!
🙂
Zdaniem tego księdza joga i chrześcijaństwo się wykluczają, a moim zdaniem (i milionów innych ludzi na świecie) nie.
Nie tylko się na wykluczają, ale się uzupełniają.
Mamy wiec w tej kwestii odmienne zdania.
Katolicki fanatyzm i joga wzajemnie się wykluczają – TAK. To z całą pewnością jest prawda i podpisują się pod tym w zupełności. 🙂
Pani Agnieszko… to najpiękniejszy i najmądrzejszy tekst jaki czytałam w tym roku. Dziękuję bardzo!
Agnieszko, bardzo dziękuję za ten tekst – całkowicie się z nim zgadzam i pokazuje prawdę i tylko prawdę! Dziękuję Ci za odwagę – tacy ludzie jak Ty (i my, poprzez Twoje słowa i przykład) zmieniają świat na lepsze :-). Na lekcjach religii nie tylko straszą czakrami… ciemnoskórymi emigrantami również…. :/
JOGA TO POKŁON SZATANOWI 🙂
Tak napisała jedna z komentatorek. A tymczasem prawdziwym pokłonem szatanowi jest wszelkiego rodzaju fanatyzm, w tym religijny, nietolerancja oraz… pycha w postaci przekonania posiadania wyłączności na jakąś prawdę, a zwłaszcza o Bogu.
Bo czym się niby różni niepoczytalny fanatyk katolicki w stylu księdza Rydzyka, od jakiegoś niepoczytalnego fanatyka islamskiego? NICZYM. Obaj są tak samo niepoczytalni w narzucaniu innym swojej wersji „prawdy”.
I na tym polega problem tego świata: NIEPOCZYTALNOŚĆ fanatyków, którym w umysłach się ubzdurało, że wiedzą lepiej od Boga jak powinien wyglądać świat i za pomocą PRZEMOCY, czy to psychologicznej czy fizycznej próbują podporządkować sobie innych.
A tymczasem prawdziwa JOGA to forma medytacji,…a MEDYTACJA to jedynie inna forma prawdziwej modlitwy. (Dla wyjaśnienia – ja sam nie praktykuję jogi, szanuję ją).
Św. Ignacy Loyola, twórca zakonu Jezuitów, uznał właśnie medytację za podstawową metodę praktyki duchowej.
A co niby robił Jezus na pustyni przez 40 dni?
MEDYTOWAŁ!
Albo inaczej mówiąc…. uprawiał JOGĘ!
Lecz oczywiście,… wszelkiej maści fanatycy zawsze wiedzą lepiej od nas co powinniśmy robić i jak powinniśmy żyć.
Bóg jest MILOSCIA. Codziennie cwicze joge i dzieki temu powoli lecze sie ze strachu i ucze wybaczenia. Tak bardzo szkoda, ze wiele ludzi nadal nie poznaly tego lekarstwa. Piekny tekst!
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za Pani tekst. Dziękuję też za wypowiedzi Pani czytelników. Lektura komentarzy pod tekstem też była dla mnie wartościowa. Jestem chrześcijanką, podziwiam Pana Jezusa, podziwiam łagodność i nieskończone dobro Maryi, ćwiczę jogę. Joga niemal uwolniła mnie od bólu pleców. To wszystko. Joga to ćwiczenia fizyczne, jogging to ćwiczenia fizyczne, pływanie to ćwiczenia fizyczne. A Bóg jest jeden. Bóg to nieskończone dobro. Wielu księży to zagubione samotne zgorzkniałe istoty. Niestety tylko na takich trafiam co niedzielę. Krytyka, nawet papieża Franciszka, krzyki na wiernych. Wychodzę z kościoła chora…Wracam i czytam Pismo św. Książkę ojca Szustaka i wraca równowaga. Dziękuję za Pani tekst i te słowa o kościele katolickim. Nie tak powinno być W kosciele!
Dziękuję Agnieszko za ten piękny i mądry tekst.
1000% Prawdy !!! Zgadzam się ze wszystkim. Ja ćwiczę jogę już 17 lat a moja przygoda zaczęła się od 2 książek ,, Joga Chrześcijańska w dziesięciu lekcjach- Twój los w Twoich rękach”-‚ J.M. DECHANET -brata Benedykta z Francji i była odpowiedzią od Boga Ojca na moje pytanie: Czy wypada mi ćwiczyć jogę jako osobie wierzącej? , druga pozycja to ,,Ilustrowany przewodnik JOGA”- L. oraz Narayani i G. Rabinovitch bardzo polecam obie te pozycje.
Św. Tomasz przypomina ,, Dobrej budowie ciała odpowiada szlachetność duszy”-jesteśmy więc zobowiązani dbać o zdrowie, jeśli pragniemy zachować czy zdobyć poziom moralny- cytat z pierwszej książki. Tak też zaczęła się moja wędrówka ku Bogu i doskonaleniu siebie w wymiarze fizycznym i duchowym. Po tych latach mogę napisać, że dużo bliżej jestem miłości Boga niż 17 lat temu i wszyscy myślą ,że jestem o 10 lat młodsza (tak tez się czuję) .
Agnieszko dziękuję też za mantry działają cuda.!
Jeszcze raz dziękuję za całe Twoje dobro którym się dzielisz i życzę dużo dużo miłości!
MonikaPW
Droga Pani Agnieszko,
Dziękuję za piękny tekst. Zgadzam się z nim w 100 %, a rozwijając nieco wątek tematu odchodzenia od Kościoła, chciałabym przytoczyć problem zostania ojcem czy matką chrzestną, kiedy się ma tylko ślub cywilny:(
Siostra Mojego Męża poprosiła mnie na Matkę Chrzestną swojego syna. Będąc wczoraj w Kancelarii swojej Parafii usłyszałam z wyrzutem przyjmującego Księdza, że absolutnie nie mogę nią być, gdyż Matka Chrzestna powinna być przykładem dla dziecka, nie żyć w grzechu, itp. „Pan Ksiądz” tak go nazwijmy, nie wykazał się nawet odrobiną empatii w stosunku do sprawy, natomiast wyczułam w jego głosie pogardę oraz kompletny brak zrozumienia. Dodam, że jestem ochrzczona, mam bierzmowanie, a ślub cywilny mam dlatego, że nie mogłam przystąpić do Sakramentu Małżeństwa, gdyż mój Mąż jest po rozwodzie. Unieważnienie małżeństwa Męża to ew. przyszłość. Na koniec: córkę mam ochrzczoną w swojej Parafii.
Z miłością!!!!
Beata z Warszawy
Droga Agnieszko. Łzy wzruszenia mi się lały, gdy czytałam twój tekst. Przeszłam podobną formację oazową, kryzys wiary… a joga pozwoliła mi pokonać lęki, choroby i wytrwać w kościele. Pracuję w szkole i wiem jak traktowane są lekcje religii przez większość księży. Polski kościół sam musi zmienić podejście do ludzi i po prostu zacząć szanować każdego człowieka. Pierwszy raz w życiu piszę jakiś komentarz:) Wiem, że da się pogodzić jogę z naszą religią. Nie boję się rozmawiać z księżmi na ten temat. Kościół to My Wszyscy:) Serdecznie pozdrawiam.
Pani Agnieszko, ja również bardzo dziękuję za ten tekst. Bardzo chciałabym otworzyć się na jogę, potrzebuję ukojenia dla moich emocji, zszarganych nerwów, nie mogę go nigdzie znaleźć, ale – „wiara” mi nie pozwala. Ja też byłam Oazowiczką. Dla mnie też Jezus jest ważny. Ale nie umiem całej naszej religii przyjąć. Nie rozumiem, dlaczego poza Kościołem nie ma zbawienia. Dlaczego joga jest zła. Dlaczego antykoncepcja jest zła. Dlaczego ciało jest siedliskiem zła, a nie, w duchu tego co Pani pisze, źródłem informacji o nas samych, o tym, co się z nami dzieje. Dlaczego mamy codziennie umierać, a nie – żyć. Dlaczego mamy zaprzeć się samych siebie – skąd w takim razie mamy brać miłość, którą mamy darzyć innych, poczucie własnej wartości? Zwłaszcza to ostatnie pytanie bardzo mnie dręczy. Czy mogłaby Pani powiedzieć, jak Pani rozumie ten cytat: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23)? Jestem bardzo ciekawa Pani zdania. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
Pani Agnieszko, widzę że temat kontrowersyjny i wzbudza wiele emocji. Chciałam dorzucić swoje trzy grosze. Mieszkam w Azji i miałam okazję poznać wielu Hindusów, Pakistańczyków, Napalczyków, różnego pochodzenia Arabów itd… Zawsze byłam żywo zainteresowana religiami i dlatego jeśli tylko mogę rozmawiam i wypytuję. A mam łatwy dostęp do ludzi i informacji bo jestem lekarzem. Otóż spotykam cudownych ludzi wszystkich religii świata, czasem bardzo ortodoksyjnych. Z wieloma się przyjaźnię. Wiele hinduskich pielęgniarzy i pielęgniarek z którymi współpracowałam jest chrześcijanami. Posługują często w szpitalach dla muzułmanów. Widziałam takie obrazki: muezin śpiewa wezwanie do modlitwy, muzułmańscy pacjenci klękają na swoich dywanikach, a pielęgniarki stają w kółeczku i odmawiają różaniec. Widziałam Hindusów wyznających religie dużo bardziej ortodoksyjnie niż katolicy ( Starosyryjski Kościół Ortodoksyjny – Chrześcijański) i oni uprawiają jogę, bo to jest ich kultura. W Indiach i w krajach Pólwyspu Arabskiego żyją miliony chrześcijańskich Hindusów i innych narodów, którzy byliby zdumieni gdybym im przeczytała jakie problemy mają Polscy Katolicy. Jeden z nich – chirurg- tłumaczył mi kiedyś: co ty wiesz o chrześcijaństwie? Od jak dawna Polacy są chrześcijanami? Bo my od ok 2000lat, od Św. Tomasza Apostoła!! To była dyskusja o Trójcy Świętej nota bene. Hindusi dzięki swojej starożytnej kulturze m.in. kompletnie nie mają problemu z tym, że Ktoś może być jeden w kilku postaciach! I dziwią się, że nas to nurtuje!! To tak jak z jogą☺️. Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie i bardzo chciałabym kiedyś poznać Panią osobiście. Może jakieś warsztaty… oj chciałabym.
Kasia
No to jest piekne co pani napisala. W moim otoczeniu katolicy mowia, jak oni sa lepsi od innych, a tu prosze. Mozna? Mozna. W UK wsrod swoich znajomych katolikow nie mam problemu z joga, a w PL…… unikam tematu, bo mi sie dostaje…. masakra…
Agnieszko,
Dziękuję bardzo za poruszenie tematu Boga, bardzo czekałam na ten wpis. Jest bardzo wyczerpujący i zgadzam się z każdym słowem. Sama „przebudziłam” się 13 lat temu, to był proces. Cieszę się, że są w Polsce ludzie (i cały czas ich przybywa), którzy potrafią oddzielić religie od Boga. Wiedzą, że zasady którymi kieruje się kościół katolicki były kiedyś ustalone na Soborach, że to ludzie je ustalili, nie Bóg. Muszę niestety przyznać, że moja prawie cała rodzine bardzo mnie „dołuje” i jestem wręcz potępiona przez te bardzo religijne osoby. A tymczasem ja bardzo ubolewam, że ludzie tak dają manipulować się księżom i nie potrafią myśleć logicznie. Są pozbawieni swojej tożsamości przez religie. Religia jest toksyczna i to główna przyczyna wojen na świecie. Czekam na kolejne w tym temacie teksty, mają dużą moc!!!
Pani Mariolu, pisze Pani, że ludzie „są pozbawieni swojej tożsamości przez religie”. To bardzo trafne stwierdzenie. Jednak czy nie właśnie o tym mówił Jezus we wspomnianym przeze mnie cytacie: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje” (Łk 9, 23)? Zaprzeć się samego siebie – czy to nie oznacza pozbawienia się własnej tożsamości? Z drugiej strony, czy Jezus naprawdę tego od nas wymaga? Bardzo mnie to nurtuje.
Pani Paulio,
Moim zdaniem Jezus to był to taki sam człowiek jak my. Jedyne co go wyróżniało z przeciętności to wyjątkowa życiowa mądrość, był po prostu człowiekiem oświeconym w tamtych czasach. Eweangelie powstały wiele lat po tym jak Jezus żył, są tłumaczone z kilku języków, a te które obowiązują w KK są odpowiednio dobrane. Mam tu na myśli pominięcie celowe wielu wątków z życia Jezusa, a przecież to stanowi całość. Tak oto pozostaje w KK wiedza wybiórcza. Jest wielu teologów, którzy piszą wiele o znaczeniu nauk. Ja wychodzę z założenia, że sami jesteśmy panami własnego losu, mamy swój rozum. Jeśli swoimi czynami nie robimy nikomu krzywdy to już samo to wystarczy. Czy ćwicząc jogę i pracując nad sobą można czynić komuś krzywdę? A tymbardziej Bogu? Niektórzy księża nawet nie wiedzą dlaczego joga jest zła. Bo nie jest niczym złym, tylko kościół boi się stracić ludzi spod kontroli tj. całego zastraszania karą za grzechy. Katolicy w większości są ubodzy duchowo. A wystarczy rozdzielić kościół i religie od Boga i już mamy nowy punkt widzenia, nowe możliwości rozwoju. Może właśnie o taki rozwój chodzi Bogu, który jest miłością.
Mariola
Pani Agnieszko, dopiero dziś przeczytałam ten tekst i bardzo chcę za niego podziękować. Przypomniało mi się, jak znajome mi osoby wierzące ( wśród nich także katechetka ) przed naszą podróżą poślubną do Indii ostrzegali nas, żebyśmy uważali. Początkowo myślałam naiwnie, że chodzi im o bakterie, choroby itp. , ale kiedy usłyszałam o demonach i ingerencję w wiarę, przyznam, że zrobiło mi się przykro. Zastanawiałam się, czy naprawdę uważają nas za tak słabe i oddalone od Boga osoby, że podróż może nagle zmienić nasze serca i nastawienie do wiary. Nie tak powinni reagować Chrześcijanie. Za mało niestety otwartości, zaufania i zgody na drugiego człowieka.
Tak bardzo brakuje nam Jana Pawła II…
Po obeserwacji treści komentarzy, widzę że ludzie bardzo sie boją zagrożeń ze strony demonów oraz ludzi, którzy narzucają swoje negatywne myślenie. Proponuję nie rozmawiać z takimi osobami, nie słuchac, nie oglądać bzdurnych i strasznych filmów seriali, nie czytać przrażających historii, wymyślonych po to żeby była lepsza sprzedaż. Oswajając sie z takimi emocjami, już jesteście oswojeni z tą złą energią, która w Waszych umysłachj już tylko rośnie. A później jest zdziwienie taki dobry katolik do kościoła przychodzi regularnie, a jak wyjdzie z kościła to umysł od razu nakarmi negatywnymi informacjami włączonym prawie przez 24h telewizorem. A co potem robi, rozsiewa i wylewa z siebie te wszystkie bzdury, którymi jest na buzowany i karmi tym siebie i innych czyniąck im krzywdę. Złe emocje mają silną moc i dlatego ludzie tak się boją. Oderwijcie się od tych niskich emocji, przyswajajcie i szukajcie tylko poztywnych mocy, odczujecie na własnej skórze poczucie wolności, lekkości i miłości. Wasza iluzja percepcji zmieni się kiedy poczujecie ten stan? POLECAM
Pani Agnieszko, chciałabym na marginesie Pani artykułu, z którym generalnie się zgadzam – ćwiczyłam jogę przez ponad 5 lat i wiele tym ćwiczeniom zwawdzięczam i gdy czuję taką potrzebę nadal trochę ćwiczę, chciałabym napisać o tym, że medytacja może bardzo zaszkodzić osobom z niezdiagnozowaną traumą ( w klinicznym znaczeniu tego słowa ). Dotyczy to zarówno osób dorosłych jak i dzieci, obciążonych tzw. traumą rozwojową. Jeżeli nauczanie medytacji nie uwzględnia informacji o tym, jak wyglądają objawy aktywacji traumy, jak je rozpoznać i jak postępować jeżeli się pojawią może dojść do retraumatyzacji a nawet do rozwinięcia pełnoobjawowego zespołu wstrząsu pourazowego. Znam tę możliwość z autopsji :(. Niestety medytacja nie jest panaceum na stres, lęki i depresję jak to się często przedstawia, w każdym razie nie dla wszystkich. Dla większości osób mogą być bardzo pomocne, dla kilku procent – dramatycznie szkodliwe, jeżeli nie jest prowadzona przez świadomego możliwych komplikacji nauczyciela.
Temat jest stosunkowo mało znany, co dodatkowo komplikuje sytuację osób, którym w toku praktyki zdarzy się aktywacja traumy. Gdyby zechciała Pani zainteresować się tym aspektem medytacji chętnie udzielę wszelkich informacji.
Podobnie jak Pani uważam, że medytacja może być niezwykle dobroczynna. Paradoksalnie, nieformalna praktyka różnych wariantów medytacji okazała się bardzo pomocna w kilkuletnim zdrowienu z tzw. odroczonego zespołu wstrząsu pourazowego , dla którego „czynnikiem spustowym’ była również medytacja. Dlatego nie jestem zwolenniczką ‚wylewania dziecka z kąpielą’, tylko profilaktyki zagrożenia tym, co zdarzyło się mi samej. Dlatego bęe Pani bardzo wdzięczna za kontakt i chętnie odpowiem na wszelkie pytania.
Serdecznie pozdrawiam
Agnieszko,
bardzo nieśmialo wkraczam w ten swiat duchowości. Boje się angazowac w mantry, czy joge, boje się ze jak pojde do spowiedzi to zosatne skarcona, boje się ze nie dostane rozgrzeszenia i nie będę mogla przyjmować komunii, tak wazego dla mnie elemntu wiary. Poki co tylko medytuje kilka minut każdego ranka, ciężko jest mi się skupic i wsluchac w siebie, ale pomimo tego ze moje myśli sa rozbiegane czuje dobra energie, z która zaczynam pozytywnie dzien.
Pozdrawiam
Pani Agnieszko, DZIĘKUJĘ… Jestem w trakcie czytania pani książki „Pełnia życia”, czytając ją mam wrażenie że jesteśmy pokrewnymi duszami. 40 lat poszukuję siebie i jestem w nieustającej podróży zwanej życiem, wdzięczna za każdą chwilę, nawet za te, które nie wzbudzają pozytywnych emocji. Z wielką przyjemnością przeczytam „Rozmaryn i róże” i polecane przez panią inne propozycje. Pozdrawiam serdecznie, Agnieszka.
Kochani Katolicy! Czytam Wasze komentarze i nadziwić się nie mogę że można w 21 wieku bać się jakiś demonów, piszę to bez złośliwości tylko z autentycznym współczuciem. Ateisci nie mają takich problemów i jakimś cudem temat nawiedzeń i opętania omija tę grupę szerokim łukiem. Nie daje Wam to do myślenia? Można prowadzić uduchowione życie poza jakąkolwiek religią, można wierzyć w miłość i dobro nie wierząc w osobowego Boga. Czy bez wychowania w wierze sami wybralibyście katolicyzm? Przecież świat się nie kończy na jednej religii, trzeba szukać swojej drogi do szczęścia, pytać, kwestionować swoje przekonania również religijne i przestać się bać. Odwagi!
Miałam podobny „kryzys”. Patrząc na to, co działo się w ambonach, zaczynałam wątpić w naszą religię ale zawsze byłam przekonana, że COŚ większego istnieje, COŚ przez co wszystko ma swój początek i koniec… Niestety nie wiedziałam czym jest to COŚ 🙂 do momentu kiedy nie przeczytałam właśnie „Pełni życia”. Ta książka jest świetna! Czytając ją, wszystko się przede mną otwierało, poza tym czułam się jakby Twoje wibracje przechodziły na mnie 🙂 wszystkim ją polecam, do tej książki się wraca i to z chęcią!
To nie są moje wibracje – ta książka jest wymodlona, otoczona aniołami, a podczas jej pisania ja starałam się odsunąć moje „ja”, aby te dobre energie płynęły do czytelników. Nie z ludzkiego ego, ale z góry.
I tak właśnie jest – dociera do mnie ogromna ilość głosów, że tak właśnie jest.
Ogromnie się cieszę, że to płynie w świat.
Dziękuję i ciepło pozdrawiam! 🙂
Głęboki tekst. Ciekawe spojrzenie na religię i oczywiście yogę 😉
Kochana Pani Agnieszko 🙂
Bardzo dziękuje Pani za ten tekst. Wzruszyłam się całym sercem. Mam podobne odczucia i myśli w kwestii praktykowania jogi i życia religijnego.
Rok temu zapisałam się na jogę, cieszę się z każdych zajęć, odczuwam coraz więcej witalności i spokoju. Zauważyłam, że poprawiła mi się wydolność oddechowa, co czuję podczas biegania czy jazdy na rowerze. Jestem bardziej uważna na innych, spokojniejsza. Spotkanie z jogą to efekt moich życiowych zmian, dość radykalnych. Rozstania, przeprowadzki, zmiany patrzenia na świat i innych ludzi. Poczucie wolności całym sercem, duszą i ciałem.
Moja rodzina niestety nie akceptuje totalnie mojego nowego sposobu na MOJE życie. Joga była zeszłorocznym „hitem” – gdzie padły właśnie hasła o demonach i czakrach. Właściwie nie mam argumentów na takie zarzuty, bo czuje się niczym średniowieczna kobieta oskarżona o magie… 😉
Dziękuje za ten wpis, daje mi dużo otuchy i spokoju. Wiara jest w życiu ważna, ale to miłość i otwarte serca są najważniejsze <3
Pozdrawiam serdecznie,
Agnieszka
Droga Agnieszko,
Jakis czas temu ogladalem wspanialy brytyjski film „Pride”, czyli „Duma” o strajkach brytyjskich gornikow w latach 80-tych o i gejach i lesbijkach, ktorzy w ramach SOLIDARNOSCI wyrazili swoje wsparcie i przyszli im z pomoca. Ale nie o gejach i lesbijkach tu mowa. Mowa tu o tym, ze jest taki fragment tego filmu, gdy cegla rzucona w okno ksiegarni gejowskiej zawinieta jest w papier z wyzwiskami., m. in. „perwerci”. Na to jeden z gejow reaguje slowami: „Czyz nie jest stara tradycja wsrod gejow, aby przyjac wyzwisko… i nosic je z duma?” I tak sie narodzila historyczna juz idea koncertu benefitowego z udzialem topowej wtedy na swiecie grupy Bronsky Beat, „Brudasy [gornicy] i Perwerci”.
I tak to, 100% heteroseksualnemu mezczyznie, wlasnie przyszlo do glowy, ze byc moze warto by bylo przyjac te wszystkie „wyzwiska” najblizszych w postaci „sredniowiecznej czarownicy” itp…. i nosic je z duma 🙂
Bo NIKT nie ma bladego pojecia o tym jak to jest BYC TOBA.
I NIKT nie ma bladego pojecia o tym czego doswiadczasz, gdy cwiczysz joge.
Dlatego… Czyja prawda ma wieksza wage?
TWOJA?
Czy tych innych?
Oazy to najgorsze co wspominam z okresu nastoletniego. Ale u nas prowadzila je naprawde nawiedzona osoba, dla ktorej wszystko bylo zlem ostatecznym – obojetnie czy kolczyki czy cielesny kontakt z partnerem. Nigdy nie zapomne tez tego jak terroryzowano nas wyrzuceniem z oazy jezeli pojdziemy do liceum innego niz katolickie. Jako, ze moja wymarzoną szkola było normalne (i najlepsze) liceum w mieście to zwyczajnie podziekowalam za wspolprace.
Pani wpis jest odzwierciedleniem tego co dzieje się aktualnie w mojej duszy. Jestem na etapie wychodzenia z depresji, która pielegnowalam w sobie od lat,nie wiedząc że może być inne życie.Czytam Pani bloga od dłuższego czasu jak również Pani książki, jak i książki Osho…przykro mi to mówić ale uświadomiłam sobie ze „klepanie pacierza”rano i wieczorem bardzo mnie dołuje.Mam w swoim sercu Jezusa i wiem że on jest przy mnie ale nie podnosi mnie na duchu to, co Kościół „każe mi robić „abym była szczęśliwa, wręcz przeciwnie…Będąc w depresji nikt-ksiądz,katecheta,siostra nie wyciągnął do mnie ręki pierwszy, wiadomo że chora osoba sama tego nie zrobi pierwsza, a chyba taka powinna być rola Kosciola…Niestety im bardziej otwieram oczy na Życie, na miłość ,tym bardziej oddałam się od formulek koscielnych,Bog jest w miom sercu ale serce odrzuca Kosciol…Milosci dla Ciebie Agnieszko
Lubię Panią i czytam Pani książki. Ma Pani wiele cennych przemyśleń i jest osobą ciepłą, sympatyczną i dbającą o rozwój swój i innych ludzi. Mam jednak wątpliwość odnośnie części tego, co Pani napisała, a dotyczy pomocy uchodźcom. Dziś wiemy, że przemytem uchodźców do Europy zajmują się zorganizowane mafie i nie jest to tajemnicą – dziesiątki artykułów prasowych na ten temat napisano w Polsce i na świecie, nie tylko tamtejsze lokalne, ale nawet włoska mafia pasie się na uchodźcach – przemyt ludzi jest łatwiejszy i bardziej lukratywny niż przemyt narkotyków. Uważam, że nie należy wspierać tego procederu oferowania przetransportowania niebezpieczną drogą morską do Europy za opłatą. Jest to zbrodnia i narażanie ludzi na utonięcie. Kolejna sprawa, że najbardziej potrzebujący zostają na miejscu, bo nie mają pieniędzy na opłacenie przemytu do Europy. Im trzeba pomagać własnie na miejscu w licznych obozach dla uchodźców. I następna rzecz. Nawet Joanna Ochojska potwierdziła, że w tamtych rejonach nie ma sierot, każdy ma jakąś bliższą czy dalszą rodzinę: „Sprowadzanie sierot do Polski z Aleppo nie ma sensu. One mają bliższą lub dalszą rodzinę”. Nie wyrywajmy tych ludzi z ich kultury, bo to dla nich dodatkowa trauma. Europa nie powinna być jedyną wyspą ratunkową dla całej ludzkości, nie pomieści jej. Trzeba pomagać mądrze, pomagać tamtym ludziom stanąć na własne nogi w ich własnych krajach.
Pani Ingo, ja się w ogóle nigdy w życiu nie wyrażałam w żaden sposób o pomocy uchodźcom.
Serdecznie pozdrawiam.
Pod każdym słowem podpisuję się w 100%. Tak jakbym czytała o sobie! Kocham!
Szkoda Agnieszko, że nie masz odwagi umieszczać wszystkich postów. Ja pisałam niedawno, ale nie wkleilas mojej wypowiedzi. Nikogo nie obrazalam, jedynie stawiałam pytania i chyba nawet nie oczekiwałam Twojej odpowiedzi, ale chciałam aby te pytania pracowały jeśli nie w Tobie, to w innych czytelniczkach, które są dalej od Boga. Nie rozeznalas w nich dobrej intencji? ? Pozdrawiam serdecznie, niech płynie w nas dobro.
Magdaleno, nie wiem skąd ta niecierpliwość 🙂
Ja nie zatrudniam sztabu ludzi, którzy zajmują się moim blogiem. Jestem z tym sama, mam dwójkę dzieci, rodzinę, pracę, opiekuję się chorą mamą, podróżuję, prowadzę warsztaty, piszę książki. I pomimo tego, że codziennie wstaję o 4:30 nie udaje mi się wszystkiego natychmiast ogarnąć.
Zrozumienie drugiego człowieka… Warto to w sobie rozwijać…
W Twoim komentarzu użyłaś ciekawego zwrotu „chciałam aby te pytania pracowały jeśli nie w Tobie, to w innych czytelniczkach, które są dalej od Boga”.
Przychodzisz do nas, którzy w Twojej opinii są dalej od Boga niż Ty…
Ty wiesz dużo lepiej, czego nam potrzeba…
Przytulam Cię mocno do serca…
Cześć Agnieszko, dziękuję, że odpowiedziałaś na moje komentarze. Myślałam troszkę, że te niewygodne omijasz … 🙂 dziękuję za poświęcony czas 🙂 Trochę się boję, że mnie znowu zbesztasz 🙂 ale z mojej strony troszkę wyjaśnień. Nie czuję się ani lepsza ani gorsza. Żeby nie było, takie pytania, które poprzednio wymieniłam i podobne stawiam również sobie (czy jestem dobrym człowiekiem, czy jestem wystarczająco dobrą mamą, czy wykorzystuję sytuacje do czynienia dobra?) i jak myślisz, czy na wszystkie odpowiadam sobie zadowalająco? no, niestety nie… Stawiam je co jakiś czas, nie po to aby się zadręczać, ale aby popracować 🙂 Nie możemy cały czas głaskać się po głowie 🙂 Kto wie, może komuś się przydadzą 🙂 Nie osądzam, z daleka jestem od tego, bo kimże ja jestem, żeby to robić? Zgadzam się, że każdy z nas ma swoją drogę do przebycia. Są to różne drogi i każda inna, ale jesteśmy sobie potrzebni. Czuję, że jesteśmy jakby puzzlami tej samej układanki, każdy z nas jest małą częścią większej całości. Kiedyś „przypadkiem” (choć ja nie wierzę w przypadki) trafiłam na Twojego bloga i tak do dzisiaj 🙂 czytam Twoje książki i polecam (aktualnie akurat Rozmaryn i róże, czytam powoli żeby się podelektować). Pięknie piszesz i inspirujesz, chociaż nie ze wszystkim się zgadzam. W moim osobistym odczuciu nie powinno się na równi stawiać Jezusa, Maryi i Buddy, ale nie chciałabym tu „walczyć” na argumenty, nie jestem teologiem, po prostu tak mi podpowiada moje serce. Zgadzam się natomiast z Tobą, że do wiary, do Boga nikogo się batem nie zagoni, tutaj potrzeba miłości, cierpliwości, czasu i modlitwy. O cierpliwość proszę także i ja, jako mama trójki dzieci jest mi to bardzo potrzebne, zwłaszcza na nowo teraz, kiedy zaczyna się kolejny rok szkolny 😉 A Twoje wstawanie o 4.30 rano – szacunek, ja o tej porze wstaję żeby nakarmić dziecko lub wysiusiać starsze 🙂 Marzę o całej przespanej nocy 🙂 Na koniec chciałabym nam życzyć, ciągłego wzrostu, światła i mądrego prowadzenia oraz Bożego błogosławieństwa. (Marzy mi się abyś kiedyś napisała o tym ostatnim temacie, o mocy błogosławieństwa również rodziców względem dzieci, o mocy słowa, jest to temat rzadko poruszany a bardzo ważny). Marzy mi się, bo pięknie piszesz, z serca.
Dziękuję i pozdrawiam.
Ps. Kto wie… tak sobie myślę, może kiedyś się spotkamy i powiemy sobie: …Oo! cześć Agnieszka! 🙂 Oo! cześć Magda! 🙂 I wszystko będzie jasne :):)
Kochana, te pytania o których piszesz moim zdaniem możemy zadawać sobie sami, ale zadawanie ich innym ludziom to przekraczanie ich granicy intymności. Brzmi to jak przesłuchanie, sprawdzian, inwigilacja, spowiedź. Dla mnie jest to nadużycie mojej prywatności, intymności.
Uwierzyłaś, że do dobrej, „prawdziwej” relacji z Bogiem potrzebny jest drugi człowiek, organizacja, religia, sakrament, ksiądz. Dla mnie kontakt ze Stwórcą to najważniejsza, bliska, intymna i NIEUSTANNA relacja. To nie jest wizyta raz w tygodniu w kościele i bezwiedne odmawianie wyuczonych tekstów modlitw. Dla mnie to jest żywa, prawdziwa, nieustanna, autentyczna relacja.
Zaburzenie, zniszczenie tej bliskiej, intymnej, stałej relacji z Bogiem jest dramatem ludzkości i prowadzi do wielkiego osamotnienia, cierpienia i samodestrukcji.
Odkrycie w sobie tego połączenia z kochającym Bogiem jest przebudzeniem.
Wmawianie ludziom, że nie są godni do bezpośredniego połączenia z Bogiem jest największym grzechem, ponieważ zaprzecza to Boskiemu prawu.
Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga i każdy z nas jest tak samo cenny.
Jeśli chodzi o stawianie na równi Jezusa, Maryi i Buddy. Skąd to wzięłaś? Ja piszę, że ponad wszystkim jest jeden Bóg.
Budda był człowiekiem, który doznał oświecenia. Jest dla nas wzorem oświeconego człowieka, który zrozumiał jak wyrwać się ze spirali ziemskiego cierpienia. Nauki Buddy są bezcenne i warto się z nimi zapoznać. Ale Budda nie był Bogiem (chociaż element Boskości jest w każdym z nas).
Jezus to część Boga, która stała się człowiekiem. Doświadczając ziemskiego życia uczy nas, kim naprawdę jesteśmy.
Maryja jest dla mnie ukochana kobietą, która stała się świętą. Maryja uczy nas wielkiej odwagi i niewyobrażalnej wiary, oddania i zaufania Bogu, którymi wykazała się podczas ziemskiego życia. Jest mi szczególnie bliska, jest dla mnie ukochana.
Każda z tych postaci ma dla mnie szczególne znaczenie i nie stawiam między nimi równości. Ponad tym wszystkim jest Bóg – jeden Bóg, od którego pochodzi wszystko, włącznie z oświeceniem Buddy.
Jako chrześcijanka szanują buddyzm. Zachwyca mnie przesłanie o miłości do wszystkich istot, nie rozróżniając kto jest lepszy, a kto gorszy. Kto bardziej zasługuje na szacunek i na życie, a kto mniej. Nasze przykazanie „nie zabijaj” nie jest przecież skierowane tylko do: nie zabijaj ludzi. Ale po prostu – nie zabijaj. Nie rozumiem, dlaczego chrześcijanie zabiją zwierzęta i jedzą mięso. Uważam to za złamanie tego przykazania. I jest to proste – nie trzeba być teologiem, aby to zrozumieć. Prawda jest prosta. Jest bardzo prosta. A im więcej w niej tłumaczenia i filozofowania – tym dalej od prawdy.
Kochana, każdy z nas ma swoją drogę do przebycia. Niektórzy chcą śnić swój sen iluzji, a inni są gotowi, aby już się przebudzić. Ostatecznie, wcześniej czy później wszyscy się przebudzimy, a tylko Bóg decyduje, kiedy jesteśmy na to gotowi. Wszystko jest w rękach Stwórcy. Każdy z nas musi się uczyć – każdego dnia. Dewiza „wiem, że nic nie wiem” powinna przyświecać nam podczas tej ziemskiej podróży, byśmy byli gotowi na rozwój i naukę.
Pozdrawiam Cię ciepło! 🙂
Ps. Osoby, które praktykują jogę i medytację, nie jedzą mięsa i strzegą czystości swoich myśli oraz życia (uważność na to czego się słucha, ogląda, czyta, co i jak się mówi) potrzebują mniej snu i znacznie szybciej się regenerują. Wystarczy 5, maksymalnie 6 godzin snu, aby organizm był wypoczęty. Dla pracującej zawodowo, aktywnej matki jest to naprawdę bezcenne… 🙂
Bardzo się cieszę, że trafiłam na Pani bloga, książki czytam również, czerpię dla siebie bardzo dużo, zmieniam się i zarażam innych. Parę książek podarowałam. Dziękuję
Witaj Agnieszko.
Od kilku miesięcy zaglądam na Twojego bloga. Trafiłam tu, szukając informacji o ciuchach i innych „jogowych akcesoriach”. Bardzo się z tego cieszę. Twoją wielbicielką jestem od lat. Biło zawsze od Ciebie piękno naturalne. Wewnętrzne współgrające z zewnętrznym. Teraz zrozumiałam skąd się bierze. Chodzę na jogę niecały rok. Nie żałuję, że tak późno, bo to niczego nie zmieni. Cieszę się, że w ogóle tam trafiłam. Robię tyle ile daję radę, żeby praktykowanie było dla mnie przyjemnością. I już miałam kilka prób nawrócenia ze złej drogi. Tłumaczyłam podobnie, jak w Twoim pięknym, spokojnym i jakże pouczającym wpisie. Dziękuję. Nic dodawać nie trzeba. Dla mnie podstawą wszelkiego dobra i szczęścia jest miłość i szacunek, a podstawą zła jest agresja. Joga uczy nas szacunku. Dla wszystkich i wszystkiego. I masz rację. Joga jest doskonałym narzędziem, żeby być dobrym człowiekiem i dobrym katolikiem. Jezus przecież też medytował. I jest dobry. Ja wierzę, że Bóg jest jeden, ale każdy nazywa Go po swojemu. I każdy ma rację.
Pozdrawiam. Na pewno będę tu zaglądać. Naprawdę warto.
Ojeej… Agnieszko, trafiłam na Twoją stronę już jakiś czas temu, znalazłam i wypróbowałam cudowne przepisy a teraz, obejrzałam Twój wywiad u Łukasza. Jak ja się cieszę, że trafiłam na ten artykuł. <3 Dosłownie czuję jakbym czytała własne myśli, tyle że znacznie więcej. Ja też zawsze wierzyłam i wierzę w Boga, ale uważam, że wiara i religia to zupełnie dwa inne światy. Niestety jestem antykościelna, nie podoba mi się to, że większość księży to tak naprawdę biznesmeni, którzy tylko czyhają na pieniądze i wręcz pływają w luksusach, robiąc łaskę, że pochowają czy pomodlą się za bliską osobę. Fakt, ktoś powie: nie chodzisz do świątyni dla księdza tylko dla Boga, sakramentów. Problem jednak tkwi w tym, że we współczesnym kościele nie czuje się obecności Boga a sakramenty są ale często za niezłą kasę. Ksiądz też człowiek ale skoro mówi ludziom jak żyć, powinien dawać przykład. Ja rozumiem, musi jakoś żyć i mieć pieniądze ale skoro nawołuje do ascetyzmu – niech sam potrafi sobie pewnych rzeczy odmówić. Skoro straszy piekłem i otchłanią, powinien sam się tego piekła bać i nie robić rzeczy, o których nieustannie się słyszy. To jest mój największy problem w duchowości, w naszej katolickiej wierze, w której tyle hipokryzji… To o czym piszesz – medytacja, joga, Halloween – zło, demony. Wierzę, że Bóg istnieje, lecz niezależnie od tego czy nazwiemy Go Stwórcą czy Istotą Wyższą, wszystkie religie prowadzą do Jednego, a my nie mamy wpływu na to w jakiej religii zostaliśmy wychowani – tak naprawdę jesteśmy zbyt mali by znać dokładnie prawdę na temat tego, jak dokładnie "wygląda" i działa świat duchowy. Mam dużo wątpliwości, wiele nieścisłości i czasem czuję, że w tym wszystkim błądzę, ale daleko mi do ateizmu. Nie pomaga w tym też kościół, który bardziej oddala od Boga niż zbliża. Pomimo naukowych dowodów na ewolucję, patrząc na to w jak złożony sposób skonstruowany jest cały świat i my sami, znacznie bardziej nieracjonalne wydaje mi się myślenie, że świat i cała ta różnorodność powstała ot tak, z wielkiego pierdzielnięcia. Tylko problem tkwi właśnie w tej chorej doktrynizacji, robieniu z ludzi ciemnoty dla zrobienia kasy. Dziękuję Ci za ten artykuł – jeszcze bardziej uświadomiłaś mnie w przekonaniu, że trzeba samemu dotrzeć do Boga i ważne jest wsłuchanie się we własną duszę. Bardzo mi się podoba Twoje podejście do tego tematu – mam niemal identyczne 🙂 Pozdrawiam i wszystkiego dobrego życzę! <3 🙂
Witam,
nie zgadzam się ze zdaniem, że joga i chrześcijaństwo się uzupełniają, Medytacje ignacjańskie to coś zupełnie innego niż medytacje buddyjskie. Przede wszystkim celem medytacji chrześcijańskich jest otwarcie się na Boga, na ludzi, miłość do Boga, a przez nią miłość do ludzi. Tymczasem buddyjska medytacja skupia nas wyłącznie na sobie, na własnej świadomości, stanie umysłu, stawia swoje własne ego na pierwszym miejscu, a Boga spycha automatycznie na kolejne.
Przykro mi, że tak wiele osób pisze tak źle o religii katolickiej, podejrzewam że w innych religiach również są dobrzy i źli ludzie, znam mnóstwo wspaniałych księży, sióstr zakonnych i świeckich katolików, którzy swoim życiem po cichu dają wspaniałe świadectwo, ale o nich nie mówi się tak głośno jak o tych, którzy czynią źle – bo sensacja i zło są ciekawsze i mają większy odbiór.
Proponuję poczytać chociażby encykliki papieskie, np. o ludziach po rozwodach – Kościół nikomu nie nakazuje żyć z mężem który bije i pije… A osoby po rozwodach nie są absolutnie odrzucone przez Kościół, papież wręcz prosi o opiekę nad nimi.
Zastraszanie dzieci również odeszło do przeszłości, proszę zajrzeć do podstawy programowej religii – nikt nie straszy Bogiem, tylko mówi się o Jego wielkiej miłości i miłosierdziu. Wierzę że istnieją przypadki niewłaściwych zachowań katechetów, księży o których głośno słychać, ponieważ są na świeczniku, nie bronię ich, ale doświadczenie nauczyło mnie, że kto szuka złego, to je znajdzie, a jeśli ktoś szuka dobra, to również to dobro znajdzie. Dlatego staram się szukać w ludziach to, co dobre, co pochodzi od Boga i póki co Bóg otacza mnie wspaniałymi, życzliwymi ludźmi, którzy są przy mnie nawet w chwilach nieszczęścia.
pozdrawiam
Magda
Kasiu ,
napisałaś
,,Ksiądz też człowiek ale skoro mówi ludziom jak żyć, powinien dawać przykład. ”
i to jest właśnie jeden z przykładów indoktrynacji
skoro ja mówię dzieciom jak zyć to powinnam dawać przykład- prawda ?
a czy zawsze tak jest ? czy każdy nauczyciel jest dobrym przykładem a jednak nauka która głosi nauczyciel jest dobra niezaleznie od jego postawy – no nie ?
o zbieraniu kasy — na co ?? jedza złote pierogi ? czy diamentowe szynki ?
a tych wszystkich dobrych rzeczy na które potrzebne są pieniadze nie widzimy domy opieki ,hospicja, misje -szkoły , opieka zdrowotna,
a juz całkiem smieszny zarzut że kosciół nie powinien sie wtracac do polityki — a jak się ma zachowywac kapłan kiedy jakas grupa lobbuje za aborcjami na żadanie ? – moze ktoś wymyśli jakis sposób – bo kiedy koś śmie o tym powiedziec na kazaniu to juz jest zarzut że to polityczna działalnosć .
a ten okropny ojcie Popiełuszko – no to dopiero skandal !!!
Najlepszym przykładem ,,działania politycznego „jest list pasterski Piusa XII który zakazał katolikom głosowac na partię Hitlera ( w chyba 1934 r – we wszystkich landach gdzie przewage mieli katolicy ta partia przegrała ) – żródło Przemyslec Historię – Vittorio Messori
albo nawet w internecie zadać pytanie — czy Pius XII popierał Hitlera ? i poczytać
Najlepsza rada to naprawde całych sił szukac prawdy i wtedy zawszę mają mniejsze szanse ci co nas chca zmanipulować.
pozdrawiam bardzo serdecznie
Zosia
Witam Agnieszko!
Dziękuję za inspirację. Dzięki Tobie wstaję rano okolo 6 i delektuję sie wspaniałą poranną energią, która jest lekka i świeża. W związku z tym mam pytanie. Co zrobić z dniami, które stają sie krótsze i za miesiąc o 6 rano może być już ciemno? Może godzina nie ma znaczenia, liczy się to kiedy słońce wschodzi?
Serdecznie pozdrawiam!
Pani Agnieszko,
mam takie same doswiadczenia. Zastraszanie w Kosciele, brak pokazywania milosci i zrozumienia. Joga jako demony, zlo etc etca, jedyna wlasciwa jest ta katolicka wiara. Zaznaczam, byla oazowiczka, tez po rekolekcjach ignacjanskich. Cwicze joge od 6 lat i zaczelam zyc, odzywac, i lepiej sie czuje. Joga jest super i cudowna, nie bede sie rozpisywac. Nie rozumiem tez, i jest to moje osobiste doswiadczenie, jak katolicy czuje sie czesto lepszymi (cytuje naprawde slowa, ktores slyszalam). Pani Agnieszko, cwiczmy sobie joge. A inni, nie robie co chca…..
Pani Agnieszko
przeczytałam Pani tekst z zainteresowaniem. Chciałam dorzucić małą,,cegiełkę”. Nie tylko joga owiana jest ,,złą” sławą.
Spotykam się z podobnym ostracyzmem jako ćwicząca tai chi. Mimo, że ten rodzaj ćwiczeń wywodzi się ze sztuk walki (kung fu), a ja trafiłam na nie, poszukując innego – niż farmaceutyczny – sposobu na wysokie ciśnienie (nadmienię, że nie wynika ono z picia kawy). Ćwiczę od 11 lat. Moim marzeniem jest udział w zawodach, ale to wymaga większych nakładów czasu. Co dają mi te ćwiczenia w skali zdrowia? Unormowany stan ciśnienia, zahamowanie osteopenii, będącej wstępem do dziedzicznej – w moim przypadku – osteoporozy, dużo energii (wystarczy mi 6 godzin snu co dziwi moje koleżanki z pracy) i … znacznie młodszy wygląd. Gdy z przyczyn rodzinnych zrezygnowałam z ćwiczeń na ponad pół roku, nie tylko posypało się moje zdrowie w sensie samopoczucia, odczuwania różnych dolegliwości, ale i pojawienia się urazu stopy (lekarz stwierdził, że i tak mogło być gorzej, gdyby nie poprzednie treningi ). Dlatego efekt pozytywnego wpływu tego sportu na organizm jest niezaprzeczalny.
I wszystko byłoby piękne, gdyby nie…postawa innych ludzi. Pomijam tu żartobliwe stwierdzenia męskiego grona naszych znajomych, kierowane pod adresem mojego męża- ,,oj, to teraz nie podskoczysz”, a odnoszące się do bojowego aspektu ćwiczeń. Boli postawa niektórych wiernych i duchownych, którzy nawet niewiele wiedząc (lub nic!) o tej formie sportu, sypią gromy na ćwiczących. Na szczęście – nie wszyscy, bo nawet wśród duchownych osób można znaleźć osobę mądrą i życzliwą. Ja taką spotkałam – był to doświadczony wiekiem zakonnik. I sądzę, że to spotkanie sobie wymodliłam prosząc BOGA o pomoc, w sytuacji, gdy otoczenie krytykowało mój wybór aktywności do tego stopnia,że zaczynałam mieć wątpliwości.
Serdecznie pozdrawiam Panią i wszystkich czytelników Pani bloga – świadomie piszę czytelników, bo nawet pod tym artykułem są komentarze pewnego Krzysztofa 🙂
Gwoli uzupełnienia. Wzmianka – w moim poprzednim wpisie – o obecności Czytelników, nie tylko Czytelniczek, na przykładzie komentarza Krzyśka (pod omawianym artykułem), nie byłaby pełna, gdybym nie powołała się jeszcze na obecność Tomka 658, Piotra czy Wojtka. 🙂
Brawo Panowie, że tu bywacie.
Pani Agnieszko, od niedawna śledzę Pani bloga. Inspiruje mnie Pani swoją mądrością, ciepłem i spokojem. Chciałabym zacząć wchodzić w świat jogi. Kogo poleca Pani do zajęć? chodzi mi tylko o język polski. Czy Małgorzata Mostowska to dobry wybór?
Agnieszko,
Bardzo dziękuję Ci za tego bloga i cenne informacje, którymi się dzielisz, również za książki, które stały się moimi drogowskazami, znalazłam w nich wiele odpowiedzi na pytania, które od dawna mnie nurtowały. Również interesuję się jogą, którą od jakiegoś czasu praktykuję i chciałabym zakupić Twoją płytę o porannej jodze, której niestety nie ma w sprzedaży. Czy planujesz wznowienie tej płyty? lub nagranie nowej o jodze kundalini?
Pozdrawiam serdecznie
Pani Agnieszko! To wspaniałe, że człowiek się przebudza i niesie tą mądrość dalej, tak jak Pani – dziękuję i podziwiam, bo jestem pod ogromnym wrażeniem. Dodam od siebie, że wyjście z mroku może trwać długo, moje pierwsze ocknięcie było 6 lat temu. Tyle lat pracuję nad sobą, są to ciągłe wloty i upadki, a raczej przebudzenia i lekkie przyśnięcia 🙂 . Chociaż taka lekka „drzemka” też jest potrzebna, jest to jak regres, widzimy wtedy lepiej co nam się już udało i w jakim kierunku zmierzamy, czy kurs jest właściwy. Wiele łez wylałam, dużo lęku odczuwałam, ale i radości i olśnienia. Wiem, że to wszystko jest potrzebne, bo jestem coraz bliżej siebie samej, i to jest wspaniałe!
Chciałabym rozpocząć swoją przygodę z jogą, wiele razy się do tego zbieram, ale jakoś tak wychodziło… (chyba ten racjonalny mózg;-) podpowiadał co innego) teraz jestem pewna chce spróbować. Od czego zacząć? czy muszę koniecznie znaleźć nauczyciela jogi? (w moim mieście nie za dobrze w tym temacie), czy mogę zacząć sama, np. z Pani lekcjami jogi? będę wdzięczna za odpowiedź.
Pozdrawiam ciepło:-)
Agata
W tym momencie przychodzi mi do głowy tylko jedno: dziękuję Bogu za Ciebie Agnieszko! WYSYŁAM MIŁOŚĆ
Kochana. Dlaczego dopiero teraz tutaj trafiłam ?Tyle zła przyjęłam tyle zła dałam . Ciągle szukałam , bo nie zgadzałam się na to co widziałam w kościele i tak mi zbyło z tym źle . Myślałam ,że jestem samotna, myślałam że juz po mnie, nikt nie rozumiał czego chciałam , co mówiłam. Czułam niezgodę i bunt i taką okrutną w tym samotność. I tkwię w sytuacji „bez wyjścia” zły toksyczny związek i praca niszcząca duszę i wszystko nie tak. Nie tacy ludzie obok , nie taka ja. Zrozumiałam że nic się nie zmieni jeżeli sama nie wykonam tej ogromnej pracy. Teraz – od dwóch dni mam nadzieję ,że jeszcze może odmienię swoje życie. Może ono przestanie tak boleć. Nie wszytko jeszcze stracone. Bóg mnie nie opuścił- to ja go wyprosiłam ze swojego życia. Myślałam ,o Tobie że jesteś tylko piękną kobietą , która ma fanaberie i z nudów ,wymyśla przepisy . Że masz wszystko i jak możesz mówić innym -jak mają żyć? Bo nie jesteś w stanie zrozumieć zwykłej kobiety -bez takiej urody i pieniędzy. Przepraszam – po przeczytaniu twojej ostatniej książki zrozumiałam swoją małostkowość i błąd. Jesteś cudem . Dla mnie objawieniem. Długa droga przede mną. Ale wiem że idę w stronę ‚domu” . Dałaś mi kierunek . Resztę pokonam sama .Marzę by poczuć spokój. Nie wiem jak to jest.
A.
Pani Agnieszko bardzo dziękuję za ten tekst jak i za wszystkie inne. Pani blog odkryłam pewnie ze 2 miesiące temu. Straciłam brata w wyniku tej samej choroby co Pani tate…i świat mi się załamał. Dzięki Bogu, psycholog i technikom relaksacyjnym zaczęłam wychodzić na prostą. Ale mój umysł sam kierował w stronę jogi…czułam że odprężenie jest za małe i szukałam…wtedy trafiłam na Pani bloga. Zaczęłam wykonywać 9 uzdrawiających oddechów a do innych podchodziłam z dystansem…aż do dzisiaj gdy przeczytałam ten wpis! ♡ Pani Agnieszko dziękuję Pani za inspiracje, za to że dzieli się Pani swoimi doświadczeniami. Między innymi dzięki temu wiem, że kwestią czasu jest pozbycie się nadmiernych lęków. Ściskam cieplutko ♡
Pani Agnieszko, mieszkam w małej miejscowości, w której nie mam możliwości praktykowania jogi z nauczycielem czy z grupą. Jakie filmy/ nauczyciela poleciłaby Pani na początek na youtube osobie nie mającej do czynienia z jogą? Mam Pani płytę, spróbowałam, joga kundalini nie jest na tą chwilę dla mnie. Dziękuję z góry za pomoc, pozdrawiam
Myślałam, że nie znajdę kogoś kto myśli podobnie i tak pięknie wytłumaczy to co miałam w głowie. Dziękuję. Wychowałam się jako katoliczka, jednak jestem bardziej po prostu chrześcijanką plus uważam, że wszystkie religie są sobie RÓWNE. Że Bóg kocha wszystkich tak samo. Uważanie, że Katolicyzm jest JEDYNĄ SŁUSZNĄ DROGĄ to pycha i paradoks. Niestety coraz więcej ich w Katolicyzmie. Poza tym, Kościół uczy nas niestety w dużej mierze ślepego zawierzenia instytucji. Mogę ślepo wierzyć Bogu, samo słowo wiara oznacza – «przekonanie, że coś jest słuszne, prawdziwe, wartościowe lub że coś się spełni» ale nie jest poparte dowodami. Czemu to co mówią księża, coś co zmieniali przez setki lat, tuszowali to co im było wygodne ma być dla mnie dogmatem? Niestety to co widzę w Kościele to władza. Niekoniecznie oparta na pieniądzac h. Władza nad umysłami ludzi, którzy wierzą ślepo w to co usłyszą i gotowi są zabić w imię swojej racji. Niestety. A to nasi „katolicy” straszą Islamem. Popatrzcie na siebie, jeszcze nikt nie zginął podczas marszu równości, jeszcze nie zabito ososby o innym kolorze skóry, zginęło już za to kilka osób politycznych, a w tym momencie od polityki do kościoła katolickiego jest bardzo cienka linia.
Mądry i wartościowy wpis. Gratuluję życiowej postawy i otwartości na innych. Bije od pani taka lekkość i pozytywną energią. Bóg jest zawsze obok, cichy doradca i przyjaciel. Cierpliwie czeka aż zaprosomy go do swojego życia tylko żebyśmy o nim nie zapomnieli w tym pędzie życia.
Pozdrawiam serdecznie i proszę nie zbaczac z torów bo z tego co psni pisze został obrany dobry kierunek;)
❤️
Super tekst, tego mi było trzeba…
To takie pokrzepiające. Jestem katoliczką i przechodzę aktualnie mały kryzys wiary. Źle się dzieje na świecie, jeszcze gorzej w KK…tyle rzeczy odkryłam na dniach, tyle zła tam jest… Brakuje mi prawdziwej bliskości Boga…to co w KK mnie nie satysfakcjonuje. Czuję się więziona, dosłownie, ‚ budzę’ się z mężem z tego snu po woli. Wiele przed nami ale czuję że to mnie uwalnia, dziś nie byłam na mszy niedzielnej i nie mam zbytnio wyrzutów sumienia, to nie jest wolność dana nam przez Stwórcę, tak czuję. Dlaczego mam mówić komuś o tym że popełniłam błąd? Chodzi mi o spowiedź, to moja relacja z Panem, czemu mam mieć pośrednika w tym…? Czy źle myślę?
Pozdrawiam Panią, bije od Pani tyle dobra♥️
Bardzo dobry blog. Świetne artykuły.