Jakiś czas temu spotkałam pewną cudną dziewczynę, czytelniczkę tego bloga, która żyje samotnie. Ma 38 lat i wielką nadzieję, że kiedyś się zakocha i założy rodzinę. I wtedy zacznie się dla niej prawdziwe życie. Czeka na to….

Cóż, prawda jest taka, że życie już jest, TU i TERAZ. Ale gdy czekamy na to, co ma nadejść –  nowy partner, nowa praca, większa ilość pieniędzy, lepsza pora roku czy inne upragnione wydarzenie lub bardziej sprzyjające okoliczności – to w „międzyczasie” to życie nam ucieka.

Niezależnie od tego, czy żyjemy w rozpamiętywaniu przeszłości czy żyjemy w oczekiwaniu na przyszłość, nie istniejemy wtedy, gdy nie jesteśmy OBECNI w chwili, która jest TERAZ.

A to jest wielka strata. Ponieważ prawdziwe życie jest tylko i wyłącznie w TEJ właśnie chwili. W tej chwili, w której czytasz te słowa. I gdy w pełni akceptujesz to, co w danej chwili jest i  to, jaka w danej chwili jesteś.

Powołaniem każdego z nas jest inna, wyjątkowa ścieżka życia. Nasze życie nie musi, a nawet nie powinno być takie, jak życie innych osób. Ponieważ nigdy nie było i nigdy nie będzie takiej osoby jak Ty czy ja. Każdy jest wyjątkowy. Niestety, większość osób, zamiast szukać swojej autentycznej wyjątkowości, naśladuje innych wierząc, że tak powinno być, że taka jest droga do szczęścia. A przecież każdego z nas uszczęśliwia coś innego.

Niezmiennie fascynuje mnie zjawisko Sylwestra. Większość ludzi bierze udział w imprezach, albo zostają w domu przed telewizorem, ale zawsze towarzyszy temu alkohol. Tak więc  w ten wyjątkowy wieczór przytłaczająca większość naszego społeczeństwa jest odurzona alkoholem. Moim zdaniem ostatni dzień roku to jest idealny czas na piękne, głębokie, wzruszające i przede wszystkim ŚWIADOME przeżycia, aby podziękować za cały rok i siać nasiona marzeń na przyszłość. Z całą pewnością nie zrobimy tego będąc pod wpływem alkoholu. Ani na kacu 1 stycznia również nie. Zatruty alkoholem organizm nie wyczaruje pozytywnej energii na nadchodzący rok 🙂

Ja wiem, że w takim myśleniu jestem odosobniona, jednak odmienność myślenia daje mi poczucie… wolności oraz dokonywania świadomych wyborów. Mnie interesuje w pełni świadome życie. I ta moja świadomość mówi mi, że nie każdy z nas musi mieć rodzinę, aby poczuć się osobą szczęśliwą. Powołaniem każdego z nas jest coś innego. Od niektórych osób odszedł partner, czasem poprzez śmierć, a czasem na przykład z powodu kryzysu wieku średniego, w nieszczęsnej pogoni za utraconą młodością. Nie ma co rozpaczać po takiej stracie – niech ktoś inny męczy się z takim niedojrzałym osobnikiem. Czasem bywa też tak, że nigdy nie pojawiła się osoba, z którą warto jest spędzić życie. Z pewnością lepiej jest być samej, niż z byle kim. A niestety bardzo wiele osób decyduje się na nieudane związku właśnie ze strachu przed samotnością.  Niewłaściwy partner może jedynie pogłębić poczucie samotności.

Niezależnie od tego, czy partnera nie ma, czy też partner jest niewłaściwy, wiele osób wpada w stan emocjonalnej hibernacji, czekając na COŚ. Że kiedyś coś się wydarzy. Przyjedzie ten na białym koniu i dopiero wtedy zacznie się prawdziwe życie! I tu wrócę do tego wcześniej wspomnianego Sylwestra – wszyscy czekają na wspaniałą zabawę. Ale będą cudowne kreacje, muzyka i radość. A później, cóż… impreza długo się nie rozkręca, wiec trzeba coś wypić na rozluźnienie. Później następuje krótka chwila sztucznej alkoholowej ekscytacji, a następnie długotrwały i stale pogłębiający się spadek formy. Niektórzy mają „głupawkę”, śmieją, albo wszystkich bardzo kochają, a inni zaczynają mieć potrzebę „mówienia prawdy” i wtedy wywlekają wszelkie problemu i brudy. Oczywiście z prawdą nie ma to absolutnie nic wspólnego. Tyle było przygotowań, tyle czekania na tego wspaniałego Sylwestra, a tu taki klops. Goście się popili i nic przyjemnego z tego nie wynikło…

Czasem niestety tak samo jest z tym upragnionym związkiem: czekamy na to jak będzie pięknie i cudownie po ślubie. A tu po jakimś czasie w naszym salonie siedzi jakiś facet z puszką piwa w ręku i nie odrywa wzroku od ekranu telewizora lub komputera. Nieobecny człowiek – to ten wymarzony mąż…

Dlatego niezależnie od tego, jaką masz sytuację życiową lepiej jest na nic nie czekać, ale żyć TU i TERAZ.  Nie czekaj na partnera, aby zacząć żyć! Wiem o czym mówię, ponieważ ja również kiedyś czekałam, aż mój mąż wróci z podróży, aż skończy pracę – kiedyś był totalnym pracoholikiem. Aż wreszcie  nastał kryzys i wtedy postanowiłam, że wolę być sama. Że chcę być sama. Że potrzebuję tej samotności.

Na początku było mi trudno, przyznaję. Ponieważ jest to kompletna rewolucja w myśleniu. Z takiego myślenia „co bym zrobiła GDYBY”, na myślenie „czego potrzebuję TERAZ ja”, „jakie są moje pragnienia TERAZ”. I jak ja je mogę spełnić.

Jedną z taki trudniejszych rzeczy do robienia w samotności jest samotne jedzenie w restauracji. A ja miałam ochotę pójść do restauracji. Więc poszłam. Ale okazało się, że wcale nie sprawia mi przyjemności siedzenie w zamkniętej  przestrzeni. Od tego czasu, w porze na lunchu robiłam sobie przerwę i sprawiałam sobie taką  wielką przyjemność: zabierałam ze sobą coś pysznego i zabierałam samą siebie do parku. Jadłam jak królowa w towarzystwie drzew, albo siedząc na trawie, gdy było ciepło. Gdy czas na to pozwalał, siadywałam  nad stawem w Parku Skaryszewskim albo w  Ogrodzie Botanicznym. Nie ważne gdzie – ważne, aby był kawałek natury, kawałek przestrzeni, kawałek nieba, drzewa, wiatr, mały chociaż promyczek naturalnego światła. To mi sprawiało PRAWDZIWĄ radość. Gdy jesteśmy w naturze poczucie samotności po prostu nie istnieje. Istnieje poczucie samotności w tłumie, ale już samotność w lesie… No nie istnieje, ponieważ natura jest obecna w tu i teraz.

W moich książkach pisałam o moim samotnym wyjeździe na Korfu – to był początek mojego przebudzenia. Ale później, po powrocie do Warszawy nieustannie urządzałam sobie randki sama ze sobą.  I dzięki temu odkryłam, jak piękne są Łazienki Królewskie gdy pada deszcz, albo gdy jest zimno. Odkryłam jak ważne i piękne są moje wizyty w antykwariatach, galeriach, muzeach, kinach. Poprzez tę samotność oraz fakt, że nie dzieliłam się opiniami i nie słuchałam opinii innych osób, naprawdę i autentycznie zaczęłam słuchać siebie, poznawać siebie i uczyć się siebie. Mogło tak się stać, ponieważ nie myślałam o sobie w kategoriach „jestem sama, taka  samotna, gdybym była z kimś, gdyby dzieliła tę chwile z kimś, to WTEDY by było fajniej”. Nie! Dla mnie było fajnie dokładnie tak, jak było.

Co masz mi do zaoferowania dana chwilo?

Jak się czujesz moja duszo?

Czego potrzebujesz moja ukochana duszo?

Tego nie usłyszymy w tłumie ludzi.

I dopiero wtedy, gdy naprawdę usłyszałam, poczułam i pokochałam siebie, swoją duszę, gdy czułam się naprawdę WSPANIALE sama ze sobą, gdy NIKT, ale to absolutnie NIKT nie był mi potrzebny do szczęścia – dopiero wtedy byłam gotowa, aby zacząć nawiązywać dobre relację z innymi ludźmi. I dopiero wtedy te relacja stały się autentyczne i wartościowe.  Zbyt często „przyjaźnimy” się z ludźmi lub wchodzimy w związek z drugim człowiekiem ze strachu przed samotnością. Wtedy taki związek po prostu nie może być dobry, udany i szczęśliwy. Prawdziwy, dobry, pełny związek, to związek dwóch dusz. Ale te osoby muszą ZNAĆ swoje dusze – swoje własne dusze. Dobrze je poznać i je pokochać. Drugi człowiek nie jest po to, aby wypełnić naszą wewnętrzna pustkę, nasze dziury – to my sami musimy je wypełnić. Wtedy wszystko w nas zostaje uleczone.

Gdy ludzie mówią „spotkaj się ze mną, bo czuję się taki/ taka samotna/ samotny” to literalnie oznacza: „bądź ze mną, aby pomóc mi odwrócić uwagę od mojej wewnętrznej pustki, od mojego wewnętrznego bólu, którego nie umiem uleczyć”. Zupełnie inaczej jest gdy mówimy: „bądź ze mną, bo jestem taka szczęśliwa, pragnę to szczęście z tobą dzielić! Razem będzie nam jeszcze lepiej!”. To jest możliwe, jak najbardziej. Ja teraz tak mam 🙂

Jedynie świadome przejście przez ten ból może go w pełni i na zawsze uleczyć. Przejście bez alkoholu i innych używek, które go zagłuszają i odwracają od niego uwagę.

Każdy, absolutnie każdy człowiek na świecie ma w sobie coś, co wymaga uleczenia. Przebaczenia, akceptacji, ukochania. Ale aby tego dokonać, trzeba stawić czoła temu, czego najbardziej się boimy, aby przejść przez swoją „ciemną noc duszy” – po niej pojawia się olśniewająco piękny świt! Warto przez tę „ciemną noc duszy” przejść, aby na zawsze już siebie uwolnić i dokonać transformacji. Aby z larwy wykluł się motyl. Większość ludzi woli pozostać w formie larwy, w stanie hibernacji – ponieważ tak jest wygodniej, bezpieczniej i nie trzeba wykonywać wielkiej pracy. A przebudzenie się jest wielką pracą. Wymaga odwagi i wielkiej energii – wąż zrzuca starą skórę, z larwy wykluwa się motyl, a człowiek staje się przebudzony, świadomy.

Eckhart Tolle napisał „Dla większości ludzi najważniejszym duchowym nauczycielem jest ich własny ból. Ponieważ wszystko przez co cierpimy, wnosi do naszego życia świadomość”.

Dobra wiadomość jest jednak taka, że my nie musimy cierpieć. Nie musimy kurczowo trzymać się tego cierpienia. Możemy je uwolnić. Zamiast myśleć o miłości, której nie mamy, możemy BYĆ miłością TERAZ. Możemy żyć miłością tu i teraz. Do tego nie jest nam nikt potrzebny!

Miłość jest wewnątrz nas. Miłość jest energią, która NIEUSTANNIE płynie – wystarczy się na nią otworzyć. Nie czują jej osoby pełne leku, nienawiści, pogardy, braku przebaczenia, oraz poczucia braku i żalu (stawianie się w pozycji ofiary). To wszystko tworzy wewnętrzne blokady, które sprawiają, że nie może płynąć do nas i przez nas miłość, zdrowie, pomyślność i dobre życie. Możemy się od tych blokad uwolnić.

Bądź miłością i żyj miłością TU i TERAZ!  Żyj w pełni, prawdziwie, aby odkryć wielkie skarby ukryte wewnątrz własnego serca.

A więc dzisiaj nie czekaj na nic, nie myśl o tym, „co by było gdyby”.  Zamiast tego posłuchaj własnego serca i ruszaj przed siebie, w swoje dobre, prawdziwe, autentyczne życie. W swoją unikalna, wyjątkową, niepowtarzalną drogę. Ona czeka na Ciebie. Doceń Istotę, która w Tobie jest. Twój najważniejszy w życiu związek to ten, który masz ze sobą. Z niego właśnie wyrasta dobra relacja z Bogiem (chociaż to akurat jest absolutnie ze sobą połączone) i dopiero z tego mogą wyrosnąć zdrowe, dobre, pełne, satysfakcjonujące relacje z drugim człowiekiem. Inna kolejność po prostu nie jest możliwa. Osoba, która nie ma dobrej, opartej na miłości i SZACUNKU relacji sama ze sobą nie może mieć dobrego związku z drugim człowiekiem.

I odwrotnie – osoba, która ma dobrą, opartą na szacunku i miłości relację sama ze sobą będzie miała w swoim życiu tylko i wyłącznie dobre relacje i związki z innymi ludźmi. Ponieważ nie zgodzi się na złe związki  i nie zgodzi się na bylejakość. Nie zgodzi się na bycie z człowiekiem, który sprawia, że czuje się samotna. Bo gdy prawdziwie mamy siebie,  wtedy NIGDY nie czujemy się samotni – czujemy się tak jedynie w niewłaściwym towarzystwie.

Więc gdy nawiedzi Cię pokusa, aby poczuć się samotnie, to zamknij oczy, weź głęboki oddech i poczuj siebie, Stwórcę oraz fakt, że tak naprawdę nigdy, przenigdy nie jesteś sama. Zawsze jest Ktoś, kto absolutnie i bezwarunkowo Cię kocha!!!!!

Żyj. Kochaj. I ruszaj w świat! W swoje dobre życie! 🙂

Z miłością,

Agnieszka

Ps. Więcej o dobrym związku z samą sobą napisałam w książce „Pełnia życia” 🙂