Temat diety niełączenia wzbudził Wasze ogromne zainteresowanie. Wcale się nie dziwię, ponieważ jest to sposób odżywania zdrowy (rekomendowany przez wielu lekarzy, dietetyków i naturopatów) oraz „dieta”, która nie wiąże się z głodzeniem i wyrzeczeniami. Wręcz przeciwnie! Dieta niełączenia to bogactwo smaków i zapachów – zdrowych, mądrych, bez chemii, w odpowiedni sposób ze sobą połączonych. W taki Mnóstwo z Was zadaje mi pytanie jak należy jadać rośliny strączkowe w diecie niełączenia, z czym je łączyć itd. Postanowiłam więc poświęcić temu tematowi ten wpis.

Otóż sprawa wcale nie jest taka prosta. 🙂 Twórca diety niełączenia dr. Hay generalnie odradzał spożywanie roślin strączkowych. Poważnie. Osoby, które czytały „Smak szczęścia” znają genezę powstania tej diety. Miała ona na celu wyleczenie samego doktora, cierpiącego na szereg chorób i dolegliwości, a później również jego pacjentów. Dr. Hay uznał rośliny strączkowe za ciężkostrawne, z którymi nasz układ pokarmowy kiepsko sobie radzi. Zalecał więc swoim pacjentom unikanie ich.

Długo analizowałam ten aspekt diety, ponieważ byłam zdziwiona tak radykalnym posunięciem. Zwłaszcza, że dr. Hay dietę swą oparł na sposobie dożywiania długowiecznej ludności Hunza (najdłużej i najzdrowiej żyjąca ludność świata/ niektórzy członkowie tej społeczności żyją w pełnej sprawności ponad 120 lat). Hunza nie są stricte wegetarianami, ale mięso spożywają BARDZO sporadycznie, od wielkiego święta. Głównym źródłem białek jest więc dla nich fasola, groch i soczewica – jednym słowem rośliny strączkowe. Bez nich ich dieta jest trudna do wyobrażenia.

Dr. Hay był mądrym człowiekiem, zanim zarekomendował coś swoim pacjentom, najpierw sprawdzał na sobie. Mam więc dwie teorie:

1 ) cierpiał na choroby układu pokarmowego, które powodowały duży dyskomfort po zjedzeniu roślin strączkowych,

2) na początku XX wieku w Anglii nie używano w zasadzie przypraw. Oczywiście sprowadzano je z Indii, ale każdy z nas słyszał przecież o słynnym angielskim jedzeniu pozbawionym smaku. Bez przypraw, bez aromatów. Dotarłam do źródeł, które podają, że dodawanie do potraw czosnku było w tamtych czasach (początek xx wieku) zarezerwowane głównie dla plebsu (najniższych grup społecznych), a wyższym sferom podawano potrawy wysoko przetworzone i „delikatne” (białe, miękkie pieczywo, „puchate” bułeczki) , bez wyrazistych przypraw. Stąd tak wiele chorób i problemów trawiennych, które już wtedy dr. Hay nazwał chorobami cywilizacyjnymi (choroby społeczeństw zamożnych).

Aby nasz organizm dobrze i lekko trawił rośliny strączkowe potrzebne są zioła lub odpowiednie przyprawy np. liście laurowe, ziele angielskie, kminek, kumin rzymski, majeranek, tymianek, oregano itd… Muszą być one również odpowiednio gotowane (np. fasolka szparagowa nie powinna być gotowana zbyt długo, ale również nie może być gotowana zbyt krótko, bo wtedy staje się trudna do strawienia, a nawet szkodliwa), albo długo moczone, aż zaczną kiełkować (wtedy można je jadać na surow0). Jak wiemy surowy zielony groszek w sezonie letnim nie potrzebuje jednak żadnej obróbki – jest przysmakiem nawet dzieci 🙂

W Indiach do gotowania roślin strączkowych dodaje się Asafetidę, która zdecydowania ułatwia trawienie. Niektóre źródła absolutnie ja zalecają, a inne odradzają jej stosowania podając, że działa stymulująco na układ nerwowy, podobnie jak kawa. Moim zdaniem dodaje się jej tak niewiele do przygotowywania potraw, że nie powinna być aż tak stymulująca… Pozostawiam to jednak Wam do rozważenia. 🙂

Wracając do tematu – dr. Hay zapewne wszystkich tych przypraw nie używał, ponieważ członkowi wyższych sfer nawet nie wypadało… W każdym razie nie zostawił on dla nas instrukcji w jaki sposób łączyć rośliny strączkowe zgodnie z jego oryginalną dietą niełączenia. Po prostu ich nie jadał i nie polecał ich swoim pacjentom.

Nie powinniśmy jednak bezkrytycznie tego słuchać. Tym bardziej, że wieloletnie, zakrojone na szeroką skalę amerykańskie badania dotyczące żywności idealnej dla istoty jaką jest człowiek mówią jednoznacznie:

W optymalnej diecie człowieka potrzebne są 4 grupy pokarmowe:

  • Ziarna (oczywiście pełnoziarniste, w tym również wszelkie kasze, orzechy i pestki)
  • Rośliny strączkowe
  • Warzywa
  • Owoce

Do tego oleje roślinne.

To wszystko, czego człowiek potrzebuje do optymalnego, zdrowego, pełnego życia. Oczywiście opublikowano wyniki tych badań, ale nie promowano ich w sposób szczególny, dlatego, że są niekorzystne dla wielu gałęzi przemysłu spożywczego. Przeciwnie, skierowano ogromne ilości środków finansowych na promocję tych właśnie innych produktów spożywczych, tworząc na nie nowe mody żywieniowe oraz nowe diety. Każda z nas o nich słyszała. 🙂 Będą powstawały nowe, z pewnością.

Jak więc łączyć rośliny strączkowe w diecie niełączenia?

Jak wiemy rośliny strączkowe zawierają bogactwo składników odżywczych, w tym dużo węglowodanów i jeszcze więcej białek. Właśnie dlatego zalicza się je do białek. Eksperci nie są jednak co do tego w 100% zgodni. A skoro nie są, to odpowiedź jest prosta: rośliny strączkowe w diecie niełączenia łączymy tylko z warzywami. Tak NA PEWNO będzie dobrze.

Kiedy po urodzeniu dziecka chciałam bardzo dużo schudnąć (14 kilogramów), byłam w przestrzeganiu diety niełączenia bardzo radykalna i rośliny strączkowe łączyłam tylko z warzywami (np. cieciorka w pomidorach, z pieczonymi bakłażanami, cukinią, burakami itd.) lub dodawałam np. fasolkę szparagową do potraw z ryb (większość ekspertów fasolkę szparagową zalicza do białek). Właśnie Francuzi tak jadają – zamiast ziemniaków kopiasta góra gotowanej fasolki szparagowej jako dodatek do mięsa lub ryb. To właśnie dlatego Francuzki nie tyją. 🙂

Hummus oraz wszelkie pasty z roślin strączkowych jadałam (i nadal jadam) w towarzystwie warzyw. Lubię zwłaszcza w „łódeczkach” liści cykorii, małych, młodych liściach rzymskiej sałaty lub w kawałkach papryki.

I teraz kolejny aspekt tego zagadnienia – w ajurwedzie jada się rośliny strączkowe z ryżem. Jest to dieta stricte wegetariańska, a połączenie ryżu np. z soczewicą zapewnia dostarczenie organizmowi tego, czego on potrzebuje – i węglowodanów i białek jednocześnie.

Kiedy już schudłam i osiągnęłam wagę na jakiej mi zależało (59-60kg), zaczęłam wprowadzać do mojego menu takie właśnie potrawy, które absolutnie uwielbiam. Na mojej płycie DVD z „Poranną jogą” jest nawet taka potrawa, nazywa się kitchady. Uważam, że takie połączenie jest zdrowe, chociaż wcale nie musi służyć utracie zbędnych kilogramów. Dlatego zaczęłam w ten sposób jadać dopiero wtedy, kiedy już schudłam (tyle ile chciałam).

Teraz nie jestem już tak radykalna. Mam swój limit – łączę czasem rośliny strączkowe z ryżem, czasem w środku tygodnia zjem z koleżanką duże ciacho, ale się ważę. Mój nieprzekraczalny limit to dwa kilogramy. Jeden kilogram na plusie to nie jest żaden wyznacznik – wystarczy, że jesteśmy przed okresem albo po podróży samolotem (wtedy w naszym organizmie zatrzymuje się woda), jednak już dwa dodatkowe kilogramy zwracają moją uwagę. Wtedy przestrzegam radykalnie zasad diety niełączenia (to jest generalnie podstawa mojego odżywiania), aby znowu mieć optymalna wagę.

Dlaczego dwa kilogramy wołają na alarm, a nie trzy, albo cztery? Bo dwa jest bardzo łatwo zrzucić, a trzy lub cztery zdecydowanie trudniej.

Nie wiem czy moją opowieścią ułatwiłam Wam podjęcie decyzji jak jadać rośliny strączkowe – pozostawiam to Waszej intuicji, wewnętrznej mądrości oraz obserwacji swojego ciała. Przecież każda z nas jest inna 🙂 Wiem od Was, że uwielbiacie biała fasolkę z pieczonymi bakłażanami w pomidorach. Oczywiście do potrawy tej można dodać np. cieciorkę (jeśli ktoś woli, to ciecierzycę – ja akurat nie przepadam za tym słowem) 🙂

Życzę Wam wytrwałości, powodzenia, zdrowia i przede wszystkim dobrej zabawy!!!! 🙂