Gdy byłam na Kostaryce, pewnego dnia całą grupą wybraliśmy się na wyprawę do błękitnego wodospadu. Cud natury ukryty w lesie deszczowym. Pragnęłam zobaczyć to niezwykłe zjawisko. 
Szliśmy bardzo szybkim marszem, a ja kroczyłam dziarsko tuż za naszym przewodnikiem. Czułam się świetnie i byłam podekscytowana. Ani na chwilę nie zwolniłam tempa. Cieszyło mnie, że mam tak świetną kondycję. Bez trudu dotrzymywałam kroku wysportowanemu mężczyźnie nawet wtedy, gdy droga stała się trudna i wymagająca.

Schodziliśmy w dół po wielkich, masywnych, wilgotnych, kamiennych schodach trzymając się zwisających z drzew lian i rozpiętych sznurów. Raźnie przeskakiwałam z kamienia na kamień. Pomimo lepkiego, dusznego i wilgotnego powietrza nawet się nie zasapałam. Gdy wreszcie ujrzałam błękitny wodospad przystanęłam z zachwytu. Okazał się wart naszego trudu. Był zjawiskowy. Czysty, majestatyczny, nieskalany. Lśnił w słońcu pełnią barw. Jak ukryty przed światem skarb.

Po kilku godzinach wypoczynku musieliśmy wracać. Czułam się wypoczęta i pełna energii. Postanowiłam, że jako pierwsza dotrę do celu. Najszybciej ze wszystkich. Jak w przyśpieszonym tempie wspinałam się po wysokich, niemal pionowych schodach. Krok za krokiem wchodziłam coraz wyżej, prawie biegnąc. Nie chciałam, by ktoś mnie wyprzedził.

Gdy doszłam na szczyt wzniesienia myślałam, że za chwilę…. umrę! Serce waliło w mej piersi jak uwięziony ptak. Nie mogłam złapać tchu, w gardle czułam ostre kłucie. Usiadłam na kamieniu i starałam się nie stracić przytomności. Członkowie mojej grupy zatrzymywał się obok mnie z chęcią pomocy, a mi było bardzo głupio, że popisywałam się tak niepotrzebnie. Gdy odzyskałam siły, okazało się, że cała grupa już poszła. Zostały ze mną trzy osoby, by dotrzymać mi towarzystwa w drodze powrotnej. Czułam się osłabiona i lekko oszołomiona, więc szliśmy bardzo powoli.

I wtedy dopiero zdałam sobie sprawę, że jestem w…. lesie deszczowym!

Pięknym, starym lesie pełnym najbardziej niezwykłych roślin. Dopiero teraz naprawdę dostrzegłam ogromne, kilkumetrowe, rozłożyste paprocie, prawdopodobnie jedne z najstarszych roślin na naszej Planecie. Patrzyłam jak przez liście prześwituje słońce, a na tle nieba tworzy się mozaika delikatnych łodyg. Dostrzegłam mech na pniach drzew, który dumnie prężył się w wilgotnym powietrzu. Nigdy w życiu nie widziałam takiego bogactwa i różnorodności roślin. Nie miałam nawet pojęcia o ich istnieniu! Dotykałam wilgotnych kropli na roślinach, które mieniły się w słońcu niczym drogocenne kamienie. Każda z nich była inna i niezwykła. Zachwycała ilość odcieni świeżej, soczystej zieleni roślin żyjącej tu od tysięcy lat. Jak mogłam nie dostrzec tego wszystkiego idąc w stronę wodospadu? Widziałam ogół, ale nie dostrzegałam całej złożoności i bogactwa świata, który mnie otaczał. Gdy szłam powoli, w swoim własnym tempie, dostrzegłam wokół siebie prawdziwe cuda.

Skupienie na osiągnięciu celu często przesłania nam wszystko to, co dzieje się wokół nas. Czasem to jednak sama droga okazuje się ważniejsza, niż cel naszej podróży.

Jedna z tajemnic Kabały mówi, że to nie Bóg wygnał z raju Adama i Ewę, ale Adam i Ewa wygnali z raju Boga. Od tej pory ludzie nadal żyją w raju, ale… zupełnie o tym nie wiedzą. Bo nie widzą tego, co jest wokół nich. Może warto czasem zastanowić się nad tym, jak zatrzymać się w pogoni życia, by zobaczyć bogactwa, które są wokół nas?

Aga