Kilka dni temu pod moim tekstem o jodze, który możecie znaleźć tutaj, Kasia napisała taki komentarz:

„Pani Agnieszko a jakie jest Pani zdanie na temat uprawiania jogi przez katolików? Słyszałam, że o ile wykonuje się tylko ćwiczenia bez medytacji to nie jest to sprzeczne z wiara chrześcijańską, ale czy możliwe jest trenowanie jogi bez przyjęcia jej założeń światopoglądowych? Uważa się, że otwiera to człowieka na obce moce i może dojść do zniewolenia. Już dawno chciałam spróbować jogi ale artykuły w Internecie na ten temat mnie wystraszyły. Co Pani o tym sądzi i czy można uprawiać jogę tylko pod względem gimnastycznym nadal czerpiąc z jej korzyści jakimi jest energia?”

To tylko jedno z wielu pytań, jakie w tym temacie od Was dostałam. Wiele z Was zwraca się do mnie z prośbą o poradę w kwestiach dotyczących rozwoju, wiary, zadając mi również pytanie, czy joga jest „dobra” czy jednak „zła”, bo pojawiło się w naszym kraju na jej temat tak wiele kontrowersji.

Zacznijmy od zastanowienia się nad tym jaki jest np. nóż – jest dobry czy zły? Można nim zranić, a nawet zabić drugiego człowieka. Można nim również ukroić chleb, by nakarmić głodnego. Codziennie używamy noży, by przygotować posiłki dla naszych rodzin. Zdarzają się jednak na świecie akty przemocy przy użyciu noża.

Więc czy nóż jest dobry czy zły? Nie jest ani taki, ani taki – on po prostu jest narzędziem. To nasz umysł dokonuje wyboru, w jaki sposób zostanie ono wykorzystane.

Czy zboże jest dobre czy złe? Można z niego upiec chleb, ale można z niego zrobić również alkohol. W naszym kraju są miliony alkoholików, ale przecież sam alkohol również nie jest ani dobry, ani zły. Można się nim codziennie upijać i niszczyć życie swoje i swojej rodziny, ale można nim również zdezynfekować rany i uratować życie. Jest również genialnym nośnikiem leków, np. jest niezbędny do wykonania bezcennego propolisu. 🙂

Alkohol nie jest ani dobry, ani zły – to człowiek dokonuje wyboru, w jak sposób go wykorzysta.

Ludzki umysł posiada tę przedziwną cechę, że niemal wszystko co „dobre” potrafi wykorzystać przeciwko sobie. Np. dynamit został stworzony, by ułatwić prace górników, a został wykorzystany do prowadzenia wojen.

Teraz wracając do jogi – zaczęłam ją ćwiczyć osiem lat temu. Od tego czasu przestałam palić, przestałam pić alkohol (przedtem nie znałam innych metod na „odreagowanie” napięcia, stresu i poczucia zagubienia, podobnie jak większość Polaków), uleczyłam siebie, przez co naprawiłam relacje z moim partnerem, synem i rodziną. Oczyściłam życie z toksycznych związków, a te ważne uczyniłam głębokimi, pięknymi, opartymi na uczciwości. Ponieważ uleczyłam siebie, stałam się wsparciem i motywatorem dla wielu osób, którym również udało się naprawić i uleczyć swoje życie.

Z „nocnego Marka” stałam się „rannym ptaszkiem”. Wstaję o godzinie 4:30 – 5:00 i zupełnie inaczej wygląda mój dzień, niż w moim „poprzednim wcieleniu”, tym sprzed jogi. Dzięki tej przemianie potrafię bardzo intensywnie i z ogromnym zaangażowaniem pracować, napisałam 3 książki i prowadzę ten blog, co wbrew pozorom jest ogromnie czasochłonne i wymaga mnóstwa energii. Dzielę się swoim doświadczeniem i, z listów oraz komentarzy jakie dostaję, dowiaduję się, że wnoszę w życie wielu osób inspirację i siłę. Mam się czym dzielić (bagaż doświadczeń) i robię to z otwartym sercem. Właśnie to pragnę czynić – dawać ludziom wsparcie, motywację i siłę. Inspirować do rozwoju i lepszego, pełniejszego życia. Odnalazłam swoje powołanie, powód dla którego jestem na tym świecie i znalazłam odwagę i wiarę, by iść za tym głosem – a to wcale nie jest takie łatwe! 🙂

W wieku 42 lat urodziłam córeczkę siłami natury, w domu. Mogłam to zrobić, ponieważ byłam całkowicie zdrowa (jest to absolutnie niezbędny warunek, by móc rodzić w domu), świadoma, spokojna, silna, odpowiedzialna i mądra. Jest to zestaw cech, jakie pragnęłam posiadać. Nie posiadałam ich wcześniej. Cóż, one oczywiście były we mnie, podobnie jak w każdym innym człowieku, ale nie potrafiłam ich wykorzystać, ponieważ byłam zagubiona i przestraszona. Bałam się chorób, śmierci, wojen, starości, biedy, samotności, ludzi itd. To odbierało mi siłę i chęć do życia. Czyniło mnie w pewnym sensie „martwą”.

Wcześniej, zanim w moim życiu pojawiła się joga, przeżyłam totalny kryzys. Mój związek się rozpadał, a ja razem z nim. Mój tato zmarł na raka, po ciężkiej chorobie. Wszystko wokół mnie i we mnie umierało i wreszcie poczułam, że jestem na samym dnie. Nie potrafiłam nawet się modlić. Modliłam się o to, bym w ogóle mogła się modlić – tak z głębi serca, z pełną wiarą. Czułam się tak głęboko nieszczęśliwa, że miałam wrażenie, że Bóg mnie opuścił i jestem zupełnie sama. Miałam wrażenie, że nic nie ma sensu. Pustka i ból.

Wreszcie, pewnej nocy poczułam, że dotknęłam już całkowitego dna. Padłam na kolana i powiedziałam: „Boże, błagam Cię pomóż mi, bo sama nie dam sobie rady! Poprowadź mnie proszę! Ulecz mnie, ocal mnie!”. Przez chwilę płakałam leżąc na podłodze, ale wkrótce poczułam spływający na mnie, kojący spokój.

Otarłam łzy.

Wiedziałam, czułam to, że ten mój akt całkowitego poddania i zawierzenia, otwiera zupełnie nowy rozdział mojego życia. Spłynął na mnie spokój i po raz pierwszy od wielu miesięcy spokojnie zasnęłam.

Gdy się obudziłam, przestałam się zastanawiać, a zaczęłam słuchać, zaczęłam iść za tym, co przynosi mi życie. A od tego dnia, a w zasadzie od tej nocy, której nigdy nie zapomnę, przyniosło mi wiele wspaniałych osób, które bardzo mi pomogły w mojej pracy nad sobą i moim życiem. Pomogły mi w procesie oczyszczenia i niesamowitej przemianie, w uzdrowieniu i odrodzeniu, jakie dokonało się we mnie i w moim życiu. Jednym z takich darów była dla mnie joga. To nie ona mnie uzdrowiła i uleczyła – dostałam wspaniałe narzędzie w postaci jogi i wykonałam ciężką pracę, aby je wykorzystać. Dzisiaj mam poczucie, ze narodziłam się na nowo i jestem innym człowiekiem – takim, jakim w głębi serca pragnęłam być, ale nie miałam pojęcia, że mogę. 🙂

Joga pojawiała się na mojej drodze jako bardzo ważne narzędzie mojego rozwoju. Wcześniej nie zostałam nauczona w jaki sposób radzić sobie ze stresem, jak zbudować stabilny system nerwowy, wytrwałość, klarowność umysłu. Jak przestać słuchać szumu tego świata i usłyszeć cichy głos mądrości i intuicji, który jest w każdym z nas. Tego nikt nie uczy nas w szkołach, dlatego w zdecydowanej większości jesteśmy zagubieni, sfrustrowani, nieszczęśliwi, a spokoju szukamy w używkach.

Wielka szkoda, że nikt nas nie uczy, w jaki sposób radzić sobie ze światem i ze sobą, dlatego tak dużo wokół nas frustracji i uzależnień. Nikt nas nie uczy jak zbudować i wykorzystać w najlepszy sposób swoją wewnętrzną siłę, spokój umysłu, jasność myślenia, by świadomie i pięknie kreować swoje życie, by czynić ten świat lepszym miejscem. Joga dała mi te możliwości. Dzięki nim zbudowałam w sobie spokój, siłę i wiarę, by pójść za głosem swojego powołania – a zwykle jest to BARDZO trudne.

Joga nie jest ani dobra, ani zła. Joga jest narzędziem, które w moim przypadku okazało się bardzo ważne, potrzebne, pożyteczne i transformujące. Nie bałam się jogi, ponieważ moje życie całkowicie powierzyłam Bogu. W moim świecie nie istnieje większa siła niż Bóg. Nie istnieje żadna inna siła. Tylko Bóg jest siłą. Nie obawiam się więc. Tylko na Bogu koncentruję mój umysł, emocje, serce i życie. Nie otwieram drzwi mojej duszy na nic innego. Nie koncentruję się na tym co złe, ale na tym, co dobre.

To poprzez nasz umysł i naszą koncentrację zapraszamy do nas „obce siły”. Jeśli koncentrujemy się na tym, co negatywne, nie potrzebna jest nam joga, aby te „obce moce” zaprosić do swojego życia. Robimy to za każdym razem, gdy na nich koncentrujemy swoją uwagę. W ten sposób otwieramy się na nie i dajemy im moc. W moim świecie jest tylko jedna siła – dobry, kochający Bóg, który kroczy zawsze ze mną. Nic innego nie ma szansy wkroczyć w ten „związek”. Mogę więc bezpiecznie korzystać z narzędzi, które dostaję na mojej drodze. Dla mnie tym właśnie jest joga, i szczerze mówiąc nie interesują mnie negatywne doświadczenia w tej kwestii innych osób, ponieważ dla mnie nic nie jest bardziej cenne niż moje własne, osobiste doświadczenie. A moje trwa już 8 lat.

Przez ten czas nie spotkałam ani jednej osoby, która ma złe doświadczenia związane z jogą. Przez ten czas dokonała się nie tylko moja całkowita transformacja, ale widziałam mnóstwo osób, które również przechodziły swoją własną transformację: wyszły z bardzo ciężkich, klinicznych depresji; podniosły się z samego dna rozpaczy po tragicznej stracie dziecka; odbudowały swoje życie po traumatycznej zdradzie i rozstaniu; odnalazły w sobie siłę, radość i moc, by poradzić sobie z wychowaniem dzieci będąc samotnymi matkami; odnalazły sens życia i wewnętrzny spokój wiedząc, że nigdy nie będą mogły mieć dzieci; odnalazły spokój i nowe życie po mastektomii; znalazły w jodze wielkie wsparcie, by poradzić sobie z uzależnieniami; wyszły z wyniszczających, toksycznych związków; nareszcie pogodziły się z życiem po śmierci partnera; przeszły przed głęboki i oczyszczający proces wybaczenia – ojcu, matce, partnerowi, pracodawcy; przestały bać się starości i po 60-tce rozpoczęły niesamowite, nowe projekty; matki wyszły z depresji poporodowej; dziewczyny znalazły w sobie odwagę, by całkowicie zmienić swoje życie zawodowe i zaczęły realizować swoje prawdziwe powołanie. Takich przykładów mogę podawać znacznie więcej. Ta przemiana jest jednak procesem, który zachodzi i dzieje się w nas stopniowo. Nie obywa się po kilu zajęciach jogi, ale jest związany z naszym szerszym, indywidualnym rozwojem.

Nie twierdzę, że… /czytaj dalej na następnej stronie/