„Niech odzyskanie siebie stanie się dla ciebie życiowym priorytetem.”
Robin Norwood

Bardzo silnie przemówiły do mnie wczoraj te słowa. Wstrząsnęły mną. Zapisałam je sobie na kartce i postanowiłam się im przyjrzeć. Dlaczego tak mocno poruszył mnie ten cytat? Co w nim jest dla mnie na dzisiaj?

Wiele razy musiałam samą siebie odzyskać. Na wielu różnych poziomach, w różnych momentach mojego życia. Musiałam głęboko czasem grzebać, aby się do siebie dokopać. Czasem płakałam, czasem niemal krwawiłam, ale później zawsze odnajdowałam ukryty skarb i byłam prawdziwie, najprawdziwiej szczęśliwa. Opowiem Wam dzisiaj o moim sposobie na to, jak odnaleźć siebie :).

Na początku musiałam odrzucić głos „rozsądku”, który we mnie był. I jest w każdym z nas. Głos, który ostrzega i powstrzymuje. Głos rodziców, nauczycieli, czasem księży. Robią to w dobrej wierze, kierują się najlepszymi intencjami, ale aby być sobą i żyć autentycznie swoim życiem musimy w pewnym momencie odrzucić te wszystkie słowa, które tak silnie zapuściły w nas korzenie, by wyruszyć na szerokie wody swojego przeznaczenia.

Nauczono nasz wierzyć, że negatywne równa się realistyczne, a pozytywne – nierealne i naiwne. To nieprawda, że zło jest realne, a dobro nierealne. Jednak nasz świat tak właśnie zakłada. Wystarczy posłuchać wiadomości w telewizji – koncentrują się na tym, co negatywne. „Rodzic skrzywdził swoje dziecko” – słyszymy w wiadomościach i od razu rodzi się przeświadczenie, że ze światem i z ludźmi dzieje się coś złego. A przecież miliony ludzi na całym świecie kochają swoje dzieci nade wszystko. Troszczą się o nie, ciężko pracują, by zapewnić im byt. Są przy nich w szpitalach, w chorobie, poświęcają im swoje życie. To jest prawda. Na świecie jest zło, ale jest też dobro i mnóstwo miłości. Trzeba tylko nauczyć się ją widzieć. W tym celu trzeba „odzyskać siebie” –  aby myśleć samodzielnie i mieć możliwość wyboru dobrych, budujących i wspierających, swoich myśli.

Musiałam odzyskać siebie, gdy zatracałam się w miłości, w związku, w drugiej osobie. Jak kochać i być w bardzo bliskim, dobrym, ciepłym, intymnym związku z drugim człowiekiem nie tracąc przy okazji siebie – oto prawdziwa sztuka i temat na całą książkę :).

Musiałam odnaleźć siebie, gdy otoczona „autorytetami” zakładałam, że ich sposób myślenia i postrzegania świata jest lepszy i bardziej wartościowy niż mój. Gdy zaczynała się temu głębiej przyglądać okazało się, że wcale nie jest, a ja muszę zbudować zdrowe poczucie własnej wartości, aby móc usłyszeć ciche słowa własnej mądrości. One są w każdym z nas. Ale trzeba dogrzebać się do nich, by je usłyszeć, a później znaleźć w sobie odwagę, by za nimi pójść.  Bez tego nigdy bym nie zrobiła tego wszystkiego, co w swoim życiu zrobiłam, ponieważ wszyscy wokół mówili, że to nierozsądne i powinnam postępować zupełnie inaczej. Dzisiaj Bogu dziękuję za to, że umiałam słyszeć swój wewnętrzny głos i za nim pójść.

Przez te wszystkie lata istniała w moim życiu jedna, niezawodna metoda, która zawsze mi w tym pomagała – pisanie. Nie zniechęcaj się teraz i czytaj dalej proszę! Posłuchaj :).

To nie jest tylko moja metoda. Wszyscy nauczyciele rozwoju osobistego, rozwoju kreatywności w jakiejkolwiek dziedzinie, oraz wielu psychologów czy nauczycieli duchowych, osoby twórcze, które odniosły sukces w różnych dziedzinach i biznesach powiedzą to samo: pisanie działa cuda.

Nie mówię tu o pisaniu na komputerze czy tablecie, o klikaniu w smartphonie. Mówię tu o pisaniu Twoją własną ręką. Mówię tu o chwyceniu kawałka papieru (najlepiej jest założyć swój osobisty dziennik) i pisaniu długopisem, ołówkiem, piórem czy flamastrem. Wybór tych narzędzi to również jest wiele cennych wskazówek dla Ciebie – na jakim etapie jesteś. Co masz w sobie do przepracowania. Wyrusz w podróż i obserwuj bacznie wszystkie znaki. Niektóre osoby kupują piękne notatniki, w których nie mają odwagi napisać ani słowa, bo mają tak niskie poczucie własnej wartości, że nie czują się „godne”, by takie „bzdury” znalazły się w tak pięknym zeszycie. I teraz uwaga – nie ma bzdur! Mówimy tu o pisaniu WSZYSTKIEGO co nam przyjdzie do głowy. Swobodny strumień myśli. Bez krytykowania i oceny. Julia Cameron nazwała to „porannymi stronami”. Jej metoda jest prosta – wstajesz codziennie rano pół godziny wcześniej niż zwykle i zapisujesz trzy strony. Każdego dnia bez wyjątku. „Poranne strony” to piękna nazwa. Ja założyłam swój pierwszy dziennik zupełnie spontanicznie gdy miałam 12 lat. I dzisiaj jestem pewna, że było to moje najważniejsze narzędzie rozwoju.

Przed urodzeniem Helenki pisałam codziennie, zaraz po przebudzeniu, jeszcze w łóżku. Kochałam to! Czasem, gdy miałam ciężkie chwile zaczynałam od narzekania i użalania się, a pod koniec tego spotkania z samą sobą kończyłam słowami otuchy i optymizmu, bo jakimś „cudownym” sposobem znajdowałam nie tylko rozwiązania i twórcze pomysły, ale również mnóstwo siły, by pokonać przeciwności losu. Zaczynałam zdołowana, a kończyłam uskrzydlona. Tak działają te zapiski. Nagle, w cudowny sposób odkrywamy coś rewelacyjnego i bardzo prostego, czego jeszcze przed chwilą zupełnie nie widzieliśmy!

Można to wyjaśnić naukowo. Pisanie ręczne, gdy pozwalamy sobie na chwilę zupełnie swobodnego przepływu otwiera w nas mózg „artystyczny”, intuicyjny i twórczy. W naszej cywilizacji przykładamy wielką wagę do intelektu i logicznego, linearnego myślenia. Od dziecka dużo pracujemy nad uaktywnieniem lewej półkuli mózgu. W naszej cywilizacji abstrakcyjne, samodzielne, twórcze, intuicyjne myślenie nie jest jakoś specjalnie stymulowane. Sami musimy to zrobić, by je w sobie uaktywnić. Właśnie temu służy swobodne pisanie. Bez celu, bez tematu. Wychodzimy od „nie wiadomo czego”, od zupełnych „głupstw” i czasem na głupstwach kończymy. A czasem docieramy do twórczych pomysłów i słów pełnych głębokiej mądrości. Swobodne pisanie unosi nas ponad pesymizm, strach, lęk i obawy. Pozwala nam zobaczyć głos naszego oponenta (jest w każdym z nas!), który podcina nam skrzydła, sabotuje nasze marzenia, sieje lęk. Na naszych zapisanych strona możemy mu się przyjrzeć, zobaczyć, że nie jest taki straszny i generalnie, że wcale nie ma racji! Gdy zobaczymy jego głośną paplaninę, poprzez pisanie dotrzemy do naszego centrum spokoju. Usłyszymy cichy, wewnętrzny głos naszej mądrości, radości, pragnień, marzeń, wiary i optymizmu. Pozwólmy im wybrzmieć.

Te poranne zapiski można potraktować jako rodzaj medytacji. Aktywnej medytacji, która podnosi energię i działa cuda. Przemienia życie niezależnie od tego, czy jesteśmy biznesmanami, artystami, czy gospodyniami domowymi. Każdy z nas zasługuje na to, by jego życie stało się dziełem sztuki. To nie wymaga bogactwa, spektakularnych sukcesów i żadnych nakładów finansowych. Otwórzmy się na siebie. Posłuchajmy cichego głosu naszych serc. A to przemieni nasze życie.

Dlaczego tak wyraźnie przemówił do mnie cytat „Niech odzyskanie siebie stanie się dla ciebie życiowym priorytetem”? Ponieważ zaniechałam mojego codziennego pisania. Przez ostatnie lata wypracowałam sobie taki początek dnia – budziłam się pół godziny wcześniej niż kiedyś, aby przeznaczyć je dla siebie:

jak odnaleźć siebie
Gdy urodziła się Helenka mój porządek świata zupełnie się rozpadł. Skoncentrowałam się na dziecku, na obowiązkach, na zadaniach. Poranki nie są już dla mnie tym, czym były kiedyś :). Znowu stałam się bardzo odpowiedzialna i poważna. I moje codzienne pisanie potraktowałam jako rodzaj niepotrzebnej, zbytecznej zabawy, którą powinnam sobie odpuścić, bo przecież nie mam na to czasu! Jak mogę robić takie głupstwa, gdy tu jest taka masa obowiązków?

Otóż to nieprawda. To nie jest zabawa, którą mogę sobie odpuścić. Jeśli chcę dobrze żyć, być dla moich dzieci cierpliwym, spokojnym, opanowanym, silnym, pełnym optymizmu, wsparcia i mądrości rodzicem, to musze mieć dobry kontakt najpierw ze sobą. I odzyskanie siebie musi się stać moim życiowym priorytetem. Swobodne pisanie to jest być może na początku rodzaj głupiej zabawy, która jednak prowadzi to niesamowitych i bardzo wymiernych efektów. Również finansowych, bo przekłada się na zawodowe życie, życiowe decyzje, zarządzanie wszelkimi zasobami, również finansowymi. To zmienia dosłownie całe życie. Wiem o tym doskonale. To wszystko przekłada się na jakość życia – mojego, mojej rodziny, moich wszelkich, zarówno duchowych jak i zawodowych działań.

Jeśli nie mogę pisać rano (a nie zawsze mogę, czasem budzę się przed Helenką, a czasem nie), wtedy muszę o innej porze odrobić moje 10 minut swobodnego pisania. Taką zawarłam ze sobą umowę. Dzisiaj rano wyjęłam mój notatnik, kolorowe flamastry i zaczęłam pisać. A to otworzyło mnie z entuzjazmem na to, że przecież powinnam napisać ten tekst. I oto jest! Niech nas inspiruje :). Znowu wyruszamy na przygodę!

Zaczęła się właśnie jesień, więc taki mam dla nas plan: dzieci mają już swoje przybory do pisania – teraz pora na nas. Wybierz się do sklepu papierniczego i kup dla siebie to, co sprawi Ci radość – kredki, nalepki, flamastry. A może piórnik? Ja mam bardzo ładny, z materiału. No i koniecznie notatnik lub zeszyt. Radzę Ci nie wybierać tego najpiękniejszego i najdroższego, aby Cię nie onieśmielał. Niech będzie taki, który da Ci możliwość swobodnego, luźnego pisani, bazgrania i zabawy. Ja w swoim zeszycie czasem piszę, czasem rysuję, czasem coś wklejam. Czasem piszę ładnie, a czasem mam okropny charakter pisma. Zasada jest taka – nie oceniamy! Nie krytykujemy! Wspieramy siebie, kochamy i akceptujemy. Kto ma to w naszym życiu zrobić, jeśli nie my sami?!

Aby odzyskać twórcze, życiowe siły, musimy je w sobie znaleźć. Ręczne pisanie jest podstawowym narzędziem naszego twórczego rozwoju. Jest ważne. Bardzo ważne. Musimy wygospodarować na nie czas.

Wyruszamy więc na przygodę! 🙂

Pozdrawiam Was ciepło.

Aga