W głębi naszych serc, większość z nas z jakiegoś powodu czuje się niepewna, zagubiona, niewystarczająca… Niemal każda z nas doświadczyła w życiu krytyki, traumatycznych przeżyć, które na długie lata podkopały naszą wiarę w siebie i poczucie własnej wartości. Koleżanki, nauczyciele, rodzice, pierwsza miłość… Wszystkie te, lepsze i gorsze doświadczenia wpływają na to, jaki kształtujemy obraz samych siebie. To ten zlepek ludzkich opinii, sytuacji i wydarzeń sprawia, że słyszymy głos w swojej głowie, który jest z nami nieustannie, w dzień i nocy, w każdej chwili naszego życia – gdy marzymy, planujemy, kochamy, spacerujemy, gotujemy, budzimy się i zasypiamy.

Czy są to słowa pełne miłości, zachęty i wiary, czy też słowa pełne krytyki, zniechęcenia, pesymizmu?

Pewność siebie, tak jak każda inna rzecz w naszym życiu, potrzebuje równowagi, harmonii i balansu. Przesadna pewność siebie jest arogancją, która nie tylko irytuje otoczenie, ale potrafi niszczyć rodziny, związki, relacje, a nawet prowadzi do wojen. Zapatrzenie w siebie staje się pustą, narcystyczną miłością, która nie pozostawia w sercu miejsca na żadne wyższe uczucia. Ślepe przekonanie o swojej racji staje się pychą, która jest pierwszym z grzechów głównych.

Wywyższanie siebie i stawianie siebie w pozycji osoby lepszej od innych jest cechą, która na krótką metę daje złudne poczucie zadowolenia i satysfakcji, ale długofalowo prowadzi do osamotnienia, izolacji, nieszczęścia i pustki w sercu, której niczym nie można wypełnić.

Przeciwstawnym biegunem jest brak wiary w siebie. Jego podłożem jest lęk. Brak pewności siebie wynika z braku poczucia własnej wartości. Nie jest to tylko przykra, mała cecha, która przeszkadza w życiu – w moim przekonaniu prowadzi do szeroko pojętego nieszczęśliwego życia, we wszystkich jego aspektach, zaczynając od pracy, poprzez związek z partnerem, przyjaciółmi, dziećmi, a co najważniejsze, z samą sobą. Brak pewności siebie i brak wiary w siebie prowadzi do tego, że nie realizujemy swojego powołania i swoich marzeń, przyjmujemy gorszą pracę, godzimy się na złe traktowanie i poniżanie, wykorzystywanie przez partnera, przyjaciół i dorastające dzieci, a wszystko to wynika z braku zdrowej miłości do siebie, szanowania siebie, cenienia siebie i troski o siebie oraz z braku umiejętności stawiania zdrowych granic. Osoby, które nie wierzą w siebie, nie kochają i nie szanują siebie, to zwykle osoby, które również źle się odżywiają, nie potrafią zadbać o swoje zdrowie i dobre samopoczucie, nie podążają za głosem swojego serca oraz intuicji i nie rozwijają swoich bardzo unikalnych, indywidualnych talentów i darów. Zdrowa miłość do siebie (nie mylić z zarozumialstwem i pychą), wiara w siebie i szanowanie istoty jaką jesteśmy, rzutuje na absolutnie wszystkie obszary naszego życia. Jest to więc niezwykle ważne, a nawet… fundamentalne. Dlatego dziś postaram się odpowiedzieć Wam na pytanie: jak uwierzyć w siebie i nabrać zdrowej pewności siebie?

Dlaczego zdrowa pewność siebie jest tak ważna? Mowa ciała.

Po raz pierwszy zastanowiłam się nad tym zagadnieniem, gdy byłam nastolatką. Było to wiele lat temu, gdy szeroko pojęte media nie poruszały jeszcze takich tematów.

Nigdy nie zapomnę, gdy jako początkująca modelka miałam pierwszą (i w zasadzie ostatnią) lekcję nauki chodzenia, której udzielił mi wspaniała Pani choreograf, była tancerka baletowa. Jako nastolatka tonęłam w kompleksach. Niektóre koleżanki zdążyły już skrytykować mój wzrost, szczupłość oraz, ich zdaniem, za małe piersi. Usłyszałam już, że jestem „żyrafą”, oraz zdanie „ z przodu deska, z tyłu deska, oto cała jest Agnieszka” – co miało zniechęcić zainteresowanych mną chłopaków. Zresztą jeden z pierwszych chłopaków, który naprawdę bardzo mi się podobał powiedział, że jestem przecudowna, ale dla niego zdecydowanie za wysoka. Nie pomyślałam wtedy, że to on jest zbyt niski (i to nie tylko pod względem wzrostu), ale że to ze mną jest coś nie tak. Ta zadra w sercu spowodowała, że czułam się gorsza, a w zasadzie beznadziejna. Garbiłam się i kuliłam w sobie, a niewielkie piersi chowałam w ramionach. W dodatku moja chrześcijańska wiara kazała mi być skruszoną i czuć się gorszą. Jeśli od maleńkiego dziecka człowiek co niedziela bije się w pierś mówiąc „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”, to trudno później kochać siebie i mieć jakiekolwiek poczucie własnej wartości…. Tu poruszyłam bardzo ważny aspekt, który rozwinę później.

Wróćmy teraz do Pani choreograf, która za chwilę miała wypuścić mnie na wybieg, podczas ważnego pokazu mody. Byłam stłamszonym i niepewnym siebie biedactwem, a cała moja sylwetka właśnie to wyrażała. Pani choreograf nie była miłą guwernantka, ale surową nauczycielką. Wygarnęła mi wszystko prosto z mostu, skrytykowała mnie dosadnie i udzieliła kilku bardzo skutecznych wskazówek na przyszłość. Było mi przykro, miałam łzy w oczach, ale dzięki tej lekcji zrozumiałam, że to, co ja sama myślę na swój temat, znajduje wyraz w całej mojej sylwetce i postawie ciała. Wpływam na nią moimi myślami i opinią na swój własny temat. Dzisiaj również wiem, że mając świadomość swojego ciała (na przykład prostując plecy, unosząc do góry podbródek i pogłębiając oddech), mój umysł dostaje natychmiastową wiadomość, że jestem silna, pewna siebie, spokojna i opanowana. Moje czakry (a więc kanały energetyczne) są w linii prostej, a energia między nimi może płynąć w sposób ciągły, prawidłowy, bez blokad. Powietrze, którym oddycham przepływa swobodnie, przez płuca aż do przepony, dotleniając cały mój organizm i dając mi poczucie spokoju, równowagi i siły. Nie osiągnę tego mając skuloną, przygarbioną sylwetkę. Przygarbione ciało to gwarantowane blokady energetyczne, które z biegiem czasu prowadzą nie tylko do zaburzeń emocjonalnych, ale również fizycznych, o czym możecie przeczytać więcej w tym wpisie.

Wtedy, podczas tej pierwszej lekcji nauki chodzenia zrozumiałam, jak ważne jest poczucie własnej wartości, postawa i sylwetka, ale przede wszystkim… ludzka godność. A godność, szlachetność, dobro i miłość (do siebie i do świata) – idą bardzo blisko siebie. I są ze sobą nierozerwalnie związane.

Tak wyglądał mój początek, ale nauka zdrowej miłości do siebie trwała przez kolejne długie lata i odbywała się na wielu płaszczyznach, przechodząc przez różne etapy. I z pewnością trwa do dziś, ponieważ jak każdy człowiek nieustannie się zmieniam i dostosowuję do nowych sytuacji oraz życiowych wyzwań.

Skąd się bierze brak pewności siebie i brak wiary w siebie?

Tak jak napisałam wcześniej – na obraz nas samych wpływa to, co na nasz temat mówi otoczenie, a później to, co mówi nam nasza własna głowa. Z cała pewnością, na samym początku obraz nas samych kształtują nasi rodzice oraz to, co od nich otrzymujemy. Jeśli dziecko czuje się w jakiś sposób przez rodziców nie akceptowane, nie chciane, odepchnięte lub opuszczone, z cała pewnością odbije się to na całym późniejszym życiu i na wszelkich relacjach. Opuszczenie przez rodzica wcale nie musi odbywać się na płaszczyźnie fizycznej. Bardzo często widuję matki z dziećmi na placu zabaw lub na spacerze, których zupełnie nie ma przy swoich dzieciach. Są zanurzone w swoich rozmyślaniach, zmartwieniach, planach, zniecierpliwieniach, żalach, niezaspokojonych tęsknotach i mimo, że fizycznie są obok swoich dzieci, mentalnie, duchowo i emocjonalnie wcale ich z nimi nie ma. Dzieci to czują. Dzieci są bardzo mądre, mają instynkt, czują więcej, niż są w stanie wyrazić słowa. Jestem pewna, że przebudzenie matki do bycia w pełni TU i TERAZ, do prawdziwego bycia ze swoim dzieckiem, jest niezwykle korzystne dla obu stron. Piękno, szczęście i pełnia istnieją tylko w chwili obecnej – a cała reszta jest tylko złudzeniem.

Każdy z nas, w większym lub mniejszym stopniu doświadczył w życiu jakiegoś rodzaju odrzucenia, krytyki, poniżenia – przez rodzinę, znajomych, nauczycieli, przyjaciół. Gdy jesteśmy osobami dorosłymi, możemy i powinniśmy uporać się z bólem, który tego typu doświadczenia po sobie pozostawiają.

Jakiś czas temu przeczyłam gdzieś trafne porównanie: wszystkie przykre doświadczenia pozostawiają w nas rany, puste miejsca. Z czasem stajemy się podziurawieni jak sito. Aby nie uciekało nam przez nie życie, szczęście i radość, musimy wypełnić je miłością, dobrem i nadzieją.

Jak to zrobić?

Jak uwierzyć w siebie ? Z pewnością pierwszym krokiem jest dostrzeżenie traumatycznych sytuacji, które wydarzyły się w naszym życiu i nazwanie ich. Zwykle pojawia się wtedy smutek, żal, złość, ale prawdziwym lekarzem jest przebaczenie. Jest to trudny, a często długotrwały proces, ale jego skutki naprawdę potrafią uleczyć ludzkie serce i życie. Wspaniałym przewodnikiem na drodze przebaczenia może być kultowa już książka Louis Hay pt. „Możesz uleczyć swoje życie”. Jej autorka doprawdy miała co wybaczać, a bagaż jej traumatycznych i trudnych doświadczeń jest w istocie ogromny…

Przechodząc przez proces przebaczenia oraz własnego rozwoju osobistego docieramy do punktu w którym rozumiemy, że każde wydarzenie, nawet to najtrudniejsze, jest ważne w naszych historiach życia, bo daje nam możliwość rozwoju i duchowego wzrostu. Każdy z nas jest na tym świecie po to, aby doświadczać i się uczyć. Każdy uczy się w swoim własnym tempie. Nikt z nas nie jest idealny. Zwykle osoby, które najbardziej ranią innych to te, które same są bardzo mocno poranione. Współczucie i przebaczenie dla wszystkich osób, które w życiu nas dotknęły, uraziły lub skrzywdziły, uwalnia nas i leczy nas w sposób najbardziej doskonały.

Jak pokochać siebie?

Moim zdaniem… /czytaj dalej na następnej stronie/