W moim życiu bardzo dużo podróżowałam. Pracując jako modelka i dziennikarka sypiałam w hotelowych pokojach, czasem pomieszkiwałam w różnych innych miejscach. Życie na walizkach na początku jest bardzo ekscytujące. Podróże niesamowicie rozwijają, dają okazję, by poznać nowe rzeczy, spojrzeć na siebie i na świat z innej perspektywy. Otwierają głowę. Dają też możliwość, by pożyć życiem innych ludzi. To bardzo wzbogaca. Gdy jednak zbyt często bywamy w innych miastach lub krajach, przychodzi moment, gdy pragniemy swojego własnego życia. Ja miałam potrzebę stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Za sprawą podróży zrozumiałam znaczenie powiedzenia „dom nosimy w sobie”. Od prawdziwego zakorzenienia się w swoim wnętrzu rozpoczynamy tworzenie naszego ziemskiego domu. Mogą w tym pomóc bliskie nam przedmioty. Aby stworzyć sobie taki mały dom w podróży, wymyśliłam proste metody aranżowania przestrzeni tak, bym niemal natychmiast czuła się w niej dobrze, przytulnie i bezpiecznie. Stworzyłam swój mały podróżny świat, który daje poczucie uziemienia i bycia u siebie niezależnie od tego, w jakim miejscu na mapie świata jestem tym razem.

  • Zapalam kadzidełka lub olejki eteryczne. Dokładnie takie same jak te, których zapach wypełnia mój dom. Dzięki nim już na poziomie zmysłu węchu tworzę swoją „bazę”.
  • Na szafce obok łóżka stawiam małe fotografie bliskich osób, obrazek Matki Boskiej i drewniany różaniec (to moje talizmany) oraz kładę mały kamyk pochodzący z miejsca, które kocham.
  • Zawsze wożę ze sobą inspirujące książki i osobisty notatnik pełen zapisków, zdjęć i rysunków. Niezależnie od posiadania smartphona :). Pisanie i rysowanie ręką pozwalają na bliższy kontakt z naszą duszą.
  • Zapalam małą świeczkę, której światło daje mi poczucie ochrony.
  • Słucham ulubionej muzyki, która łagodzi nowe, nieznane odgłosy. Zawsze mam ze sobą również stopery do uszu.
  • Parzę moją ulubioną, tonizującą herbatę ziołową, którą wożę ze sobą.
  • Podróżuje też ze mną cienka, lekka, ręcznie malowana tkanina, którą kupiłam w porcie Saint-Tropez. Spełnia ona bardzo wiele funkcji. Czasem staje się pareo lub szalem, a innym razem przykrywa łóżko. Opalam się na niej, medytuję, a czasem wieszam ją na ścianie lub w oknie.
  • W podróż zabieram ze sobą tabletki (a raczej kapsułki) z imbiru. Są najlepszym, naturalnym środkiem na chorobę lokomocyjną i poprawiają samopoczucie podczas upałów.
  • W mojej podręcznej kosmetyczce jest również maleńka buteleczka z naturalnym olejkiem miętowym, który orzeźwia i odświeża podczas podróży, poprawia koncentrację i dodaje wigoru.

Tym prostymi metodami oswajam obcy świat. Czynię go swoim miejscem. Zanim zasnę w hotelu zawsze modlę się o oczyszczenie przestrzeni. Przecież było w niej przede mną tak wiele osób, ich energii i myśli. Modlitwa zawsze działa cuda i powoduje, że zasypiam spokojnie.  I to chyba właśnie jest najważniejszy element mojej aranżacji świata… 🙂