Najsilniejsza i najpewniejsza droga do duszy wiedzie przez ciało.
/Mabel Dodge/
W pewnym momencie mojego życia doświadczyłam poczucia głębokiej dezintegracji. Przestałam wiedzieć kim jestem i czego chcę. Czasami mogłoby się wydawać, że mamy wszystko, a jednak czujemy w sobie głęboką pustkę i tęsknotę nie wiadomo za czym. Wtedy należy przyjrzeć się sobie uważnie. Inaczej niż zwykle, ponieważ jest to nasze wewnętrzne wołanie o potrzebę zmian i rozwój.
Psychologią interesowałam się już jako nastolatka. Przeczytałam na jej temat setki książek i publikacji. Zdecydowałam się nawet na studia psychologiczne. Uznałam wreszcie, że moja wiedza w tym temacie jest już tak szeroka, że sama mogę sobie pomóc, gdy będę miała jakiś problem. Dużo rozmyślałam i analizowałam. Samą siebie, swoje związki, sytuacje zawodowe, towarzyskie oraz rodzinne. Byłam w tym całkiem niezła. Myślenie analityczne sprawiało mi przyjemność, ponieważ dawało poczucie, że nad wszystkim panuję i wszystko kontroluję. „Muszę to przemyśleć” – to była moja odpowiedź na każde zagadnienie. Tak bardzo zagalopowałam się w tym myśleniu i analizowaniu, że pewnego dnia poczułam zupełny chaos w głowie. Moje myśli robiły ze mną, co chciały. Gdy znajdowałam jedną odpowiedź, natychmiast pojawiało się kilkanaście alternatywnych rozwiązań, które rodziły kolejne, i kolejne, i tak bez końca…
Zapragnęłam znaleźć wyjście z tego zagmatwanego labiryntu i pewnego dnia ku mojemu ogromnemu zdziwieniu trafiłam na „kozetkę” psychologa. Usiadłam naprzeciwko Małgosi, terapeutki psychologii Gestalt, zastanawiając się co mnie tam zaprowadziło. Moja własna głowa?
Już na samym początku spotkania zaczęłam bardzo dużo mówić. Miałam przecież tak wiele przemyśleń na niemal wszystkie tematy. Były logiczne i poparte licznymi dowodami pochodzącymi z różnych teorii psychologicznych, książek i wykładów. Moja buzia nie zamykała się aż do chwili, gdy Małgosia zadała mi proste pytanie: „co czujesz?”
Co ja właściwie czuję? Co ja czuję? – myślałam gorączkowo wybita z mojego wywodu. Wszystko, co „czułam”, znajdowało się w mojej głowie. Idąc tym tropem, zaczęłam opowieść o tym, co ja powinnam czuć w tej sytuacji, co prawdopodobnie czuję i co o tym wszystkim myślę. Małgosia wysłuchała mnie ze spokojem, po czym powiedziała:
– No dobrze, wiemy już, co o tym myślisz, a teraz opowiedz, co c z u j e s z.
Gdzie jest we mnie ten punkt, który odpowiada za czucie? W którym miejscu mam go szukać, jeśli nie w głowie? – zastanawiałam się całkowicie zagubiona. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie i nie byłam z tego zadowolona. Byłam bezradna i chciało mi się płakać.
Od dziecka uczymy się w szkole logicznego, analitycznego myślenia. Nasz system edukacji nastawiony jest niemal wyłącznie na rozwijanie lewej półkuli mózgowej, która odpowiada za intelekt. Czy ktoś uczy nas korzystania z intuicji, słuchania wewnętrznego głosu oraz odczytywania sygnałów, które przekazuje nam nasze ciało? Czy uczymy się poprawnego oddychania i słuchania swoich najgłębszych pragnień? Nie. Krok po kroku, rok po roku przestajemy być świadomi siebie. Stajemy się rozszczepieni, zdezintegrowani i zupełnie zagubieni. A także samotni, ponieważ nie mamy kontaktu z najważniejszą osobą w naszym życiu – ze sobą. Bez tego kontaktu nie jesteśmy w stanie zbudować żadnej zdrowej, autentycznej relacji z drugim człowiekiem, ponieważ nie widząc i nie czując siebie, nie widzimy i nie czujemy innych.
Podobnie jak większość ludzi najbardziej zaufałam swojemu mózgowi. Czy to jedyny organ, jaki posiadam? Czy inne są mniej ważne? Wiara w intelekt i potęgę umysłu była jedną z największych pułapek i iluzji, jakim dałam się złapać.
Co nam mówi nasze ciało?
Każdego dnia wysyłamy tysiące sygnałów na temat swojego samopoczucia. Wysyłamy je nieświadomie do naszego otoczenia, ale również, a może nawet przede wszystkim do samych siebie. Za pomocą naszych ciał nasza podświadomość komunikuje się z nami i wysyła ważne informacje. Czy potrafimy je zauważyć, dostrzec i odczytać? Ja nie umiałam.
Moim pierwszym zadziwiającym odkryciem było to, że właściwie nigdy nie było mnie jednocześnie w całości w jednym miejscu. Gdy moje ciało znajdowało się w porannej kąpieli, mój umysł wędrował albo do wydarzeń z przeszłości, albo planował przyszłość: co zrobię w ciągu tego dnia, za tydzień, za miesiąc… Zdarzało mi się wyjść z wanny zupełnie wyczerpaną, bo w ciągu 10 minut przebyłam długą podróż w czasie, rozwiązując po drodze liczne problemy, które być może nigdy się nie zdarzą. Zwykle znajdowałam się w przeszłości lub w przyszłości, ale prawie nigdy TU i TERAZ. Byłam tak bardzo zajęta analizowaniem wszystkiego, że nie widziałam i nie czułam tego, co TERAZ naprawdę jest. W takiej sytuacji żaden człowiek nie może czuć się zintegrowany, spójny i spokojny, ponieważ jest rozbity na kilka organizmów, a każdy z nich robi coś zupełnie innego. Ja też tak się czułam.
Takie poczucie jest bardzo męczące i prowadzi do wyczerpania, bo zużywamy energię na działania, które nie są konstruktywne. Nie czerpiemy siły z obecnej chwili bezpieczeństwa i spokoju, ponieważ jesteśmy nieobecni.
Jak nawiązałam kontakt z własnym ciałem?
Moją naukę bycia TU i TERAZ, która wiedzie do autentycznego zrozumienia tego, co czuję, rozpoczęłam od świadomych spacerów. Codziennie, niezależnie od pogody, szłam przynajmniej na pół godziny do parku. Spacerując, doświadczałam tego, co jest wokół mnie, i tego, co dzieje się ze mną w danej chwili. Nie z moją głową, ale ze mną w tym parku. W każdym stawianym przez mnie kroku. Jak mówi moja przyjaciółka Emilka, „doznawałam”.
Ze zdziwieniem odkryłam, że spacerowałam w tych parkach dziesiątki lub nawet setki razy, jednak wcale ich nie widziałam i tak naprawdę wcale w nich nie byłam. Teraz zaczęłam dostrzegać światło przenikające przez liście drzew, miliony barw, czułam wiatr na skórze, zapach trawy i ziemi. Uśmiechałam się jak dziecko na widok niezwykle zapracowanej wiewiórki. Czułam też samą siebie, każdy swój oddech i krok. Zaczęłam przyglądać się swojej postawie. Przez wiele lat, chodząc po parku, patrzyłam na drogę. Miałam wzrok wbity w ziemię, myśli skupione na analizach i lekko przygarbioną postawę. Postanowiłam sprawdzić, jak się czuję, gdy idę wyprostowana, patrzę przed siebie i widzę wszystko wokół. Okazało się, że jestem lekka i swobodna. Mój umysł zareagował natychmiast na zmianę postawy. Gdy idziemy wyprostowane, z czystą, swobodną głową, na twarzy automatycznie pojawia się uśmiech.
Umysł ma wpływ na nasze ciało, postawę i sylwetkę. Ale również ciało ma taki sam wpływ na umysł. To działa w obie strony.
Gdy nauczyłam się odczytywać sygnały napięcia, które wysyła moje ciało, zaczęłam przyglądać się innym ludziom. Byłam zaskoczona, jak wiele można powiedzieć o stanie ich ducha, obserwując jedynie sylwetkę. Dłonie zaciśnięte w pięści, przygarbione plecy, zmarszczone brwi, niekontrolowane, nerwowe ruchy kolanem świadczyły o ich złym samopoczuciu. O symptomach napięcia nerwowego możemy czytać w książkach i uczyć się na wykładach, jednak jest to jedynie teoria. Staje się prawdziwą wiedzą i wiąże z doświadczeniem dopiero wtedy, gdy odnajdziemy je w sobie, rozpoznamy i nazwiemy. Są to sygnały uniwersalne, bliskie każdemu człowiekowi, ponieważ wszyscy jesteśmy gałęziami tego samego drzewa. Rozumiejąc i czując siebie, zaczynamy rozumieć i czuć innych ludzi. Wtedy kończy się poczucie osamotnienia.
Zacznij słuchać siebie
Każda prawdziwa przemiana jest procesem stopniowym i powolnym. Jeśli osiągniemy chwilową świadomość, staniemy jedynie na początku drogi. Wprowadzenie zmian w naszym myśleniu wymaga czasu. Przyglądanie się sobie, łapanie się na tym, że myśli uciekają w inną stronę (co będą robiły, bo do tego przywykły), jest długotrwałym procesem i nie przyniesie natychmiastowych efektów. Nie zmienimy sposobu, w jaki przywykłyśmy myśleć przez lata, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To jest trening, nauka czegoś zupełnie nowego. Umysł musi mieć czas, by się przystosować do zmieniającej się sytuacji i zacząć wysyłać zupełnie inne informacje. To jest jak przebudzenie ze snu, który trwał przez wiele długich lat. Warto jednak starać się obudzić, ponieważ nowe spojrzenie na świat jest prawdziwą i bezcenną wartością. Daje poczucie spokoju i świadomości, które otwierają nas na radość.
Uważne spacery były moim pierwszym krokiem. Następnie nową świadomość zaczęłam przenosić na inne obszary życia. Wszystkie. Nauczyłam się dostrzegać proste przyjemności i czerpałam z nich wielką siłę. Dzięki temu mogłam napisać Smak życia, który powstał z prawdziwej radości przebudzonej świadomości. Nauczyłam się BYĆ w gotowaniu, krojeniu, nakrywaniu do stołu. Nauczyłam się BYĆ w kolorze pomidora, papryki, bakłażana i szafranu. W każdym zapachu, widoku i smaku. Czerpanie z tego, co JEST, rodzi poczucie prawdziwej wdzięczności. Ja naprawdę wtedy zrozumiałam, czym jest smak życia! I nie mogłam pojąć, jak mogłam przez tak wiele lat trwać w stanie hibernacji i uśpienia. Jak mogłam nie zachwycać się, nie doceniać i nie dziękować za to, co jest w danej chwili. Gdy jesteśmy świadomi tego, co jest tu i teraz, możemy wgryzać się w życie, chwytać je garściami, zanurzyć się w nim, smakować je i czerpać z niego radość. Bo życie jest tylko TU i TERAZ. Nie istnieje nic poza tą chwilą.
Dziekuje za te slowa.Tego wlasnie potrzebowalam dzisiejszego wieczora.Tu i teraz…dziekuje:)
A ja ciepło pozdrawiam ☺
Dziękuję za ten wpis. Ja ciągle pracuje nad byciem tu i teraz. Odkąd zostałam mamą, jest to dla mnie wyjątkowo trudne, w mojej głowie wiruje wiele myśli, praca, sprzątanie, zakupy, gotowanie, prasowanie, ogród, zabawa z dzieckiem, niezałatwione tematy, planowanie kolejnych dni… i tak ciągle. Wiem od czego zacząć i postaram się to zmienić. Jutro zabieram psa i wyruszam na „uważny” spacer:)
Ja doskonale wiem jak trudno jest to wszystko pogodzić. Dlatego niezbędne są takie chwile dla siebie. Żeby odetchnąć, pooddychać i znaleźć wewnętrzną przestrzeń. Pozdrawiam ciepło ☺
Pięknie napisane, jak zawsze zresztą .Ja już łapię się na tym ,że codziennie rano otwieram w fb w oczekiwaniu na Pani wpis albo przepis .Pozdrawiam 🙂
To dla mnie niesamowicie miłe. Dziękuję. W takim razie do następnego spotkania ☺
Niesamowite, że to co teoretycznie najprostsze jest często tak trudne i ukryte przed naszymi oczami.
A największe skarby świata ukryte są w… naszych sercach. Ale czasem musimy spróbować wszystkiego innego, bo przekonać się o tej prostej prawdzie ☺
Dziękuję… jestem na drodze przebudzania i czasem gubię się bardzo, Pani przykłady pomagają mi przybierać odpowiedni azymut – dziękuję i proszę pisać do końca świata i jeden dzień dłużej:)
☺ To jest nie łatwa podróż, ale wspaniała, najważniejsza, a jej efektów nie sposób nawet przewidzieć… Więc podróżujmy dalej wspólnie ☺
Bardzo prawdziwe i tak trudne do wykonania ale każdy powinien spróbować. Ja dopiero niedawno odkryłam że zaczęłam cieszyć się tym co jest tu i teraz, a to wszystko dzięki synkowi, każdy dzień jest piękny i ciekawy, milion pytań, uśmiech, rozmowy, płacz, tęsknota……. Dzieci uczą jak żyć wystarczy tylko się na to otworzyć. Pozdrawiam pani Agnieszko
Oj tak dzieci nas uczą, czasem przez zmęczenie i płacz, czasem przez wielkie, nagłe, niespodziewane i zachwycające radości…. Pozdrawiam ciepło ☺
„Nauczyłam się BYĆ w gotowaniu, krojeniu, nakrywaniu do stołu. Nauczyłam się BYĆ w kolorze pomidora, papryki, bakłażana i szafranu. W każdym zapachu, widoku i smaku. Czerpanie z tego, co JEST, rodzi poczucie prawdziwej wdzięczności”. Pięknie ujęte! Niczym kolorowe zdjęcie z pełnego życia:) Serdecznie pozdrawiam:)
Bardzo się cieszę, że mogę zainspirować i pokazać piękno w codzienności ☺ Ciepło pozdrawiam ☺
Namaste Pani Agnieszko 🙂 Mądry tekst!
Tu i Teraz, Uważność nadają sens życiu, którego ciągle jesteśmy spragnieni. Sztuka trudna, ale warta podjęcia wysiłku.
Wszystkiego dobrego na drodze uważności 🙂
Dziękuje! Trudna na początku, ale z czasem staje się łatwa. Tak jak jazda na rowerze. Najpierw musimy uważać, żeby się nie przewrócić, a potem cieszymy się już wolnością, którą daję pęd powietrza. Pozdrawiam ciepło! ☺
Jestem obecnie w takim momencie swojego życia w jakim nigdy nie chciałam się znaleźć. Los ułożył się tak, że jest to dla mnie czas wielkiego dramatu, dlatego czytam ten wpis i pomimo tego że podoba mi się to co czytam wiem, że nie chce być tu i teraz. Chciałabym znaleźć się bardzo daleko od tu i teraz. „szczęście, nieszczęście, kto to wie” pamiętam tą przypowieść, ona jest mi obecne bliższa. W tej chwili staram się ciągle podnosić, pomimo nieustających ataków losu i głupim niczym nieuzasadnionym optymizmem zerknąć nieśmiało w przyszłość, szukać jakiś śladów szczęścia. Nie chce być tu i teraz.
Wiem, znam to uczucie. Ja moją naukę uważności zaczęłam właśnie w takiej dramatycznej dla mnie chwili. Czasem tak to już w życiu jest, że jak się wali jedna rzeczy, to kolejne również. Tak było w moim przypadku. Mój Tato umierał na raka, mój związek przeżywał totalny kryzys, nie wiedziałam co dalej będzie z moją rodziną, o innych rzeczach nie będę nawet pisała, bo nie chce licytować się na ilość nieszczęść. W każdym razie był to moment, który niektórzy mądrzy ludzie nazywają „ciemną nocą duszy”. Spotyka nas wszystko to, czego nigdy nie chcieliśmy doświadczyć. Ból i strach. Niewymowne cierpienie. I ten właśnie moment jest dla nas wielką szansą. Oczywiście możemy to docenić dopiero z perspektywy czasu. Ja uczyłam się być Tu i Teraz w momencie największego dramatu. Świadomość i uważność tego, co jest wokół mnie działały na mnie jak kubeł zimnej wody. Wyrywały mnie z klaustrofobicznego poczucia nieszczęścia. W moim życiu wszystko się waliło, ale drzewa nadal rosły, słońce wschodziło i zachodziło, kwiaty pachniały, ludzie kupowali chleb, dzieci się śmiały i rozbijały sobie kolana… To moje bycie Tu i Teraz było dla mnie ratunkiem, bo ja nie była w dramacie, ale w życiu, które było wokół mnie. A ja zaczęłam je dostrzegać. I to mnie ratowało. Dodawało siły i wiary. Więc może jednak warto spróbować? Ostatnio mam obok siebie książkę „Sekret szczęścia” Marcie Shimoff. Mnóstwo wzmocnienia na trudne chwile. Bardzo ją polecam i ciepło pozdrawiam! ☺
Agnieszko, jak ja to rozumiem! Wciąż nie potrafię przestawić się z myślenia na czucie. Nie wiem co chcę, lubię, czuję. Trudno jest mi często podejmować decyzje w życiu. A logiczne wybory nie zawsze są dla mnie trafione. Istna męka. Mam jednak nadzieję, że kiedyś wreszcie załapię o co w tym chodzi i przestawię się na stałe. Bycie tu i teraz bardzo mi pomaga.
To wszystko już w nas jest. Odpowiedzi na wszystkie pytania. Trzeba tylko uciszyć, uspokoić cały chaos, żeby siebie usłyszeć… Ciepło pozdrawiam ☺
To nieprawdopodobne uczucie ?! Czytam Pani tekst i czytam o sobie! Właśnie w takim samym kontekście, prowadzę korespondencję z osobą bliską memu sercu. Powierzam myśli i troski, które we mnie „zalegają” dla samooczyszczenia i dla odnalezienia właściwej drogi własnego „ja”. Dziękuję za ten jakże wyczerpujący tekst i deklaruję, że już jestem Pani wierną czytelniczką 😀
Bardzo się z tego cieszę! Ja właśnie wszystkie teksty piszę do „przyjaciółki”, która jest w czytelniczkach mojego bloga 🙂 Ciepło pozdrawiam 🙂
Wspaniały tekst. Idealnie trafia w moje zabiegane życie. „Tu i teraz” i „co czujesz” idealnie wpasowały się w moje przeżycia mentalne. Zatrzymałam się i pomyślałam, co czuję tu i teraz… i nagle wrócił utracony humor. Dziękuję za tego bloga, to mój codzienny przystanek i refleksja nad sobą. Pozdrawiam 🙂
Dokładnie tak to działa. Dziękuję i bardzo ciepło pozdrawiam ☺
Pani Agnieszka,
dziękuję bardzo za wszystkie mądre i piękne posty, odkąd je czytam wszystko nad czym zastanawiałam się, pracowałam stało się jaśniejsze i prostsze. Moim problemem jest jednak nie umiejętność wyłączenia myśli i ciągłe „grzebanie” w przeszłości zamiast żyć teraźniejszością. Postaram się małymi kroczkami zrealizować to o czym Pani pisze bo bardzo pragnę zmienić jakość swojego życia a przez to także jakość życia moich bliskich. Potrzebuję nauczyć się medytacji. Czy mogłaby Pani poradzić jakieś szkoły medytacji, techniki? Od czego mam zacząć? Muszę nauczyć się panować nad swoimi myślami:-)
Jeszcze raz Dziękuję! Jest Pani cudowną osobą!
Pani Olgo kochana, rozmyślanie o przeszłości zupełnie pozbawia nas energii i nie pozwala iść do przodu. Zatrzymuje nas i blokuje. Już sama Pani doszła do tego, że nie daje to szczęścia, a wręcz przeciwnie. Cóż, umysł trzeba zwyczajnie ćwiczyć, tak jak mięśnie na siłowni. Chodzi o to, by stawać się świadomym swoich myśli i wyłapywać wszystkie „ucieczki“ umysłu w przeszłość. Zatrzymywać to jak najszybciej. Ucinać i zajmować umysł czymś bardziej produktywnym, pozytywnym, rozwijającym i dobrym. Proszę mi wierzyć, tego naprawdę można się nauczyć. Ja jestem tego najlepszym przykładem :).
Jeśli chodzi o medytację – już przygotowuję cały materiał na jej temat, który wkrótce opublikuję. A tym czasem ciepło pozdrawiam i życzę wytrwałości w budowaniu swojego lepszego świata, który jest… w Pani ☺
Pani Agnieszka,
dziękuję za odpowiedź, bardzo na nią czekałam. Napisała Pani to, co już w sumie wiem ale to, że jest to możliwe wystarczy tylko chcieć i pracować nad swoimi myślami dodało mi otuchy i od dziś nie użalam się nad sobą tylko Żyję!
Dziękuję za publikacje o medytacji, bardzo pomocna.
Pięknych i radosnych chwil w życiu życzę Pani!
Wspaniały wpis. Pełny optymizmu, świezości. Gratuluję talentu. Jeśli chodzi o życie tu i teraz, to od najmłodszych lat jesteśmy bombardowani sprzecznymi ideami, pomysłami na życie. jest przyszłość, odhaczanie kolejnych punktów życia: szkoła, praca, małżeństwo, dziecko… a głowa ciągle w przyszłości, analizuje przeszłośc jakby miało to jeszcze znaczenie, jakby przyszłość miała na pewno sie zdarzyć, a tutaj klops… tego co było Już nie ma, tak samo jak nie ma tego co będzie.. jest tylko TU. To trudniejsze niż się wydaje. Pozdraowienia
Matko…siedzę sobie „w pracy”, w recepcji, w pewnym hotelu, nad jeziorem (jednym z wielu na Mazurach) trafiłam tu przypadkiem, za namową kolegi, tak samo jak „przypadkiem” znalazłam tego bloga o 3 nad ranem… I teraz nie wiem czy to wszystko jest takim prostym przypadkiem, bo jeszcze nigdy nie miałam czasu na przemyślenia o swoim życiu tak jak w tej pracy…W ciszy od wszystkich i wszystkiego, i w dodatku w takich okolicznościach przyrody. Chyba nic nie dzieje się bez przyczyny. Czytając ten wpis chciało mi się płakać, bo tak właśnie ostatnio pomyślałam o swoim życiu, że jestem w nim w ogóle nieobecna, że ciągle wiszę pomiędzy tym co było, a tym co przyniesie los…. (?) I tak naprawdę „nie-żyję” tylko wegetuję.
I teraz dopiero nie wiem co zrobić?
Dziękuję za to „trzęsienie ziemi” i serdecznie pozdrawiam!
Wow, taki komentarz to niezła petarda! Dziękuję bardzo! Trzymam kciuki za zmiany! Wszystkiego dobrego na Nowej Drodze Życia ☺ Pozdrawiam ciepło!!!! ☺
Pani Agnieszko, na wstępie gratuluje cudownego bloga. Trafiłam na niego parę dni temu i była to miłość od pierwszego wejrzenia.
Pisane przez Panią artykuły są kwintesncją tego, co lubię najbardziej…kuchnia, moda, ruch,ale nade wszystko duch!
Dziękuję za pełne optymizmu słowa, przeżywając trudne chwile, człowiek szuka jaiegoś punktu zaczepienia, ucieka od codziennego natłoku myśli …Pani bolg jest właśnie takim punktem, przystankiem… Zatrzymam się..poczytam…przemyślę …i od razu lepiej.
Nadmienię również o tym, ze Pani blog służy nie tylko mojemu duchowi. Od paru dni stosuję dietę rozłączną i rytuały tybetańskie i już czuję niewielką różnicę, w tym jak moje ciało funkcjonuje. Uczucie cudowne, niech taki stan trwa jak najdłużej!!!
Dziękuję za te słowa i cudowną energię! Czuję się nią naładowana, by robić jeszcze więcej. Przesyłam Anioły… ☺
Pani Agnieszko, o Pani blogu dowiedziałam się niedawno, słuchając wywiadu w internecie z Pani udziałem.
Bardzo mnie zaciekawiło to co tu Pani pisze i za to bardzo dziękuję.
Właśnie jestem po przeczytaniu tematu TU i TERAZ i nie ukrywam bardzo mnie on wzruszył.
Jestem teraz w rozsypce swojego życia. Mam 38 lat, jestem sama i często mam poczucie, że moje życie płynie z dnia na dzień, bez żadnego entuzjazmu i nie umiem się z niego cieszyć. Myślę, że moim głównym problemem jest samotność, bardzo mi ona dokucza i nie umiem sobie z nią radzić. Często wracam do przeszłości i żałuję moich niektórych decyzji, bo być może byłoby teraz inaczej, lepiej.
Pomimo tego co napisałam dziękuję za to co Pani robi. Czytając tego bloga na pewno wielu osobom Pani pomaga.
Pozdrawiam cieplutko.
Pani Moniko, proszę zostawić przeszłość. Rozpamiętywanie i gdybanie to najlepsza i najpewniejsza droga do unieszczęśliwienia siebie. Z drugiej strony myślenie o przeszłości nie pozwala nam iść do przodu. Proszę przeszłość zostawić. Co było to było. Zamknięte drzwi. Koniec. Gdy umysł będzie powracała do rozpamiętywania przeszłości (a będzie bo jest do tego przyzwyczajony) to proszę natychmiast koncentrować uwagę na tym, co jest teraz. To jest taki trening umysłu – jak na siłowni. Umysł trzeba kontrolować i usidlić, żeby nie dryfował bez sensu, na rafy i mielizny. Dosyć już czasu Pani straciła! 🙂 Myśli o przeszłości trzeba zamienić na inne, celowo wybierając np. myśli o celu, o marzeniu, o tym kim chcę być, jaka chcę być, co pragnę osiągnąć. Albo na modlitwie. Trzymam kciuki i pozdrawiam ciepło! 🙂
Bardzo Pani dziękuję za radę i tą mądrość, która od Pani płynie.
Pani Agnieszko,
odkrylam pani bloga przypadkiem i musze powiedziec ze jest on najlepszym blogiem jakim do tej pory czytalam. Mam 31 lat i czuje sie dokladnie tak jak pani opisuje powyzej. Ciagle mysle o przeszlosci, co wydarzyloby sie gdyby…..co bede robic jutro, czy powinnam i najgorsze jest to, ze analizuje prawie kazda sytuacje w ktorej jestem albo bylam. I to strasznie meczy umysl i cialo. Pora to zmienic!!!Zaczynam od tej chwili..jestem tu i teraz…Dziekuje Agnieszko i czekam na kolejne wpisy. Pozdrawiam ^_^
Cudna Agnieszko! Pomimo tego, ze sie nie znamy jesteś mi bardzo bliska i nie tylko dlatego, ze jesteśmy rówieśniczkami 🙂 Twojego bloga śledzę od momentu powstania i jakże mocno utożsamiam się z wszystkim o czym piszesz. Kilka dni temu znalazłam w moim samochodzie Twoją płytę, którą kupiłam wiele wiele lat temu i pokochałam od pierwszego usłyszenia. Tyle w niej było tęsknoty, eteryczności, delikatności, uczuć, marzeń… Nie interesowały mnie zupełnie negatywne komentarze na jej temat – dla mnie była przez wiele lat numerem jeden. Tak jak wtedy klimat tej płyty bardzo do mnie przemawiał, tak teraz to co piszesz na swoim blogu jest mi bardzo bliskie. Również dotarłam kiedyś w moim życiu do momentu, gdy postanowiłam usiąść na krzesełku u terapeutki. Trafiłam zresztą na zjawiskową – piękną, mądrą, empatyczną – o imieniu Zosia 🙂 wiele się od niej nauczyłam, dzięki niej jestem tu i teraz, dzięki niej moja jakość życia bardzo sie zmieniła. I żałuję tylko jednego, że mając tak jak Ty dorosłego już syna nie zdobyłam sie na odwagę aby zaplanować drugie dziecko, a gdy dowiedziałam sie, że urodzilłaś córeczkę, to bardzo Ci pozazdrościłam:) Chciałam Ci podziękować za to, ze jesteś od wielu lat w moim zyciu, bo Twoja wrażliwość jest mi bardzo bliska, pozdrawiam Cię serdecznie i czekam na dalsze posty, Alicja
Pani Agnieszko dziękuję za te słowa… Po raz kolejny otworzyła mi Pani oczy i w pewien sposób odpowiedziała na nurtujące mnie pytania. Prawdą jest, że nieustanny powrót do przeszłości, zamartwianie się nie jest dla nas dobre. Obecnie wszyscy biegniemy w przód nie patrząc tak naprawdę ile wartościowych ludzi, a nawet rzeczy jesteśmy wstanie pominąć…Tak naprawdę najważniejsi jesteśmy my, lecz niestety często o tym zapominamy. Bycie TU I TERAZ jest na prawdę trudne, jednak obiecuję, że spróbuję to zmienić i w końcu poczuć się szczęśliwszą. Pozdrawiam
Niedawno trafiłam całkiem przypadkowo na Pani bloga. Jestem w takim momencie mojego życia, który nazwałabym „na zakręcie”. Półtora roku temu po wieloletnich staraniach zostałam szczęśliwą mamą bliźniaków. Mój świat wywrócił się do góry nogami. Początkową euforię przygniótł z czasem ogrom obowiązków, nieustanne zmęczenie i frustracja. No i te ciągłe choroby… Powrót do pracy przyniósł rozczarowanie i refleksję. Kim jestem? Czy chcę być tu gdzie jestem? Pół roku temu moja dusza i moje ciało zaczęły się buntować. Nękały i nękają mną ciągłe przeziębienia, dusza nieustannie szuka odpowiedzi na pytania dotyczące swojego JA. Tak długo robiłam to , co chcieli inni, tak długo realizowałam swoimi rękoma marzenia innym, że dziś nie wiem, co tak naprawdę chciałabym zrobić z resztą mojego życia. Zaczęłam wsłuchiwać się w swoje ciało, aby usłyszeć jakąś podpowiedź. To takie trudne. Dziś postanowiłam posłuchać mojego ciała (kolejne przeziębienie) i zostać w domu, aby poczuć siebie wszystkimi zmysłami. Zjadłam na śniadanie rogala ze świeżym masłem i pozwoliłam moim zmysłom poczuć w pełni jego smak. To zabawne, jak niewiele trzeba, aby ciało uśmiechnęło się do duszy 😉 Czytam Pani wpis i podpisuję się pod nim rękoma i nogami. Trzeba zacząć żyć tu i teraz, inaczej życie przeleci nam przez palce. Muszę się tego nauczyć od nowa. Muszę znaleźć samą siebie zakopaną pod stertą pieluch i maili z poleceniami szefa. Proszę trzymać za mnie kciuki 😉 PS. Pani Agnieszko, czy mogłaby mi Pani polecić jakąś literaturę, która pomogłaby mi odzyskać równowagę i podpowiedziała jak odnaleźć siebie…. Pozdrawiam,
Dziękuję…!
Jak dobrze, że napisała Pani ten tekst… aż mi ulżyło na duszy… 🙂
Dziękuję!
Witam.ja od 4 miesiecy siedzę w swoich myślach analizach głową mi pęka. .. tymczasem płynie obok mnie piękne życie. Mam wszystko czego dusza zapragnie szczęście rodzinne wszyscy mnie kochaja i szanuja uwoelbiaja, mamy zdrowie piękny nowy dom…niedawno się przeprowadziłam do innego miasta po 30 latach ale czegoś jakby mi brak.czuje sie Tak jakbym narodziła się na nowo szukam niewiado czego… w chwili wszystkie moje marzenia się spełniły. ..ale czuje się dziwnie chyba to tęsknota wspomnienia za starym miejscem.uczę się cieszyć i byc tu i teraz z wielkim trudem.
Ja doszłam do takich wniosków ostatnio że musi być wewnętrzna harmonia, równowaga, współpraca pomiędzy rozumem a ciałem i wtedy na pewno łatwiej osiągnąć równowagę. Mój umysł to wszędzie się spieszył zawsze, musiał wszystko mieć naprzód, był znerwicowany, natomiast ciało było ignorowane i jego potrzeby. Zauważyłam że jak przystopuję, trochę wyluzuję, zatrzymam się choć na chwilę, to umysł przestaje gnać a ja zaczynam siebie czuć…Bardzo ciekawe spostrzeżenia wtedy nachodzą i okazuje się że nagle człowiek na ochotę na zupełnie coś innego, niż do tej pory mówiła głowa. tekst bardzo inspirujący 🙂 Dziękuje 🙂
Pani Agnieszko, fantastyczny wpis! Szukałam właśnie artykułów dotyczących „obecności” w swoim życiu, ten odzwierciedla wszystko co sama chciałabym powiedzieć! Dziękuję 🙂 jestem na dobrym torze
Kochana Pani Agnieszko , mam wszystko czego do szczęścia potrzeba , a nie mam siebie .Tak to mogę opisać ,czytam te wszystkie wpisy i opisy i powiem tylko że płaczę jak to piszę że jednak nie jestem jedyna ,że inne też tak ciepią i są zniewolone przez chory umysł .Jestem pani rówieśniczką i dziękuję Bogu że znalazłam pani blog , z całego serca życzę dużo miłości i radości w codziennym odkrywaniu swojego ja .Będę się uczyć i się nie poddam pozdrawiam cieplutko .Pragnę się dostać na pani warsztaty może mi się uda na wiosnę .
Hej! Dlaczego tu tak cicho? Nikt już nie chce uczyć się być tu i teraz? 🙂 Ja chcę. A więc zacznijmy ode mnie w 2017-tym roku. Wszystkiego dobrego. 🙂
Pani Agnieszko,
Od kilku dni chłonę Pani publikację na blogu oraz książkę Pełnię życia. Jestem na życiowym zakręcie „opętana” lękiem i ciągłym strachem o to co będzie jak będzie a w dobie tych wszystkich medycznych nowinek obawie czy nic mi nie jest. Osoby z mojego bliskiego otoczenia tłumacza mi, że jestem zdrowa dodam, że przebadana w każda stronę ludzkiego ciała a mimo to po chwili dobrego samopoczucia przychodzi obawa i lęk. Jak wtedy podejść do tego tu i teraz. I własnie teraz chce napisać, że obawiam się, że nie dam rady przejść mojej wewnętrznej przemiany mimo dzienniczka wdzięczności, słów podziękowań oraz modlitwy wręcz błagalnej o wskazanie drogi – drogi, która pewnie nie raz będzie kręta i pod górkę ale będzie pełna spokoju i opanowania. Kochana Pani Agnieszko jak sobie z tym poradzić. Tak bardzo uspokaja mnie czytanie Pani książek i innych internetowych publikacji. Tylko zawsze przychodzi ale. Zawsze analizuję pytanie tylko po co.
Oj… chyba jestem pierwszym facetem, który trafił na ten temat, bądź który nie boi się przyznać, że my też się czasem gubimy. Ja również ciągle rozdrapuję przeszłość, układam 1000 planów na przyszłość i żyję w zawieszeniu. Czuję ogromne wyczerpanie, złą energię, kwas. Jest to bardzo, bardzo niebezpieczne. Byłem na kilku spotkaniach u psychologa i radzono mi podobnie jak na tymże blogu. To jest bardzo ciężkie, ale powoli nabieram pewności siebie, że dam radę, się przeprogramować. Plany, cele – jasne, że ja mam, ale staram się nie wybiegać X lat do przodu, bo to nie ma chyba sensu. Będę starał się jak najmocniej żyć tu i teraz, bo to wszystko co mamy. a co przyniesie życie? Zobaczymy. Może trzeba to wszystko traktować jako przygodę? W cholerę z tym. I tak wszyscy umrzemy. Co nam szkodzi próbować? Pozdrawiam Was kobitki, a Pani Agnieszce dziękuję za ten wpis, na który wpadłem przypadkiem.